Kot Michaela Gregorio - wywiad z tajemniczym autorem
Data: 2007-02-16 13:57:28Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się nie śniło waszym filozofom. A jedną z tych rzeczy jest na pewno fakt, że Kant stał się bohaterem powieści kryminalnej! Założę się, że nie był to temat jego snów…
A czy istnieje jakiś powód wykluczający umieszczenie Kanta w obrębie fikcji literackiej dotyczącej filozoficznej natury zbrodni? Jest tylu zupełnie niewiarygodnych bohaterów w świecie powieści kryminalnych! Kant z pewnością posiadał umiejętności, które dzisiejsi czytelnicy takich książek oczekują od literackich detektywów. Wytyczył granice racjonalnej myśli swoich czasów. Był mistrzem logicznego rozumowania. Przedstawił szereg przekonujących rozwiązań dla wielu problemów, bazując na cząstkowej przecież - bo np. ograniczonej historycznie i naukowo - znajomości faktów. Byłby znakomitym śledczym gdyby wybrał prawo, a nie filozofię! W mojej powieści starałem się pokazać, że kantowska analiza gwarantuje logiczną podstawę dla wyjaśnienia złożoności zjawiska zbrodni, poprzez wzięcie pod uwagę myśli i działań samego zbrodniarza (np. seryjnego mordercy), co jest przecież metodą bardzo nowoczesną. W 1804 roku rzecz jasna ludzkie zachowanie rzadko kiedy tłumaczono w terminach psychologicznych. A tymże roku sława Kanta przygasała. Ostatnio badacze sugerują nawet, że w ostatniej dekadzie życia przeżywał umysłowe załamanie, a nawet, że cierpiał na starczą demencję. Oczywiście pasje i namiętności słynnego filozofa stwarzają dla pisarza intrygujące pole badawcze. Co czuł gdy młodzi romantyczni filozofowie odrzucali goi atakowali? I jakżeż mocno musiał pragnąć pokazać światu, że był od nich większy! W Krytyce zbrodniczego rozumu (która oczywiście jest fikcją, a nie biografią!) Immanuel Kant otrzymuje pewną szansę: może zanalizować scenę zbrodni. Jestem przekonany, że gdyby w owym czasie takie morderstwa zostały istotnie popełnione w Królewcu, na pewno zasięgnięto by u niego opinii. I wracam do punktu wyjścia: czy istnieje jakikolwiek powód wykluczający możliwość prywatnych spekulacji Kanta nad naturą Zła, skoro brał on udział w publicznych debatach nad naturą Dobra?
Pana powieść – w czym przypomina wczesnoromantyczną powieść grozy - pełna jest romantycznych elementów. Jest w niej klątwa przeszłości i samobójca (jedna z ofiar Goetheańskich Cierpień młodego Wertera), dużo grozy i niesamowitości, fascynacja złemi szatanem, nocny gotycki sztafaż, Północ i podróż, koszmary z Füssliego i góry z C. D. Friedricha… Można tak wyliczać dalej. Ale jest też romantyczny czy preromantyczny Kant – protagonista tego, co Nieznane, Niewytłumaczalne, Niewyobrażalne… Czy to nie zbyt daleko idący anachronizm?
Ja uważam, że Kanta można rozpatrywać jako swego rodzaju prekursora romantyzmu. Nie mam absolutnie problemu z wyobrażeniem go sobie piszącego naukową rozprawę o perwersyjnym i zbrodniczym ludzkim zachowaniu. Wręcz jestem zdumiony, że takiej dysertacji nie napisał, zwłaszcza poświęconej niebezpieczeństwom, jakie niosła podwyższona skala romantycznej wrażliwości. Jeśli pobłażamy własnym namiętnościom, szybko odkrywamy, że są one od nas silniejsze i łatwo wymykają się naszej kontroli. Wielu recenzentów było zaskoczonych fabułą Krytyki zbrodniczego rozumu ale żaden z nich nie wysuwał zastrzeżeń do mojego portretu Kanta. No, może wyłączając uwagi, że więcej tu narracji i sensacyjnej akcji niż filozofii… Ale przecież Kant nie jest główną postacią tej powieści. Właściwy bohater to młody prokurator, Hanno Stiffeniis. I to w jego umyśle toczy się bitwa między racjonalizmem i irracjonalizmem, Dobrem i Złem. To niespokojny młody człowiek, który tylko rozwiązując kryminalną zagadkę, rozwiązuje także własne problemy. Dzięki Kantowi, którego tak ja, jak i Stiffeniis, tak bardzo cenimy.
Bardzo mocną stroną Krytyki zbrodniczego rozumu jest niezwykle sugestywny obraz Królewca. Miasta, które tak naprawdę już nie istnieje…
Od samego początku chciałem, by Królewiec odgrywał w mojej powieści aktywną rolę. Musimy pamiętać, że niektóre aspekty życia w tym mieście, które mogą wydawać się nam groteskowe lub gotyckie, dla ludzi żyjących w 1804 roku były czymś normalnym. Chciałem dać dzisiejszym czytelnikom możliwość przespacerowania się po tym mieście, przeżycia iluzji, że się przebywa w Królewcu początków XIX wieku. Próbkę atmosfery tamtych czasów. Fakt, że dawny Królewiec już nie istnieje, jest dla pisarza nawet zaletą. Przestudiowałem wszystkie dostępne mi historyczne dokumenty – mapy, obrazy, grafiki i teksty pisane. Znaczną część tej wiedzy wykorzystałem w mojej opowieści. Mój Królewiec jest jednak znacznie mniejszy niż jego rzeczywisty odpowiednik w tym czasie.
Jest pan bardzo tajemniczą osobą. Nie wiemy nawet czy Michael Gregorio to pana prawdziwe nazwisko. Dowiemy się tego dopiero po wydaniu drugiego tomu kryminalnych perypetii Hanno Stiffeniisa. Póki co, proszę uchylić choćby rąbka tajemnicy…
No cóż, jestem wielkim fanem piłki nożnej i filozofii. A przy tym interesuje mnie wczesny okres historii fotografii oraz mój kot, Lionello!
Którego niniejszym – zamiast zdjęcia Autora – Państwu prezentujemy!