Wszyscy możemy być uczonymi. Wywiad z Katarzyną Rygiel
Data: 2023-01-20 14:38:12– Ciekawość pcha nas w świat i sprawia, że kolekcjonujemy wspomnienia oraz doświadczenia, że nie wystarczają nam utarte ścieżki, którymi codziennie podążamy, bo one zwyczajnie nas nudzą i nużą. Że chcielibyśmy lepiej albo inaczej… Chyba właśnie tacy ludzie mają szansę dotrzeć tam, gdzie przed nimi nie dotarł nikt – mówi Katarzyna Rygiel, autorka książek Strażnik Klejnotu, Wszystkie zaułki przeszłości oraz Jeden dzień.
fot. Krystyna Blatkiewicz
Ciekawość to najważniejsza cecha uczonego?
Nie wiem, czy najważniejsza, ale z pewnością mająca znaczenie. To ciekawość każe nam zadawać pytania i szukać odpowiedzi, a wiadomo, że tylko w ten sposób można dotrzeć do granic wiedzy i przesunąć je odrobinę dalej. Ciekawość jest gwarancją rozwoju. I dotyczy to nie tylko uczonych, ale nas wszystkich. W naszych mikroświatach, jeśli tylko zechcemy, wszyscy możemy być „uczonymi”.
Wydaje się, że to z większości dzieci czyni materiał na znakomitych naukowców
Kiedyś miałam okazję posłuchać bardzo ciekawego wykładu, którego tematem był rozwój naszego mózgu. Dzieci w pierwszym okresie życia, gdy tylko nauczą się mówić, nieustannie pytają: „po co?” i „dlaczego?”. W tym czasie po raz pierwszy próbują wielu rzeczy i ich mózgi rozwijają się błyskawicznie. Gdyby to tempo zostało zachowane, wszyscy jako dorośli bylibyśmy geniuszami. Niestety, nie jest to możliwe, bo tak szybko rozwijający się mózg pochłania zbyt dużo energii, a tu trzeba jeszcze rosnąć… Wszystko wraca więc do normy, mózg zaczyna rozwijać się wolniej, ogromna liczba połączeń nerwowych wykształconych do czwartego, piątego roku życia ulega zmniejszeniu, za to ciało przyspiesza. Potem dzieci idą do szkoły i gdzieś po drodze gubi się ta skłonność do zadawania pytań, naturalna ciekawość i pragnienie, by się dowiedzieć, gdy dowiadywanie się staje się dla uczniów czymś w rodzaju obowiązku.
Ale nie wszystkich to dotyczy. I to właśnie te wyjątkowe dzieci zostają potem uczonymi?
Być może. Widocznie niektórzy z nas są bardziej ciekawi niż inni. To bardzo cenne, bo nasz mózg nie znosi nudy. Może to jest ta dziecięca świeżość spojrzenia, którą udaje się czasem zachować na długie lata i która każe nieustannie szukać, czytać, zdobywać nowe umiejętności, próbować tego, czego się jeszcze nie spróbowało. Ta ciekawość pcha nas w świat i sprawia, że kolekcjonujemy wspomnienia i doświadczenia, że nie wystarczają nam utarte ścieżki, którymi codziennie podążamy, bo one zwyczajnie nas nudzą i nużą. Że chcielibyśmy lepiej albo inaczej… Chyba właśnie tacy ludzie mają szansę dotrzeć tam, gdzie przed nimi nie dotarł nikt.
Ważna jest także inna cecha dobrych uczonych, a mianowicie – otwarty umysł?
Otwarty umysł ma pewnie wiele wspólnego z ciekawością. Chłonie, przetwarza i nie stawia sobie żadnych ograniczeń. Nie przyjmuje pewników ani nie robi założeń, które będzie próbował za wszelką cenę udowodnić, ale analizuje dane i wyciąga wnioski.
Taki jest Mikołaj Pistorius, jeden z dorosłych bohaterów Pani cyklu Strażnik Klejnotu?
Mikołaj to mój ulubiony bohater. Uczony na miarę swoich czasów, który z jednej strony chce wiedzieć, jak urządzony jest świat, ale z drugiej daje się opętać pragnieniu nieśmiertelności, więc nie do końca jest człowiekiem o otwartym umyśle. Na początku każda jego myśl jest zatruta tym marzeniem. Później to się zmienia, Pistorius zaczyna podróżować w czasie i uczy się cenić swoje życie, młodość oraz pracę, a także uczucia takie, jak przyjaźń czy miłość, jak również ludzi, którzy są blisko niego.
Co jeszcze go wyróżnia? Jest wytrwały, pracowity, potrafi być lojalny. I odnajduje się w każdej rzeczywistości – to widać we wszystkich trzech tomach cyklu. Umie dopasować się do nowych czasów i okoliczności, nawet tych wojennych.
Mikołaj – po wydarzeniach, które miały miejsce w poprzednich powieściach cyklu – jak się zdaje, znalazł już swoje miejsce i czas, podobnie jak Ula i Felek. Tyle, że przeszłość nie pozwala im o sobie zapomnieć.
To prawda. Każda podróż w czasie kończy się powrotem do domu, a bohaterowie po wielu przygodach oddychają z ulgą. Zwłaszcza Mikołaj, który zdaje sobie sprawę z tego, jak niewiele brakowało, żeby został w nie swoim czasie na zawsze. Ale spokój po powrocie nie trwa długo. W końcu gra toczy się o Klejnot i dopóki któryś z bohaterów, któraś z bohaterek będzie go szukać czy za nim podążać, wszyscy będą narażeni na to, że wcześniej czy później znajdą się w innym stuleciu. Choć niektórzy spośród nich, jak na przykład Feliks, o niczym innym nie marzą i chętnie pomogliby szczęściu, żeby jeszcze raz trafić do przeszłości. Więc nie tylko przeszłość nie daje bohaterom o sobie zapomnieć – im także trudno zapomnieć o przeszłości.
Tak bywa – oczywiście nie na taką skalę – również w naszym życiu?
Zastanówmy się, jak wyglądałoby ono bez wspomnień czy tego bagażu przeżyć i doświadczeń, który dźwiga każdy z nas? Do jednych wracamy chętnie, bo czerpiemy z nich energię i radość, inne bywają trudne, a są i takie, o których najchętniej byśmy zapomnieli, gdyby tylko było to możliwe. Wszystkie jednak wpływają na to, jacy jesteśmy, w jakiś sposób nas kształtują. Podobnie jest z opowieściami, którymi czasem dzielą się z nami starsi członkowie rodziny, rodzice, dziadkowie… Nasiąkamy nimi, ilekroć mamy okazję ich słuchać. Wtedy również dotykamy przeszłości.
Dlatego warto interesować się historią własnej rodziny, ale też miejsca, w którym się mieszka?
Historie rodzinne mają to do siebie, że zwykle są lepsze od tych opowiadanych w książkach i filmach, bo najlepsze scenariusze pisze samo życie. Szkoda tylko, że na ogół jesteśmy zbyt młodzi, by je docenić, a gdy dojrzewamy do tego, by dowiedzieć się czegoś więcej, tych, którzy mogliby nam co nieco opowiedzieć, już nie ma. Wtedy żałujemy, że nie słuchaliśmy uważniej, nie notowaliśmy, nie nagrywaliśmy… Powinniśmy być bardziej czuli na wspomnienia innych, może wtedy bylibyśmy w stanie ocalić ich więcej.
Jeśli chodzi o historię miejsc, w których mieszkamy, to często łatwiej ją poznać niż przeszłość naszych bliskich, gdy ich zabraknie. Są książki, stare gazety i fotografie, a budynki zwykle trwają dłużej niż ludzie. Choć są wyjątki, do których należy właśnie Warszawa. Po wojnie niemal przestała istnieć i dzisiaj jest już innym miastem. Nie ma tamtych kamienic, ulice wyglądają inaczej… Pisząc trzy części cyklu Strażnik Klejnotu, sporo się o niej dowiedziałam. I nie przestaję żałować, że nie można cofnąć czasu. Takie powroty do przeszłości mogą być bolesne.
Właśnie – przeszłość może ciążyć na naszym życiu i naszej przyszłości. Tak jest w przypadku Janka?
Janek, przyszły dziadek Felka, który jako chłopiec pojawia się w Jednym dniu, wciąż pamięta o tym, co spotkało jego rodzinę w czasie powstania warszawskiego. To sprawia, że po wojnie nie może w pełni cieszyć się życiem: bezpieczeństwem i odzyskanym dzieciństwem. Przez długi czas wydaje mu się, że koszmar, który przeżył, może się powtórzyć. Czuje się też osamotniony, chociaż ma kochającą opiekunkę. Przez wiele lat nie może pogodzić się ze swoją stratą. Nawet jako starszy człowiek nie potrafi opowiedzieć o swoich przeżyciach wnukowi, mimo że są sobie naprawdę bliscy.
Janek przeżył II wojnę światową. Ten okres stał się dla niego źródłem niewyobrażalnej traumy. Po takich doświadczeniach nie da się żyć bez strachu?
Myślę, że nie potrafimy wyobrazić sobie strachu, jaki przeżywali ludzie w okresie okupacji ani tego, czego doświadczyli. Mojemu dziadkowi, który cudem wrócił z obozu koncentracyjnego, śniła się czasem tamta rzeczywistość i wtedy budził się z krzykiem – nawet po latach, gdy jego syn, a mój tata, był już dorosłym człowiekiem. Czytałam wspomnienia ludzi, którzy przeszli w czasie powstania kanałami ze Starówki do Śródmieścia. Niektórzy mogli o tym mówić dopiero po kilkudziesięciu latach. Trauma to słowo, które nie oddaje istoty rzeczy. Nie wiem, czy po takich doświadczeniach można żyć bez strachu. Czy w ogóle można żyć…
Jest też poczucie winy – bo samemu się przeżyło, gdy ktoś bliski zginął. To bardzo poważny temat, jeśli brać pod uwagę, że Jeden dzień to literatura dla młodych czytelników.
Trudno uciekać od poważnych tematów, gdy w życiu są one ciągle obecne. Ostatnie lata były dla młodych ludzi bardzo trudne. Oczywiście pandemia to nie wojna, choć pewnie wiele osób straciło w tym czasie swoich bliskich, na przykład dziadków. A jeśli już mowa o wojnie, wystarczy, że wspomnimy to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. To prawda, że dla nastolatków wojenna rzeczywistość może być trudna do pojęcia. Ale czy dla nas, mimo naszej wiedzy, również nie jest taka? Czy to, że jesteśmy starsi, sprawia, że lepiej sobie radzimy z takimi tematami? Zresztą, kto byłby w stanie określić, od ilu lat są one „dozwolone”? To zawsze kwestia indywidualnej dojrzałości. Dlatego myślę, że trzeba mówić o tym, co nas dotyka. O wojnie, śmierci i stracie także. Można się tylko zastanawiać, jakimi słowami opowiedzieć tę historię, by przemówiła do wyobraźni, utkwiła w pamięci i trafiła do serca. Czy są takie słowa i czy uda się je znaleźć. Wciąż nie jestem pewna, czy mnie się udało.
Myślę, że tak, bo trudną tematykę równoważy Pani wartką akcją i kolejnymi przygodami bohaterów książki. To najlepszy sposób, by historia „ożyła" i stała się bliska współczesnym odbiorcom?
To chyba jedyny sposób, żeby przykuć uwagę młodych czytelników. Żyją w świecie, który gna przed siebie, nie zwalniając ani na chwilę. Są świadkami nieustannych zmian, ofiarami nowoczesnej technologii, która często utrudnia im dostrzeżenie tego, co jest naprawdę ważne. Z rozpędzoną rzeczywistością trudno konkurować. Dlatego w książkach także „musi się dziać”, a duże tempo i nagłe zwroty akcji sprawiają, że łatwiej „wejść” do środka i wyobrazić sobie, co naprawdę przeżywają bohaterowie. Zanim Jeden dzień trafił do wydawcy, podsunęłam tekst moim synom, którzy wtedy mieli 11 i 14 lat i obaj przeczytali go dość szybko, więc wydaje się, że taka konstrukcja fabuły gwarantuje, że czytelnik dotrze do ostatniej strony i mimochodem dowie się czegoś, o czym zwykle słyszy na lekcji historii, jeśli akurat uważa. Jeśli chce się nadążyć za akcją w książce, uważać trzeba – ale to raczej przyjemność niż wysiłek, jeśli samemu sięga się po lekturę. A to, co przyjemne, łatwiej wchodzi do głowy i na dłużej w niej zostaje.
Czytaj również: Katarzyna Rygiel - cytaty
Podobnie postaci znane z lekcji języka polskiego – i chyba nieszczególnie przez większość uczniów lubiane – jak Krzysztof Kamil Baczyński – nabierają w Pani powieści „ludzkiego" wymiaru.
Lubię pisać o nich w ten sposób. To zupełnie zmienia perspektywę. Przecież to byli tacy ludzie jak my. Mieli swoje sprawy i kłopoty, jakieś marzenia, rodziny i przyjaciół, kogoś kochali. Walkę za ojczyznę uznawali za swój obowiązek, bo czuli, że nie można inaczej i nie było w tym heroizmu, a jedynie głębokie przekonanie o słuszności takiego postępowania. Uczniowie poznają ich w szkole od zupełnie innej strony. A może powinni obejrzeć film o Baczyńskim pod tytułem Dzień czwarty i zobaczyć w nim dwudziestoparolatka, troszkę odklejonego od rzeczywistości, jak powiedziałaby dzisiaj młodzież, nie na tyle jednak, by się w nią nie zaangażować, młodego człowieka, który miał poczucie, że wojna wszystko mu odebrała. I który zginął, kiedy jadł jabłko… Po prostu.
Pani bohaterowie stają przed klasycznym dylematem rodem z literatury science fiction: czy da się cofnąć czas? I czy wolno nam to czynić?
Te pytania działają na wyobraźnię. Bo przecież gdyby można było cofnąć czas i wprowadzić w przeszłości pewne modyfikacje, miałoby to trudne do przewidzenia konsekwencje. Jesteśmy przyzwyczajeni do ciągu przyczynowo-skutkowego, który porządkuje historię. Gdyby nagle go zabrakło, zapanowałby chaos. Ula i Feliks w Jednym dniu przeczuwają, że tak właśnie będzie, poprzednie podróże w czasie czegoś ich już nauczyły. Ale Janek nie ma pojęcia, do czego mogą doprowadzić jego próby odmienienia przeszłości. I dowiaduje się o tym w bardzo bolesny sposób. Przekonuje się też, że każda zmiana może wpłynąć nie tylko na jego życie, ale także na życie innych ludzi. I to jest chyba największy problem, że oni również ponoszą konsekwencje jego wyborów, a przecież nie powinni.
My, na szczęście, przed dylematami tego rodzaju nie stoimy. Ale – kto wie. Wierzy Pani, że kiedyś będziemy musieli się nad tym poważnie zastanowić?
To kuszące, ale mam nadzieję, że nie. Mimo wszystko jestem przywiązana do pewnego porządku w życiu. Zbieram doświadczenia, staram się wyciągać z nich wnioski na przyszłość i idę dalej, choć jak każdy człowiek mam za sobą także przeżycia, które mi ciążą. Gdy przyszłość jest niepewna, bo przecież nie wiemy, co nas czeka jutro czy za tydzień, przeszłość – ta niezmienna – może dawać poczucie bezpieczeństwa. To coś, czego nam nikt nie odbierze.
Tymczasem w czasie podróżować możemy wyłącznie za sprawą książek. Planuje Pani kolejną taką eskapadę?
Takie książki jak Jeden dzień to dla autora prawdziwe wyprawy w nieznane. Żeby je napisać, trzeba wiele przeczytać, przejrzeć, poznać i oswoić. To wspaniała i satysfakcjonująca, ale i wyczerpująca praca. Dlatego następna książka będzie prawdopodobnie łatwiejsza, mniej złożona. Na razie zostawię historię w spokoju. Nie będzie więc podróży w czasie, ale sama podróż będzie na pewno, bo każda książka jest podróżą do świata, którego nie znamy. I to nie tylko dla czytelnika, dla autora także. I chyba to jest w pisaniu najlepsze, że tyle jest tych światów i tych podróży.
Książkę Jeden dzień kupicie w popularnych księgarniach internetowych: