Bardzo nie lubię stereotypów związanych z zawodami. Wywiad z Anną Wojtkowską-Witalą
Data: 2023-09-12 14:50:14 | artykuł sponsorowany– Nigdy nie jest za późno na marzenia, ale kiedyś może być za późno na ich spełnianie. Wiadomo, że nie wszystko się uda, ale dlaczego nie próbować? Od drugiej klasy szkoły podstawowej marzyłam o pisaniu. Dość długo trwało zanim odważyłam się zrealizować to marzenie. Owszem, wcześniej były próby pisarskie, ale raczej nieśmiałe. W końcu, mając ponad czterdzieści lat stwierdziłam, że nie ma na co czekać – mówi autorka powieści Dom na granicy. Anna Wojtkowska-Witala zaprasza czytelników do obserwowania codzienności bohaterów swojej najnowszej książki, w relacjach których przeplatają się dozgonna miłość i radość z możliwości spędzania ze sobą każdego dnia ze smutkiem, tęsknotą, wycieńczeniem i poczuciem bezradności. Pisarka porusza tematykę trudu, będącego nieuniknionym elementem życia opiekuna osoby niepełnosprawnej, mówiąc przez główną postać to, czego wielu opiekunów nie ma odwagi powiedzieć. Co więcej, udowadnia, że nie warto zamykać się na nowe szanse rzucane przez los, a także rezygnować ze swoich młodzieńczych ambicji, zamkniętych w szufladzie przez kilkanaście lat, niezależnie od obecnego wieku czy wykonywanego dotychczas zawodu.
W swojej powieści przedstawiła Pani codzienność opiekuna osoby niepełnosprawnej – wyrzeczenia, zmęczenie, rutynę, poczucie straconego czasu. Dlaczego zdecydowała się Pani poruszyć ten temat?
Opieka nad drugim człowiekiem, zwłaszcza chorym, to poświęcenie nie tylko ogromu czasu, ale bardzo często samego siebie. Wielokrotnie trzeba zrezygnować z własnych zainteresowań, zdecydować się na życie w ciągłym zaangażowaniu, martwić się o pieniądze, których w wielu wypadkach wciąż jest za mało. W dzieciństwie mieszkałam w domu, w którym była schorowana babcia i jej niepełnosprawny brat (niewidomy, bez jednej ręki). W pewnym momencie opieka nad nimi spadła na moją mamę, która oprócz tego miała jeszcze dwoje małych dzieci oraz pole, którym musiała się zająć. Tata często brał nadgodziny, bo tylko on pracował. Wtedy tego nie widziałam, ale z perspektywy czasu domyślam się, że nie było to łatwe zadanie dla mojej mamy. Życie w ciągłym napięciu i zmęczeniu spowodowało, że po śmierci babci oraz jej brata moja mama całkowicie się rozpadła. Ratunkiem okazało się pójście do pracy. Myślę, że te wspomnienia podświadomie we mnie tkwiły i niejako zainspirowały mnie do przedstawienia codzienności opiekuna osoby niepełnosprawnej w Domu na granicy.
Niejednokrotnie pokazuje Pani na przykładzie Ani, że opiekun osoby sparaliżowanej ma prawo czuć wyczerpanie, smutek, złość, a nawet żałować, że ciąży na nim tak wiele obowiązków. Myśli Pani, że dla wielu opiekunów przyznanie się – nawet przed samymi sobą – do takich odczuć jest trudne, a nawet wstydliwe?
Myślę, że to bardzo trudne. Nie wszyscy sobie z tym radzą i wówczas decydują się na oddanie bliskich do ośrodków opieki. Nie powinniśmy oceniać tych osób, ponieważ dopóki sami nie znajdziemy się w ich sytuacji, dopóty nie będziemy obiektywni. Coraz częściej słyszymy o matkach, które głośno mówią, że macierzyństwo wcale nie jest takie wspaniałe. Coraz mniej ludzi się oburza na ich słowa, wręcz je wspiera i dzieli się swoimi historiami. Myślę, że opiekunowie osób niepełnosprawnych też mają prawo wyrazić swoje zdanie i żal z powodu tego, że życie ich omija. To, że są zmęczeni, smutni, nierzadko źli, rozczarowani wcale nie znaczy, że nie kochają swoich bliskich niepełnosprawnych i nie chcą się nimi zajmować. Są tylko ludźmi i mają prawo się tak czuć. Znam sytuacje, gdy opiekunowie załatwiają sobie kogoś na zastępstwo i wyjeżdżają na „urlop”, żeby oderwać się choć trochę od trudnej codzienności; żeby porządnie wypocząć i wreszcie się wyspać.
Podczas poznawania Ani czasem bolało mnie to, że jest zbyt dobra i potulna w stosunku do ludzi, którzy sobie na to nie zasłużyli. Gdy Iwona odwróciła się od niej, ich mamy i Ryszarda, przy okazji go obrażając, Ania miło z nią rozmawiała. To kwestia charakteru postaci czy ugodowości, jaką miała po latach pracy i poświęceń?
Myślę, że to kwestia jej charakteru, ale też poczucia jakiejś niemocy. Złością i ciętymi ripostami niewiele by osiągnęła. Ania nie jest głośną wojowniczką, ale cichą, która walczy dobrem i cierpliwością. Trudno mi było tworzyć postać, która z pokorą przyjmuje ciosy, ale taką chciałam ją pokazać. Trochę zahukaną, nieco zagubioną i niejako dopiero uczącą się żyć dla siebie samej. Poświęcenie bliskim sprawiło, że zapomniała o sobie. Dopiero gdy stała się lokatorką domu na granicy zaczęła nabierać życiowej odwagi.
Zatrzymajmy się na chwilę przy Iwonie. Gdy dotarło do niej, co było powodem jej wieloletniej złości, czasem łapała się na tym, że wciąż miewała złośliwe odzywki. To ważna kwestia, ponieważ praca nad sobą wymaga czasu, a człowiek nie zmienia się z dnia na dzień, jak często jest to pokazywane choćby przez filmy.
To prawda, trudno zmienić swój charakter czy też poglądy z dnia na dzień. Zrozumienie swoich błędów to dopiero początek długiej drogi, na której czeka człowieka walka ze starymi przyzwyczajeniami i zakorzenionymi poglądami. Iwona miała szczęście, że wokół niej byli tacy ludzie jak jej mąż i siostra, bo otoczenie też ma wpływ na to, jak inni poradzą sobie ze swoją przemianą. Czasem warto też przejrzeć się w lustrze i zobaczyć samego siebie. Dla Iwony tym lustrem był jej ojciec.
Zagłębiając się w historię Ani i Iwony, można stwierdzić, że jedna straciła to, co miała druga i na odwrót – Ania lata swojej młodości, których nie mogła poświęcić na rozwój i rozrywkę, a z kolei Iwona mimo, że te możliwości miała to jednak przez lata żyła bez rodziny z Polski.
Ale Ania straciła mniej! Wciąż miała szansę na rozwój i rozrywki, a także zyskała miłość. Miała też wspomnienia, w których ważną rolę odgrywali matka i brat. Iwona najpierw zdobyła wykształcenie, robiła karierę zawodową, wyszła za mąż, ale zmarnowała coś, czego już nie da się odzyskać. Na Anię świat zaczekał. Matka i Ryszard na Iwonę nie zaczekali.
W momencie, gdy Emma postanowiła postawić Anię i Krzysztofa w roli rodziców Marcina, nie wiedziała, że tak wpłynie na ich życie. Jej syn dojrzał, a Ania zaczęła dostrzegać szansę na szczęście. Jak wyglądałoby ich życie, gdyby to się nie wydarzyło?
Ania pewnie nadal byłaby zahukaną woźną. Być może spotkałaby mężczyznę, z którym związałaby przyszłe życie, a potem potulnie by mu usługiwała. Na pewno byłaby dobrą i oddaną matką. Spotkanie Krzysztofa wyzwoliło w niej odwagę – może nie ogromną, ale jednak. Przyszłość Krzysztofa? Nadal podchodziłby do życia jak do zabawy i nigdy by nie spoważniał na tyle, żeby stać się odpowiedzialnym partnerem i ojcem. Ania i Krzysztof doskonale się uzupełniają i myślę, że sztuka kompromisu nie jest im obca, dlatego wróżę im szczęśliwą przyszłość.
Zapadł mi w pamięć fragment, gdy Ania wychodziła z pokoju Marcina po przyniesieniu mu posiłku i, patrząc na niego, pomyślała o Ryszardzie. Szukamy w ludziach, których spotykamy na swojej drodze tych, za którymi tęsknimy?
Tak! W bibliotece, w której pracuję, mamy wolontariuszkę, emerytkę. Jej rysy twarzy i budowa ciała przypomina mi babcię, która odeszła od nas dość niespodziewanie i tragicznie. Zawsze, gdy rozmawiam z panią Helenką, przypomina mi się babcia i odczuwam dziwną błogość. Myślę, że to nic złego, bo dzięki temu ci, za którymi tęsknimy, są bliżej nas.
Marcin dobrze czuje się z Anią, Krzysztofem i babcią pod jednym dachem. Mimo to pokazuje Pani, że nikt nie jest w stanie zastąpić dorastającemu człowiekowi rodziców, a frustracja stopniowo w nim narasta.
Młodzi ludzie często się złoszczą na rodziców. Myślą, że inni mają lepiej, wyolbrzymiają błahe problemy i marzą o zamieszkaniu z dala od nich. Marcin jest w odwrotnej sytuacji i choć pewnie na początku podobało mu się, że nie odczuwa codziennej obecności rodziców, to z czasem zaczęło mu ich brakować. Nie mówił o tym głośno, nie skarżył się, ale frustracja w nim narastała, żeby wybuchnąć w dniu ich powrotu. Uważam, że najważniejsze to rozmawiać i nie tłumić własnych uczuć. Dialog, zaufanie i zrozumienie pomiędzy dzieckiem i rodzicem są bardzo ważne. Można dzięki temu uniknąć wielu nieporozumień. Dziecko musi mieć świadomość, że ma w domu kogoś, kto zawsze na niego czeka i go zrozumie. No i raczej rzadko się zdarza, by oboje rodzice wyjeżdżali na tak długo. Zazwyczaj jest to albo ojciec, albo matka i druga połowa zostaje w domu. Nie ma się co dziwić, że Marcin poczuł się porzucony.
Częste spędzanie czasu przy komputerze jest dla Marcina ucieczką od myśli o żalu do rodziców?
Nie, akurat nie to miałam na myśli. Mam syna w wieku Marcina i obserwuję, jak świat młodych ludzi się zmienia. Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzają przy komputerze czy ślęcząc nad telefonami. Niby ze sobą rozmawiają, ale nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu, wspólnych wypadów na rower czy w góry. Trzeba im pokazywać, że nie samą technologią człowiek żyje i od czasu do czasu zabierać ich na łono przyrody. Zresztą Marcin aktywnie uczestniczył w biwaku i sam wykazał inicjatywę, zabierając Anię na spontaniczną wycieczkę do Pszczyny. Budując postać Marcina, trochę obserwowałam syna, choć zaznaczam, że nie jest to odwzorowanie jeden do jednego. Syn niezbyt był zadowolony, gdy zorientował się, że literacko go podglądam.
Ania pracowała, jako woźna, a Krzysztof był szefem zakładu masarsko-wędliniarskiego, przez co spotykali się z różnymi przytykami. Ukazanie ich pracy odebrałam jako sprzeciw z Pani strony wobec traktowania tych zawodów jako ubliżających. Mam rację?
Ma Pani rację w stu procentach! Bardzo nie lubię stereotypów związanych z zawodami. Proszę posłuchać, jak to brzmi: masarz i woźna albo rzeźnik i woźna. Ani to romantyczne, ani atrakcyjne. Pewnie wielu ludzi myśli, że nie trzeba większych umiejętności, żeby pracować w tych zawodach. Jednak nie zawsze życie ułoży się tak, że wykonujemy wymarzoną pracę, poza tym ktoś te czynności musi wykonywać. Szacunek dla drugiego człowieka i tego, co robi, jest bardzo ważny. Nie można pogardzać kimś tylko dlatego, że jest na przykład sprzątaczką, bo to dzięki niej uczymy się i pracujemy w czystych warunkach. Nie możemy się czuć lepsi tylko dlatego, że mamy bardziej atrakcyjną z punktu widzenia społecznego pracę. Zresztą sama jestem bibliotekarką, a stereotyp tego zawodu jest tak silny w naszym kraju, że bardzo trudno z nim walczyć. Po uwolnieniu naszego zawodu doszedł do tego kolejny – w bibliotece może pracować każdy, bo cóż to za filozofia wypożyczyć książkę…
Po rezygnacji ze swoich planów z młodości większość ludzi uznaje po latach, że już nie ma sensu próbować. Ania postanawia inaczej. Nigdy nie jest za późno, żeby wrócić do swoich marzeń?
Nigdy nie jest za późno na marzenia, ale kiedyś może być za późno na ich spełnianie. Wiadomo, że nie wszystko się uda, ale dlaczego nie próbować? Od drugiej klasy szkoły podstawowej marzyłam o pisaniu. Dość długo trwało, zanim odważyłam się zrealizować to marzenie. Owszem, wcześniej były próby pisarskie, ale raczej nieśmiałe. W końcu, mając ponad czterdzieści lat, stwierdziłam, że nie ma na co czekać. Znam wielu seniorów, którzy dopiero na emeryturze zabrali się za to, co zawsze chcieli robić, ale nie mieli odwagi. Nie ma co oglądać się na innych i kiedy pojawi się okazja, należy ruszać do przodu i realizować swoje pasje, spełniać marzenia. Moja bohaterka na pewno wróci na studia dziennikarskie, a Krzysztof do swoich zainteresowań historycznych i będą się wzajemnie wspierać, bo jak już wspomniałam, oni doskonale się uzupełniają.
Na sam koniec zahaczmy o wątek miłości 65-letniej Emmy oraz Kazimierza. Ich relacja pokazuje, że nowego związku oraz potrzeby bliskości nie powinno się kojarzyć tylko z młodymi osobami i starsi ludzie również mogą się zakochać.
Miłość nie jest zarezerwowana tylko dla młodych. Coraz częściej spotykam zakochanych seniorów, trzymających się za rękę, szczęśliwych. Człowiek potrzebuje bliskości, a miłość w każdym wieku jest piękna. Im jesteśmy starsi, tym bardziej stajemy się tolerancyjni wobec siebie, akceptujemy nawzajem swoje niedoskonałości, mamy za sobą różne doświadczenia, zmieniają się nasze ideały. Cudownie jest widzieć seniorów, którzy dzięki miłości przeżywają drugą młodość. Poza tym mam wielu znajomych po sześćdziesiątce i proszę mi uwierzyć, ci ludzie nie są starzy! Niejednokrotnie wydają się być młodsi od trzydziestolatków, więc jakże mają nie kochać? Dobrze, że żyjemy w takich czasach, że nasze babcie mogą chodzić w dżinsach!
Powieść Dom na granicy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: