Nie chodzi o odwzorowywanie życia, a o ciekawą opowieść. Wywiad z Hanną Kowalewską

Data: 2018-10-29 23:26:25 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

O Zawrociu i Jantarni, o polskim morzu w sezonie i po sezonie, o magii i prozie życia, o poezji i dramacie rozmawiamy z Hanną Kowalewską, autorką powieści Zanim odfrunę.

fot. Krzysztof Dubiel

Przestała pani pisać o Matyldzie?

Matylda jest trwałą częścią mojej wyobraźni. Mieszka w niej sobie, pokazuje się w kolejnych scenkach…

Zadając to pytanie, miałem nadzieję, że uda mi się nie zadać pytania o możliwość powrotu do Zawrocia, a jednocześnie otrzymać na nie odpowiedź…

Tak, wiem. Trochę się droczyłam. Czytelnicy podpytują mnie cały czas o Matyldę, czasami nieśmiało, czasami śmiało. Chcą wrócić do Zawrocia. Mają nadzieję, że powstanie kolejna część cyklu. I pewnie się doczekają, bo ja te scenki, o których mówiłam wcześniej, skrzętnie zapisuję.

Czyli nie jest tak, że przeniosła pani akcję swoich powieści nad morze i wymyśliła nową bohaterkę, by uciec z Zawrocia?

To było bardziej skomplikowane. Inka pojawiła się w mojej pisarskiej szufladzie w latach osiemdziesiątych i wyglądało na to, że zostanie tam na zawsze. Zapomniałam o niej. Ale całkiem niedawno nagle się z niej wychyliła, ku memu zdumieniu. Może dlatego, że byłam wtedy zmęczona Zawrociem? Ale chyba większe znaczenie miało to, że potrzebowałam fabuły, dzięki której uporam się ze śmiercią rodziców i wyjdę ze strefy cienia. I właśnie tak, trochę przypadkiem, narodziła się nowa seria. Przyjemnie teraz powraca się znad morza do Zawrocia. Inaczej wtedy wszystko w Zawrociu smakuje. I równie przyjemne jest przenieść się z Zawrocia do Jantarni, na Półwysep Helski, gdzie morze, piasek i wiatr.   

Jeśli polskie morze, to tylko po sezonie?

Tak. W Tam, gdzie nie sięga już cień, pierwszej części cyklu o Jantarni, mamy kilka październikowych dni, trochę zaduszkowe klimaty. W Zanim odfrunę wszystko zaczyna się zimą, na początku stycznia, i trwa parę tygodni. Tak jest w literackiej fikcji, wietrznie i zimno. W realu też wybieram najczęściej terminy poza sezonem, ale cieplejsze miesiące, czerwiec, wrzesień. Lubię puste plaże, przestrzeń, wędrowanie po piasku, gdy nikt mi w tym nie przeszkadza.   

Dlaczego Jantarnia?

Mogłabym umieścić akcję powieści w Jastarni, przecież Jantarnia ma z nią wiele wspólnego, ale wybrałam świadomie fikcyjne miasteczko, bo to daje mi więcej swobody twórczej. Z Jantarnią i jej mieszkańcami mogę zrobić wszystko, co chcę. Wprowadzam do swojej powieści kaszubskie rody, hafty, coś z kaszubskiej mentalności, ale tak naprawdę wiem więcej o podlaskich miasteczkach po sezonie niż nadmorskich. Jantarnia uwalnia mnie od trzymania się ściśle realiów. Dzięki temu to miejsce rozrasta się w mojej wyobraźni swobodnie.

Ta miejscowość w sezonie pewnie tętni życiem, otwarta na turystów, radosna. Tymczasem po sezonie mieszkańcy jakby zamykają się w sobie, stają się nieufni wobec obcych…

Jantarnia to turystyczne miasteczko. Myślę, że takie miejscowości – obojętnie gdzie leżą – mają ten sam problem. W sezonie zostają zawłaszczone przez obcych, którzy nie zwracają zbytniej uwagi na miejscowych i ich życie, a w dodatku robią, co chcą. Z jednej strony te miasteczka potrzebują pieniędzy zostawianych przez turystów, a z drugiej niszczy je tandeta – kramy, drewniane prowizoryczne budynki, biznes, który brutalnie wchodzi w tkankę takich miejsc.

fot. Krzysztof Dubiel

A potem następuje cisza. Wszyscy wyjeżdżają, a miejscowi zostają z tymi prowizorycznymi budynkami, brzydotą drewnianych bud, z pozamykanymi na głucho sklepami i apartamentowcami, w oknach których na wiele miesięcy zalęga się ciemność. Zostaje trochę pieniędzy, ale niewiele więcej. Tak ja to widzę. Może są miejscowości, które potrafiły się uchronić przed brzydotą i po sezonie stają się ciche i piękne. Ale to rzadkość. Czemu oni mają być ufni wobec obcych?

