Reporterzy kontra cyberprzestrzeń
Data: 2011-12-29 11:45:21Twórcy reportaży literackich opisują otaczającą ich rzeczywistość. Nie robią tego jednak po to, by jedynie zaspokoić ciekawość czytelnika. Nie koncentrują się także na dostarczeniu odbiorcy rozrywki czy zaspakajaniu jego skłonności eskapistycznych. Łączą technikę reportażu z literackimi środkami przekazu po to, by pogłębić wiedzę czytelnika, uwrażliwić go, ale - przede wszystkim - by zamanifestować, że w epoce Google, gdy autorem może być każdy, kto ma dostęp do Internetu, nadal warto tworzyć rzetelnie napisane teksty wymagające chwili refleksji, bowiem nadal znajdują się czytelnicy, którzy ich oczekują.
Polska szkoła reportażu
Ojcem polskiego reportażu literackiego jest Melchior Wańkowicz. Autor Karafki la Fontaine`a zwrócił uwagę na fakt, że reportaż nie jest suchym, beznamiętnym opisem zdarzenia czy wiernym odbiciem rzeczywistości, lecz tekstem „uchwycającym zapach i melodię[1]”, a reporter opisując rzeczywistość może wybierać takie jej elementy, które jego zdaniem najlepiej oddają istotę problemu. Podnosząc wartość reportażu do rangi literatury, Wańkowicz wyraźnie zaprzeczał słowom krytyków, w tym Ignacego Fika, który twierdził, że reportaż to gatunek wykorzystywany przez pisarzy, którzy „nie mają nic do powiedzenia od siebie, którzy zrezygnowali z twórczości, z budowy, z wysiłku organizowania, walczenia”[2].
Na bazie słów Wańkowicza ukonstytuowała się w latach 60-tych polska szkoła reportażu, którą reprezentowali Ryszard Kapuściński i Hanna Krall. W tym samym czasie w USA i w Europie Zachodniej zaczęto mówić o kryzysie form narracyjnych, który spowodował wzrost zainteresowania dziennikarstwem śledczym i dziennikarstwem szeroko pojmowanym jako „skierowane na człowieka”. O ile z oczywistych względów w Polsce pierwszy typ dziennikarstwa nie znalazł zbyt wiele miejsca, o tyle dziennikarstwo, które pozwalało wniknąć w psychikę bohatera, okazało się być znakomitą formą ucieczki przed ideologicznym zaangażowaniem. Siła polskiego reportażu w PRL-u tkwiła w kamuflażu. Powstałe wtedy teksty były aluzyjne, wysublimowane i poetyckie. W zbiorze reportaży z ZSRR, Na wschód od Arbatu, Hanna Krall pokazała to, czego formalnie pokazywać nie można było. Jako korespondentka „Polityki” w Moskwie opisywała przeciętną rodzinę, ale charakteryzowała cały system polityczny[3]. Pod przykrywką gry w szachy Krall zrelacjonowała stan psychiczny Rosjan: „jeśli ktoś lubi wygrywać, a nie ma na to szans w życiu – może być nareszcie zwycięzcą, jeśli ktoś ma wyobraźnię – może stworzyć sobie cały świat na szachownicy” – pisała autorka Sublokatorki w reportażu Cztery miliony szachistów[4].
Swój sposób na reportaż odnalazł także Ryszard Kapuściński. Autor Cesarza nie tylko bawił się metaforami, ale także, podobnie jak wcześniej Ksawery Pruszyński, nasycił reportaż esejem. Zdaniem Kapuścińskiego reporter nie powinien ograniczać się jedynie do opisania tego, co widzi. Opis powinien być jedynie punktem wyjściowym do snucia głębszych refleksji. Reportaż powinien więc wychodzić od szczegółu, po to, by dojść do charakterystyki ogółu.
Nowa szkoła reportażu
Krótka charakterystyka literackiego podłoża polskiego reportażu uświadamia, że współczesny reportaż literacki nie jest gatunkiem powstałym na polu rewolucji, lecz ewolucji. Teksty dwóch najwybitniejszych przedstawicieli „nowej szkoły polskiego reportażu” - Mariusza Szczygła i Wojciecha Tochmana nie wyrosły więc na fali zmiany ustroju politycznego, ale są unowocześnioną wersją nasyconych esejem, metaforycznych reportaży Kapuścińskiego czy przepełnionych milczeniem tekstów Hanny Krall.
Współczesny reportaż – można go z powodzeniem nazwac reportażem epoki Google - to gatunek płynny. Małgorzata Szejnert podczas konferencji prasowej zwołanej z okazji wręczania nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za najlepszy reportaż literacki stwierdziła nawet, że: „kiedy mówimy o powieści, mniej więcej wiemy, co to jest, tak samo wiemy mniej więcej, co to jest powieść fantasy, co to jest powieść kryminalna. Z reportażem jest gorzej i coraz gorzej, bo reportaż jest żarłoczny, dynamiczny i zagarnia coraz to nowe obszary”. I rzeczywiście, reporterzy, którzy chcą być konkurencyjni na rynku czytelniczym, muszą ciągle szukać sposobów na uatrakcyjnienie formy reportażu. Stąd najnowsza książka Mariusza Szczygła, Zrób sobie raj, to już nie czysty reportaż, ale byt powstały z połączenia elementów eseju, notatki, felietonu i reportażu.
Atrakcyjność czy rzetelność?
Uatrakcyjnienie formy w przypadku reportażu przybiera różne kształty - od dążenia do maksymalizacji efektu literackiego, poprzez wykorzystywanie form wcieleniowych, a skończywszy na tworzeniu literackich konglomeratów. Chęć maksymalnego urozmaicania przekazu może być jednak dla reportera pułapką. Może bowiem doprowadzić do zafałszowania faktów tylko po, to by pasowałby one do realizowanej przez reportera literackiej wizji tekstu. Należałoby się więc zastanowić, czy reporter ma prawo do modyfikacji faktów, aby zwiększyć siłę swojej opowieści? Warto tu przywołać dyskusję, która przetoczyła się przez polskie media pod wpływem książki Artura Domosławskiego Kapuściński: non fiction. Dla przypomnienia: Domosławski podał w swej ksiązce co najmniej kilka przykładów nieścisłości w odtwarzaniu faktów przez Kapuścińskiego. Zdaniem autora Gorączki latynoamerykańskiej nie wynikały one z niedopatrzenia czy pomyłki, lecz były zastosowane przez Kapuścińskiego z premedytacją, dla uzyskania lepszego efektu literackiego. Domosławski zarzucił swojemu mistrzowi celowe manipulowanie faktami, a niekiedy wręcz zmyślanie.
Nie wszyscy jednak interpretowali przywołane przez Domosławskiego przykłady tak jednoznacznie. Dla jednych Kapuściński zdawał sobie sprawę, że żyjemy w czasach pomieszania gatunków, w czasach hybrydycznych. Takie dziedziny jak powieść, reportaż, film radykalnie się zmieniają. Skoro zmieniła się powieść, dlaczego akurat reportaż miałby pozostać niezmieniony i skazany w końcu na anachroniczność?[5]. Jeszcze inni zauważali, że brak jasnych granic tego, co wolno zrobić reporterowi bez powiadamiania o tym czytelnika premiuje autorów o bujnej fantazji, a nie tych, którzy dbają o wierność opowieści[6]. Trudno jest dziś wyrokować, czy Kapuściński popełniał błędy czy też „ulepszał” fakty. Należy jednak zauważyć, że w Polsce nadal funkcjonują obok siebie dwie szkoły reportażu. Pierwsza, która traktuje reportaż jako zapis dokumentalnej prawdy i druga – tu reportaż jest opisem zdarzenia, które podobnie jak u Wańkowicza, pod wpływem autorskiego przefiltrowania obrasta w syntezy, analogie i porównania. Wydaje się, że tylko wychowankowie tej drugiej będą w stanie stanąć do nierównej walki z wielobarwną ofertą cyberprzestrzeni.
[1] Por. z: M. Wańkowicz, Prosto od krowy, Warszawa 1965, s. 17.
[2] I. Fik, O reportażu [ w: ] I. Fik, Wybór pism krytycznych, Warszawa 1961, s. 4-5.
[3] Krall pracowała w Moskwie w latach 1966-1969. O wyjeździe do ZSRR reporterka mówi: „Propozycję wyjazdu na trzy lata do Moskwy, przy mężu korespondencie >>Życia Warszawy<< przyjęłam chętnie. Zaczęłam jeździć po tym ogromnym kraju, zaczęłam pisać o nim reportaże i okazało się to pasjonujące. Pasjonująca była sama przestrzeń”. Za: Gra w jasne i ciemne. Z Hanną Krall rozmawiała Helena Zaworska, [w:] H. Zaworska, Dobrze, że żyłem. Rozmowy z pisarzami, Warszawa 2002, s. 205.
[4] Por. z: H. Krall, Cztery miliony szachistów, [w:] eadem, Na wschód od Arbatu, Warszawa 1983, s. 93.
[5] A. Stasiuk, A jeśliby nawet to wszystko zmyślił, „Gazeta Wyborcza” 2010 nr 51, s. 13.
[6] A. Leszczyński, Kiedy reporter jest nie fair, http://wyborcza.pl/1,97863,7607358,Leszczynski__Kiedy_reporter_jest_nie_fair.html, dostęp 10.11.2011.