Pusty dom. Oniryczny, delikatny i niezwykle intymny film

Data: 2021-10-31 07:58:23 Autor: Szymon Kostek
udostępnij Tweet

Pusty dom koreańskiego reżysera Kim Ki-Duka jest szczerą historią, gloryfikującą wolność w duchowości bycia ze sobą i bycia dla siebie nawzajem. Historią, którą nie tyle opowiedziano, ile raczej wyśniono medytacyjnie w kadrach poetyckości. Poetyckości oczarowującej przede wszystkim atmosferą oniryzmu, wrażeniem jakiegoś dziwnego zawieszenia na granicy sennych marzeń i realności, krystaliczną czystością i emocjonalnym zdystansowaniem, a jednocześnie – intensywną, wszechobecną zmysłowością. Każdy kadr tego filmu, każde jego ujęcie, stanowi nieomal arcydzieło malarskiego i poetyckiego rzemiosła.

Pusty dom – opis filmu

Ascetyczność i pozorna prostota niespiesznej fabuły wnoszą tak naprawdę tylko (albo raczej – aż) otwartość interpretacji. Metaforyczność zachęca do poszukiwań ścieżek mistyczności, duchowej harmonii czy wewnętrznej jedności. Przyczynia się ona do zadumy nad sensem nas samych, nad sensem naszego wspólnego bycia w rzeczywistości, roznieca wyciszenie. Nie ulega więc wątpliwości, że Pusty dom nie jest kinem jednowymiarowym i łatwym, a stąd niełatwo też o nim pisać, ponieważ obrazy Kim Ki-Duka starają się dotykać tego, co znajduje się poza słowem i jego immanentnym kalectwem.

Czytaj także: Mężczyzna idealny. Czeskie kino w nieco bardziej zachodniej formie

Tae-suk to dwudziestokilkuletni chłopak, absolwent wyższej uczelni, który trudni się kolportażem ulotek. Chodzi od domu do domu, od mieszkania do mieszkania i przyczepia reklamy do drzwi każdego z nich, by następnie wrócić w te same miejsca i upewnić się, czy zastanie ich zabieganych mieszkańców. Z pustych domów wybiera jeden, włamuje się do niego, odsłuchuje ostatnią wiadomość nagraną na automatyczną sekretarkę i... wypełnia sobą pustkę przestrzeni, stając się jej integralną częścią. Korzysta bowiem z zaopatrzenia cudzej lodówki, w cudzej łazience bierze odprężającą kąpiel, używa nawet cudzych szczoteczek do zębów, przyodziewa cudze ubrania, wreszcie zasypia w cudzym łóżku.

Czytaj także: Góra lodowa na pustyni. Recenzja filmu „Diuna”

W ten sposób pomiędzy nim a mieszkańcami domu, w którym zechciał zagościć, rodzi się niejako duchowa jedność, zawiązuje swoista intymność. W zamian za gościnę Tae-suk reperuje uszkodzone sprzęty, pierze, porządkuje, naznaczając tym samym odwiedzone (czy raczej – nawiedzone) miejsce znamieniem harmonijności, a odchodząc stamtąd, niczego ze sobą nie zabiera (poza pamięcią doświadczeń bycia w kolejnym pustym mieszkaniu). Każdego dnia pojawia się w innym domu. Pewnego razu odwiedza bogatą posesję, w której rozgaszcza się, nie wyczuwszy obecności posiniaczonej Sun-hwa – małżonki sadystycznego właściciela mieszkania. Pomiędzy kobietą a Tae-sukiem utworzy się dość niezwykła, delikatna i prawdziwie czysta więź...

Pusty dom – recenzja filmu

Sądzę, że nie ma potrzeby mówić więcej o samej fabule. Dodam jeszcze tylko, że to, co wydarzy się później, ze sceny na scenę, z ujęcia na ujęcie, z kadru na kadr będzie coraz cudowniejsze, coraz bardziej oniryczne i tajemnicze, a dzięki temu właśnie – coraz piękniejsze i coraz bardziej urzekające. Niemniej, posądzanie tego filmu o jakąkolwiek hermetyczność zakrawa raczej na urojoną fanaberię. W rzeczywistości Pusty dom przepełniono walorami totalności i uniwersalności, czymś archetypicznym, intuicyjnością, stąd bezsłownie przemawia on do każdego odbiorcy, bez względu na jego uposażenie kulturowe, o czym świadczy chociażby nieomal całkowite zredukowanie warstwy dialogowej.

Czytaj także: Kod da Vinci – recenzja filmu

Przecież mowa sytuuje się w abstrakcyjności, zaś obraz – w konkretności, wskutek czego jego znaczenia są o wiele klarowniejsze i bardziej uniwersalne. Kim Ki-Duk, jak większość twórców azjatyckiej kinematografii, nie ufa zatem słowu, stara się trzymać je na dystans. Reżyser zdaje się sądzić, że słowo ugrzęzło w nieumiejętności wyrażania tego, co naprawdę istotne. I z tej nieumiejętności nigdy się ono nie wygrzebie, bo nie potrafi, gdyż – co trochę paradoksalne – tak naprawdę tylko dzięki niej może istnieć. I zamiast przybliżać ludzi do siebie, zapewniać im poczucie bycia we wspólnocie czy jedności, sprawia, że stają się sobie obcy. Przecież słowa, które padają z ekranu, nie posiadają żadnej większej wartości – są miałkie i odstręczające, dezawuują tych, którzy je wypowiadają (zwłaszcza męża Sun-hwa czy sprzedajnego detektywa).

Czytaj także: Apocalypto. Mel Gibson chciał powtórzyć sukces "Pasji", ale mu się to nie udało

Tae-suk i Sun-hwa porozumiewają się bez słów. Do autentycznego bycia w intymności wystarcza im jedno spojrzenie, jeden drobny, pozornie błahy gest. Tytułowy „dom” należy, oczywiście, pojmować dwojako: dom-więzienie (pusty dom), dom-schronienie (dom wypełniony). W domu jak w więzieniu czuje się i Sun-hwa, okrutnie reifikowana przez męża, i zirytowana sobą rodzina, która musi przedwcześnie powrócić z urlopu, a także pozostali bohaterowie, notorycznie męczeni nie tyle zewnętrzną, ile przede wszystkim – wewnętrzną dysharmonią, rozbiciem, poszatkowaniem. Smutek i samotność, które emanują z ich twarzy, sprawiają przykrość. Sprawiają ją nie tylko osieroconemu Tae-sukowi, który gości w ich domostwach, by odnajdować mądrość i spełnienie, ale także widzom. Ileż tu nieomal namacalnego bólu, brutalności i niezrozumienia. Wreszcie, jedynie Tae-sukowi i Sun-hwa udaje się wspólnymi siłami jakby wybudować magiczny dom-schronienie, ale tylko dlatego, że jego fundamenty wybijają się z autentycznego bycia w intymności, z autentycznego bycia ze sobą i bycia dla siebie nawzajem, na co – niestety – inni bohaterowie nie mogą sobie pozwolić.

Pusty dom – czy warto obejrzeć?

Estetyka dzieła Kim Ki-Duka w żaden sposób nie koliduje z estetyką innych jego obrazów, jak Samaria, a zwłaszcza – Wiosna, lato, jesień, zima... i wiosna, których głębia tak treściowa, jak i formalna (warto tu jeszcze wspomnieć o przepięknej, lirycznej muzyce) także zatapia nas w kontemplacyjności, wewnętrznej modlitwie, zaprasza do wsłuchania się w cichy głos komiczności nas samych. Wyczuwa się w tym wszystkim coś, co – nieśmiało i nieco górnolotnie – określiłbym jako pesymizm Maeterlinckowskiego mistycyzmu, który przerodził się w subtelny uśmiech optymistycznej nadziei.

Czytaj także: Horror w klimatach vintage. Recenzja filmu „Ostatniej nocy w Soho”

Obcując z Pustym domem, odnosi się wrażenie jakiejś wyczekiwanej integracji, totalizacji, intuicyjności i duchowości. A mówiąc troszeczkę prościej: film wydaje się uzmysławiać nam pokornie, byśmy odważyli otwierać się na i dla siebie oraz na i dla Innego, byśmy usiłowali docierać do domów, którymi dla siebie nawzajem rzeczywiście jesteśmy, byśmy spróbowali wypełniać sobą ich pustkę, a wówczas, jak w przypadku Tae-suka i Sun-hwa, spełni się nasze pragnienie bycia w nieskażeniu bytem. Sądzę, że w tym właśnie mieści się potęga geniuszu kina Kim Ki-Duka.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.