Myślę zresztą, że to nie tylko to. W sezonie za dużo się dzieje, a poza sezonem – za mało. Takie zmiany muszą jakoś wszystkich uwierać. Po sezonie, gdy kończy się ten ogłupiający wir, zostają w swoich miasteczkach sami, jakby trochę w pustce.  

Zarazem jednak wszyscy wiedzą tu wszystko – o wszystkich i atmosfera jest raczej ciężka.

W Jantarni tak. Czy tak jest we wszystkich małych miasteczkach po sezonie? Nie wiem. Pewnie są lepsze i gorsze miejsca. Pamiętajmy jednak, że patrzymy na powieściową Jantarnię często oczami Inki. Jej matka przekroczyła panujące w tej miejscowości zwyczaje, przyjechała do Jastarni i zabrała męża jednej z nich, przedstawicielce ważnego kiedyś rodu. Inka jest córką złodziejki męża, kobiety, która nie pasowała do tego miejsca.       

Dlatego właśnie Inka stąd uciekła?

I tak, i nie. Została odesłana z Jantarni przez przyszywaną ciotkę, kobietę, która zaopiekowała się nią po śmierci matki. Berta odesłała Inkę do Warszawy, by ją chronić. To, przed czym – czy raczej: przed kim – ją chroniła, trzeba już doczytać w Tam, gdzie nie sięga już cień i Zanim odfrunę. Nie mogę zdradzać zbyt wiele z fabuły, bo to książki z tajemnicami i dla tych, którzy ich jeszcze nie znają, lepiej będzie, gdy dowiedzą się wszystkiego podczas lektury. Jedno mogę zdradzić: gdy Inka wraca po latach do Jantarni, nie jest to łatwe ani dla niej, ani dla mieszkańców miasteczka, zwłaszcza niektórych. Po prostu w przeszłości stało się zbyt dużo trudnych rzeczy, wszystko zostało wmiecione w dodatku pod przysłowiowy dywan, a powrót Inki to odsłonił. W Tam, gdzie nie sięga już cień tylko trochę pod ten dywan zaglądamy, a w Zanim odfrunę Inka decyduje się w końcu zobaczyć, co tam naprawdę jest.    

fot. Krzysztof Dubiel

Uważa pani, że da się w ogóle uciec od niełatwej przeszłości? Że to może prowadzić do rozwiązania jakichkolwiek problemów?

Ucieczki nic nie dają, bo niesiemy przeszłość w sobie. Bliscy nam ludzie też. Przystajemy i okazuje się, że ona dalej w nas jest i wpływa na nasze życie.

W literaturze najczęściej problemy, od których uciekamy, powracają ze zdwojoną siłą w najmniej odpowiednim momencie. A w życiu?

Może nie zawsze ze zdwojoną siłą, ale niewątpliwie powracają. Dlaczego nie miałyby powrócić, jeśli nie zostały rozwiązane? Problemy nie znikają tylko dlatego, że zamykaliśmy na nie oczy albo znaleźliśmy się w innym miejscu. Ale czasami oddalenie czy odcięcie się pomaga – choćby w uspokojeniu się, nabraniu dystansu, spojrzeniu na przeszłość i problemy z innej perspektywy. Oddalenie pozwala też często odzyskać siły. Wtedy można spróbować przewartościować przeszłość i zmierzyć się z problemami. Ale to trudne, jeśli uciekało się przed niektórymi rzeczami czy prawdami całe życie.

Czyli w proste happy endy też raczej pani nie wierzy? Pytam, bo nie tworzy pani raczej „cukierkowych” bohaterów, postaci, o których po przezwyciężeniu kilku łatwych do przewidzenia trudności można powiedzieć: „żyli długo i szczęśliwie”. Przeciwnie – pani bohaterowie to ludzie skrzywdzeni, czasem – złamani. To także bliższe jest życia niż szczęśliwe zakończenie?

W proste happy endy rzeczywiście raczej nie wierzę i mnie nie interesują, ale te mniej proste i nieoczywiste bywają w moich powieściach, jak choćby zakończenie Tam, gdzie nie sięga już cień. Ale ile musiała się Inka namęczyć po drodze! Lubię mnożyć przed bohaterami przeszkody. Los też lubi mnożyć przed nami przeszkody, więc to chyba rzeczywiście bliższe życiu. Tylko że mnie nie chodzi o odwzorowywanie życia, a o ciekawą opowieść. To jest dla mnie najważniejsze. 

fot. Krzysztof Dubiel

Postacią bardzo literacką, ocierającą się nawet o magię, jest Weronika. Weronika dostrzega więcej, widzi pełniej niż inni ludzie?   

Tak, widzi więcej, choć w pełni objawia się to dopiero w Zanim odfrunę. To piękna postać, która budzi pozytywne emocje w czytelnikach. Ona przede wszystkim patrzy z innej perspektywy. Nie obchodzą jej „ludzkie sprawy” – pieniądze, rzeczy, pozycja, przyjemności współczesnych ludzi. Jest związana z naturą. Ratuje zwierzęta. Żyje prosto, tak jak kiedyś żyli ludzie. Dzisiaj coraz bardziej tkwimy w sztucznych światach elektronicznych gadżetów. To w gruncie rzeczy puste życie, gdzie przemiela się papkę podrzuconą przez innych. Weronika nie ma nawet radia. Jest blisko żywiołów – kocha wodę, ogień, wiatr, ziemię.

A Zbyszek? Męski odpowiednik „kobiety fatalnej”? Istnieją tacy mężczyźni?

Po lekturze Tam, gdzie nie sięga już cień o Zbyszku rzeczywiście można pomyśleć, że to męski odpowiednik takiej kobiety. Niewątpliwie wpłynął negatywnie na życie kilku kobiet. Bywa bezwzględny i egoistyczny. Ma kilka równoległych związków. Żeni się, ale nie rozstaje się z żadną z poprzednich kobiet. Czy są tacy mężczyźni? Oczywiście że są. Po lekturze Zanim odfrunę jeszcze inaczej trzeba będzie spojrzeć na Zbyszka, ale znowu ta postać będzie nas zastanawiać, dziwić i gniewać. A także zaskakiwać. Jednak i w drugiej części Jantarni nie poznamy tak do końca jego motywacji. To bohater, który jeszcze czeka na swój czas.

fot. Krzysztof Dubiel

Czytając pani książki, można odnieść wrażenie, że mężczyźni są w ogóle jakby „gorsi” niż kiedyś, mniej odpowiedzialni.

W Zanim odfrunę pojawia się akurat fajny, odpowiedzialny mężczyzna, w dodatku dobry ojciec. Bardzo lubię Tomka, jego poczucie humoru, sposób, w jaki potrafi przewartościowywać problemy, jego pozytywny stosunek do życia i dobrą energię. Ale to raczej wyjątek wśród galerii mężczyzn w moich powieściach, którzy mają więcej wad niż zalet. Trzeba przyznać, że bohaterki objawiają mi się pełniej i to one rządzą w moich powieściach. Ale to zrozumiałe, jeśli się pomyśli, że mam sześć sióstr. Choć nie tylko z tego powodu chętniej opisuję kobiety. Wydają mi się bardziej skomplikowane i interesujące. A może to ja miałam szczęście do spotykania takich wyjątkowych kobiet i dużo mniej wyjątkowych mężczyzn? A tak naprawdę sądzę, że ludzie – i kobiety, i mężczyźni – ostatnio się mocno pogubili.

Właśnie – relacje pomiędzy ludźmi, małżeństwa, stałe związki też są jakby mniej trwałe niż kiedyś? Mimo że wchodzimy w kolejne związki, ostatecznie jesteśmy skazani na samotność?

Samotność, która staje się coraz poważniejszym problemem ludzi, jest między innymi konsekwencją przemian społecznych. W dawnych, wielopokoleniowych rodzinach, trudno było o samotność. Dziadkowie, ciotki, wujkowie, rodzice, liczne rodzeństwo, często też niania, kucharka etc. Samotność pewnie była wtedy przedmiotem pożądania. Teraz rodziny są zatomizowane. Kobiety od mężczyzny często oczekują tego, co kiedyś ich babki robiły z innymi kobietami – zakupy, zwierzenia, rozwiązywanie domowych kłopotów, śmichy i chichy przy robieniu szarlotki. Nie wiem, czy nie więcej ludzie stracili na przemianach niż zyskali. Liczba rozwodów, depresji, nałogów, samobójstw wzrasta. To daje do myślenia. Samotność bywa śmiertelną toksyną. Pewnie dlatego tak biegniemy, by się wtulić w drugiego człowieka, często przypadkowego. Opisuję to zarówno w serii o Jantarni, jak i w serii o Zawrociu. Matylda tak biegnie do pewnego momentu od mężczyzny do mężczyzny, ale jest tylko coraz bardziej samotna.  

fot. Krzysztof Dubiel

Pisząc o związkach nietrwałych, ulotnych, skomplikowanych, nawet - toksycznych, ma pani przed sobą – na zasadzie kontrastu – związki szczególnie trwałe, lepsze, pewniejsze? Jeśli tak – na czym muszą się one opierać?

Nie wiem tak do końca, jaki jest przepis na trwały i dobry związek. Pewnie tych przepisów jest tyle, ile ludzi, bo się różnimy. Może najważniejsze jest szczęście, które pomaga w spotkaniu odpowiedniej dla nas osoby? Niektórzy je mają, inni nie. A potem już tylko musimy dostrzec, że to ta osoba, i tego nie zmarnować ze strachu czy egoizmu. Nie można się pomylić. A żyjemy w czasach, gdy notorycznie myli się miłość z zakochaniem, czyli zwykłą chemią. Cywilizacja chemików. Kończy się zakochanie i związek, bo skupiamy się na seksie, a nie na relacji.   

Pisząc swoje książki, chce pani przekazać swoim czytelnikom jakąś prawdę, wiedzę, swoje doświadczenia? Czy uważa pani, że literatura ma pełnić zupełnie inną funkcję?

Na pewno przekazuję swoją wizję świata i jakąś wiedzę, zwłaszcza psychologiczną, ale to się dzieje niejako przy okazji. Raczej staram się stworzyć świat, do którego czytelnik będzie chciał wejść i pójść za moimi bohaterami. Choć tworzę te powieściowe światy także dla siebie. Dla jednych książki są rozrywką, dla innych azylem, do którego wchodzą, by zapomnieć o swoim życiu, jeszcze inni szukają wiedzy, przygody, innego spojrzenia na świat, odpoczynku od zwykłego życia, emocji, których nie ma w ich życiu. Tych funkcji pewnie jest jeszcze więcej. Pisząc, nie myślę o tym. Ogranicza mnie tylko jedna zasada – nie nudzić!
 

Zajmowała się pani poezją, dramatem, jednak największą popularność przynoszą pani chyba powieści. Wykorzystuje pani w nich coś z innych dziedzin twórczości literackiej?

Do moich powieści przenika zarówno poezja, jak i umiejętności dramaturgiczne. Najbardziej poetycka była pierwsza powieść, Tego lata, w Zawrociu. Ale też w książkach jest mnóstwo scen, dialogów. Przykładem jest Maska Arlekina. To nie tylko książka, w której teatr odgrywa ważną rolę, ale też to jakby drama, swoisty pojedynek na słowa, który się toczy kolejnych dekoracjach między Matyldą a Olgą. Dwie kobiety na scenie życia. Do tego jest tam mnóstwo teatralnych rekwizytów. Julita i huśtawki to książka zbudowana właściwie z kolejnych opowiadań, esejów, szkiców. Powieść to bardzo pojemny gatunek, a ja z tego korzystam.

Poetyckość przejawia się też w opisach przedmiotów, które w pani powieściach zajmują całkiem sporo miejsca i potrafią również zyskiwać wymiar niemal magiczny…

To prawda. Tak też będzie w powieści Zanim odfrunę. Do odkrycia jest miedzy innymi pracownia Monki, wypełniona dziesiątkami rzeczy, które towarzyszyły jej w krótkim życiu. Ale też lepiej poznamy chałupę Weroniki.

Istnieją jakieś przedmioty, które pozwalają pani przenieść się do świata swoich powieści?

Tak. Na pewno laptop... A mówiąc poważniej, chyba każdy pisarz ma takie gadżety, które pomagają zasiąść do pisania. Ja nie zaczynam bez kubka wypełnionego kawą z gryczanym miodem. Ostatnio to jest żółty kubek. Ale mam dużo innych kawowych kubków. Mam też kilka pisarskich poduszek, z siedem chyba, których poszewki, jak kubki, dobieram do aktualnego nastroju i kolorystycznego zapotrzebowania. Inni kupują buty, a ja poszewki. Oprócz tego… Nie… resztę pisarskich dziwactw zostawię jednak dla siebie.     

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - bee85
bee85
Dodany: 2018-11-02 13:50:49
0 +-

Kiedyś czytałam "Letnią akademię  uczuć" i miło ją wspominam. Więc może warto sięgnąć po kolejną książkę autorki. 

Avatar uĹźytkownika - igielka
igielka
Dodany: 2018-10-31 17:25:57
0 +-

Książki pani Hanny Kowalewskiej to już spora biblioteczka.

Avatar uĹźytkownika - katiewa92
katiewa92
Dodany: 2018-10-31 08:19:51
0 +-

Fajny ciekawy wywiad

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2018-10-30 16:03:21
0 +-

Chciałabym poznać Weronikę.

Avatar uĹźytkownika - emilly26
emilly26
Dodany: 2018-10-30 14:04:06
0 +-

W każdej książce można znależć coś odpowiedniego dla siebie:)

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2018-10-30 11:27:24
0 +-

Ciekawa rozmowa.

Avatar uĹźytkownika - gosiaczek
gosiaczek
Dodany: 2018-10-30 10:14:31
0 +-

To naprawdę może być ciekawa histroia.

Avatar uĹźytkownika - Lenka83
Lenka83
Dodany: 2018-10-30 00:03:58
0 +-

złodziejka męża i jej córka Inka ... może być ciekawa, intrygująca przygoda...

Książka
Zanim odfrunę
Hanna Kowalewska

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje