Z miłości do fenomenu. Recenzja filmu „Matrix Zmartwychwstania"

Data: 2021-12-23 21:44:13 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Matrix Zmartwychwstania to raczej autoironiczna zabawa, pełna nawiązań do jednej z najbardziej kultowych serii filmowych niż pełnoprawna kontynuacja, utrzymana w duchu oryginału. Miłośnicy pełnego patosu tonu pierwszych Matrixów, obfitujących w quasi-filozoficzne rozważania i wieloznaczności, będą rozczarowani. Pozostali widzowie mają szansę bawić się przynajmniej nieźle. 

Matrix Zmartwychwstania – o czym jest film?

Miejmy to już za sobą: Thomas Anderson jest twórcą kultowego cyklu gier komputerowych, który zrewolucjonizował całą branżę. Teraz pracuje nad zupełnie nową produkcją, jednak prace mocno się opóźniają, a założony budżet zostaje wielokrotnie przekroczony. Nic dziwnego, że korporacja Warner Bros, która niegdyś przejęła jego firmę (sic!), naciska, by powrócił do kultowej produkcji i stworzył jej kolejny sequel. Tyle że podczas prac Anderson ma coraz większe kłopoty z odróżnieniem jawy od snu. Nie pomagają kolejne (oczywiście, niebieskie) tabletki. Gdy pewnego dnia otrzymuje dziwną wiadomość tekstową, wraca do niego przeszłość. Thomas znów stanie przed wyborem: weźmie błękitną pigułkę, czy czerwoną? Czy popada w coraz głębsze szaleństwo? A może faktycznie nic nie jest tym, czym się wydaje? 

Miałeś kiedyś sen, który wydawał się prawdziwy? A gdybyś nie mógł się z niego obudzić? Jak odróżniłbyś świat snu od realnego?  

Matrix Zmartwychwstania - powrót do przeszłości 

Fabuła filmu jest tak naprawdę przede wszystkim pretekstem, by dokonać wielkiego powrotu do przeszłości. Na ekranie powracają doskonale znani widzom bohaterowie (niektórzy obsadzeni przez nowych aktorów, bo nie wszyscy chcieli raz jeszcze odgrywać role sprzed lat), widzimy też sceny znane z poprzednich filmów, a odwołań, swego rodzaju mrugnięć okiem do widzów jest w tej produkcji co niemiara. Matrix Zmartwychwstania to film tak bardzo samoświadomy, jak to tylko możliwe. I tak bardzo autoironiczny, jak tylko się da. 

 Matrix Zmartwychwstania - wielka gra z konwencją

Weźmy chociażby punkt wyjścia: wydaje się, jakby w postać Neo Lana Wachowski tchnęła wiele własnych doświadczeń z ostatnich lat. Gdziekolwiek się pojawiła, słyszała zapewne: To ty jesteś twórczynią TEGO Matrixa? Ile jest z ciebie w Andersonie? Kiedy wreszcie powstanie sequel? Na te same pytania odpowiadać musi bohater jej najnowszego filmu. I to tak wiele razy, że jest już prawie na krawędzi szaleństwa. 

I Matrix Zmartwychwstania to taka właśnie zabawa na pograniczu szaleństwa. Jeszcze bardziej wariacka niż Alicja w Krainie Czarów czy Alicja po drugiej stronie lustra. Nic tu już nie ma z nieznośnego patosu drugiego i trzeciego Matrixa. Nawet, jeśli podniosły ton pojawia się w wypowiedziach niektórych postaci, wyraźnie widać, że traktują oni swe kreacje z dużym dystansem. 

Matrix Zmartwychwstania - świetne aktorstwo

Fenomenalny jest Jonathan Groff jako nowa wersja agenta Smitha, znakomicie broni się Yahya Abdul-Mateen II w nowym wcieleniu „Morfeusza". Neil Patrick Harris jest odpowiednio przerysowany – tak, że również świetnie pasuje do tak samoświadomej produkcji. Keanu Reeves jest już może zanadto znużony, wracając do tej roli (a może to jednak tylko pewna maniera, charakterystyczna dla tego aktora), jednak Carrie-Anne Moss świetnie bawi się, powracając do oryginalnej kreacji. Nie ustępuje jej nowa, młoda obsada. Aktorzy potrafią (najczęściej) sprzedać widzom nawet najbardziej drętwe i czerstwe teksty. 

Matrix Zmartwychwstania – wady filmu

Nie da się jednak ukryć, że momentami tych tekstów jest po prostu zbyt dużo. Z jednej strony Matrix Zmartwychwstania to film wyglądający tak, jakby miał być czystą zabawą z konwencją, z drugiej jednak – są sceny, w których Lana Wachowski wpada w profetyczny ton i wplata w frazy rodem z Matrixa Reaktywacji, Matrixa Rewolucji albo… z powieści Paulo Coelho. Bywa, że napięcie siada. I bywa, że bardzo wyraźnie czuć, że ten film mógłby być znacznie, znacznie krótszy. 

Czytaj również: Paulo Coelho - cytaty

Trzeba też otwarcie powiedzieć, że pierwszy Matrix opierał się na prostej, lecz bardzo atrakcyjnej koncepcji. „Co by było, gdyby świat wokół nas był tylko iluzją?" – to pytanie było na ustach wszystkich, którzy film ten po raz pierwszy widzieli w kinie. I nawet, jeśli sam cykl sióstr Wachowskich nie dawał na to pytanie satysfakcjonującej odpowiedzi, to był on w kinie jednak pewną rewolucją – tak formalną, jak i – powiedzmy – interpretacyjną. Może powiedzieć, że nie byłoby Incepcji bez Matrixa to lekka przesada, ale czy na pewno? 

Matrix Zmartwychwstania - czy warto zobaczyć

W Matrixie Zmartwychwstaniach ważnych pytań nie ma. To po prostu kolejny współczesny blockbuster – sprawnie zrealizowany, efektowny do bólu, okraszony sporą (może nawet zbyt dużą) porcją poczucia humoru i mimo wszystko dość przewidywalny. To ładna opowiastka o sile miłości – miłości dwojga ludzi, ale i miłości do filmowego fenomenu, zatopiona w wielkim sosie nostalgii. To – wreszcie – niezła rozrywka. I, moim zdaniem, to wystarczający powód, by było warto Matrix Zmartwychwstania obejrzeć.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.