Bliżej prawdy są dzieci! Wywiad z Marcinem Szmelem

Data: 2021-11-03 15:00:33 Autor: Patryk Obarski
udostępnij Tweet

– Dzieci potrafią cieszyć się z mikroskopijnych rozmiarów działania i wierzyć w to, że najmniejszym z dobrych uczynków zmieniły cały świat – mówi Marcin Szmel, autor książki Księżniczka Zoja. 

Każda mała dziewczynka może być księżniczką?

Każda jest księżniczką dla rodziców, a bywa księżniczką dla siebie. Ta postać jest tak mocno osadzona w przekazie literackim i tradycji opowieści, że trudno wręcz wyobrazić sobie kanon ról i postaw odgrywanych w dziecięcym świecie, w którym zabrakłoby księżniczki. I nie ma w tym nic złego – przynajmniej tak długo, jak długo są to role przyjmowane, testowane i przetwarzane na język codzienności przez same dzieciaki – bez balastu „dorosłych” przyzwoleń, interpretacji, celów oraz zakazów. Zmienia się natomiast świat wokół księżniczki. Dla pokoleń dziewczynek ta postać była wyrazem tęsknoty za lepszym życiem i ucieczką od przypisanej roli społecznej. Dziś jest wcieleniem liderki, dziewczyny „swoich czasów”, w których to czasach pobrzmiewa tak echo dawnych ograniczeń, jak i wolność do wyboru swojej roli, wysoko postawiona poprzeczka oczekiwań oraz niełatwa droga do zdobycia uznania i szacunku. Stąd taka, a nie inna księżniczka w drugiej oraz ostatniej z opowiastek, które składają się na Księżniczkę Zoję.

By zostać księżniczką, wystarczy odrobina magii? A może potrzebne jest coś jeszcze?

Niewiele jest żywiołów i zjawisk, które w świecie popkultury potraktowaliśmy równie okrutnie i niesprawiedliwie co magię. Magia stała się wygodnym – a przez to banalnym i pozbawionym wewnętrznej logiki – wypełniaczem wszelkich dziur fabularnych oraz niekwestionowanym wytłumaczeniem wszelkiego zła. Tymczasem najbliżej natury magii był chyba Terry Pratchett gdy pisał, że po dwudziestu latach studiowania wyjątkowo trudnego zaklęcia opary siarki i rtęci powodują, że zapominamy, dlaczego tak nam na nim zależało. Na poważnie zaś – nieprzypadkowo do kanonu mainstreamu weszło to, co nazywamy „realizmem magicznym”. Każdy z nas chciałby wierzyć w magię szczęśliwych zbiegów okoliczności, uśmiechów losu, fantastykę „bliskiego zasięgu”, którą spotkamy za rogiem, idąc rano do pracy. Problem zaczyna się wtedy, gdy oczekując cudownych zdarzeń, rezygnujemy z własnej aktywności, wytrwałości i odwagi w podejmowaniu decyzji.

Czym jest więc magia w dzisiejszym świecie?

Wiarą w sprawczą moc – moc kreowania zmian i zdarzeń. Moc własną lub cudzą. W sumie więc na przestrzeni wieków niewiele się zmieniło.

Tata co wieczór opowiada Zoi ciekawe historie. Opowieści to kolejny rodzaj magii?

Zaklęcie to słowa. Opowieść to także słowa. Efekt i tak zależy od przeświadczenia słuchacza, nie tego, kto słowa w tej czy innej formie wypowiada.

Dzięki tym historiom dziewczynka bierze udział w niezwykłych przygodach. By je przeżywać, dzieci nie muszą nawet opuszczać wygodnego łóżka?

Nie doceniamy wyobraźni dzieci, ale też robimy dużo, by przestały ją doceniać same dzieciaki. Dość łatwo przyklejamy do wyobraźni bardzo krytyczną ocenę – fantazjowanie zostaje napiętnowane jako przejaw niedojrzałości, marnowania czasu lub wręcz zaburzenie. W taki sposób nie wprowadzimy w dorosłość pokolenia wizjonerów, odkrywców, odważnych „światozmieniaczy”. Jest w tym także inna niekonsekwencja. Dla nas samych wyobraźnia i fantazja w oczywisty sposób zastępowały wszelkie braki i niedostatki epoki transformacji (oraz lat poprzedzających). A  jednak dziś – w rzeczywistości nadmiaru i przesytu, kiedy zaczynamy identyfikować mnóstwo zagrożeń towarzyszących wychowaniu w kulturze i kulcie konsumpcji, dyktacie mody i zniewoleniu przez zupełnie zbędne gadżety – fantazję, czyli jedyną siłę, równoważącą pułapki materialnego tła dzieciństwa, identyfikujemy negatywnie. Chyba wyłącznie z jakiejś irracjonalnej obawy przed oceną otoczenia.    

Na początku książki Zoja poszukuje sposobu na szczęście. Nowe zabawki go nie zapewnią?

Zoja stawia sobie wiele pytań i poszukuje szczęścia w atmosferze niepewności. A przecież wszystkie jej pytania i cała ta niepewność to echo rzeczywistości, którą zaprojektowali dorośli. Szczęście jest naturalnym stanem dziecka, jednak świat wokół to świat dat, zobowiązań, symbolicznych momentów przejścia, inicjacji, świat oczekiwań, planów, terminów, formy, schematu, stereotypu nawet. Zoja chce pozostać dzieckiem w świecie, w którym specyfika dziesiątych urodzin otwiera przed nią zupełnie nową, obcą jeszcze perspektywę nastolatki. Nie boi się świata czy wyzwań, chce przyjmować nowe role, ale całkiem słusznie nie zgadza się na rezygnację z dotychczasowej beztroski. Wszystkie te rozterki to autentyczne dylematy mojej córki, a wszystkie opowiastki to nasze bardzo prywatne historyjki, opowiadane przed snem w relacji do konkretnych pytań. Z tego powodu więcej w nich sugestii dla taty, który snując historię, sam sobie stawia pytania i sugestie, niż klasycznych mądrości i morałów dla dziecka. Ta książeczka nigdy zresztą nie była planowana jako komercyjne wydawnictwo – miała być stuprocentowo prywatnym projektem i czymś wyjątkowym z okazji dziesiątych urodzin. Daliśmy się jednak przekonać pozytywnym opiniom, które pojawiły się podczas pracy redakcyjnej. Widocznie w rozterkach Zoi odnajdziemy echo czasów i rzeczywistości, która jest nie tylko jej udziałem – zatem być może także w poszukiwaniu odpowiedzi udało się dotknąć czegoś uniwersalnego.

A może udało się Panu przy okazji spisywania tych historii znaleźć także uniwersalny przepis na szczęście?

Dziś szczęście, rozumiane i pojmowane w jakiejś tradycyjnej formie – błogostanu, prywatnego komfortu ducha i wyizolowanego spokoju – jest w zasadzie formą egoizmu. Skala niesprawiedliwości, nieszczęść i tragedii wokół nas nie pozwala na taki błogostan nikomu wrażliwemu. Szczęściem jest więc poprawianie świata i satysfakcja z procesu, a nie jakiś wyidealizowany czy abstrakcyjny stan. To jeśli chodzi o nas, dorosłych.

Dzieci natomiast do szczęścia potrzebują poczucia bezpieczeństwa. W dzisiejszej rzeczywistości medialnej, dostępie do narzędzi mobilnych, wszechobecnym komunikacie i dyskusji wszystkich o wszystkim, do dzieci docierają także treści drastyczne. Nie unikniemy tego, nie uda się postawić stuprocentowo szczelnej zasłony i przypudrować realiów. Czasami trzeba przepracować także takie tematy jak choroba, odchodzenie, niedostatek, cierpienie, zagubienie, a szerzej – zagadnienia środowiskowe czy społeczne. Ale nie można pozostawiać dzieci w samotności i bez poczucia oparcia.

Po jednej z opowieści taty Zoja przekonana jest, że choć nie można zmienić wszystkiego, to nasz kawałek świata zawsze możemy uczynić lepszym”. Każdy ma wpływ na kształtowanie rzeczywistość?

Absolutnie każdy. Łatwo rozgrzeszyć się od wszelkiego duchowego dyskomfortu stwierdzeniem, że ode mnie przecież nic nie zależy. Tymczasem wszyscy mamy ten sam prosty wybór i wybieramy wyłącznie pomiędzy ludzką i obywatelską odpowiedzialnością a ignorancją. Ignorancja może dać złudne poczucie świętego spokoju. Aktywność – poczucie szczęścia. Dzieci natomiast potrafią cieszyć się z mikroskopijnych rozmiarów działania i wierzyć w to, że najmniejszym z dobrych uczynków zmieniły cały świat. Nam łatwiej popadać w przeświadczenie, że suma wszystkich wysiłków nic nie daje. Bliżej prawdy są dzieci.

Zoja nie wyobraża też sobie, by można było kogoś odtrącić tylko z uwagi na to, że jest inny. To coś, o czym często zapominamy?

Jest dużo gorzej – programujemy dzieci do systemowego, „uzasadnionego” wykluczania. Dzieci są uczestnikami naszej przestrzeni medialnej, towarzyskiej i społecznej, a w niej zawsze znajduje się jakiś „kozioł ofiarny” i wróg, wykreowany na polityczne najczęściej zamówienie. Precedens usprawiedliwionego, „dobrego” odtrącenia bardzo szybko przestaje być precedensem, a staje się normą. Norma zaś z natury rzeczy stara się opisać świat w sposób prosty i niepodważalny – zawężając to, co akceptowalne dla mojego małego, wąskiego „ja", a wyrzucając poza nawias tolerancji wszelką inność. Zamiast twórczego dyskursu tkwimy dziś w plemiennej wojnie, a kolejne pokolenia dziedziczą balast naszych własnych uprzedzeń.  

Nikt z nas nie jest idealny?

Nikt.

Nawet księżniczki?

Nawet, choć najczęściej ze względu na błędy własnych rodziców i otoczenia.

Skąd więc czerpać wzorce? 

Wzorce powinniśmy czerpać wyłącznie ze zderzenia krytycznej obserwacji z poczuciem i prymatem elementarnej przyzwoitości. Nie mamy prawa oczekiwać tego od dzieci, które będą bazować raczej na przeświadczeniu oraz intuicji. Najczęściej zresztą całkiem słusznie i skutecznie, jednak argumentowanie wyborów i decyzji przeświadczeniem jest odrzucane i nieakceptowalne w dorosłym świecie. Musimy więc pomóc im zastąpić przeświadczenie krytycznym rozeznaniem. Póki co nieźle nam wychodzi pierwsza część zadania – systemowe psucie młodego człowieka – gorzej natomiast z kształtowaniem odważnego, samodzielnego, racjonalnego humanisty. Pustka w kreacji wiarygodnego siebie jest zapełniana prostym naśladownictwem zachowań, wyborów, sympatii i antypatii rodziców lub wystarczająco głośnych i radykalnych liderów.

Zoja mówi: książki dają wiedzę, a to nasza najpotężniejsza broń. Może więc właśnie książkami, opowieściami da się więc pokonać wszelkie problemy?

A także zbudować zupełnie nowe – historia pełna jest przykładów na destrukcyjną moc słowa. Nie bez powodu we wstępie pojawia się postać Harariego, który twierdzi, że cała nasza kultura i powszechna świadomość, a także cywilizacyjne wynalazki, uniwersalne wartości oraz mechanizmy zbudowane są wyłącznie na dobrze skrojonych opowieściach. Musimy więc założyć, że każda nowa wartość także przyjmie formę opowieści, w którą wszyscy uwierzymy.

Książkę Księżniczka Zoja kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.