Żyć w zgodzie ze sobą. Wywiad z Magdaleną Zarębską

Data: 2024-07-11 12:53:04 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet

– Każda z bohaterek Stajni pod Lipami przechodzi przemianę – zaczyna lepiej rozumieć siebie i swoje potrzeby. Dużo w tej książce o rozwoju emocjonalnym i o dojrzałości, a ten proces zazwyczaj bywa bolesny. Trzeba się zmierzyć z wyobrażeniem własnej osoby, zaakceptować słabości, pogodzić się z ograniczeniami. Ale innej drogi nie ma – tylko wtedy możemy pójść naprzód, kiedy będziemy wobec siebie szczerzy i akceptujący. Jedynie w ten sposób możemy zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Moje bohaterki są dopiero na początku tej drogi, ale jestem przekonana, że to, czego doświadczyły, pozwoli im się rozwinąć i zacząć żyć pełnią życia – mówi Magdalena Zarębska, autorka. 

fot. ZASTI FOTO

Konie to wspaniałe, niesamowite zwierzęta, które są związane z człowiekiem niemalże od zawsze. Dlaczego zdecydowałaś się poświęcić im swoją powieść? Dla mnie są w tej historii bardzo ważne.

Konie są przez wieki były traktowane użytkowo, miały człowiekowi służyć. Obecnie postrzeganie koni, ale i innych zwierząt zaczyna się zmieniać – ludzie zrozumieli, że kontakt z innymi istotami jest czymś, co może nas ubogacić, a relacja z nimi wnosi dużo dobrego w nasze życie.

Konie są ważne również dla mnie – przez dziesięć lat jeździłam konno, ale kiedy uświadomiłam sobie, że jeździectwo zawiera w sobie element przymusu, zrezygnowałam z tej przyjemności. Uważam, że mogę czerpać z relacji z końmi, ale niekoniecznie muszę wsiadać na ich grzbiet.

Konie i nastolatki to niezwykłe połączenie. Te zwierzęta potrafią wyczuć burzę uczuć. I mają terapeutyczny wpływ na człowieka?

Jest coś takiego w tych zwierzętach, co niesamowicie rezonuje z emocjonalnością człowieka. Dziewczyny są bardzo wyczulone na emocje, może właśnie dlatego tak dobrze się odnajdują w stajni?

Konie są bardzo empatyczne, a wyciszenie i stan medytacji jest czymś do czego w naturalny sposób dążą. To się udziela – im dłużej przebywamy z końmi, tym jesteśmy spokojniejsi. Od pewnego czasu konie pojawiają się w najróżniejszych procesach związanych z rozwojem emocjonalnym i dobrostanem psychicznym. Konie współuczestniczą w szkoleniach terapeutycznych, są obecne w zakładach poprawczych i resocjalizacyjnych, a nawet mogą być wsparciem podczas terapii psychologicznych. Ciekawym nurtem jest końskie agility – czyli najróżniejsze ćwiczenia, które koń wykonuje bez jeźdźca na grzbiecie. A spacer po lesie w towarzystwie koni jest jednym z moich piękniejszych wspomnień.

Jedna powieść, ale poruszasz w niej masę ważnych tematów. Marcie stawia się ogromne wymagania. Skąd presja i brak zrozumienia u ojca Marty, u jej rodziców? Zawsze dziwił mnie ten mechanizm przenoszenia ambicji… A wiem, że jest bardzo prawdziwy.

Rodzice Marty są biznesmenami, podchodzą do życia bardzo zadaniowo. Traktują rodzinę jako kolejny biznes, który ma działać bez zarzutu. Stworzyli Marcie warunki do trenowania i zakładają, że to powinno wystarczyć, żeby osiągała sukcesy. Tymczasem Marta, jak każdy sportowiec, potrzebuje wsparcia psychologicznego i coachingowego. Powinna mieć przy sobie ludzi, którzy w nią wierzą i którzy będą potrafili ją wzmocnić. Nie piszę o tym w książce, ale jest możliwe, że Marta ma zrealizować niespełnione ambicje sportowe rodziców – być może oni też marzyli o sukcesach w jeździectwie, ale nie było im to dane. To się często zdarza – dzieciom narzucane są oczekiwania rodziców, a kiedy próbują one im sprostać, zapominają o własnych marzeniach i potrzebach.

