Zmarnowany potencjał. Recenzja filmu „Ostatnia góra"
Data: 2020-08-02 21:52:04„Ostatnią górę" w reżyserii Dariusza Załuskiego należy potraktować – podobnie jak ekspedycję, o której film opowiada – wyłącznie w kategoriach straconej szansy. Twórcom udało się uciec od największej sztampy – ukazania nierównego skądinąd pojedynku człowieka z naturą, jednak w zamian nie potrafili zaproponować spójniejszej narracji. Popełnili też szereg błędów, które sprawią, że za kilka lat – gdy pamięć o narodowej wyprawie na K2 w latach 2017/2018 nieco się zatrze – „Ostatnia góra" stanie się produkcją zupełnie niezrozumiałą.
Tymczasem jednak dokumentowaną przez Załuskiego historię znamy wszyscy. Oto na przełomie 2017 i 2018 zorganizowano kierowaną przez Krzysztofa Wielickiego wyprawę, której celem było zdobycie drugiego co do wysokości szczytu świata. Na szczycie K2 nikt dotąd nie stanął w sezonie zimowym. Wyprawa, szeroko komentowana, stanęła w centrum zainteresowania mediów, gdy jej uczestnicy, Adam Bielecki i Denis Urubko, uratowali Elisabeth Revol, która wraz z Tomaszem Mackiewiczem próbowała zdobyć zimą nieodległą Nanga Parbat. Mówiono, że to właśnie spowodowana tym dekoncentracja uczestników wyprawy sprawiła, że nie udało się odnieść sukcesu na K2. Mówiono, że inną przyczyną był chaos organizacyjny, konflikty wewnątrz zespołu, niesubordynacja Denisa Urubki czy zbyt duże „parcie na szkło" niektórych himalaistów. Film Dariusza Załuskiego sygnalizuje wszystkie te sprawy, jednak nie dotyka żadnej spośród nich w sposób głębszy czy bardziej wnikliwy.
Zacznijmy może od tego, co udało się po prostu bezbłędnie, chodzi zaś o warstwę wizualną i materiał zdjęciowy, zrealizowany po prostu fantastycznie. Znać, że uczestnicy wyprawy mieli do dyspozycji świetny sprzęt do rejestracji materiału fotograficznego i video. Załuski jako autor zdjęć jest fenomenalny, całości smaku zaś dodają nagrania wykonane przez pozostałych uczestników wyprawy. Chyba nigdy jeszcze widz nie był tak blisko himalaistów, nie mógł zawędrować z nimi do położonych najwyżej baz, zobaczyć, w jakich warunkach żyją i z jakimi trudnościami muszą się mierzyć. Załuski pokazuje, jakie fatum zaciążyło nad wyprawą, gdy kolejni jej uczestnicy ulegali kontuzjom (te sceny są naprawdę mocne). Świetne są też sceny narad zespołu, w których widać narastające napięcie pomiędzy jego członkami, chwilową euforię, która ostatecznie zmienia się w zniechęcenie i rezygnację – tuż przed tym, gdy Krzysztof Wielicki podjął decyzję o zakończeniu wyprawy.
Problem w tym, że wszystko to zrozumiałe będzie przede wszystkim dla tych osób, które losy wyprawy dość uważnie śledziły na bieżąco lub (a najlepiej: i) przeczytały książkę Piotra Trybalskiego Wszystko za K2. Ostatni atak lodowych wojowników. Filmowi Załuskiego po prostu brakuje spójnej narracji. Mamy trzy zasadnicze tematy przewodnie: wyczekiwanie na okno pogodowe, pozwalające na przypuszczenie ataku szczytowego, akcję ratunkową na Nanga Parbat oraz konflikty wewnątrz zespołu. No, i może jeszcze śledzenie przez członków wyprawy wyników polskich skoczków. Żaden z wymienionych wątków nie stanowi osi fabularnej, która przykuwałaby widza do ekranu. Co więcej, brakuje nawet jakiegokolwiek komentarza, choćby z offu. Przez to wymowa niektórych wydarzeń jest oczywista, inne zaś wymagają sporej wiedzy pozafilmowej, by osadzić sceny oglądane na ekranie w kontekście przebiegu wyprawy. Jeszcze gorzej jest z „bohaterami dramatu", których w żaden sposób nie przedstawiono, brakuje nawet napisów w scenach, gdy po raz pierwszy każdy z nich pojawia się na ekranie czy wypowiadają do kamery. Cóż z tego, że wszyscy znają Krzysztofa Wielickiego, że domyślą się, że człowiek nie mówiący po polsku to prawdopodobnie Denis Urubko, a ten, który złamał nos, to Adam Bielecki. Pozostali dla „niedzielnego widza" pozostają anonimowymi członkami wyprawy, nie zaś „lodowymi wojownikami", jak ich ochrzczono.
Efekt jest, niestety, mizerny. Ogromny potencjał, jaki niósł przebogaty materiał zdjęciowy, widowiskowo zmarnowano. Oczywiście, najwięksi miłośnicy himalaizmu zachwycą się możliwością zajrzenia „za kulisy" wyprawy, dotarcia tak daleko – i wysoko – jak zaszło naprawdę niewielu filmowców. Pozostali widzowie odnieść mogą wrażenie, że oglądają film o wakacyjnej wyprawie kilkorga zupełnie obcych sobie ludzi. Piękne zdjęcia – to prawda. Cóż z tego, skoro bez komentarza nie potrafimy wniknąć w tę historię. I, właściwie, zupełnie nas ona nie obchodzi.
Film Ostatnia góra zobaczycie w serwisie player.pl Książkę Wszystko za K2. Ostatni atak lodowych wojowników kupicie w popularnych księgarniach internetowych: