Kiedy świat wpada w tarapaty, pojawiają się kobiety, by walczyć, wspierać, organizować i edukować. Wywiad z Katarzyną Maludy wokół książki „Panny na wydaniu”

Data: 2024-06-27 12:27:21 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Kiedy świat wpada w tarapaty, pojawiają się kobiety, by walczyć, wspierać, organizować i edukować. Wywiad z Katarzyną Maludy wokół książki „Panny na wydaniu” z kategorii Wywiad

– Doskonale pamiętamy także takie ówczesne bussines woman jak królowa Bona, kresowe wilczyce w typie prawdziwej pani Wołodyjowskiej czy rozpolitykowane damy oświecenia. W XIX wieku wprowadzono prawo wzorowane na Kodeksie Napoleona i był on krokiem wstecz jeśli chodzi o prawa kobiet. Wzruszamy się jego romansem z Marią Walewską, a przy tym jakoś umyka naszej uwadze, że był wstrętnym mizoginem. Jednak kiedy tylko świat wpadnie w tarapaty i męska władza słabnie, pojawiają się natychmiast różne Emilie Plater, by walczyć, wspierać, organizować, edukować – mówi Katarzyna Maludy, której książka Panny na wydaniu ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Replika.

Panny na wydaniu to powieść o historii, emocjach i miłości. Jednak czy… w świecie małżeństw aranżowanych było miejsce na uczucie?

Jestem przekonana, że pomysł aranżowania małżeństw towarzyszył ludzkości od momentu wymyślenia formalnych związków między parami ludzi. Nie sądzę, by u samych początków małżeństwa miało ono cokolwiek wspólnego z miłością, raczej było transakcją handlową, wynikiem zabiegów o władzę, nakazem pana czy właściciela. A jednak niezliczona ilość dokumentów, listów, testamentów, nawet pierwsze zdanie napisane po polsku w Księdze henrykowskiej z 1270 roku, słynne: „Daj ać ja pobruczę, a ty pocziwaj”, świadczy o tym, że uczucie w takiej aranżowanej rodzinie nie było rzadkością. Wydaje mi się też, że skłonności młodych miały szanse być brane pod uwagę przez kochających rodziców. Sami młodzi, wiedząc już od dzieciństwa, że wolą ojców są sobie przeznaczeni, łatwiej się w sobie zakochiwali. Zresztą nie wiem, czy dziś, kiedy mamy powszechną akceptację małżeństw opartych na miłości, sprawa jest łatwiejsza. Skąd wiedzieć, czy nasza druga połówka jest tą jedyną? Ciężar odpowiedzialności jest wielki, bo wybór określa nasz los – jeśli nie na całe życie, to przynajmniej na wiele lat. I to może wpływać na to, że małżeństw jest coraz mniej… A tak, skoro sprawa została podjęta poza nami, nie było odwrotu. Jak na przykład u… chorążego orszańskiego Andrzeja Kmicica z Potopu Henryka Sienkiewicza. Ojcowie w testamencie napisali, że trzeba się ożenić z panną Oleńką Billewiczówną, to Jędruś się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia i gotów się był ożenić następnego dnia bez zbędnych deliberacji.

A jednak zamążpójście i w tamtych czasach wiązało się z lękiem. W swojej powieści pokazujesz obawy bohaterek, zwłaszcza młodej i nieśmiałej Helenki. Co budziło najmocniejsze obawy w kobietach?

Z dzisiejszego punktu widzenia najwięcej obaw powinna wzbudzać sytuacja prawna kobiet traktowanych jako „wieczyście niedojrzałe”. Tego boi się przede wszystkim panna Florentyna Glińska, która, jeśli chodzi o poglądy i osobowość, znacznie wyprzedza swoją epokę. Ale bunt przeciwko temu był obecny i w tamtych czasach, więc piszę o tym, bo lata Rewolucji Francuskiej to też okres, kiedy po raz pierwszy kobiety podjęły próbę zawalczenia o poprawę swojego położenia. Uważam to za początek ruchów feministycznych. Obawy Helenki wypływają ze sposobu wychowania. Wówczas za ideał kobiecości uznawano dziewczynę skromną, cichą, skłonną do służenia innym, niedopominającą się niczego od życia, z pokorą znosząca swój los. Dla podkreślenia tych cech obdarowałam Helenkę klasztornym wychowaniem, ale nawet jeśli dziewczynie udało się tego uniknąć, to i tak te właśnie cechy starano się w nią wszczepić, wszystko jedno z jakiej warstwy społecznej pochodziła. Jeśli ktoś jest tak wychowany, to musi w nim budzić obawy ta wielka niewiadoma – człowiek, od którego będzie zależało w przyszłości wszystko, czyli mąż. Dla mnie to straszna perspektywa.

Czyli bycie panną na wydaniu w XIX wieku to sytuacja raczej niewesoła i bardzo stresująca?

Bardzo stresująca. Zwłaszcza, że takiej pannie groziło coś jeszcze straszniejszego niż małżeństwo, a mianowicie perspektywa, że zostanie starą panną. Czyli kimś wybrakowanym, kogo nikt nie chciał, z perspektywą znoszenia do końca życia lekkiej społecznej pogardy. Stara panna nigdy nie urządzi porządnego domu, nie zazna radości macierzyństwa, co wedle standardów tamtych czasów było najwyższą kobiecą powinnością i największym szczęściem. Nigdy nie będzie jej wolno założyć strojniejszej sukni, swobodniej się uśmiechnąć. Zawsze będzie strofowana i pouczana. Stokroć lepiej było być mężatką, której jednak więcej było wolno. Dlatego myślę, że bycie panną na wydaniu to był nieustanny casting w salonach zaprzyjaźnionych domów, teatrach, ślizgawkach, parkach. Trzeba było zawsze być gotową, by zdobyć najcenniejsze dobro – zamożnego i przyzwoitego mężczyznę na męża. Myślę, że taka sytuacja nieustannego egzaminu na żonę musiała być stresująca.

Panny na wydaniu - powieść Katarzyny Maludy

Dobrym przykładem jest dla mnie małżeństwo Żarskiego z matką Helenki. Myślisz, że gdyby jego żona nie zmarła tak wcześnie, połączyłaby ich szczera miłość?

Jestem o tym przekonana. Przecież to biologia. Ona i on w jednym domu, w jednym łóżku, przy jednym stole. Jeśli do tego oboje byli w miarę przyzwoici i wykonywali swoje obowiązki, czyli on dbał o nią, a ona o niego, to nie mogło być inaczej. Poczucie wspólnego losu, wspólnego zadania, wzajemnej zależności bardzo wiąże, a te więzy nazywane są miłością. Zresztą tak jest do dziś. Pierwotne zauroczenie pełni rolę znieczulającego narkotyku, by on i ona dali się wprzęgnąć w rodzinne obowiązki, zgodzili się spłodzić potomstwo i je jak najlepiej wychować. A to nie jest prosta sprawa. Działanie tego miłosnego „narkotyku” wcześniej czy później musi minąć, a to czy małżeństwo jest dobre, czy złe, zależy już bardziej od tego, czy oboje są przyzwoitymi ludźmi i gotowi są wspólnie ciągnąć wózek swoich powinności. Taki był Żarski i taka pewnie była matka Helenki. Piszę pewnie, bo tak wcześnie zmarła, że życie nie zdążyło jej wystarczająco przetestować. Przynajmniej ja tak tę sprawę widzę.

Główna bohaterka, panna Florentyna Glinicka wyprzedza swoje czasy pod względem sposobu myślenia, ale też podejścia do mężczyzn. Czy takie osobowości jak ona były niegdyś rzadkością?

Jestem skłonna twierdzić, że trudne okoliczności historyczne sprawiają, że kobiety mobilizują siły i pojawia się wiele dzielnych pań. Wiek XIX to okres ich szczególnego zniewolenia. We wcześniejszych epokach miałyśmy więcej praw i łatwiej było więc spotkać mądre przeorysze średniowiecznych zakonów, uczone święte, jak moja patronka św. Katarzyna ze Sieny, kobiety renesansu figlarne albo odgrywające istotną rolę w polityce, jak nasza król (to nie pomyłka, była koronowana na króla a nie królową) Jadwiga Andegaweńska Jagiełłowa. Przecież doskonale pamiętamy także takie ówczesne bussines woman jak królowa Bona, kresowe wilczyce w typie prawdziwej pani Wołodyjowskiej czy rozpolitykowane damy oświecenia. W XIX wieku wprowadzono prawo wzorowane na Kodeksie Napoleona i był on krokiem wstecz jeśli chodzi o prawa kobiet. Wzruszamy się jego romansem z Marią Walewską, a przy tym jakoś umyka naszej uwadze, że był wstrętnym mizoginem. Jednak kiedy tylko świat wpadnie w tarapaty i męska władza słabnie, pojawiają się natychmiast różne Emilie Plater, by walczyć, wspierać, organizować, edukować. Jesteśmy jednym z pierwszych państw, w którym kobiety otrzymały prawa wyborcze. Józef Piłsudski nie zgodził się na to z czystej uprzejmości dla płci pięknej. Miałyśmy już za sobą znakomite karty walki, miałyśmy zasługi w powstaniach, działalności konspiracyjnej, podczas I wojny światowej. Nie miał innego wyjścia. Musiał nam dać te prawa.

No dobrze, a co z mężczyznami? Na przykład Hieronim Żarski to postać wyjątkowo ciekawa. Z jednej strony budzi politowanie i czasem śmieszy, z drugiej – zjednuje sympatię czytelnika i czasem łapie za serce. Nie jest może księciem na koniu, ale też nie zupełnym nikczemnika, więc trzeba go pokochać z wadami.

Hieronim Żarski jest moją odpowiedzią na pytanie, jak wyobrażam sobie fajnego mężczyznę. Zresztą takich odpowiedzi w moich książkach i także w następnych tomach Sagi warszawskiej będzie kilka. Ma oczywiście wady, ale ma też fundamentalne zalety. Po pierwsze rozmawia. Słucha i odpowiada. Bierze pod uwagę. Jest zdolny do kompromisu. Po drugie – na czymś się zna. Jest go za co szanować. Pracuje i jest solidny. Po trzecie nie uważa, że powinien być dla Florentyny całym światem. Przyjął do wiadomości, że oprócz niego jeszcze ją coś interesuje i coś by chciała. Florentyna odwzajemnia się mu tym samym. Moim zdaniem na tym polega partnerstwo. Mówi się dziś często, że współcześni mężczyźni nie wiedzą, czego chcą od nich kobiety oraz że brak im wzorców. Więc proszę bardzo, panowie. Oto moja rada: bądźcie Hieronimami Żarskimi!

Saga warszawska Katarzyny Maludy - otografia promująca cykl powieści

Wspominałaś o kolejnych tomach Sagi warszawskiej, której Panny na wydaniu stanowią pierwszy tom. Skąd czerpiesz wiedzę i inspiracje o tej dawnej Warszawie? Jako mieszkanka stolicy muszę przyznać, że lektura daje sporo frajdy!

Ta frajda jest moim głównym celem i dla mnie samej największą atrakcją. Dotąd niemal całe życie spędziłam w jednej z podwarszawskich miejscowości. Warszawa to moje studia, moje randki, moje kina, teatry, filharmonia. Moje wystawy, muzea. Moje zakupy. Teraz się wyprowadziłam, więc z sentymentem i tęsknotą wędruję po ulicach tego miasta w wyobraźni. Zawsze byłam molem książkowym, więc teraz czytam, co tylko uda mi się zdobyć na ten temat. Ta saga ma być podziękowaniem dla Warszawy za moje z nią życie, za tyle atrakcji i emocji (nie zawsze jednoznacznie pozytywnych, ale to samo życie), które mi dała.

Klimat robi więc w twojej powieści Warszawa, ale i czasy, w których osadziłaś akcję.

Widzimy XIX wiek przez pryzmat ziemiańskiego dworu, gdzie kwiatki, słoneczko, szyneczka domowej roboty i miód. Pewnie niewielu z nas (ja nie) przeczytało od deski do deski Żywot człowieka poczciwego Mikołaja Reja, a jednak jego przepis na szczęście wydaje się być powszechnie uznawany. Że wiosną z żoneczką w sadzie wącha się rozkwitnięte gałązeczki jabłoni, a latem spacer wśród dojrzałych pól, jesienią w kuchni skwierczą konfiturki, a zimą sąsiedzi zajeżdżają kuligiem. To jest tak bliskie naszej duszy, że trudno nie ulec temu urokowi, ale XIX wiek ma też inne oblicze i ono boli. Do naszych narodowych mitów należy opowieść o bohaterskiej walce o niepodległość. XIX wiek pokazuje, że nigdy to nie były powszechne zrywy. Większość pozostawała bierna, a nawet gorzej, kłóciła się zawzięcie. Porywaliśmy się na wielkiego i znacznie od nas silniejszego zaborcę, ale to nie była jedyna przyczyna naszej klęski. W każdym powstaniu zwalczaliśmy także siebie nawzajem. Przykro jest czytać o tym, jak podstawialiśmy sobie nogi, jak zdradzaliśmy się, jak dla prywatnych celów, żądzy władzy, zawiści narażaliśmy dobro ojczyzny. Zresztą to nie tylko sprawa XIX wieku i nie tylko polska cecha. Tych problemów też się w mojej sadze trochę znajdzie, choć to smutne i przygnębiające. Pisząc, nie chciałam jednak szczególnie przygnębić moich czytelników, stąd też mam nadzieję, że oddało mi się te smutki nieco literacko rozcieńczyć.

Wrócę jeszcze do hrabiego Żarskiego. Niedawno mieliśmy dzień ojca. Żarski staje się lepszym człowiek za sprawą swojego ojcostwa?

Hrabia Żarski ewoluuje (śmiech). Najpierw jest typowym mężczyzną swoich czasów, święcie przekonanym, że po kobiecie nie można spodziewać się niczego sensownego. Trzeba ją krótko trzymać, żeby nie uległa swoim nieokiełznanym i prowadzącym na manowce emocjom. To typowe spojrzenie na kobietę wywodzące się jeszcze ze średniowiecza. Każda była Ewą niezdolną oprzeć się kuszeniu węża. Żarski zmienia spojrzenie na kobiety pod wpływem silnej osobowości panny Florentyny. Musi to zrobić, kiedy ona wraz z Helenką ratują go z ciężkich opresji. Hrabia Hieronim jest przyzwoitym i dobrym człowiekiem, któremu po prostu do głowy nie przyszło, że należy się liczyć z potrzebami kobiet. Nie pomyślał, że one mogą lepiej wiedzieć, czego chcą od życia. Bo przecież on zawsze starał się o dobro swojej córki, tylko w sposób krańcowo niezręczny. Do głowy mu nie przyszło, że może ją skrzywdzić. Florentyna uzmysłowiła mu, że kobieta też człowiek.

No dobrze, skoro zdradziłaś już, że pojawi się kolejny tom sagi, muszę o to zapytać: czego możemy spodziewać się w kolejnej części? I przede wszystkim: kiedy możemy wyczekiwać jej w księgarniach?

Drugi tom sagi pt. Podwójne zaręczyny jest już w przedsprzedaży – jego premiera przypada na 2 lipca! Natomiast premiera trzeciej książki – Dom trzech wdów – zaplanowana jest na 24 września tego roku. W tej chwili piszę piąty tom i trudno jest mi powiedzieć, ile ich będzie. Wiele zależy od czytelników, ale ja chciałabym doprowadzić akcję do 1989 roku. Każdy z tych tomów jest osobną całością, ale łączyć je będą bohaterowie wywodzący się z tego samego kręgu rodzinno-towarzyskiego. Spodziewać się zaś należy następnej historii, której główną bohaterką będzie mała Madzia Żarska. Wyrośnie w czasie, jaki dzieli obydwa tomy, na piękną pannę. A w Warszawie wybudują się gmachy przy placu Bankowym, wytyczy się Aleja Jerozolimska, otworzy polski bank. Rozebrany zostanie Marywil, a na jego miejscu rozpocznie się budowa Teatru Wielkiego.   

Powieść Panny na wydaniu kupić można w popularnych księgarniach poniżej:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.