Chcemy tworzyć opowieści o miłości w pełnym jej wymiarze. Wywiad z Lidią Liszewską i Robertem Kornackim

Data: 2020-08-24 12:10:56 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

– W XXI wieku jesteśmy bardziej pogubieni niż kiedykolwiek. Mamy dostęp niemal do wszystkiego, wiedza na każdy temat jest na wyciągnięcie ręki, żyjemy dłużej, szybciej, wygodniej, możemy swobodnie rozmawiać z kimś po drugiej stronie globu... Świat się skurczył, niemal trzymamy go w dłoni. A jednak natury i odwiecznego pragnienia bycia kochanym nie jesteśmy w stanie zastąpić niczym innym.

O powieści Tylko szeptem opowiadają Lidia Liszewska i Robert Kornacki.

Sławomir Krempa: Można przywyknąć do widoku morza?

Robert Kornacki: Absolutnie nie, dlatego postanowiliśmy fabułę naszej najnowszej serii spleść z nadmorskim krajobrazem, z nadbałtycką plażą, która – co można traktować jako wartość dodaną – przeradza się niezauważalnie w arenę wielkich emocji. Miłość rezonuje tu z każdym receptorem naszego ciała, zupełnie jakbyśmy czuli mocniej i więcej. Ten bezkres wody, potęga przyrody oszałamia i zachwyca swym pięknem, a chyba mało kto z nas, przechadzając się piaszczystą plażą, byłby w stanie powiedzieć: dosyć, wracamy do miasta, tęskno nam za betonową dżunglą. 

Lidia Liszewska: Zachwycić możemy się również czymś zwyczajnym i mało spektakularnym, a nas właśnie uroda Mechelinek uderzyła tak mocno, że bez namysłu bohaterów Tylko szeptem skierowaliśmy właśnie tam. Piękno zawsze mnie zachwyca, niezależnie od tego, czy patrzę na obraz, zachód słońca czy doskonale skrojoną sukienkę. Zawsze wywołuje we mnie żywsze bicie serca i szereg często zaskakujących skojarzeń. Piękno nie nudzi mi się nigdy. A widok morza jest codziennie inny, i nie jest związany li tylko z grą światła.

Często tam Państwo wracają? 

L: Miejsce, które odkryłam, a później sportretowaliśmy w powieści, jest wyjątkowo spokojne. To dla mnie ważne, bo lubię ciszę i poczucie bezpieczeństwa, a to wyjątkowo cicha i bezpieczna okolica. Ale gdy jadę tam sama, kawa czy spacer nie smakują tak jak wtedy, gdy te przyjemności dzielę z kimś. Bywa, że gdy jest mi potrzebna całkowita izolacja do pracy pisarskiej, korzystam z mieszkania na klifie. Ale kiedy ta cisza i samotność zaczynają się kłócić z moją weną, pakuję walizkę i wracam, rozmowa tylko z samą sobą na dłuższą metę jest męcząca...

R.: Ja z kolei, jeśli trafiłbym do Mechelinek, to jedynie przypadkiem. Od dawna już bowiem całą rodziną wybieraliśmy wypoczynek w Dębkach, gdzie nad samym ujściem Piaśnicy do morza mieliśmy swoje ulubione miejsce do plażowania. W ubiegłym roku zrobiliśmy wyjątek, odpowiadając na zaproszenie Lidii, a kilka spędzonych tam dni pozwoliło nie tylko zapałać sympatią do Mechelinek i okolicy, ale też zaplanować trzytomową opowieść o mieszkającym tam rybaku. (śmiech) Niestety, odpowiadając na pytanie – wracam tam zdecydowanie rzadziej niżbym chciał, ponieważ zwyczajnie brakuje mi czasu, a w tym roku dodatkowo plany skutecznie komplikuje sytuacja epidemiczna. Terenowe badania zastąpić musi zatem wyobraźnia i – na szczęście – wciąż żywe wspomnienia.

Urzekł Państwa spokój tego miejsca – i w powieści Tylko szeptem nie znajdziemy obrazów przepełnionych plaż i dzikich tłumów, choć akcja toczy się w miejscowości, która staje się chyba coraz bardziej popularna czy modna… 

L.: Wyrosłam już z uganiania się za miejscami, gdzie nie słychać własnych myśli. Nocne życie też już nie stanowi dla mnie atrakcji. Za to dobre towarzystwo i spokojne, niewymuszone rozmowy przy kieliszku dobrego wina to właściwie wszystko, czego mi potrzeba, bym odpoczęła i nabrała wiatru w żagle. Przychodzi moment w życiu, kiedy zwalniasz, i to z różnych przyczyn. Wysiadasz z pędzącego pociągu i gdy widzisz, że jego ostatni wagon znika w oddali, nie czujesz żalu. Ja właśnie tak czuję się w Mechelinkach. Niech zostaną takie jak teraz trochę dłużej.

R.: Trzeba szczerze powiedzieć, że to nie jest kurort, tu nie spaceruje się deptakiem, eksponując na przykład bajecznie drogie okulary przeciwsłoneczne z logo drogiego projektanta. To wieś, która ma świetną plażę i pozwala odpocząć, zachować chociaż pozory prywatności. To ważne, bo wśród plażowiczów dostrzegliśmy kilku celebrytów okupujących pierwsze strony kolorowych magazynów, a mieszkania kupują tu bogaci mieszkańcy Gdańska i Warszawy. 

Mechelinki wydają się aż nadto idealne. Gdybym nie sprawdził na tradycyjnej mapie, pomyślałbym, że to miejsce wymyślili Państwo i by fikcję uwiarygodnić, stworzyli mu Państwo nawet hasło w Wikipedii… 

R.: Przyjmujemy to jako komplement odnoszący się do plastyczności opisu, o jaki postaraliśmy się w książce. Na szczęście nie musieliśmy odwoływać się do tak daleko posuniętej mistyfikacji. Prawda jest bowiem taka, że nie sposób nie pokochać tego miejsca i jestem przekonany, że w krótkim czasie notka w Wikipedii poświęcona Mechelinkom będzie sukcesywnie uzupełniana. Ale z ciekawości zaraz sam do niej zerknę…

L.: Choć trzeba też uczciwie przyznać, że obraz nadmorskiej miejscowości trochę różni się od tego rzeczywistego. Nie ma w Mechelinkach tawerny „U Bosmana”, która w Tylko szeptem jest ważnym miejscem, koncentrującym życie towarzyskie miejscowych rybaków. Również i smażalnia „Złota rybka" to nasz wymysł, więc jak widać nie tylko my czerpaliśmy z miejscowej atmosfery, ale i Mechelinki mogą wzbogacić się o nasze sugestie. (śmiech)

To właśnie do Mechelinek przybywa pięćdziesięcioletnia Edyta, pisarka, kobieta spełniona, mająca rodzinę, by w spokoju pracować nad kolejną książką. Tyle że zamiast spokoju czeka tu na nią miłość. 

R.: Życzyłbym wszystkim takiej zamiany, chociaż dla mnie, dla Lidii pewnie też, miłość to właśnie spokój. Znamy kilka nietypowych związków, które są skrojone na miarę. Ważne, żeby ich światy się przenikały na tylu płaszczyznach, które zapewniają mu tę jedyną w swoim rodzaju harmonię. Trzeba się po prostu znaleźć w korcu maku. Niewielu się to udaje, dlatego wciąż dopytujemy i szukamy tego klucza doboru.

Trzydziestoletni rybak i pięćdziesięcioletnia pisarka – to nie jest najbardziej konwencjonalny związek. 

L.: Nikt nie powiedział, że warto pisać tylko o czymś typowym… (śmiech) Chcemy tworzyć opowieści o miłości w pełnym jej wymiarze, więc i takie ujęcie tematu musiało się kiedyś pojawić. Zdajemy sobie sprawę z tego, że w niektórych kręgach może to budzić reakcje dalekie od bezwarunkowej sympatii lub chociażby elementarnej akceptacji czy zrozumienia, ale uważamy, że zadaniem literatury jest dostarczanie nie tylko rozrywki, ale i materiału do refleksji.

R.: Nie stawiamy sobie za cel niesienia kaganka oświaty, choć jeśli uda się rzucić nieco światła na mniej oczywiste obszary ludzkiej natury, jej potrzeb czy wrażliwości, to tym lepiej. Proszę zwrócić uwagę, że w Tylko szeptem dotykamy też delikatnie relacji dwóch młodych kobiet, które postanowiły wspólnie iść przez życie. Niespodziewanie wpisaliśmy się tym wątkiem w falę dyskusji, która przetacza się przez Polskę. My robimy to po swojemu, zaznaczając swoją obecność i dowodząc otwartości nas samych – już nie tylko jako pisarzy, ale i ludzi.

W XXI wieku nadal może to budzić tak duże kontrowersje? 

L.: W XXI wieku jesteśmy bardziej pogubieni niż kiedykolwiek. Mamy dostęp niemal do wszystkiego, wiedza na każdy temat jest na wyciągnięcie ręki, żyjemy dłużej, szybciej, wygodniej, możemy swobodnie rozmawiać z kimś po drugiej stronie globu... Świat się skurczył, niemal trzymamy go w dłoni. A jednak natury i odwiecznego pragnienia bycia kochanym nie jesteśmy w stanie zastąpić niczym innym. 

R.: Podświadomie powielamy schematy naszych babek i prababek, robimy to instynktownie, nie zdając sobie sprawy z tego, że czas i bogactwo jego zmian nie spopieliły w nas lęków i dążeń, które – jako ludzie – mamy we krwi. 

L.: To prawa społeczności, przed którymi nie da się uciec. Samotność jest dużo gorsza...

Miłość za to pozwala czasem zapomnieć o metryce? 

R.: Tak, jeśli wygrasz z nią w walce na argumenty. Zdarza się też, że kochasz, zapominasz o niej, a jednak odwracasz się od niej. I to jest twój wybór. 

L.: Niektórzy mają tyle szczęścia, że ich wiara w miłość i ona sama pozwalają im skupiać się na tym, co najistotniejsze w związku – na zrozumieniu i zaufaniu.

No i taka miłość raczej nie wybiera. 

L.: Myślę, że się uśmiecha, kiedy uda jej się namierzyć kogoś do pary...

Piszą Państwo w swojej książce, że miłość jest pierwszym krokiem ku życiu, jest celem samym w sobie..

L.: Największe ludzkie namiętności to władza, seks i pieniądze; najsilniejsze emocje – wiara, nadzieja i miłość. Oba zbiory mają część wspólną: bliskość, która nie ma sobie równiej. Czy tego chcemy, czy nie, to nasz cel, bo to punkt centralny naszego krwiobiegu. Nie zawsze pewnie go rozumiemy, ale gdy poczujemy, wszystko staje się jasne. Kiedy uda Ci się znaleźć jak w tym korcu z przysłowia, zachłystujesz się życiem, zachwycony nim jak ślepiec, który nagle odzyskał wzrok.

Ale Tylko szeptem to nie tylko książka o miłości, ale też o literaturze. 

R.: Oraz o miłości do literatury... Chwała ludzkości za wynalezienie słowa pisanego. Słowo to wiedza, a wiedza to wolność. 

L.: Literatura ma jeszcze coś – siłę, która w niej drzemie. Ale niesie ze sobą jednocześnie odpowiedzialność, za to słowo właśnie. W Tylko szeptem opowiadamy, czym jest dla nas, ale również o tym, czego literatura od nas wymaga, z jakimi konsekwencjami musimy się liczyć, tworząc ją.

Nie pytałbym o to, ale sami się Państwo podkładają, pisząc w powieści: każdy pisarz przemyca w swojej książce coś o sobie i życie przynosi najlepsze pomysły na książki. Jak było w przypadku Tylko szeptem?

L.: Przemyca, przemyca... Świadomie albo nieświadomie, ale przemyca. I wtedy jego praca lśni w odbiorcy emocjami, skojarzeniami, które pozwalają mu scalić się z tekstem. I nie musi to być postać, ale opis jakiegoś miejsca, wschodu słońca czy zapachu, który jest nam wyjątkowo bliski. 

R.: Bywa że układamy całe długie sceny, żeby przekazać czytelnikowi tylko jedno zdanie albo słowo, które ma dla nas duże znaczenie, które pragniemy ponieść dalej. Nie boimy się odejść od wartkiej fabuły, jeśli tylko jest szansa, by plastyczność opisu pozwoliła odbiorcy poczuć to, co i dla nas jest z jakiegoś powodu ważne. 

L.: Tu widać znakomicie różnice miedzy pierwszą serią, poświęconą Matyldzie i Kosmie, a trylogią morską, która dopiero powstaje. W tej pierwszej było bardzo dużo zdarzeń i historii, które były udziałem nas lub naszych znajomych. Bursztynowa seria nafaszerowana jest za to naszymi emocjami, refleksjami i kto wie, może nawet tęsknotami…

Myślą Państwo – podobnie jak Edyta – w życiu literaturą? Co to w ogóle znaczy „myśleć literaturą”?

R.: W najdrobniejszym szczególe doszukiwać się całości, której szuka się wewnątrz własnej wyobraźni. 

L.: Już tłumaczę, o co chodzi mojemu koledze. Widzisz na skwerze w samym sercu metropolii kloszarda. Ty pachniesz Chanel nr 5 i błyszczysz złotymi kolczykami z najnowszej kolekcji, on, brudny do granic niemożliwości, próbuje namówić Cię na kupno składanego lusterka do torebki za trzy złote. Patrzysz w jego zrezygnowane oczy i zastanawiasz się, dlaczego jest tu, gdzie jest, kogo kocha, kto przestał go kochać, jaki jest jego sen i czy ma jeszcze marzenia.

R.: W swojej wyobraźni układasz swoją własną historię obcego człowieka. A w którymś momencie on już nie jest ci obcy... 

A gdyby mieli Państwo opisać w książce swoją współpracę, napisaliby Państwo…

R.: Dwa lata temu byłby to rasowy thriller, bo uczyliśmy się siebie nawzajem i badaliśmy granice. Były nerwy, napięcia, tarcia i kłótnie. Ale dziś jesteśmy już wewnętrznie poukładani, a współpraca, do której się zdeklarowaliśmy, zaowocować by mogła książką o wspólnej podróży. O literackim odkrywaniu nowych terytoriów. O badaniu uczuć, bo oboje czujemy się świetnie w roli odkrywcy.

L.: To nie byłoby W drodze Jacka Kerouaca (śmiech), ale myślę, że czytelnik i z tej lektury dowiedziałby się wiele o tym, jak twórczo uzupełniać się może dwoje obcych ludzi. I na czym polega przyjaźń, bo w przeciwieństwie do naszych powieści ta książka kończyłaby się dobrze.

Bo w życiu, inaczej niż w literaturze, rzadko zdarzają się happy endy.

R.: Ubolewamy nad tym... A jednak trzymamy się tego życia, aż palce bolą. 

Pewnie Państwo tego nie wyjawią, ale Edytę i Jacka czeka happy end? 

R.: Uciekamy od oczywistych rozwiązań fabularnych, często narażając się naszym Czytelnikom, którzy chcą dla książkowych bohaterów jak najlepiej. Edyta i Jacek dopiero się poznają i – szczerze mówiąc – wszystko jeszcze przed nimi. Jeśli jednak ich historia ma prowadzić do szczęśliwego zakończenia, to dajmy im szansę, by mogli zmierzyć się z własnymi słabościami i pokazać, że są pełnokrwistymi postaciami, które można pokochać i choć przez chwilę żyć ich życiem.

L.: Tylko szeptem to pierwszy tom bursztynowej opowieści, za kilka miesięcy poznamy dalsze losy tej dwójki oraz innych bohaterów, a my lada dzień zaczniemy zastanawiać się nad finałem. Wszystko jeszcze może się zdarzyć, ale już teraz możemy obiecać, że trylogia wyciśnie sporo łez i da wiele tematów do przemyśleń i rozmów. Bo tak pojmujemy swoje zadanie – my piszemy o miłości, a wy ją przeżywacie.

R.: Miłość i lekturę – to uczciwy podział zadań…

Książkę Tylko szeptem kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Tylko szeptem
Lidia Liszewska, Robert Kornacki

Warto przeczytać

Reklamy