Zakochany Paryż. Kolaż 18 etiud opowiadających o miłości

Data: 2021-09-20 10:42:40 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

O Zakochanym Paryżu jako o całości trudno powiedzieć, by był filmem dobrym. Mimo wszystko warto go obejrzeć dla świetnych zdjęć, kilku popisów aktorskich, dla doskonale wyznaczanego przez muzykę rytmu opowieści… A przede wszystkim – dla tych paru etiud, które sprawią, że naprawdę trudno będzie oderwać się od ekranu. A jeszcze trudniej – nie pokochać Paryża…

Zakochany Paryż – opis filmu

Wbrew grafomańskim paszkwilom Krzysztofa Kuczkowskiego („Topos” nr 4/2006) określę obraz Zakochany Paryż przymiotnikiem „nierówny”. Bo tak naprawdę stanowi on kolaż złożony z 18 różnych etiud, wśród których znajdziemy zarówno „perełki”, jak i słabe, bardzo naiwne impresje.

Czytaj także: Scoop. Gorący temat. Inteligentne poczucie humoru i błyskotliwe dialogi w filmie Woody'ego Allena

Pomysł był prosty – ukazać różne oblicza miłości na tle poszczególnych dzielnic Paryża. Uczynić to mieli najpopularniejsi twórcy filmowi ostatnich lat. Do udziału w przedsięwzięciu zaproszono także świetnych aktorów. Każdy reżyser otrzymał możliwość zrealizowania w obrębie wybranej dzielnicy francuskiej stolicy filmu trwającego maksymalnie 5 minut. Na tym ograniczenia się kończyły. Wydawało się oczywiste, że zderzenie z sobą koncepcji takich indywidualności, jak Gus van Sant, bracia Coen, Christopher Doyle i Wes Craven musi przynieść zaskakujące efekty.

Zakochany Paryż – recenzja filmu

Efekty były zaskakujące, choć pewnie nie w ten sposób, jaki producenci filmu zaplanowali. Powstała całość, w której z etiudami zachwycającymi zarówno koncepcją, jak i precyzją realizacji, sąsiadują fragmenty nieudane, ocierające się o granice kiczu.

Czytaj także: Szkoła Stewardess. Kiczowata historia o spełnianiu "amerykańskiego snu"

Kompletną porażkę poniósł Gus van Sant, który zrealizował filmową nowelkę o – jakże by inaczej – homoseksualnej fascynacji dwóch niemających wspólnego języka młodych mężczyzn. Interesująca estetycznie etiuda Vincenzo Natali o „czystej” i „niewinnej” miłości człowieka oraz wampirzycy właściwie wykorzystuje tylko efektowną konwencję Sin City. Eksperymenty z ruchem kamery bynajmniej nie sprawiły, że obraz Christophera Doyle’a wydaje się czymś więcej, niż tylko efektownym bełkotem. Z kolei film Nobuhiro Sury mimo obsadzenia Juliette Binoche w roli matki, która nie może pogodzić się ze śmiercią syna, granicę kiczu zdecydowanie przekracza. Mieszane uczucia budzi nowelka Isabel Coixet o odkryciu na nowo spowszedniałej miłości w obliczu śmiertelnej choroby jednego z partnerów, nie przekonuje także dydaktyzm opowiastki Gurindera Chandy, która uczyć ma tolerancji wobec islamu.

Ale Zakochany Paryż to nie tylko etiudy słabe. Z pewnością broni się Tom Tykwer, reżyser historii miłości niewidomego chłopaka do studiującej aktoreczki (Natalie Portman). Inspiruje obraz Waltera Salesa i Danieli Thomas, opowiadający o przepaści między dzielnicą bogatych a slumsami. Chyba po raz pierwszy udało mi się obejrzeć naprawdę dobry film Wesa Cravena, który z ogromną ironią podjął opowieści miłości na tle – oczywiście – cmentarza, obsadzając Alexandre’a Payne’a w roli Oscara Wilde’a. Sam Paune wyreżyserował jedną z najciekawszych etiud, opowiadającą o otyłej kobiecie, której marzenia o zakochanym Paryżu kończą się bolesnym zderzeniem z rzeczywistością i odkryciem zupełnie nowego oblicza miłości. Hołdem dla paryskiego teatru zdaje się etiuda Richarda Le Grawnese’a z Bobem Hopkinsem i Fanny Arhant, a zauroczyć widza musi opowiastka o smutnym mimie w reżyserii Sylvaina Chometa, który tym razem debiutuje konwencji filmu fabularnego.

Zakochany Paryż – czy warto obejrzeć?

Na koniec trudno nie wspomnieć jeszcze o obrazkach braci Cohen i Frederica Auburtina oraz Gerarda Depardieu. Ci pierwsi akcję swej etiudy osadzili w podziemiach stacji metra i stworzyli ironiczną, przewrotną interpretację tajemnicy uśmiechu Mona Lisy z obrazy mistrza da Vinci. Nie jest to film obciążony ładunkiem wielkiej i odkrywczej prawdy o człowieku, ale tak doskonały koncept wypada wyróżnić.

Czytaj także: Jak we śnie. Surrealistyczna komedia o manipulowaniu snami

Co innego Frederic Auburtin i Gerard Depardieu. Obaj panowie stworzyli błyskotliwą etiudę, w której we francuskiej kawiarni spotykają się wciąż piękna Gena Rowlands i świetny Ben Bazzara. Ta podstarzała para zamierzała jedynie omówić warunki rozwodu, jednak ich spotkanie szybko zmienia się w misterną grę pozorów i obłudy. Oboje żartują na temat swych dzieci, wnuków i kochanków, pragnąc za wszelką cenę dowieść, że ich związek pozostawał jedynie w granicach wolnej miłości, widać jednak, ze pod warstwą pozorów kryje się coś więcej. Miłość, do której żadne z nich nie chce się przyznać? Sentyment? Czy tylko iluzje?

Czytaj także: Patrol. Kevin Costner jako wybitny nurek-ratownik

O Zakochanym Paryżu jako o całości trudno powiedzieć, by był filmem dobrym. Mimo wszystko warto go obejrzeć dla świetnych zdjęć, kilku popisów aktorskich, dla doskonale wyznaczanego przez muzykę rytmu opowieści… A przede wszystkim – dla tych paru etiud, które sprawią, że naprawdę trudno będzie oderwać się od ekranu. A jeszcze trudniej – nie pokochać Paryża…

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.