W życiu nic nie jest jednoznaczne. Wywiad z Ałbeną Grabowską

Data: 2024-09-10 15:17:38 | artykuł sponsorowany Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla W życiu nic nie jest jednoznaczne. Wywiad z Ałbeną Grabowską z kategorii Wywiad

– Często w literaturze zdarza się tak, że albo bohater ponosi klęskę, albo – przeciwnie – wszystko mu się udaje „i żyje długo i szczęśliwie". Myślę, że życie jest bardziej skomplikowane i to staram się pokazać w swoich książkach. Rzadko czyjaś droga jest usłana różami, jeszcze rzadziej – wypełniona wyłącznie cierniami. Czasem by zrobić krok do przodu, trzeba wcześniej cofnąć się o dwa kroki. A z całą pewnością trzeba się starać, trzeba próbować coś zmienić. W powieści Odlecieć jak najdalej zastanawiam się nad tym, czy jakakolwiek zmiana w życiu może dokonać się wyłącznie za sprawą naszych działań, czy raczej musimy czekać na szczęśliwy splot okoliczności, a kiedy ten nastąpi, skorzystać z szansy danej nam przez los. Czasem musimy zastanowić się nad tym, czy to, co nas spotyka, to rzeczywiście prezent od losu, czy raczej coś bardzo gorzkiego, obarczonego ogromnym ryzykiem, na co tylko osoba bardzo odważna może się zdecydować. Nigdy nie przestawiam moich bohaterów czy życiowych sytuacji w sposób jednoznaczny – mówi Ałbena Grabowska, pisarka. 

Warszawa, rok 1965. Stolica była wtedy miastem zupełnie innym niż dzisiaj.

To prawda. Warszawa była wówczas miastem kontrastów, ale powoli odzyskiwała oddech po pierwszych latach odbudowy z gruzów II wojny światowej. Minęło przecież 20 lat od końca wojennej zawieruchy i bardzo wiele obiektów zostało już odbudowanych. Ludzie mogli już mieszkać w stolicy w komfortowych warunkach, choć obok widać było gruzy i fizyczne ślady wojny. Rok wcześniej oddano do użytku budynek Filharmonii Narodowej, lecz dwie ulice dalej dostrzec można było prawdziwe ruiny.

Jeśli chodzi o kwestie ustrojowe, mówimy o głębokim PRL-u, czasie przed wybuchem popularności polskich zespołów muzycznych. Od dwóch lat organizowany był Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu – święto muzyki, na które wszyscy czekali. Rok 1965 to także początki telewizji. Wciąż jeszcze królowało radio, ale w pierwszych mieszkaniach pojawiały się też telewizory. To łączyło ludzi, którzy umawiali się na wspólne oglądanie telewizji w tych domach czy mieszkaniach, które urządzeniem tym dysponowały. Wydawać się więc może, że w mało ludzkim ustroju był to czas całkiem dobry dla młodych ludzi, dla moich bohaterów. Myśleli, że mają życie przed sobą, a to, co złe, dawno minęło. Ale – jak to w moich powieściach bywa – rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana.

Ola Czerniawska, bohaterka Pani powieści, marzy o tym, by uciec, by odlecieć jak najdalej. Dlaczego?

Chce uciec z szarej, peerelowskiej rzeczywistości, która dla niej – wbrew pozorom – nie jest tak dojmująca. Ola jest młoda, zdrowa i ładna. Przygotowuje się do matury, zakochuje się – z wzajemnością – w najpopularniejszym chłopaku w szkole, udaje jej się znaleźć zajęcie marzeń w Modzie Polskiej. A jednak tkwi w niej jakaś pestka, ucisk głęboki, pragnienie, by żyć inaczej niż w Polsce, niż jej rodzice, by doświadczyć tego, na co tutaj nie ma szans.

Na początku wydaje się to zupełną mrzonką…

To prawda – gdy poznajemy Olę, nie wiemy, jak to marzenie miałoby się spełnić. Z czasem jednak pragnienie zmienia się w plany, coraz mniej mgliste, później – niemal w konieczność. I – kto wie – może kiedyś jej się uda?

Ale z pewnością nie będzie to proste…

Olę z Polską wiąże głównie rodzina: mama, która znajduje się nie do końca wiadomo, gdzie, babcia, która opiekuje się dziewczyną, choć sama potrzebowałaby opieki i wsparcia. Kolejne przeciwności losu jednak i rozczarowania wzmacniają w Oli pragnienie wyjazdu, aż w końcu jest ona przekonana, że w Polsce nie ma dla niej miejsca.

Gdy poznajemy Olę, wydaje się tak grzeczna i stonowana, że aż wręcz… nudna?

Tak, Ola jest nudna, byle jaka, przeciętna. A jednak ma coś w sobie i stopniowo w klasie maturalnej nabiera wyrazu – za sprawą zbliżającego się egzaminu, za sprawą pewnego konkursu, w którym sama nie uczestniczy, lecz który wywrze spory wpływ na jej życie. Ale też za sprawą chłopaka, z którym się spotyka i w którym się zakochuje.

Ola marzy. Marzy o ucieczce na Zachód. Takie pragnienia były w tych czasach powszechne?

Wręcz przeciwnie, w tych czasach ludzie raczej próbowali układać sobie życie niż uciekali z Polski. Moi rodzice na przykład poznali się w Bułgarii, gdzie ojciec przebywał na wczasach. Mama, Bułgarka, uważała Polskę za lepsze miejsce do życia niż swoją ojczyznę, dlatego tu właśnie się przeprowadziła. Uciec chcieli przede wszystkim działacze opozycji, ludzie inwigilowani czy represjonowani. Uciec chcieli też ludzie, którzy uważali, że tylko na Zachodzie mają szansę na prawdziwy rozwój. Ola była taką właśnie osobą – nie chciała być jedną z wielu, lecz uważała, że jest jedną z niewielu i powinna mieć szansę na robienie tego, czego naprawdę chce, a nie tego, co jej się proponuje lub do czego zmusza ją społeczeństwo. 

Pani książka to także opowieść o wchodzeniu w dorosłość. Tyle że w przypadku Oli dorastanie wiąże się w dużym stopniu z kolejnymi rozczarowaniami…

Z pozoru tak jest. Ale uważam, że w życiu nic nie jest jednoznaczne. Często w literaturze zdarza się tak, że albo bohater ponosi klęskę, albo – przeciwnie – wszystko mu się udaje „i żyje długo i szczęśliwie". Myślę, że życie jest bardziej skomplikowane i to staram się pokazać w swoich książkach. Rzadko czyjaś droga jest usłana różami, jeszcze rzadziej – wypełniona wyłącznie cierniami. Czasem by zrobić krok do przodu, trzeba wcześniej cofnąć się o dwa kroki. A z całą pewnością trzeba się starać, trzeba próbować coś zmienić. Zastanawiam się w tej książce, czy jakakolwiek zmiana w życiu może dokonać się wyłącznie za sprawą naszych działań, czy raczej musimy czekać na szczęśliwy splot okoliczności, a kiedy ten nastąpi, skorzystać z szansy danej nam przez los. Czasem musimy zastanowić się nad tym, czy to, co nas spotyka, to rzeczywiście prezent od losu, czy raczej coś bardzo gorzkiego, obarczonego ogromnym ryzykiem, na co tylko osoba bardzo odważna może się zdecydować. Nigdy nie przestawiam moich bohaterów czy życiowych sytuacji w sposób jednoznaczny.                                                                                                                                                                                           

Ola ma wielkie marzenia, ale przez swoją młodość jest bardzo plastyczna – jest trochę jak rozbite jajko, które przybiera formę naczynia, w które je wlejemy. Moja bohaterka jest bardzo niepewna, wiele błądzi, nie wie, do kogo powinna się zwrócić z prośbą o radę. Chłopak – jak się okazuje – nie mówi jej całej prawdy, babcia nie potrafi jej zrozumieć, bo należy do innego pokolenia i ma zupełnie inne zapatrywania na to, co dobre. W dodatku ma bardzo głębokie rany pozostawione przez wojnę. Nie potrafi więc pochylić się nad wnuczką, w pełni zadbać o jej rozwój, dobrostan psychiczny, a nawet porozmawiać z nią. Ją wychowywano w czasach, gdy z dziećmi nie rozmawiało się specjalnie o życiu czy ich wyborach. Dzieci miały dobrze się uczyć, być grzeczne, żyć jak inni. Nikt nie próbował wówczas wznieść się ponad to, co było mu dane.

Babcia też o wielu sprawach milczy…  

Babcia Oli to przedstawicielka pokolenia, które w pewnym sensie zabiła wojna. Ludzie ci przetrwali, ale żyli w uśpieniu, w straszliwych traumach, w niemożności wyjścia z tej sytuacji. Babcia nie mówiła Oli o jej mamie, bo sama nie potrafiła poradzić sobie z tą sytuacją. Ale też czy wyjawienie całej prawdy rzeczywiście byłoby dla Oli dobre? Czy młoda, niewinna dziewczyna uniosłaby taki bagaż doświadczeń? Może dobrze, że babcia wzięła to wszystko na siebie, by Ola miała w życiu czystą kartę? 

By nie zdradzić zbyt wiele, powiedzmy tylko, że nie bez powodu Olą i jej babcią interesuje się bezpieka, obie kobiety są inwigilowane przez TW Czyżyka. Od kilku lat sporo mówi się w mediach o tajnych współpracownikach bezpieki w czasach PRL-u. Myśli Pani, że młodych czytelników w ogóle to interesuje, że nie jest to dla nich prehistoria?

Myślę, że młodzi ludzie, którzy sięgają po moje powieści, chcą też poznać możliwie pełny obraz opisywanych czasów. Przy okazji Stulecia Winnych wydawało mi się, że piszę dla starszych czytelników, powiedzmy: dla osób 50+. Szybko okazało się, że to nieprawda i byłam zdumiona, gdy wielu młodych ludzi sięgało po moje książki, interesowało się kontekstem historycznym, pytało o to na spotkaniach autorskich. Zaskoczyło mnie, jak często słyszałam, że do moich książek odwołują się młodzi ludzie na maturze. Zrozumiałam wtedy, że wiele osób próbuje wniknąć w istotę opisywanej przeze mnie rzeczywistości, próbując zrozumieć wybory jednostki na tle całego społeczeństwa. Staram się odpowiedzieć na tę potrzebę, pisząc moje książki. Nie zastanawiam się już nad tym, czy młodego czytelnika dany wątek zainteresuje, ale próbuję ukazać możliwie najszerszy obraz momentu dziejowego, w którym toczy się akcja. Jeśli młodzi czytelnicy słyszą z mediów o ludziach, którzy w czasach PRL-u donosili na swoich przyjaciół, to część z nich zastanawia się zapewne, jakie były ich motywy. Rozmawiałam kiedyś z młodą osobą, która uważała, że ci „szpiedzy" czy „konfidenci" byli ludźmi wyjątkowo zapiekłymi w swoich poglądach, których życiowym celem było szukanie haków na znaczących działaczy opozycyjnych. Tymczasem prawda była bardziej złożona, bardzo często bywało, że donosili zupełnie zwyczajni ludzie, sąsiedzi, którzy robili to, by uzyskać talon na fiata, możliwość wyjazdu na wczasy do Jugosławii. Donosiciele najczęściej upadlali się na drobno i ich działalność nie była zjawiskiem rzadkim, ale stosunkowo powszechnym, choć wstydliwym. Uważam, że wprowadzenie tego wątku wzbogaca moją powieść.

PRL jawi się też dzisiaj jako czas raczej szarobury. Tymczasem pokazuje Pani, że był to też czas, w którym polska moda kwitła.

Rzeczywiście, a to za sprawą Jadwigi Grabowskiej, szefowej Mody Polskiej, która uznała, że dość już tego smutku wojny, że można w Polsce zrobić podobnie jak Dior, który doszedł do wniosku, że nie można pogrążać się na wieczność w żałobie i wciskać kobiety w smutne kombinezony. Postanowił przywrócić radość, kolor i kobiecość. Chciał pozwolić szczęśliwym ludziom wyrażać siebie poprzez ubrania. Jadwiga Grabowska myślała bardzo podobnie. Na jej zaproszenie do Polski przyjeżdżały wspaniałe modelki i wielcy projektanci, organizowane były pokazy mody, a sama instytucja Mody Polskiej zyskała niezwykły status. Ola, dzięki swoim znajomościom, mogła być nieco bliżej tego koloru niż inni ludzie czy jej koleżanki. Ale też trzeba powiedzieć, że moda to nie wszystko. Do Pałacu Młodzieży przyjeżdżały w tym okresie wielkie postaci ze świata muzyki, chociażby Marlena Dietrich czy Gilbert Becaud. Polskę odwiedziła też Ell Fitzgerald. W Warszawie koncertował także Pete Seeger, amerykański pieśniarz. Krajem rządził premier Cyrankiewicz, który miał bardzo burzliwe życie osobiste. Jako mąż Niny Andrycz, wielkiej aktorki, interesował się teatrem, kibicował żonie, bywał na premierach, zachęcał osoby uprzywilejowane, choćby pracowników lecznicy rządowej, do uczestnictwa w życiu kulturalnym. Było to takie dotknięcie Zachodu, które dla wielu młodych ludzi okazało się niezwykle ważnym doświadczeniem. 

Pani powieść jest nieco niedzisiejsza, trochę w duchu dawnych książek dla młodzieży i osób wkraczających w dorosłość.

Stylem chciałam nawiązać do twórczości Krystyny Siesickiej, pisarki nieco zapomnianej, nie tak ważnej dla dzisiejszego młodego pokolenia. Siesicka tworzyła powieści dla młodzieży, które chętnie czytali też dorośli czytelnicy. Pisała o dramatycznych wspomnieniach i rodzących się uczuciach na tle gruzowisk pozostawionych w czasie wojny. Pisałam też o dorastaniu wielu moich rówieśników. O tym, że w czasach naszej młodości rodzice raczej się nad nami nie rozczulali, mniej też rozmawiali. My wiedzę o uczuciach czerpaliśmy często właśnie z książek Siesickiej albo z Filipinki.

Swoją drogą, było mi bardzo przykro, kiedy wiele lat później przeczytałam, że moja ukochana autorka również była tajną współpracowniczką bezpieki, podobnie jak inny popularny pisarz, Aleksander Minkowski. Było to bardzo rozczarowujące, choć staram się zrozumieć, że powody mogły być różne: obawa przed utratą pracy, niemożność wyrażania się w dziedzinie sztuki… Na przykład autorka Pestki, Anka Kowalska, konsekwentnie odmawiała podjęcia współpracy, przez co miała problemy z publikacją swych książek. Ten problem również znalazł odbicie w mojej książce, bo w powieściach z czasów PRLu, rzecz jasna, nie mógł być poruszany.

Książkę Odlecieć jak najdalej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.