- Nie można uciec od przeszłości. Wywiad z Renatą Kosin

Data: 2018-02-08 21:50:25 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

- Pamiętam z dzieciństwa cmentarz żydowski, tak zwane mogiłki. Obok do dziś jest pagórkowaty zagajnik leszczynowy, więc latem zbierało się tam orzechy, a zimą chodziło na sanki. To wspomnienie umieściłam też w Jedwabnych rękawiczkach, oddając je głównej bohaterce. Tak jak ona początkowo nie wiedziałam, dlaczego to miejsce nosi właśnie taką nazwę, bo cmentarz katolicki jest po drugiej stronie drogi. Potem, gdy byłam starsza, odkryłam kamienie z hebrajskimi napisami i domyśliłam się, że to groby. Potwierdziła to notka znaleziona w encyklopedii, mówiąca o tym, co się stało w Jedwabnem. Potem ktoś mi pokazał, w którym miejscu stała stodoła, gdzie spłonęli jedwabińscy Żydzi. Dowiedziałam się, do kogo należała i co tam się wówczas wydarzyło - mówi Renata Kosin, autorka książki Jedwabne rękawiczki.

Dlaczego Jedwabne?

Ponieważ to moja rodzinna miejscowość. I chyba też dlatego, że nikt inny dotąd o niej nie napisał w taki właśnie sposób, pokazując ją od środka.

Ty żyłaś w cieniu Jedwabnego…

Żyłam w Jedwabnem. Po prostu. Nigdy nie czułam, by to, co się tam wydarzyło, kładło się cieniem na moim życiu. „Tamto” było kiedyś, a ja jestem teraz. Z tragicznymi wydarzeniami z 1941 roku łączy mnie jedynie to, że wydarzyły się w miejscu, gdzie grubo ponad trzydzieści lat później przyszło mi żyć.

Ale jako dziecko zawsze chciałaś dowiedzieć się więcej o przeszłości - szczególnie tej dotyczącej Twojej rodziny?

Tak. Znalazłam nawet opracowane przez kogoś innego drzewo genealogiczne, do którego przynależą członkowie rodziny ze strony mojej mamy. Śledząc ich historię dotarłam około czterysta lat wstecz. Zawsze też dużo pytałam, chciałam wiedzieć, jak żyli moi przodkowie, co się z nimi stało. W mojej rodzinie przechowuje się też wiele pamiątek, zdjęcia, dokumenty, różne przedmioty należące niegdyś do przodków, myślę, że to też w jakiś sposób mnie ukształtowało.

Nie było więc zbyt trudno tę wiedzę zdobyć?

W rodzinie ze strony ojca zawsze chętnie opowiadano o przodkach, przywoływane były często te same, niekiedy zabawne anegdoty dotyczące mojego dość ekscentrycznego pradziadka, po którym mój brat otrzymał imię i chyba częściowo charakter. Natomiast dziadkowie ze strony mamy rzadko znajdowali czas na opowieści o minionych czasach i nie przykładali do tego tak wielkiej wagi. Niestety, bo ich historie, o czym dowiedziałam się dopiero wiele lat później, byłyby jeszcze ciekawsze. Oboje pochodzili ze znanych w okolicy szlacheckich rodzin, wywodzących się między innymi z Brzostowa. Nazwisko i herb rodzinny dziadka podarowałam jednej z bohaterek Bluszczu prowincjonalnego.

Właśnie - literaturę, czytanie, a może i pisanie - również wyniosłaś z domu?

Miłość do książek odziedziczyłam prawdopodobnie po dziadku, który mnóstwo czytał, mimo że przez całe życie mieszkał na wsi i nie miał łatwego dostępu do książek. Rodzice czytali znacznie mniej, właściwie prawie wcale. Myślę, że przy wielu obowiązkach trudno im było znaleźć na to czas. Ale jednocześnie bardzo dbali o to, by w domu były książki i systematycznie uzupełniali domową biblioteczkę, co w tamtych czasach wcale nie było łatwe. Do dziś część mojej biblioteki stanowi to, co zgromadzili oni.

Kto najczęściej podsuwał Ci lektury?

Nie przypominam sobie, by ktokolwiek podsuwał mi lektury do czytania. Wybierałam je sobie sama, a raczej czytałam niemal wszystko, co wpadło mi w ręce, nie tylko z własnej, ale też szkolnej i miejskiej biblioteki. Spędzałam tam każdą wolną chwilę. Kiedyś nawet, zdarzyło mi się zostać tam znacznie dłużej niż powinnam, ale tylko dlatego, że zaczytałam się siedząc na podłodze między półkami, a bibliotekarka zamknęła bibliotekę i poszła do domu. Na szczęście znalazła mnie tam późnym wieczorem szkolna woźna.

Myślę, że właśnie dlatego, że czytałam tak dużo, nie potrafię też powiedzieć, która lektura jest dla mnie najważniejsza, bo to zmieniało się na przestrzeni lat. Pamiętam za to tę najdziwniejszą. Była w moim domu taka książka z dedykacją za dobre wyniki w nauce dla mojej mamy, Oczy na niebie. Nie pamiętam autora, nie mam pojęcia o czym była, chociaż trzymałam ją w rękach setki razy. Nigdy jednak nie udało mi się jej przeczytać, ponieważ już po kilku stronach zasypiałam. Potem robiłam to już wręcz z premedytacją – sięgałam po nią, kiedy nie mogłam zasnąć.

Śniłaś potem o tym, że kiedyś zostaniesz pisarką?

Myślałam o tym wiele razy, jednak nie sądziłam, że to kiedykolwiek nastąpi. Powodem było… moje lenistwo. Lubiłam wymyślać różne historie, ale nie wyobrażałam sobie, że mogłabym je kiedykolwiek spisać na tak wielu stronach i w tylu grubych zeszytach, by mogła powstać książka. Z czasem rozwój techniki zdjął mi ten problem z głowy, dlatego ostatecznie jestem tym, kim jestem.

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - hajduczek
hajduczek
Dodany: 2018-02-20 17:16:52
0 +-

Tak, przed przeszłoscią nie udaje się nigdy uciec. Zawsze przypomina o sobie, zwłaszcza te wspomnienia z dzieciństwa powracają nieoczekiwanie...

Avatar uĹźytkownika - mamut
mamut
Dodany: 2018-02-16 12:57:33
0 +-

Oj tak, przeszłość dopada człowieka, kiedy najmniej się tego spodziewa...

Avatar uĹźytkownika - azetka79
azetka79
Dodany: 2018-02-13 11:18:09
0 +-

nie można uciec przed przeszłością, ale można ją oswoić:)

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2018-02-09 18:27:54
0 +-

Ciekawi mnie taki pisarski konspekt...

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2018-02-09 14:12:41
0 +-

Mam w planach przeczytanie "Jedwabnych rękawiczek" - brzmi zachęcająco.