Recenzja filmu „Gra o wszystko": za dużo słów
Data: 2018-01-06 00:55:48Tym razem - inaczej niż we wcześniejszych scenariuszach - Sorkin próbuje na plan pierwszy wysunąć bohaterkę-kobietę. Rzecz w tym, że jego film ma tylko z pozoru feministyczną wymowę. „Gra o wszystko” miała być zapewne opowieścią o kobiecie, która próbuje realizować się w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Tyle, że jeśli przyjrzymy się bliżej jej historii, widzimy, że niemal zawsze to mężczyznom udawało się jej plany zniweczyć, to oni zawsze stawali jej na drodze. Owszem, Molly zawsze się podnosiła. Ale czy nie wyłącznie po to, by grając według reguł napisanych przez mężczyzn zaliczyć później jeszcze bardziej bolesny upadek? Zupełnie nieznośnie wypada natomiast psychoanalizująca pointa, która wyjątkowo boleśnie spłyca historię Molly. Bez niej obraz Sorkina spokojnie mógłby się obejść.
Na szczęście jednak „Gra o wszystko”, mimo wymienionych wad, broni się. Broni się przede wszystkim dzięki popisowej roli Jessiki Chastain, która w kolejnych scenach zmienia się nie do poznania i tchnie życie w postać mimo wszystko nieco literacką. Bywa naprawdę bezlitosna, mszcząc się za wyrządzone jej krzywdy, bywa też wyjątkowo współczująca i wyrozumiała. Świetnie wypada zarówno w chwilach największego triumfu, jak i najgłębszego zagubienia. Gra na kontrastach i jej roli nie można zupełnie niczego zarzucić. Dla samej Chastain warto obejrzeć film Sorkina.
Ale powodów, by zobaczyć „Grę o wszystko” jest, oczywiście, więcej. Raz: bo to autentycznie wciągająca historia, sprawnie - mimo niewielkich wad - napisana i zrealizowana. Dwa - bo to film ukazujący nieco inne oblicze Stanów Zjednoczonych. To, w którym amerykański sen może bardzo łatwo zamienić się w prawdziwy koszmar.
Dodany: 2018-01-07 21:06:25
zaraz oglądam
Dodany: 2018-01-06 09:37:13
Chyba nie dla mnie.
Dodany: 2018-01-06 09:13:56
Może...