Każdy z nas ma własny plaster na obolałą duszę. Wywiad z Krystyną Bartłomiejczyk
Data: 2020-11-30 10:19:42Podobno dla własnego dobra musimy zmierzyć się z przeszłością, stanąć z nią oko w oko, przepracować i pozwolić odejść. Dobrze jest porozmawiać z kimś, kto nas nie oceni, ale wysłucha i zrozumie. A w przypadku szczególnie bolesnych wspomnień konieczny może się okazać kontakt z psychologiem. Grunt to podjąć jakieś działanie. Według mnie im szybciej, tym lepiej, bo z tykającą gdzieś w środku bombą nie da się żyć pełnią życia – mówi Krystyna Bartłomiejczyk, autorka książki Dziewczyna z czerwonym warkoczem.
Ludzki umysł jest jak dożywotnia przechowalnia doświadczeń, emocji i wspomnień z całego życia – napisała Pani w powieści Dziewczyna z czerwonym warkoczem. Tyle, że czasami lepiej do nich nie zaglądać?
Oj, tak. Czasami tak byłoby lepiej. Ale obrazki z przeszłości wracają niezależnie od naszej woli, w najmniej oczekiwanym momencie. Wystarczy jakiś zapach, dźwięk, słowo... Ja nazywam to wyzwalaczami wspomnień. Nie zawsze przyjemnych. Nie zawsze chcianych. Za wspomnieniami idą przecież emocje, które towarzyszyły zdarzeniu z przeszłości, niejednokrotnie negatywne. Te z kolei przekładają się na nasz nastrój i samopoczucie. Pewnie. Wolelibyśmy mieć wpływ na to, co odrzucić, co pielęgnować, co zweryfikować, czego nie chcieć, ale mechanizmy pamięci rządzą się swoimi prawami.
W powieści Dziewczyna z czerwonym warkoczem główna bohaterka, farmaceutka Janka Sokół, otwiera właśnie skrzynię ze wspomnieniami…
I to jest początek drogi, którą musi przejść. Przyjdzie jej zmierzyć się z sekretami mającymi swoje korzenie w odległej przeszłości, odpowiedzieć sobie na pytania o swoje wartości, uczucia potrzeby. O to, co jest dla niej ważne.
Ale Janka dowiaduje się sporo nie tylko o swojej rodzinie, ale i o sobie.
Bo tak już jest, że dowiadujemy się o sobie czegoś nowego wtedy, gdy zaczniemy robić nowe rzeczy. Te informacje mogą sprawić nam przyjemność, mogą nas zaskoczyć, mogą być trudne do przyjęcia, bo burzą nasz porządek... Janka początkowo czuje się zagubiona, próbuje się jakoś odnaleźć w nowej sytuacji. W efekcie musi na nowo zdefiniować siebie, życie swoje i swoich bliskich.
Janka jest chyba dziewczyną raczej twardo stąpającą po ziemi. Ale tu staje nie tylko w obliczu historii, ale też czegoś więcej. Czegoś, czego nie sposób zmierzyć czy zważyć.
Właśnie dlatego czuje się zagubiona. Bo nigdy wcześniej nie spotkała się ze zjawiskami, których zrozumienie przekraczało jej granice pojmowania.
Wszyscy potrafią to dostrzec, czy Janka jest osobą szczególnie na ten wymiar wyczuloną?
Być może większość z nas potrafi postrzegać czy odczuwać pozazmysłowo. Być może niektórzy są pod tym względem lepsi od innych. Całkiem możliwe, że takie zdolności istnieją, ale kto je tak naprawdę ma? Wie pan? Kiedyś postanowiłam naprawić kontakt i poprosiłam o wsparcie tak zwane siły wyższe. A prąd i tak mnie "kopnął". Albo jestem niepodatna na te sprawy, albo nie ma we mnie dostatecznej wiary. A co do Janki, po prostu musiałam ją obdarować może nie od razu szóstym zmysłem, ale przynajmniej większą niż u innych wrażliwością, taką iskierką paranormalną. Inaczej nie byłoby tej historii.
Ta iskierka to dla Pani wyłącznie metafora?
Po prostu chciałam wprowadzić do akcji aurę tajemniczości, oczekiwania na coś, co się wydarzy, jakoś odzwierciedlić niebezpieczeństwo grożące Jance, a także jej lęk przed nieznanym. I kiedy bohaterce w lustrze mignął zarys postaci, pomyślałam: Dlaczego nie? Książki mają tę cudowną właściwość, która pozwala pogodzić realizm i elementy z pogranicza metafizyki. Nie za dużo, żeby nie przedobrzyć i żeby można je było racjonalnie wytłumaczyć, gdyby zaistniała taka potrzeba.
Książki – i owszem. A życie?
Powietrza nie widzimy ani nie możemy dotknąć, a przecież nikt nie zaprzeczy, że istnieje. A poważnie: świat jest pełen osobliwości. Niektóre rzeczy wyglądają na nadprzyrodzone, ale są tylko ułudą, grą wyobraźni, złudzeniem optycznym. Niektóre są oszustwem, niekiedy wręcz doskonałym. Jeszcze inne można wyjaśnić naukowo jako naturalne zjawiska. Nie da się jednak zaprzeczyć, że istnieją rzeczy niezwykłe, niewiarygodne, wobec których bezradne są nawet największe autorytety. Może więc naprawdę za światem materialnym kryje się coś niematerialnego? Myślę, że to jedno z pytań, które na zawsze pozostanie bez odpowiedzi. I może tak jest lepiej?
To właśnie ten element niepewności, ta „szczypta magii” sprawia, że życie ma smak?
W Wigilię nawet więcej niż szczypta. Ale też wtedy magia przychodzi najłatwiej. Jest wokół tego wieczoru aura niezwykłości sprawiająca, że mamy wrażenie przebywania jakby poza światem materialnym. Nawet cynicy ją czują i przynajmniej ten jeden raz w roku starają się zrobić coś miłego, dobrego. Chciałoby się powiedzieć: Magio, trwaj! I ona trwa, tylko na co dzień nie zauważamy jej. A wystarczy, że nadamy znaczenie chwilom i rzeczom pozornie bez znaczenia – słowom: „Dzień dobry", „Przepraszam", uśmiechowi w stronę nielubionego sąsiada, życzliwemu gestowi... Wystarczy szczypta pamięci, miłości i troski nie tylko o bliskich i dzień jak za dotknięciem różdżki robi się przyjemniejszy. Magia codzienności to coś, czego potrzebujemy. Naprawdę warto uszczknąć jej nieco, żeby nasze życie było trochę lżejsze.
Pisze Pani w powieści: Nie mogła uwierzyć, jak to możliwe, że ona - osoba pragmatyczna, twardo stąpająca po ziemi - dała się wciągnąć w jakiś mistyczny wir. Musiała przyznać, że właściwie tak do końca siebie nie zna. Jesteśmy w stanie tak do końca poznać samych siebie?
Nie sądzę. Właściwie jestem przekonana, że nie. Często nam się wydaje, że wiemy, czego chcemy i do czego jesteśmy zdolni, a kiedy znajdziemy się w nowej dla nas sytuacji, reagujemy sprzecznie ze swoją naturą. Ja mam świadomość, że nigdy nie dojdę do punktu, w którym powiem: Teraz to ja już siebie znam. Ale też nie uważam, by ktoś znał mnie lepiej niż ja sama.
Skoro nie wiemy wszystkiego nawet o samych sobie, to co dopiero powiedzieć o innych, nawet bliskich?
No właśnie. Innych poznamy na tyle, na ile pozwolą nam siebie poznać. Bez ich pomocy, bez otwarcia się zawsze będą jakieś obszary nieodkryte. Nawet przy bardzo głębokiej relacji. Jeśli bliska nam osoba uzna, że pewne rzeczy chce zachować dla siebie, musimy to uszanować. Każdy z nas ma prawo do prywatności.
Temat ucieczki od przeszłości – albo mierzenia się z nią – bardzo często powraca w literaturze obyczajowej. Wszyscy mamy w pamięci wydarzenia, które chcielibyśmy z niej wymazać, fakty, których wolelibyśmy nie pamiętać, ludzi, których wolelibyśmy nie poznać?
Zapewne wszyscy. Skoro wszyscy mamy zalety i wady, to i każdy ma swojego mola, co go gryzie. Jeden przyzwyczai się do niego, drugi nie umie się z nim uporać. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, może to zależy od wagi wspomnień? Przeszłość niektórych bywa naprawdę bolesna, a od takiej chyba trudniej uciec. Niestety, siła pamięci jest ogromna. Cokolwiek nas spotkało, cokolwiek mamy na sumieniu, zostanie z nami już na zawsze.
Wyparcie nie jest chyba najlepszym wyjściem, bo przeszłość bardzo często powraca i dopomina się o swoje?
Według mnie nie jest. Próbować wyprzeć coś ze swojej pamięci to jak próbować zamieść problem pod dywan. Niechciane wspomnienie w dalszym ciągu tkwi w nas, tyle że w naszej podświadomości, na którą nie mamy wpływu. Jest jak emocjonalna bomba, która nadal tyka i tylko czeka na odpowiednią chwilę, żeby wybuchnąć.
Co zatem możemy zrobić?
Och, gdybym to ja wiedziała... Wiem tyle, że każdy z nas ma własny plaster na obolałą duszę. Podobno dla własnego dobra musimy zmierzyć się z przeszłością, stanąć z nią oko w oko, przepracować i pozwolić odejść. Dobrze jest porozmawiać z kimś, kto nas nie oceni, ale wysłucha i zrozumie. A w przypadku szczególnie bolesnych wspomnień konieczny może się okazać kontakt z psychologiem. Grunt to podjąć jakieś działanie. Według mnie im szybciej, tym lepiej, bo z tykającą gdzieś w środku bombą nie da się żyć pełnią życia.
To właśnie życie przynosi najciekawsze historie do opowiedzenia?
To prawda. Życie pisze tak ciekawe scenariusze, że niejednokrotnie są gotowym materiałem na powieść. Często inspiracją są własne życiorysy, czasy, w których pisarzowi przyszło żyć albo miejsca, z którymi jest silnie związany. Impulsem do napisania książki może być przypadkowo napotkana osoba, podsłuchana (mimo woli, oczywiście) rozmowa, zaobserwowana sytuacja – dosłownie wszystko, co ni z tego ni z owego uruchamia wyobraźnię. Bo wyobraźnia jest bardzo ważna, to nasz osobisty wkład. Bez niej byłby to obraz czyjeś historii.
Jaka zatem będzie kolejna historia, którą opowie Pani czytelnikom?
Gdzieś czytałam, że z pisaną książką jest jak z nienarodzonym dzieckiem; Nie wiadomo, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, ale pewne jest, że się pojawi. Całkowicie się z tym zgadzam. Chciałabym, żeby moja nowa historia była spokojną i kojącą zimową opowieścią, ale nie mogę ręczyć za swoją bohaterkę. Jeśli uwikła się w jakieś skomplikowane relacje albo zdarzenia, przestanie być tak spokojnie i kojąco.
Książkę Dziewczyna z czerwonym warkoczem kupicie w popularnych księgarniach internetowych: