Recenzja filmu „Gra o wszystko": za dużo słów

Data: 2018-01-06 00:55:48 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

„Gra o wszystko” to film, w którym znajdziecie wszystko to, co charakterystyczne dla kina opartego na scenariuszach Aarona Sorkina: błyskotliwe dialogi, pełnokrwistych bohaterów, rzetelne rzemiosło i… zdecydowanie za dużo słów.

Właściwie każdy, kto mocniej interesuje się amerykańskim kinem, zna nazwisko Sorkina. Jeśli widzieliście „Wojnę Charliego Wilsona”, „Ludzi honoru”, świetny serial „Newsroom”, „The social network” lub „Steve’a Jobsa”, to wiedzcie, że za sukces tych filmów współodpowiedzialny był właśnie ten laureat Oscara i dwóch Złotych Globów. Zwłaszcza ostatnie dwa tytuły są tu ważne, bo „Gra o wszystko” to również film quasi-biograficzny, oparty na autobiograficznej książce Molly Bloom - zwyczajnej dziewczyny z prowincji, sportsmenki, która po wypadku na stoku zmieniła branżę i stała się „księżniczką pokera”. I tu również widz wkracza w z pozoru hermetyczny (wcześniej - startupów czy firm technologicznych, tu - nałogowych pokerzystów), ma okazję przynajmniej nieco lepiej go poznać, przy okazji śledząc kilka równoległych historii (w tym przypadku wyimki ze sportowej kariery Molly, jej pracy jako organizatorki nie-całkiem-nielegalnych rozgrywek pokerowych i procesu sądowego USA vs Molly Bloom).

Sorkin jako scenarzysta to - paradoksalnie - zarówno jeden z najmocniejszych, jak i najsłabszych elementów filmu. Najmocniejszy - bo dialogi są tu jak zwykle naturalne, narracja - inteligentna, przemowy bohaterów - odpowiednio dowcipne . Niestety, wydaje się, że tym razem Sorkin - scenarzysta wziął górę nad Sorkinem - debiutującym reżyserem. Gdyby ktokolwiek inny realizował ten film, zapewne zadbałby o mocne skrócenie scenariusza (140 minut wprawdzie nie dłuży się, ale całość mogłaby być zdecydowanie bardziej dynamiczna). Warto byłoby też powstrzymać się od narracji pozakadrowej, opisującej to, co właśnie widzimy na ekranie. Mnóstwo (czy aby nie za dużo?) jest też w obrazie Sorkina aluzji literackich - jest nawiązanie do Joyce’a, do mitologicznej Kirke, jest sporo o „Czarownicach z Salem” Arthura Millera. Ich wyłapywanie będzie dla każdego miłośnika literatury całkiem niezłą frajdą.

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - st
st
Dodany: 2018-01-07 21:06:25
0 +-

zaraz oglądam

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2018-01-06 09:37:13
0 +-

Chyba nie dla mnie.

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2018-01-06 09:13:56
0 +-

Może...

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje