To wina tego miejsca. Recenzja serialu Castle Rock
Data: 2018-08-16 00:13:44Serialowe „Castle Rock” nie jest ekranizacją konkretnego opowiadania ani powieści Stephena Kinga. Ale fani „króla horroru” z pewnością znajdą tu motywy i postaci znane z twórczości pisarza z Maine. A także odpowiednią atmosferę, unikanie dosłowności w ukazywaniu rozmaitych straszydeł oraz podkreślanie, że najgroźniejsze potwory tkwią… w nas samych.
Castle Rock – niewielkie miasteczko w stanie Maine (to tu toczyła się akcja Cujo i Sklepiku z marzeniami). W sprywatyzowanym więzieniu Shawshank (znamy, oczywiście) po śmierci dotychczasowego dyrektora zostaje odnaleziony tajemniczy więzień (brawurowo gra go Bill Skarsgård, Pennywise z filmowej ekranizacji powieści To). Nie ma on kartoteki, nikt nie zna jego tożsamości, wszystko wskazuje, że w ogóle nie powinno go tu być. Prawie nie mówi, powtarza tylko jedno nazwisko: Henry Deaver. To prawnik (gra go Andre Holland), broniący zwykle skazanych na śmierć – najczęściej bez efektu. Henry mieszkał przed laty w Castle Rock, tu zamieszkuje jego matka (Sissy Spacek, niegdyś – filmowa Carrie), nieco niedomagająca i związana z byłym szeryfem Pangbornem (Scott Glenn), którego również znamy z twórczości Stephena Kinga. Po powrocie Henry będzie musiał z jednej strony spróbować wyciągnąć z więzienia człowieka, który w świetle prawa nie istnieje, a następnie odkryć jego tajemnice, lecz także zmierzy się z własną przeszłością (jako chłopak zniknął na pewien czas, a później oskarżano go o udział w śmierci ojca).
Tym, co urzeka w kolejnej filmowej produkcji inspirowanej twórczością Kinga, jest naprawdę dobrze oddana atmosfera tej prozy. Nie ma tu tandetnych „straszydeł”, jest raczej poczucie napięcia i niepewności. Niemal opustoszałe uliczki, wrogie twarze mieszkańców i szalejący wokół miasta pożar, a także znakomita gra Skarsgårda niepokój budzą w większym stopniu niż najbardziej przerażające stwory z filmowych horrorów. Praca kamery, gra światła i cienia, niepokojąca ścieżka dźwiękowa – to wszystko po prostu działa i z pewnością pod względem realizacji produkcja zaspokoi oczekiwania większości miłośników thrillera czy horroru. Widz czuje się podobnie jak główny bohater produkcji, zagubiony, zdezorientowany, jednocześnie zaniepokojony i zaintrygowany tym, co go czeka.
Fabułę trudno ocenić, gdy obejrzeć możemy ledwie połowę sezonu. Trzeba jednak przyznać, że scenarzyści umiejętnie prowadzą równolegle kilka wątków, każdemu poświęcając odpowiednio dużo czasu. Całość sprawia wrażenie po prostu przemyślanej. Dodatkowym „smaczkiem” dla miłośników twórczości Kinga będą liczne nawiązania i wątki znane z jego książek. Wraz z biegiem akcji odkrywać będziemy ich coraz więcej.
Nie miał Stephen King zwykle szczęścia do telewizyjnych adaptacji. Serial „Pod kopułą” okazał się wielką porażką, „Haven” raziło niskim budżetem i słabą jakością efektów specjalnych, choć oparte było właściwie na naprawdę niezłym pomyśle, podobnym zresztą, co w przypadku „Castle Rock”. Tyle, że serial Sama Shawa i Dustina Thomasona jest od poprzedniej adaptacji pod każdym względem lepszy. Niepokojący, skupiający się raczej na bohaterach – zwyczajnych, normalnych ludziach, nękanych własnymi „demonami" i świetnie ich portretujący niż na efektach specjalnych i ekranowych „straszydłach” wyławia to, co w prozie Stephena Kinga najciekawsze. Oby druga połowa sezonu okazała się równie udana.
Serial „Castle Rock” obejrzycie w HBO GO.
Dodany: 2018-10-30 11:45:06
Ja zaniedbuje bardzo seriale.
Dodany: 2018-09-06 07:51:08
mam na liście :)
Dodany: 2018-08-16 17:24:15
Nie dla mnie raczej ;)
Dodany: 2018-08-16 14:25:01
I nie każdy ma HBO...
Dodany: 2018-08-16 13:15:42
Jakos nigdy mnie do niego nie ciągnęło....