Najważniejsze jest obudzenie swojego ducha. Wywiad z Wojciechem Sobiną
Data: 2021-09-15 14:35:09– Dzięki rozwijaniu wolności myślenia znacząco zwiększajcie prawdopodobieństwo realizacji marzeń. O wolności, o potrzebie rozwoju, o satysfakcji płynącej z podejmowanych wyzwań opowiada Wojciech Sobina, myśliciel, doradca biznesowy, konsultant ONZ, a przede wszystkim nowoczesny człowiek sukcesu, którego książka Sercem i rozumem trafiła do księgarń.
Książka Sercem i rozumem jest opowieścią o Pańskiej drodze życiowej – ale nie tylko, prawda?
Już po wydaniu książki sam szukałem kompletnej odpowiedzi na to pytanie. Zaskoczyła mnie bowiem różnorodność widzenia treści przez różnych czytelników. Sercem i rozumem to w mojej najgłębszej intencji opowieść o pięknie życia w pięknym świecie. Strukturę tej opowieści stanowią trzy płaszczyzny. Pierwsza, ta powierzchniowa, to rzeczywiście opowieść o mojej drodze życiowej. To malowane słowami obrazy. Druga warstwa to myśli towarzyszące oglądaniu tych obrazów. Szukanie mechanizmów przeżywanych emocji. Często zadawane pytanie: „dlaczego?” Wreszcie – trzecia warstwa to moje reakcje na wnioski z obserwacji i analizy otaczającej mnie rzeczywistości. To opis praktycznego wykorzystania pobieranej lekcji życia. Tutaj odkrywam, że kluczyk do tego lepszego świata jest dostępny. Zaskakująco dostępny. To jest przesłanie mojej książki. Sercem i rozumem to moja propozycja zwiększenia dostępności tego cudownego kluczyka.
W książce pojawiają się dwa ważne pojęcia – pana Humany i pana Eksela. Co one oznaczają?
Ci moi dwaj hipotetyczni przyjaciele ilustrują dwa bardzo powszechne i jednocześnie przeciwstawne modele postaw i zachowań w środowisku zawodowym. Pan Humana jest szczególnie zorientowany na dobre relacje z ludźmi. Kontakty z ludźmi to jego żywioł. Pan Eksel zdecydowanie zorientowany jest na rezultat, nie może żyć bez tabelek, wykresów, baz danych… Pierwszy z nich jest bardzo zainteresowany skutkami i wpływem podejmowanych decyzji na ludzi, których te decyzje dotyczą. Pan Eksel z kolei patrzy na sprawy chłodno i z boku, ściśle kierując się logiką przyczynowo–skutkową. Dla niego niezwykle ważne są szczegóły i konkrety. Z kolei pan Humana zwraca większą uwagę na „duży obraz” – powiązania między faktami i to, co może z tego wynikać. On też czerpie swoją energię z kontaktów z otoczeniem, zaś pan Eksel dobrze się czuje w swoim wewnętrznym świecie.
Jak ukuł Pan te terminy?
Od początku aktywności zawodowej byłem przekonany o wyższości podejścia opartego na szacunku do drugiego człowieka, empatii, wrażliwości, uprzejmości… Z czasem negatywne aspekty otaczającej mnie rzeczywistości obniżały wartość takiego podejścia. Nie bądź za dobry dla ludzi, bo cię zjedzą – to tylko jedno z haseł tej rzeczywistości. Przecież grzeczny i wrażliwy nie oznacza słabości czy też niskiej skuteczności działania! Przyszedł czas międzynarodowej korporacji. Wielu menedżerów wyglądało na cyborgowych wielbicieli ekselowej tabelki, algorytmów i ogólnie zerojedynkowości. Bez widocznej, ale jakże szlachetnej humanności. W tym czasie zajmowałem się szkoleniami i rozwojem pracowników. Pytany przez znajomych, co robię w korporacji, z dumą odpowiadałem, że rzeźbię w humanie! W ten sposób na świat przyszli moi przyjaciele: ten lepszy pan Humana i ten mniej ludzki, ale bardzo skuteczny pan Eksel. Reszta ich historii opisanej w książce to poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: Którego z nich powinno być więcej w naszym życiu zawodowym?
Pańskie życie zawodowe usiane było podróżami. Jak to się wszystko zaczęło?
Miałem szczęście, bo rozpocząłem pracę w firmie nowoczesnej, kontaktującej się z wielkim światem pomimo bardzo szarych czasów. Pasjonowała mnie praca przy czymś nowym: ulepszaniu produktu, ulepszaniu procesów, rozwoju pracowników. To wszystko wymagało kontaktów ze światem zewnętrznym. A więc również podróżowania… Tak to się zaczęło. Później przyszły dwie kolejne przygody podróżnicze: praca w ONZ i w międzynarodowej korporacji. Tak, przeszedłem trochę dziwną drogę. Od podróży, stanowiących w części kontynuację świata marzeń z młodości, spędzanej w kraju zamkniętym przed światem, do podróży stanowiących integralną część wykonywanego zawodu.
Co poczuł Pan, gdy został Pan wybrany przez ONZ na eksperta?
Czułem, że spełniają się moje wielkie marzenia o dzieleniu się z potrzebującymi czymś, w czego posiadanie wszedłem, napędzany swoją wewnętrzną pasją. A także o odkrywaniu nieznanego świata. Marzeniu mocno osadzonym w wyobraźni, budowanej w młodości pasją do książek podróżniczych. Jednocześnie z taką samą siłą odczuwałem odpowiedzialność, jaka na mnie ciążyła. I powagę wyzwania, przed którym stanąłem. I wątpliwości, czy potrafię sprostać wyzwaniu. I jeszcze coś. Polak jako obywatel świata! To jeszcze dodatkowe kilogramy poczucia odpowiedzialności i… wielka radość! Takie właśnie myśli towarzyszyły mi podczas lotu z Madrytu do Hawany nad pogrążonym w nocy Atlantykiem. W drodze na pierwszą misję ekspercką.
Zainteresowała mnie opowieść z Kuby – o tym, jak trudno przełożyć relacje tam panujące na polską mentalność. Kubański macho, który realizuje pewien model społeczny, w Polsce raczej potępiany. Jak wykorzystać nawyki kulturowe, aby nie stały się naszym balastem, ale trampoliną do rozwoju?
Myślę, że jest sposób do radzenia sobie z takimi sytuacjami – to elastyczność w podejściu do zróżnicowania kulturowego. Są sytuacje, w których koncepcja „tygla”, czyli siłowego wymieszania, stopienia różnic kulturowych i zhomogenizowania całości, działa. Są też sytuacje, gdzie należy zachować odrębność kulturową i tworzyć piękną, heterogenną i koegzystującą mieszaninę. To trudne, ale możliwe. Elementy kultur narodowych to nawyki oraz bardzo głębokie przekonania. Nawyki można zmienić, głębokich przekonań – nie. Zmiana nawyków to cierpliwa i dobrze argumentowana rozmowa między różnymi kulturami. W tym konkretnym przypadku zabrakło z pewnością bardzo trudnej rozmowy, która doprowadziłaby do zmiany nawyków. Natomiast zastosowanie koncepcji tygla do zhomogenizowania głębokich przekonań to dramat. Niestety, tak bardzo często obecny w dzisiejszym świecie.
Nie zdawał się Pan w życiu na przypadek. Czytając Sercem i rozumem, dostrzegłam, że wychodził Pan życiu naprzeciw. Szukał Pan wyzwań i rozwiązań dla problemów, które za nimi stały. Wielu ludzi postępuje na odwrót.
Szybko odkryłem, że płynięcie z życiem nic nie daje. To tylko konserwuje stan obecny, niczego nie rozwija. To stagnacja, to przecież śmierć za życia! Zawsze ciekawiło mnie i kusiło coś więcej. Co jest za tą ścianą stanowiącą wyzwanie? Ciągle rosnące przekonanie, że mogę znacznie więcej. Nie wiem, dlaczego inni unikają wyzwań – przecież w ten sposób się nie rozwijają. Robią tak dla własnej wygody? Przecież podejmując wyzwanie, mam szansę na jeszcze lepszą wygodę, a potem na jeszcze lepszą – i tak bez końca. Nie zawsze zresztą podejmowanie przeze mnie wyzwań kończyło się sukcesem. Były porażki. Ale nie rozpaczałem, tylko szukałem nauki płynącej z porażki. Po to, żeby następnym razem zrobić coś lepiej. A wszystko to połączone z marzeniami i wolnością myślenia oraz szacunkiem do innych. Może chciałem dawać przykład tym, którym nie udawało się w życiu i niejako pomóc im w ten sposób? Bo przecież postępowanie na odwrót niczego nie zmienia, pozwala tylko przetrwać. Czy w życiu naprawdę chodzi wyłącznie o przetrwanie?
Mam nadzieję, że także o coś więcej… Pisze Pan nawet o tym, że praca w korporacji była pasjonująca. Zwykle słyszę, że korporacje są bezduszne, że zabijają ducha kreatywności…
Pracując w polskiej części międzynarodowej korporacji, zdobyłem honorowy tytuł „Innowatora roku” jako wynik przeniesienia własnego kreatywnego rozwiązania do praktyki. Rozwiązania bardzo docenionego w korporacji. A więc można! Korporacja jest najwyższą formą rozwoju gospodarczej działalności, bo jest w stanie zgromadzić wielki kapitał na badania i rozwój oraz zebrać w jednym miejscu wszystkie najlepsze praktyki. Korporacja znacząco podnosi poprzeczkę do pokonania przez pracowników. I tego wielu z nich nie wytrzymuje. Menedżerowie, specjaliści, operatorzy. Korporacja przekształca się w korpo, a pracownicy zamieniają się w korpoludki. Praca w prawdziwej korporacji wymaga kreatywności i równolegle ścisłej realizacji ustalonych standardów opartych na najlepszych praktykach. Nowoczesność w korporacji to kreatywnie ulepszane standardy. Również po to, żeby w przyszłości te ustandaryzowane czynności powierzyć komputerom i robotom. Bo religia konkurencyjnego rynku to robić więcej, używając mniej. Ale to jest wyzwanie i konieczność zadania sobie pytania: co to oznacza dla mojej przyszłości? Wyzwanie, a nie nieszczęście i powód do strachu przed byciem korpoludkiem.
W książce przywołuje Pan myśl Alfreda North Whiteheada Przedsięwzięcie czegoś oczywistego wymaga nadzwyczajnego umysłu. Ludzie boją się prostych ścieżek i oczywistych rozwiązań?
To dla mnie jest ciągle nieodkryta, ale wszechobecna tajemnica. To jakieś meandry ludzkiego umysłu. Czy stajemy się mądrzejsi, nie idąc prostą i oczywistą drogą? Czy wielki deficyt zdrowego rozsądku bierze się stąd, że komplikowanie sprawy przez nas samych dodaje nam poczucia własnej wartości, a może nawet bohaterstwa? Nie wiem…
Podróże po całym globie, doświadczenie, które Pan zdobywał, ukształtowały Pańską filozofię sukcesu.
Te wielkie podróże trafiły się właściwie już po wstępnym ukształtowaniu tego, co nazwała Pani filozofią sukcesu, chociaż niewątpliwie znacząco ją wzbogacały. W rezultacie powstał pewien sposób na odniesienie sukcesu. Czy nowatorski? Nie wiem. Raczej powiedziałbym, że klasyczny w swojej logice, ale realizowany z wielką determinacją i w sumie z jakąś… lekkością! Nazwałem to trzema krokami do sukcesu. Pierwszy krok: rozwijaj motywację wewnętrzną. Żeby chciało się chcieć. Żeby robić to, co się lubi i lubić to, co się robi. Drugi krok: rozwijaj kompetencje. Czyli postawy, zachowania i umiejętności potrzebne do realizacji celów. Szczególnie te generalne, nazywane czasami kompetencjami społecznymi. Niezależne od wykonywanego zawodu czy miejsca w strukturze organizacyjnej. Zdolność do adaptacji, kreatywność, komunikacja, praca zespołowa, orientacja na klienta, identyfikacja z firmą, kompetencja interkulturowa – to tylko niektóre z nich. Trzeci krok to skuteczność działania. Wymagająca zainfekowania się genem cyfrowym oraz poznania i pokochania nowoczesnych metodologii, w szczególności metodologii rozwiązywania problemów. A nad tym wszystkim to wolność myślenia i szacunek do drugiego człowieka jako wartości nadrzędne i wiele innych działań operacyjnych oraz wspierających. A także umiejętność pokonywania nieraz bardzo dziwnych przeszkód.
Dzisiaj młodzi ludzie żyją w świecie zmian, czasami bardzo szybkich. Zaczynają jakieś studia, które mogą im dać szansę na ciekawą pracę, a przed magisterium okazuje się, że trendy są już odmienne. Jak się w tym odnaleźć?
Starsi zgotowali ciężki los młodym. Zafundowali i utrzymują nieefektywne i nie przynoszące młodym korzyści systemy edukacyjne. Zdarza się, że jeszcze przed ukończeniem studiów młody człowiek „odstaje” od aktualnych wymagań. Nie mówiąc o wspomnianym przez Panią nadążaniu za trendami. Systemy edukacyjne nie przygotowują do życia i pracy w czasach dynamicznych zmian. Starsi pozostali przy koncepcji konieczności pokonywania „doliny płaczu” przed ostateczną akceptacją zmiany. A przecież zmiana to nie nieszczęście, zmiana to szansa! Zdolność do adaptacji staje się podstawową kompetencją potrzebną młodemu człowiekowi, wkraczającemu w życie zawodowe. A reszta potrzebnych i ciągle zmieniających się umiejętności powinna być przedmiotem uczenia się przez całe życie zawodowe. Nauka nie kończy się wraz z odebraniem dyplomu ukończenia studiów. Mimo to nie czekajmy na zmiany systemowe w edukacji z założonymi rękami. Uczmy się, a nie tylko liczmy na to, że zostaniemy nauczeni. To malutkie okienko, ale zawsze…
Czy w tej sytuacji ludzie na całym świecie mają takie same szanse na dobry, zrównoważony rozwój?
Systemy wspierające rozwój oraz motywację do rozwoju są bardzo zróżnicowane. Z drugiej strony różne społeczności wielkiej ludzkiej rodziny mają różne oczekiwania… wręcz różne definicje i potrzeby rozwoju. Tak, to relatywizm i piękno różnorodności kulturowej. Rozwój zrównoważony przychodzi później, wraz ze wzrostem świadomości społecznej. Szanse nie są więc równe, tak jak nierówne są społeczności. Pragnienie rozwoju nie gaśnie w zależności od miejsca na świecie. To naturalna potrzeba każdego człowieka.
Ale co do jednego nie mam wątpliwości. To starsi mają obowiązek, niekoniecznie sformalizowany, wspierania rozwoju młodych…
Ale aby osiągnąć sukces, rozwinąć firmę, utrzymać ją, stworzyć filozofię pracy, trzeba przejść kolejne etapy. Co robić, gdy otoczenie nie zmienia się w pożądanym przez nas kierunku?
Pamiętać, że często w historii tak wiele zależało od tak niewielu. Pamiętać o pionierach wytyczających ścieżki w bezdrożach. Oczywiście nie żyjemy w pustce. Ale nie oznacza to wcale konieczności przyłączenia się do chóru tych, którzy głoszą, że to się nie da, że to wszystko przez złych ludzi, przez nieudolnych pracowników, przez złe przepisy. Bo jakże często jest to chóralne usprawiedliwianie swoich słabości, frustracji czy też nieudolności. A tak naprawdę to chodzi o tempo zmian. Bo kiedyś pożądane zmiany przyjdą. Uznajmy, że to leniwe otoczenie ma problem, a nie my. To stwierdzenie, oczywiście, niczego nie zmienia, ale znacząco rozszerza nasze możliwości konstruktywnego myślenia i znalezienia dobrych rozwiązań pomimo ociężałości otoczenia. Mnie to wielokrotnie pomogło!
Co by Pan powiedział tym czytelnikom naszego portalu, którzy stoją na początku swojej kariery. Co jest w życiu najważniejsze?
Najważniejsze jest obudzenie swojego ducha, zwiększanie własnego potencjału, rozwijanie wolności myślenia, szanowanie innych, respektowanie faktów i pozytywne nastawienie do świata. Jak to wszystko zrobić? To właśnie spróbowałem opisać w mojej książce. Na drodze od tych haseł do szczegółowych rozwiązań są jeszcze punkty kluczowe, swoiste kamienie milowe. Oto tylko niektóre z nich:
Odnajdźcie źródło siły swojego ducha. W moim życiu takim źródłem była miłość. Dzięki rozwijaniu wolności myślenia znacząco zwiększajcie prawdopodobieństwo realizacji marzeń. Moja przygoda w ONZ była właśnie tego przykładem. Budujcie mocną umiejętność nadążania za dynamicznymi zmianami współczesnego świata. Ja w ten sposób uniknąłem wpadnięcia w pustkę duchową. Walczcie z deficytem zdrowego rozsądku. Ja dzięki temu nie dałem się opleść mackom niszczącego stresu. I na koniec… Przeczytajcie moją książkę! To nie jest zbiór jedynie słusznych dobrych rad! To tylko moja lekcja życia, którą pragnę się podzielić. Bo naprawdę swój los macie w swoich rękach!
Książkę Sercem i rozumem kupicie w popularnych księgarniach internetowych: