Literatura nie ma przygnębiać. Rozmowa z Haliną Kowalczuk
Data: 2015-07-21 11:06:01- Uważam, że w naszym codziennym życiu jest tyle zła, niegodziwości, zawiedzionej miłości, zdrady, że w swoich książkach chciałam pokazać, że istnieje miłość prawdziwa, ale trzeba w nią uwierzyć. Czy każdy z nas nie marzy? Czy to nie daje nam frajdy? Po co pisać o smutku i żalu – mamy ich coraz więcej wokół siebie! Książka ma dać radość, pomóc uwierzyć, a nie przygnębić. Cukierkowo? Cóż, ja lubię cukierki - mówi Halina Kowalczuk, autorka powieści Dwórka królowej, odpowiadając na pytania czytelników serwisu Granice.pl.
Dlaczego właśnie historia Anglii?
Od zawsze kochałam Anglię Tudorów. Fascynowała mnie właśnie ta dynastia, jej mroczne tajemnice. Przerażała zaś władza ludzi, dla których życie innych nic nie znaczyło, kiedy chcieli postawić na swoim. Ponadto uwielbiam architekturę angielską, jej wiejskie domy, otoczone surowymi ogrodami.
Pisanie powieści historycznej musiało wiązać się z długotrwałą pracą nad researchem…
Pomysł na napisanie książki w tym klimacie i czasach oraz miejscu zrodził się po przeczytaniu wszystkich pozycji literackich Philippy Gregory, dokumentów historycznych i, oczywiście, obejrzeniu wielu filmów dokumentalnych. Nie była to praca ciężka, bo sprawiała mi bardzo wiele przyjemności. Oczywiście, podczas pracy nad książką udało mi się odkryć wiele interesujących faktów. Ciekawostką jest na przykład to, że Elżbieta I była... powiedzmy sobie: bardzo oszczędna. Jej służbie często nie wypłacano pensji, ale sama królowa miała tyle sukien, że mogła jedną ubrać tylko dwa razy w roku. Poza tym – kochała klejnoty. Uwielbiała złote, wielkie pierścienie, tak że często musiała je zdejmować, aby podpisać dokument.
Co było dla Pani najtrudniejsze podczas tworzenia Dwórki królowej?
Język. W tamtych czasach wyrażano się zupełnie inaczej, używano zwrotów, które dziś stosuje się tylko w powieściach i filmach. Poza tym - tytuły szlacheckie oraz konflikty Anglii z resztą Europy, których przebieg zmieniał się jak w kalejdoskopie.
Od razu wiedziała Pani, jaki będzie finał tej historii?
Oj nie. Kiedy piszę, nie wiem, jaki finał będzie miała moja powieść. Często czytelnicy na Facebooku mi podpowiadają, piszą, że chcieliby, aby powieść zakończyła się w konkretny sposób. Czasami zmiana pomysłu na zakończenie powieści to kwestia sekundy.
Gdyby miała Pani urodzić się w opisywanych w powieści czasach, wolałaby się Pani wcielić w rolę dwórki czy królowej?
Tak naprawdę chciałabym przenieść się w czasy Tudorów w czapce niewidce. Niestety, zabrakłoby mi, z obecną świadomością, naszej techniki. Nie wiem, czy umiałabym pisać chociażby gęsim piórem. Poza tym jestem zmarzluchem, a w zamkach panowały wieczne przeciągi i wilgoć. No i wszędzie było sporo robactwa i... pcheł. No, ale czapce niewidce byłabym obserwatorem, a to by mi bardzo odpowiadało.
Pomysł na Dwórkę królowej wydaje się jak ze snu. Czy pisząc tę książkę chciała Pani stworzyć bajkę dla dorosłych kobiet, które marzą o miłości jak z baśni, ale nie chcą się do tego przyznać i raczej omijają historie Kopciuszka czy Królewny Śnieżki?
Uważam, że w naszym codziennym życiu jest tyle zła, niegodziwości, zawiedzionej miłości, zdrady, że w swoich książkach chciałam pokazać, że istnieje miłość prawdziwa, ale trzeba w nią uwierzyć. Czy każdy z nas nie marzy? Czy to nie daje nam frajdy? Po co pisać o smutku i żalu – mamy ich coraz więcej wokół siebie! Książka ma dać radość, pomóc uwierzyć, a nie przygnębić. Cukierkowo? Cóż, ja lubię cukierki.
Czy z którąś królową – żyjącą lub historyczną – mogłaby się Pani utożsamić?
Z żadną. Popatrzmy chociażby na dynastię Tudorów. Przez stulecia członkowie rodziny wiązali się ze sobą, małżeństwa zawierane były często miedzy bardzo bliskimi osobami, co skutkowało obciążeniami fizycznymi i psychicznymi. Nie zdawano sobie sprawy z tego, czym są geny i jaki mają wpływ na życie potomków. Każdy władca miał jakieś defekty. Elżbieta I ponoć – chociaż historycy sprzeczają się w tej kwestii – nie miała prawidłowo rozwiniętych narządów płciowych, co uniemożliwiłoby jej rodzenie potomków. Maria Tudor, jej siostra, przeszła dwie ciąże urojone, zarażona była rzeżączka wrodzoną przez matkę, Katarzynę Aragońską.
Pani powieść to także magia. Proszę sobie wyobrazić, że w Pani posiadaniu znalazłby się zaczarowany długopis i mogłaby Pani za jego pośrednictwem zanotować jedno (i tylko jedno!) zdanie, które następnie by się zmaterializowało. Jak brzmiałoby to zdanie?
Uwierz w miłość, a ona przyjdzie.
Co, Pani zdaniem, stało się z książętami z Tower?
Myślę, że zostali zamordowani. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że w tamtych czasach, jak bardzo by nas to nie oburzało, była zupełnie inna moralność. Ludzkie życie nie stanowiło najwyższej wartości. Im wyższe sfery, tym częściej pozbywano się niewygodnych osób w grubych rękawiczkach.
Co jest najtrudniejsze podczas pisania książki? Który etap jest najbardziej żmudny
Zdecydowanie początek. Musi być taki, aby czytelnik, po otwarciu książki w księgarni, już od pierwszej strony był nią pochłonięty. Czasami bywa tak, że nie ma pomysłu na ciąg dalszy i następuje przestój w pisaniu. Ale nagle jakiś impuls – na przykład fragment innej książki, zdanie wypowiedziane przez bohatera filmu – daje pomysł na ciąg dalszy.
Czy czyta Pani swoje książki, kiedy już otrzymuje je wydrukowane?
Nie. Nigdy żadnej nie przeczytałam. Oglądam okładkę, środek i odkładam na półkę. Znam ją przecież na pamięć.
Czy chciałaby Pani móc cofnąć czas, tylko po to, żeby móc zmienić coś we wcześniej wydanych książkach?
Jeżeli chodzi o treść? Cóż, raczej nie. Takie właśnie miały być.
Myśli Pani o kontynuacji Dwórki królowej?
Na razie nie myślę o kontynuacji, bo nie wiem czy powieść podoba się czytelnikom. Starożytny Egipt to moja druga fascynacja dawnymi czasami, piszę więc teraz powieść Piramida. Doktor Monika, archeolog, zostaje wybrana do ekspedycji i odkrycia tajemniczej piramidy w Kairze. A tam spotyka... Cóż, tego nie zdradzę, powiem tylko, że w powieści czytelnicy znajdą magię, miłość i finał, który z pewnością ich zaskoczy.
Dodany: 2015-08-26 12:17:06
Dodany: 2015-08-13 15:43:41