Studium żałoby. Recenzja filmu „Jackie"

Data: 2017-02-09 18:03:39 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Jeśli oczekujecie filmu, który przybliży Wam życie tragicznie zmarłego prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego małżonki, oglądając „Jackie” będziecie rozczarowani. Jeśli chcielibyście obejrzeć film o ikonie stylu, jaką była Jackie Kennedy, w obrazie Larraína wątku mody nie odnajdziecie. Jeśli spodziewacie się kolejnej hollywoodzkiej produkcji biograficznej, kolejnej z tych, które na początku roku zgarniają Oskary i Złote Globy… Cóż - „Jackie” nie jest takim filmem. „Jackie” rozsadza ramy kina biograficznego, skupiając się na minutach, godzinach, wreszcie - dniach tuż po śmierci Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Czy raczej skupiając się na przeżyciach i emocjach jego żony. 

 

Opowieść o emocjach

W przypadku filmu Larraína trudno mówić o fabule w sensie linearnym. Jego opowieść to raczej zbiór scen czy impresji, powiązanych osobą Jackie Kennedy. Nie są one ułożone chronologicznie - sceny zamachu, realizacja nagranego wcześniej filmu, opowiadającego o przebudowie Białego domu, przygotowania do pogrzebu, fragmenty wywiadu i scena wyprowadzki z prezydenckich apartamentów przeplatają się ze sobą, tworząc swoisty kolaż. Nie do takich opowieści przyzwyczaiło nas kino (szczególnie to hollywoodzkie), stąd też wielu widzów początkowo może poczuć się nieco zbitych z tropu. O wiele ważniejsze niż wydarzenia rozgrywające się na ekranie jest bowiem to, co dzieje się we wnętrzu tytułowej bohaterki filmu.   

 


 

twarz


 

 

Ukazaniu przeżyć, emocji, reakcji Jackie na wydarzenia, w których uczestniczyła, podporządkowany jest sposób prowadzenia kamery. W filmie przeważają zbliżenia i półzbliżenia, twarz Natalie Portman właściwie dominuje w kolejnych ujęciach. Nawet, jeśli w kadrze pojawia się w retrospekcjach prezydent, szybko schodzi on na dalszy plan (dobrze pokazuje to scena koncertu, który wspomina prezydentowa). W tym sensie zresztą twórcy filmu po raz kolejny przełamują konwencję, skupiając się nie na ważnej postaci historycznej (Kennedy’m), lecz na najbliższej osobie z jej otoczenia. Często też Jackie pojawia się w zupełnie pustych przestrzeniach, mała w zderzeniu z wielkością choćby prezydenckich apartamentów i bardzo, bardzo samotna.  

 


samotnosc


 

 

Aktorski koncert Natalie Portman

„Jackie” jest więc popisem aktorskim niemal jednej tylko osoby. Popisem na absolutnie najwyższym poziomie. Zaznaczmy, że Portman znakomicie naśladuje sposób mówienia prezydentowej. Bywa, że przekonująco odtwarza jej gesty, sposób poruszania się - i radzi sobie z tym znakomicie. Wystarczy porównać filmowe sceny, w których Portman w roli Jackie oprowadza filmowców po Białym Domu z oryginalnymi kadrami dokumentalnymi. Nie na tym jednak polega wielkość jej roli. 

 


woalka


 

 

Bardzo szybko bowiem Portman „wychodzi z roli" Jackie, jaką znamy z dokumentów, znakomicie ukazując dramat kobiety rozdartej między żałobą a chęcią utrwalenia pamięci o tragicznie zmarłym mężu. W jednej scenie ledwo broni się przed płaczem, by w następnym twardo manipulować innymi, by tylko osiągnąć zamierzony cel. 

Nade wszystko jednak rzuca się w oczy wspomniana już jej dojmująca samotność w tych chwilach. Polityków - w tym następcę Kennedy’ego - interesuje tylko to, by jak najszybciej zeszła ze sceny, nie sprawiając zbyt wielu kłopotów. Wobec dzieci jest bardzo troskliwa i opiekuńcza, lecz po chwili oddaje je w ręce innych ludzi, by tylko móc dokończyć swą misję. Najbliżej jej do brata zmarłego prezydenta (świetna rola Petera Saarsgarda), który wspiera ją w realizacji jej misji tworzenia mitu JFK. Ale i Robert Kennedy w gruncie rzeczy jest jej obcy.  

 


pogrzeb


 

 

Niejednoznaczne oceny

Bardzo ważne jest to, że twórcy „Jackie” nie idealizują prezydentowej. Jej ból uznają za prawdziwy - to bez wątpienia, w to wątpić nie można. Ale po chwili zadają pytanie: na ile sama Jackie wierzyła w wielkość prezydentury swojego męża? Czy starannie reżyserowała spektakl, jakim okazał się jego pogrzeb, by oddać mu hołd, czy też by przykuć uwagę mediów do… siebie? Czy rzeczywiście powinna była wciągać w ten spektakl dzieci, czy nie mogła ich bardziej chronić? Łzy Jackie to łzy tęsknoty za mężem czy łzy żalu, że właśnie kończy się najjaśniejszy okres w jej życiu, że właśnie dobiega kresu jej wielkość? Twórcy unikają łatwych odpowiedzi na powyższe pytania, jednocześnie podsuwając delikatną sugestię, że takie właśnie zachowanie pierwszej damy było potrzebne w czasach wielkiej niepewności. Że tego właśnie potrzebowali wówczas Amerykanie. Ale to widz musi zdecydować, jak oceni działania Jackie. Czy stwierdzi - czego zresztą bohaterowie się obawiają - że ona i jej mąż byli wyłącznie pięknymi ludzi, w których wielkość wszyscy chcieli wierzyć? Czy Kennedy zostanie zapamiętany wyłącznie jako człowiek, który zażegnał kryzys, jaki sam stworzył?      

 


koncert


 



Pytania bez odpowiedzi

Z tymi pytaniami z kina wyjdą widzowie, którzy zdecydują się obejrzeć „Jackie”. Z tymi pytaniami wyjdą z kina Ci z Was, którzy pójdą na ten film pomimo tego, że - zaznaczam uczciwie - może on Wam się nie spodobać. „Jackie” pozostawi Was z bliżej nieokreślonym niepokojem. Niepokojem wywołanym zupełnie innym spojrzeniem na historię, która nam, Polakom, jest w sumie dość obca. Niepokojem wywołanym zupełnie niesztampową realizacją kina biograficznego - z realizacją niemal zupełnie pozbawioną błyskotek i fajerwerków. Ten film pozostawi Was z pamięcią o świetnej muzyce Miki Levi, która buduje nastrój filmu, „grając w nim” na przemian z równie niepokojącą ciszą. „Jackie” nie jest filmem, o którym można łatwo zapomnieć. To chyba w ostatecznym rozrachunku większe zwycięstwo niż Oskarowa nominacja w głównej kategorii, której ostatecznie nie dostał. 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - blackolszi
blackolszi
Dodany: 2017-02-14 21:13:00
0 +-
noo... chyba się skuszę :P
Avatar uĹźytkownika - azetka79
azetka79
Dodany: 2017-02-10 08:34:39
0 +-
nie mogę się doczekać, kiedy uda mi się obejrzeć ten film... zwiastuny są mega, a historia też wcale nie bajkowa, choć mogła się taką wydawać

Warto przeczytać

Reklamy