Sylwia i Marcin, para. Ona stara się dopasować do niego, on potrafi upokorzyć i lubi kontrolować. Młodej dziewczynie jeszcze ciężej odeprzeć takie przemocowe zachowania?

Myślę, że młodzi ludzie wchodzą w związki z pewnym wyobrażeniem tego, jak będzie się zachowywać druga strona. Dziewczyny często nie rozumieją siebie i swoich potrzeb, a szukają wsparcia u chłopców, którzy są równie mocno pogubieni i mają słaby kontakt ze sobą. Niewiele się w Polsce mówi na temat rozwoju emocjonalnego, nic więc dziwnego, że te pierwsze związki bywają bardzo toksyczne i przemocowe. Marcin podchodzi do swojej roli bardzo patriarchalnie, widzi siebie jako strażnika dbającego o bezpieczeństwo Sylwii. Tymczasem ona szuka u niego wsparcia, ale z biegiem czasu dostrzega, jak bardzo ją to ogranicza. Przy tym oboje mają problem z komunikacją, bo niewiele ze sobą rozmawiają, a jak wiemy – to jest podstawa każdego dobrego związku. Wszystko można przegadać i znaleźć rozwiązanie, ale to wymaga wysłuchania drugiej strony i umiejętności znalezienia kompromisu.

Nie chcę zdradzać jednego z motywów powieści, ale ciekawie pokazujesz proces odnajdowania siebie. Akceptacji w pełni. To dla Twoich bohaterek największe wyzwanie?

Tak naprawdę każda z bohaterek przechodzi przemianę – zaczyna lepiej rozumieć siebie i swoje potrzeby. Dużo w tej książce o rozwoju emocjonalnym i o dojrzałości, a ten proces zazwyczaj bywa bolesny. Trzeba się zmierzyć z wyobrażeniem własnej osoby, zaakceptować słabości, pogodzić się z ograniczeniami. Ale innej drogi nie ma – tylko wtedy możemy pójść naprzód, kiedy będziemy wobec siebie szczerzy i akceptujący. Jedynie w ten sposób możemy zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Moje bohaterki są dopiero na początku tej drogi, ale jestem przekonana, że to, czego doświadczyły, pozwoli im się rozwinąć i zacząć żyć pełnią życia.

Jeden z trenerów jeździectwa jest wręcz nieobliczalny i agresywny. Sama wiem, że z takimi dorosłymi młodzież się czasem spotyka i musi sobie radzić. Ale to nie jest równe starcie?

Długo zastanawiałam się nad tym, czy Zbyszek, z którym trenuje Marta, powinien być aż tak negatywną postacią. Doszłam jednak do wniosku, że muszę pokazać, jakim zagrożeniem może być osoba, która ma ogromny, niepodważalny autorytet. Pozycja w społeczności jeździeckiej daje Zbyszkowi przyzwolenie na zachowania agresywne – on wie, że nikt mu się nie przeciwstawi. Wszyscy uważają go za świetnego trenera i wiele osób marzy o tym, żeby z nim pracować.

To smuciło mnie najbardziej. Nikt go nie kontrolował i nie podważał jego metod pracy. Dobrze wiemy, że może się to zdarzyć również w realnym świecie. Bywa, że młode osoby są narażone na kontakt z nieodpowiedzialnymi, uzależnionymi od alkoholu czy narkotyków dorosłymi.

Ten wątek był dla mnie bardzo ważny, bo pokazał, w jaki sposób można przeciwstawić się przemocy. Chciałam przypomnieć, że każdy z nas powinien reagować na zło – nawet jeśli trzeba postawić się tak cenionej osobie jak trener.

W życiu Twoich bohaterek zachodzą duże zmiany. A zamian ludzie się boją, na każdym etapie życia. Próbujesz oswajać z nimi młodych czytelników?

Zmiany bywają bolesne, ale pozwalają na rozwój. Dają też możliwość wzięcia odpowiedzialności za własne życie i kierowania własnym losem. To jest moje credo, którym kieruję się podczas pisania książek. Zawsze stawiam bohaterów w sytuacjach, w których muszą podjąć decyzję, która wpłynie na ich dalsze losy, uważam, że to jedna z większych życiowych umiejętności. Nawet jeśli się poturbują, jeśli nie uda im się osiągnąć celu w taki sposób, jak zamierzali – próbują i podejmują wyzwanie. Mam ogromną nadzieję, że taka postawa trafia do moich Czytelników i Czytelniczek, i jest dla nich inspiracją do tego, żeby brać sprawy we własne ręce.

Twoje bohaterki mają pasję. I to pasję wyjątkową, bo wymagającą czasu, poświęcenia, ale też pieniędzy?

Jeździectwo nie jest tanim sportem – jedna z bohaterek idzie do wakacyjnej pracy, żeby stać ją było na kupienie karnetu na jazdy. To był sposób na pokazanie jej mocy sprawczej. Sylwia się nie poddała, tylko szukała sposobu na to, żeby rozpocząć naukę jazdy konnej. Podążała za swoim marzeniem i nie rezygnowała z niego tylko dlatego, że pojawiły się jakieś trudności.

W stajni czas płynie inaczej – kto jeździ konno, ten doskonale o tym wie i najlepiej nie brać ze sobą zegarka. Dobrostan konia jest najważniejszy – nie można myśleć o sobie, zanim potrzeby wierzchowca nie zostaną zaspokojone.

Twoim zdaniem dorastanie w pobliżu zwierząt – i to tak wielkich i pięknych – może pomóc przejść przez proces dojrzewania?

Myślę, że nie tylko konie mogą być pomocne w trudnych momentach życiowych. Wiele jest żywych istot, które bywają wsparciem dla człowieka. Pies czy kot są pierwszymi, które przyjdą nam na myśl, ale tych możliwości o wiele więcej. Choćby spacer po lesie. Kontakt z przyrodą działa na człowieka terapeutycznie i jest to udowodnione naukowo.

Kiedy ja byłam nastolatką, dużo czasu spędzałam w lesie. Nauczyło mnie to uważności, dobrego kontaktu ze sobą, ale i wyczulenia na otoczenie. Polubiłam ciszę i zanurzenie we własnych myślach, a przede wszystkim – polubiłam swoje własne towarzystwo.

Pięknie piszesz o tym, jak ważna jest przyjaźń, zwłaszcza w młodym wieku, gdy tyle się dzieje w głowie i sercu. Ale na pierwszym miejscu jest przyjaźń z samym sobą?

Oczywiście, od tego trzeba zacząć. Nie da się lubić innych ludzi, dopóki nie lubi się siebie. Dobry kontakt ze sobą to podstawa do tego, żeby odnaleźć się w relacjach. W przeciwnym razie trudno nam zauważyć, że ktoś przekracza nasze granice albo nadużywa naszej uczynności. Przyjaźń z sobą samym bywa trudna, trzeba się jej nauczyć. Ale zawsze powtarzam, że przejdziemy przez życie jedynie sami ze sobą. Inni ludzie będą nam tylko towarzyszyć.

Dziękuję za tę piękną książkę! Co masz dalej w planach literackich?

Z całą pewnością powrócę do stajni, bo konie wciąż mnie inspirują do pisania kolejnych historii. Myślę też o powieści historyczno-przygodowej, podobnej do Projektu Breslau i niecierpliwie czekam, aż znajdę czas na to by napisać książkę dla dorosłego czytelnika.

Książkę Stajnia pod Lipami kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.