Pola Gojawiczyńska. Mistrzyni opowieści o marzeniach
Data: 2017-09-10 23:14:03Przełożyć codzienność na mit
Najgorsze było to, że nie widziały nigdzie pewnego miejsca, niewzruszonego, na którym można by było stanąć. W domu nie zajmowano się już nimi, ponieważ tam na Marszałkowskiej panie już coś obmyślają, jakoś nimi pokierują. Ale to przejście ze świata do świata, z Nowolipek na Marszałkowską nie mogło się obyć bez wstrząsów, bez pewnego wykolejenia. Zaczęły pożądać.
Dziewczęta z Nowolipek
Pola Gojawiczyńska stworzyła świat, który dzisiaj już właściwie nie istnieje, Nowolipie z jego odnogami jest miejscem mitycznym, enklawą w Warszawie, częścią miasta, a jednak jest niczym inne miasto, gdzie ludzie żyją inaczej niż na niedaleko położonej ulicy Marszałkowskiej. To inna warstwa tej samej substancji, oczywiście podlejsza, gdzie nawet drzewa są gorsze, a ludzie nie mają czasu na rozrywki. Tu wszystko, co przychodzi z innej części Warszawy i kraju, jest skażone. Młoda kobieta, Mania Prymas, to w rzeczywistości nie luksusowa prostytutka, ale bohaterka bulwarowej piosenki o „zszarganym honorze”. Jedwabne sukienki tylko na chwilę zasłaniają schorowane ciało i postępujący upadek. Wraz z nią degeneracji ulega każdy element Nowolipia, który usiłuje przybrać maskę i zasłonić swoje prawdziwe oblicze.
Ten mityczny świat robotniczej części Warszawy jest też w jakiś sposób przez Gojawiczyńską sakralizowany. Jest znany, bezpieczny, nie daje nadziei na przyszłość, ale pozwala na chwile zabawy, gdy dziewczęta jadą na majówkę, nawet jeśli po tej chwili nieuchronnie musi nastąpić katastrofa, jaką jest morderstwo rodziców Kwiryny. Gojawiczyńska zgrabnie żongluje nastrojami i obrazami, przeplata dobro ze złem, pokazuje prawa do marzeń, by te prawa po chwili brutalnie odebrać. I wszystko to pomimo braku znajomości zarówno topografii, jak i świata przedstawionego w dylogii.
Ale przecież nieznajomość realiów dziewiętnastowiecznego Paryża nie uniemożliwia nam przeczytania powieści Zoli, choć pewne elementy, zarówno związane z obyczajowością, jak i topografią, nie znajdą u nas zrozumienia. Podobnie rzecz ma się z fantastyką. Nieistniejące światy opisane w utworach Lema czy Tolkiena akceptujemy na zasadzie umowy pomiędzy nadawcą a odbiorcą pod warunkiem, że autor zachowa spójność i jednolitość w ich konstruowaniu, nie zaburzając zasady jedności, np. akcji i czasu.
Ta umowa pomiędzy czynnikami sprawczymi procesu komunikacyjnego, w których uczestniczą osoby zaangażowane w układ, jakim jest pisanie i odczytywanie powieści, pozwala na wyeliminowanie ze współczesnej powieści instytucji narratora wszechwiedzącego. Jest on zastąpiony przez metodę, która ustala, co może zostać umieszczone w obrębie powieści, a co nie, w taki sposób, aby nie zachwiać spójnością systemu składającego się na dzieło. Najbardziej świadomi tego zjawiska pisarze, podejmujący skomplikowaną grę konwencjami z czytelnikiem, tworzą narratora, który dysponuje wiedzą większą niż ujawnia, ale nie na tyle wielką, żeby móc przyjąć postawę przewodnika. Wydaje się on stać obok czytelnika i komentować wydarzenia, w napięciu oczekując na rozwój akcji.
Dodany: 2017-09-11 10:11:46
@MonikaP - już poprawione :)
Dodany: 2017-09-11 08:10:06
Chyba pomyłka w dacie urodzenia ;)