Nagrzane sierpniowym słońcem leniwe powietrze wibrowało nad asfaltową nawierzchnią drogi wojewódzkiej numer sześćdziesiąt pięć, a ciągnący za ciężarówką sznur pojazdów wił się po serpentynach mazurskiej szosy niczym rozleniwiony po obfitym posiłku zaskroniec.
Teraz już wiem, że niezależnie od tego, jak blisko z kimś jesteś, każdy ma swoje sekrety, a one zwykle prowadzą do kłamstw.
Piję, bo dzięki temu wszystko jest znośne i chociaż na chwilę mogę zapomnieć o tym miażdżącym rozczarowaniu, jakim jest życie. Gdzie myśleliśmy, że będziemy, a gdzie jesteśmy, nasze oczekiwania się roztrzaskały.
- Och rozumiem, w twoim świecie istnieją różne rodzaje prawdy, tak? O niektórych rozmawiamy, a o innych nie?
Pomimo naszej silnej więzi wszystko kręciło się wokół dzieci. I jeśli pojawiła się sytuacja, w której musieliśmy wybierać pomiędzy naszymi dziećmi i przyjaciółmi, bez zastanowienia wybieraliśmy dzieci.
Nie byłam zaskoczona, że głos Helen brzmiał nieco dziwnie. Pogrzeb jej córki odbył się zaledwie kilka dni temu, jak mogłam oczekiwać po niej normalnej rozmowy? Ale w sytuacjach kryzysowych zawsze rozmawiałyśmy, łączyłyśmy siły. Wspierałyśmy się, odkąd miałyśmy po dwadzieścia kilka lat i małe dzieci.
Czułam się upokorzona, moje policzki płonęły z furii i zażenowania z powodu kompletnego braku wrażliwości u syna.
Każdy z jej bliskich miał na ten temat inne zdanie i zupełnie inaczej ją postrzegał. Zaczęłam się zastanawiać, jak dobrze w ogóle znamy ludzi, których kochamy.
Dni po śmierci Lauren wlekły się niemiłosiernie. Nic ważnego nie zostało powiedziane, nic się nie wydarzyło, nikt nie mógł myśleć.
Dołączyłam do niej z uśmiechem. Ale nawet kiedy wznosiliśmy toast za "szczęśliwą parę", byłam świadoma jej niezadowolenia, czegoś nieuchwytnego, co widziałam, ale czego nie mogłam uchwycić, bo umknęło między drzewa jak małe światełka.
Tej nocy zmieniło się wszystko - gruba, czerwona linia została wyrysowana na naszych życiach i od tej pory wszystko podzieliło się na dwie części. Przed Lauren i po Lauren.
Nawet czas nie jest w stanie odebrać nam tych pięknych chwil, które nosimy w sercu.
Każdy chce być kimś, będąc po prostu sobą.
Otwieram parasolkę i dopiero teraz odwracam się, aby spojrzeć na jarzący się od środka żółtymi i czerwonymi światłami lokal. Widzę w nim tylko Modiglianiego. Cała reszta to tło.
Teraz żałuję, że zgodziłam się na to pozowanie. Myśl o byciu uwiecznioną (dokładnie tak to widzę: uwiecznioną) na obrazie malarza była początkowo ekscytująca, nawet jeśli artysta jest nieznany. Kiedy Modigliani powiedział, że chce mnie namalować, ogarnęły mnie duma i euforia.
Nagrzane sierpniowym słońcem leniwe powietrze wibrowało nad asfaltową nawierzchnią drogi wojewódzkiej numer sześćdziesiąt pięć, a ciągnący za ciężarówką sznur pojazdów wił się po serpentynach mazurskiej szosy niczym rozleniwiony po obfitym posiłku zaskroniec.
Książka: Mazurka
Tagi: droga, szosa, upał