W Bożym Narodzeniu nie chodzi o magię. Wywiad z Emilią Kiereś
Data: 2024-11-14 15:27:28 | artykuł sponsorowany– Bardzo nie lubię określenia magia świąt – właśnie dlatego, że ono kładzie akcent na to, co według mnie nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem i wiąże się z jego „amerykanizacją”. W Bożym Narodzeniu nie chodzi przecież o żadną magię. Prędzej: o cud, niezwykłość wynikającą z tego, ile mogą znaczyć te szczególne Narodziny. Skupiamy się wokół choinki, wokół stołu, ale przede wszystkim wokół żłóbka, tego niepozornego miejsca, w którym nastąpił początek ogromnej Zmiany. Stąd ta bliskość, poczucie więzi, wspólnego przeżywania czegoś niezwykłego. To nie magia nas łączy, ale Miłość, Prawda i Nadzieja – mówi Emilia Kiereś, autorka książki Cacko.
Myślałam, że o Bożym Narodzeniu napisano już wszystko, ale Ty tworzysz coś unikalnego! Czy masz w domu tytułowe cacko? Ozdobę bożonarodzeniową, która od pokoleń przechodzi z rąk do rąk?
Dziękuję, cieszę się, że Cacko spotyka się z tak dobrym odbiorem już na samym początku.
W naszej rodzinie, w której oboje rodzice skończyli studia artystyczne, zawsze dużą wagę przywiązywało się do ozdób choinkowych, szczególnie tych wytwarzanych własnoręcznie. Nie mamy, co prawda, żadnych, które byłyby obecne w naszym domu od pokoleń, ale najstarsze zabaweczki z naszych zbiorów mają dobre pięćdziesiąt lat. To już coś! Mam też swoje ulubione cacko. Co prawda pochodzi ze sklepu, ale jest starsze ode mnie i pamiętam je od zawsze. To wianuszek ze srebrnych fasetowanych paciorków i dużych okrągłych cekinów w kolorze różowym. Nie wiem, dlaczego w dzieciństwie tak bardzo sobie upodobałam właśnie tę ozdobę, ale do dzisiaj mam do niej słabość. Kiedy przygotowywaliśmy z mężem pierwszą Wigilię w naszym nowym domu, moja mama przekazała nam ten wianuszek, żeby od tej pory wisiał zawsze na naszej choince. To był bardzo wzruszający gest. I, oczywiście, co roku zaczynamy dekorowanie drzewka właśnie od powieszenia tej ozdoby w centralnym miejscu choinki. Bohaterowie mojej książki postępują tak samo z tytułowym cackiem!
Akcja zaczyna się w roku 1911. Dlaczego właśnie w tym czasie postanowiłaś zacząć tę wzruszającą, wspaniałą opowieść?
Wszystko zaczęło się od pomysłu, by książka stanowiła zbiór opowieści – odrębnych, choć połączonych miejscem akcji i bohaterami. W każdym rozdziale zaglądamy do mieszkania tej samej rodziny, ale w innym roku i w innych okolicznościach. Zawsze jest to Boże Narodzenie. Czytelnik jest trochę jak kolędnik, który wkracza na chwilę do świątecznego mieszkania, a potem je opuszcza. Widzi tylko wycinek życia rodziny Jacynów, ale w tym szczególnym, bożonarodzeniowym czasie. Jak w soczewce skupiają się tutaj najważniejsze sprawy: radości, troski, tęsknoty. Na pierwszym planie widoczni są bohaterowie tej opowieści: zwykli mieszkańcy Poznania, ale w tle dyskretnie przesuwa się historia. Chciałam, żeby postać, którą poznajemy w pierwszym rozdziale, mogła pojawiać się na kartach książki niemal do samego końca, dlatego też Cacko obejmuje okres bliski długości ludzkiego życia. Bohater pierwszego rozdziału, Ambroży, jest małym chłopcem, który potem staje się nastolatkiem, młodym ojcem, a wreszcie dziadkiem otoczonym wnukami. W ostatnim rozdziale zaś czytelnik może obserwować, jak pamięć o Ambrożym spaja rodzinę i pomaga trwać przy tradycji.
Mam taką refleksję, że Twoja książka ma w sobie taką magiczną iskierkę świąt wolnych od tego amerykańskiego blichtru, który zalewa nas już… we wrześniu! Obecne młode pokolenie nie będzie już wiedziało, jak to było kiedyś? Twoja powieść ma szansę to zmienić.
Dla mnie samej skomercjalizowana wersja świąt jest czymś tak obcym, tak sprzecznym z istotą Bożego Narodzenia, że chyba nawet nie umiałabym o niej pisać. Z przyjemnością natomiast opisałam kolejne Gwiazdki bohaterów Cacka, które są mocno osadzone w tradycji, nawet jeśli akcja danego rozdziału toczy się zupełnie współcześnie.
To prawda, że obecnie już od jesieni próbuje się budować atmosferę świąt, ale – moim zdaniem – w ten sposób właśnie paradoksalnie się ją gubi. Nachalna niecierpliwość, która przejawia się w przedwczesnym zalewie świątecznych dekoracji, produktów, reklam widocznych na każdym kroku, eliminuje tę ważną i przyjemną część okresu przedświątecznego, jaką jest oczekiwanie. Uważam, że umiejętność oczekiwania jest niezwykle ważna i potrzebna, i warto jej uczyć nasze dzieci. Dzisiaj jest to może jeszcze ważniejsze – i jeszcze trudniejsze – niż kiedyś. Jestem wdzięczna moim rodzicom za to, że zawsze twardo stali na przykład przy tym, że choinkę należy ubrać najwcześniej dopiero w przeddzień Wigilii i że nauczyli mnie, iż ma to sens. W moim domu także czekamy z dekorowaniem drzewka do ostatniej chwili.
Myślę też, że wiele rodzin w dalszym ciągu ceni świąteczne zwyczaje i o nie dba. Na całe szczęście tradycja w Polsce ma się dobrze. Ale jeśli Cacko może komuś coś podpowiedzieć – doskonale! Niech tak będzie.
Z tych opowieści (a także z ilustracji) bije miłość. Ciepło. Istota świąt. Warto przypominać najmłodszym, że magia świąt to właśnie ta bliskość? Także na co dzień?
Ilustracje Edyty Danieluk są niezwykłe, powiedziałabym, że w pewien sposób zaciszne i przytulne – a zarazem skrywają tajemnicę. Aż chciałoby się przenieść do odmalowanego na nich świata. Myślę też, że doskonale współgrają z tekstem, Cacko jest bowiem baśnią, choć osadzoną w konkretnych realiach. Cieszę się, że to właśnie pani Edyta przygotowała oprawę graficzną mojej książki.
Ale, wracając do pytania, muszę przyznać, że bardzo nie lubię określenia magia świąt – właśnie dlatego, że ono kładzie akcent na to, co według mnie nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem i wiąże się z tą „amerykanizacją”, o której wspomniałaś wcześniej. W Bożym Narodzeniu nie chodzi przecież o żadną magię. Prędzej: o cud, niezwykłość wynikającą z tego, ile mogą znaczyć te szczególne Narodziny. Skupiamy się wokół choinki, wokół stołu, ale przede wszystkim wokół żłóbka, tego niepozornego miejsca, w którym nastąpił początek ogromnej Zmiany. Stąd ta bliskość, poczucie więzi, wspólnego przeżywania czegoś niezwykłego. To nie magia nas łączy, ale Miłość, Prawda i Nadzieja.
Kiedy w domu Ambrożego pojawiło się cacko, a więc bożonarodzeniowa bombka, coś złapało mnie za serce. Wspomnienie. Kiedyś szklane bombki rzeczywiście przypominały lustro. Pamiętam to z dzieciństwa… A co dzisiaj może dla dzieci stać się takim wspomnieniem?
Każdy z nas ma inną wrażliwość, dla każdego więc ważnym wspomnieniem może stać się coś innego. Myślę jednak, że wszystko, co dzieci otrzymują z miłością, wszystko, co jest osobiste i podarowane z wyraźną intencją, ma szansę stać się tym, co będą najdłużej wspominały. Nie musi to być piękna bombka, jak w Cacku, ani żaden cenny podarek. Czasami wystarczy symboliczny drobiazg albo spędzone wspólnie wyjątkowe chwile. Najważniejsze, żeby była w tym obecna miłość. Reszta to tylko dodatek – bardzo miły, bo przecież każdy z nas lubi dawać i otrzymywać prezenty. Ale bez miłości są one tylko obojętnymi przedmiotami.
Twoja książka to podróż przez ważne dla Polski daty. Łączysz historię i pokazujesz, jak zmieniają się czasy. Jedno tylko pozostaje niezmienne: 24 grudnia zawsze będzie Wigilia. Ta stałość ma w sobie jakąś kojącą moc?
Myślę, że wszelkie rytuały działają na ludzi kojąco, pomagają nam porządkować świat, w którym zawsze panuje chaos – mniejszy lub większy. Wszystko to, co jest pewne i niezmienne, pozwala nam zagospodarować nasz kawałek rzeczywistości, poczuć się w nim bezpiecznie, odnaleźć to, co najważniejsze.
Cacko to jednak opowieść nie tylko o świętach i rodzinie, ale także o tęsknocie, bólu, rozłące? O tym, przez co przechodziły starsze pokolenia?
Oczywiście. Ból i cierpienie są nieodłącznie związane z życiem każdego człowieka – choć doświadczamy ich w różnym stopniu. Niejednokrotnie słuchając opowieści moich dziadków i rodziców, czytając książki dotyczące historii, zdumiewałam się tym, że człowiek może znieść tak wiele, że może zostać tak ciężko doświadczony przez los, a jednak znajduje w sobie siłę, żeby się podnieść, żeby po traumach żyć normalnie, mimo blizn czy nawet niezagojonych ran noszonych w środku. Jest we mnie ogromny podziw dla naszych przodków za to, że potrafili odnajdować w sobie tę siłę. Ponieważ akcja Cacka obejmuje prawie cały XX wiek i początek wieku XXI, prowadzę moich bohaterów także przez trudne czasy i pokazuję – oczywiście w sposób dostosowany do wieku docelowego czytelnika – jak sobie w nich radzą. Pojawiają się tu akcenty smutne i bolesne, ale zawsze ostatecznie wygrywają nadzieja, dobra wola i, oczywiście, miłość.
To nie jest Twoja pierwsza książka dla dzieci o tematyce świątecznej. Wydaje mi się jednak, że ta jest wyjątkowa. Dla Ciebie także?
Tak, to moja trzecia bożonarodzeniowa książka po Złotej gwiazdce i gawędzie O kolędach. Każda z nich jest dla mnie na swój sposób szczególna.
Bohaterowie Cacka mieszkają w Poznaniu, tutaj też umieściłam akcję. Ta książka jest w pewnym sensie hołdem – skromnym, ale szczerym – złożonym mojemu rodzinnemu miastu, takiemu, jakim było kiedyś, w swoich najtrudniejszych latach. Jest też hołdem dla jego mieszkańców: dzielnych, zaradnych, pracowitych, zawsze mężnie walczących o niepodległość. Oczywiście Cacko napisałam przede wszystkim z myślą o dziecięcych czytelnikach, dlatego, jak już wspomniałam, wielka historia toczy się w tle i tylko jej okruchy przedostają się do mojej opowieści. Na pierwszym planie widzimy natomiast rodzinę Jacynów, świętującą Boże Narodzenie w rozmaitych okolicznościach, w rozmaitych epokach, ale zawsze z tytułowym cackiem – srebrną bombką przekazywaną z pokolenia na pokolenie, która przejawia pewne czarodziejskie cechy i nie jest zwyczajną zabawką na choinkę. Czytelnicy znajdą bowiem w Cacku nie tylko postaci osadzone w realnym świecie, ale także odrobinę czarów, tajemnicy i trochę niedopowiedzeń, jak to zwykle bywa w baśni.
Ciekawi mnie, jak młodzi czytelnicy zareagują na Twoje opowieści. Na to, że kiedyś święta nie były skąpane w dobrobycie, a czasy potrafiły być… beznadziejne… Myślisz, że będzie to duże zaskoczenie dla czytelnika?
Nie wydaje mi się, żeby akurat ten aspekt miał kogokolwiek zaskoczyć. Jestem przekonana, że opowieści o dawniejszych czasach krążą w wielu rodzinach, bo wszystkich nas dotyczą. Wszyscy przecież spotykamy się przy różnych okazjach i opowiadamy, słuchamy, wspominamy. Moim zamiarem było nie tyle pokazać młodym czytelnikom, że kiedyś bywało trudniej, ile uświadomić im, że rodzina jest opoką, że tradycja buduje i że powinniśmy znać, szanować i doceniać nasze korzenie.
Twoja książka może być prezentem nie tylko dla dzieci. A gdyby podarować ją babci lub dziadkowi? Lektura może przysporzyć wielu wzruszeń.
Zawsze się staram, żeby i dorośli znajdowali w moich książkach coś dla siebie, żeby te historie przemawiały także do nich. Mam nadzieję, że Cacko także poruszy w nich czułą strunę, dostarczy tematów do rozmów z dziećmi albo wnukami i że pozostawi po sobie miły ślad.
Książkę Cacko kupicie w popularnych księgarniach internetowych: