Problem ze strachem zaczyna się wtedy, gdy topimy go w milczeniu. Wywiad z Konradem Oprzędkiem

Data: 2018-08-22 23:49:35 Autor: Adrianna Michalewska
udostępnij Tweet

- Problem ze strachem zaczyna się wtedy, gdy topimy go w milczeniu. Nie budujemy z innymi wspólnoty opowieści, w której moglibyśmy go oswoić czy uśmierzyć. Wtedy staje się on naszą słabością, którą mogą wykorzystać ideolodzy czy politycy, żeby wyrosnąć na liderów, zyskać władzę. To właśnie opisałem w swojej książce, oczywiście nie w publicystyczny sposób – mówi Konrad Oprzędek, autor powieści Łaskoci.

Dlaczego „Łaskoci”?

Usłyszałem to słowo u fryzjera. Siedziało tam dwóch starszych facetów, jeden spojrzał na drugiego z ukosa, skrzywił się i zachrypiał, że mężczyzna na starość powinien sobie kupić maszynkę do wycinania włosów w kichawie. Drugi się żachnął: „A po diabła, takie cholerstwo musi łaskocić”. I usłyszał: „Przynajmniej jedno cię jeszcze przed śmiercią połaskoci”.

Od razu wiedziałem, że mam tytuł dla swojej powieści. Trochę przewrotny, bo świat opisany w tej książce raczej nie łaskoci. Ale jej język już tak. Łaskoci wyobraźnię.

Zaprasza Pan czytelników do świata magicznego. Groza miesza się w nim z tajemnicą. Straszny ten świat...

Bo to opowieść o strachu, który przeradza się w nienawiść i szuka końca w przemocy. Strach jest czymś naturalnym, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie mojej powieści. W ataku terrorystycznym zginęli ich sąsiedzi, więc mają prawo się bać. Problem ze strachem zaczyna się wtedy, gdy topimy go w milczeniu. Nie budujemy z innymi wspólnoty opowieści, w której moglibyśmy go oswoić czy uśmierzyć. Wtedy staje się on naszą słabością, którą mogą wykorzystać ideolodzy czy politycy, żeby wyrosnąć na liderów, zyskać władzę. To już nieraz działo się na masową skalę w przeszłości i dzieje się teraz. Dlatego rzeczywistość, która wytwarza się na styku człowieka z człowiekiem, staje się coraz brzydsza i straszniejsza. Jest zainfekowana przez nienawiść, do której prowadzą nas populiści. To właśnie opisałem w Łaskoci, oczywiście nie w publicystyczny sposób, jak to teraz robię.

Zło pozornie pochodzi z zewnątrz, zza tych przysłowiowych siedmiu gór. Tam zginęli ci, którzy odważyli się opuścić bezpieczny, święty krąg wsi. Ale nagle zło przychodzi do świata już oswojonego. Dlaczego?

Nie sądzę, żeby zło musiało się fatygować aż zza siedmiu gór. Tam terrorysta zabił dwóch młodych mieszkańców wsi, w której toczy się akcja powieści, ale nie on sprawił, że ludzie w tej wsi zaczynają się nienawidzić i fantazjować o przemocy. Zło jest zawsze na miejscu, nie trzeba go importować, wytwarza się między tobą i mną, także w świecie oswojonym, gdy tylko ma do tego warunki. Na przykład kiedy pomiędzy nami jest strach, którego nie umiemy sobie opowiedzieć.

Noc to w Łaskoci pora zła. Budzą się demony i ludzie grzeszą. Czeka ich za to kara. Skąd takie symboliczne postrzeganie ciemnych mocy w XXI wieku?

Nie wierzę w diabła ani w ciemne moce i de facto ich w Łaskoci nie ma. Są tylko w języku, którym posługują się bohaterowie, żeby nazwać strach i nienawiść. Bo innego języka dalej nie mają na nazwanie swoich emocji. Można go jeszcze usłyszeć na polskich wsiach, zwłaszcza u starszych ludzi. Ja w nim już nie potrafiłbym opowiedzieć siebie, ale go lubię, bo jest bardzo literacki. Właśnie na wsiach podsłuchałem część fraz, które powracają w mojej powieści jak refreny, na przykład W suchych oczach diabeł się lęgnie (w suchych czyli niewypłakanych). Polska prowincja tętni literaturą. Język małych miasteczek i wsi jest plastyczny, pełen obrazów, kontrastów.

Pisze Pan reportaże. A teraz napisał Pan powieść. Co Pana skłoniło do zmiany gatunku?

W reportażu nie umiałem opowiedzieć tego, jak bardzo w ostatnich latach rzeczywistość przyspieszyła pod wpływem strachu. Wytrąciła mi z rąk narzędzia do jej opisu, które miałem jako reporter. Najpierw kryzys uchodźczy i zamachy terrorystyczne, potem przejmowanie władzy przez prawicowych populistów, do tego wzrost poziomu egoizmów narodowych, ksenofobii i rasizmu. Rzeczywistość dostała zadyszki, coraz mocniej sapała mową nienawiści, a ja coraz mniej ją rozumiałem. Po latach względnego poczucia bezpieczeństwa znów zaczęliśmy się bać obcego. To strach nieracjonalny, więc mniejsza, kim jest ten obcy. W Przemyślu polscy nacjonaliści gnębią mniejszość ukraińską, we Wrocławiu spalili kukłę Żyda, w Limanowej na domach Romów nabazgrali „Szykujcie się na zagładę”, w Warszawie nieśli transparent „Europa tylko biała”, w internecie lajkowali memy przedstawiające bramę w Auschwitz z napisem: „Obóz dla uchodźców z nieograniczoną liczbą miejsc”. Można wyliczać do wieczora.

Jako reporter dalej mogłem jeździć od człowieka do człowieka, próbując pojąć, dlaczego właściwie pędzimy na złamanie karku. Ale poczułem, że lepiej będzie, gdy się zatrzymam i z dystansu przyjrzę się temu strachowi, który każe nam gonić w piętkę. Z początku uciekaliśmy przed wyimaginowanym obcym, potem lecieliśmy już na niego z bejsbolami, a teraz – jako że nie umiemy go dopaść – szukamy dla tych pał pierwszych lepszych pleców. Dopiero gdy koleś już leży, okazuje się, że to ten z czwartej „be”, nasz dawny ziom ze szkoły, a nie żaden obcy. Ten krąg wariactwa postanowiłem pokazać w powieści. Tylko ona mogła to udźwignąć. Czy „Łaskoci” się to udało, czytelnicy ocenią.

Paciorkowa rozdeptuje nocą chrabąszcze. To owad symbolizujący odrodzenie i wewnętrzny konflikt. Czy w powieściowym świecie musi się dokonać przemiana, coś powinno się oczyścić? Jaka jest symbolika tych chrabąszczy? Większości ludzi kojarzą się one po prostu z majem, z ciepłymi nocami.

Nie mam pojęcia, co symbolizują chrabąszcze w Łaskoci. Na szczęście w takich sytuacjach mogę się schować za słynnym zdaniem Kundery, że pisarz powinien być głupszy od swoich książek, bo inaczej musi zmienić zawód.

Ale od chrabąszczy się zaczęło. Jako pierwsza do głowy wpadła mi scena, w której Ewa wychodzi w nocy przed dom i zauważa, jak Paciorkowa w sąsiednim ogrodzie wpada w jakiś szał i depcze chrabąszcze. Ewie przypominają się sceny zamachu terrorystycznego, w którym zginęli jej bracia. Cierpienie rozmywa jej granicę między realnym i wyobrażonym. W chrabąszczach widzi braci, którzy są rozgniatani przez ciężarówkę terrorysty. Mdleje.

Zadzwoniłem do przyjaciółki, której jako pierwszej pokazuje swoje teksty, przeczytałem jej ten kawałek o chrabąszczach i usłyszałem, żebym kokietował pomysł na taką formę. Ten fragment ustawił mi tonację całej powieści. Trochę odrealnioną, mroczną, ale bardzo zmysłową i – mam nadzieję – działającą na wyobraźnię. To było to, czego szukałem, żeby uciec od doraźnego opisywania rzeczywistości.

Bohaterowie Łaskoci są bardzo zmysłowi. Wszystko tu aż kipi od sensualności. Istnieją poprzez swoją seksualność i magiczność zachowań. Dalekie to od popularnego ostatnio wizerunku społeczności wiejskiej, gdzie dobra gosposia robi pierogi, a ludzie śpiewają w chórze.

Zmysłowy szczegół to chyba najlepsze, co można dać czytelnikom. Zasysa ich do świata opowieści. Szlifowałem te detale jak jubiler, żeby czytelnikowi było łatwiej wejść do wsi przedstawionej w Łaskoci, usiąść między bohaterami i się rozgościć.

Bo co robimy po wejściu do obcego domu, w którym mamy jakiś czas pomieszkać? Oswajamy go, przesuwając dłoń po blacie stołu, żeby poczuć fakturę drewna. Wąchamy pościel. Nasłuchujemy trzasków starej szafy czy schodów. Długo przyglądamy się temu, co za oknem. I tak samo jest ze światem powieściowym. Nie może być z papieru, musi łaskocić zmysły.

Bohaterom pana książki bliżej do tych, których znajdujemy w prozie Tadeusza Nowaka i Wiesława Myśliwskiego. Przywraca Pan wsi magiczny wymiar?

Książki Nowaka i Myśliwskiego pamiętam jak większość lektur z polonistyki, czyli wcale. Bóg jeden wie, czy tego Nowaka w ogóle przeczytałem. Do Myśliwskiego wrócę, bo to jednak wstyd go nie pamiętać. Chłopakom na dzielni robię tym siarę.

Więc nie sądzę, żebym się u nich zadłużył. Już prędzej u Herty Müller. Ona opowiada tak, że wyobraźnia zaczyna szaleć. Niejeden pewnie po lekturze jej książek potrzebuje iść do konfesjonału i wyspowiadać się z obrazów, które zobaczył podczas czytania. Müller obudziła tę część mojego mózgu, która odpowiada za wymyślanie literackich światów, zaludnianie ich postaciami, dawanie im historii i języków. Wcześniej bym nie pomyślał, że potrafię to robić. Umiałem rozmawiać z ludźmi, otwierać ich i wchodzić głęboko w ich historie, a potem znajdować dla nich formę literacką i robić z tego reportaż. Ale wymyślić na tyle wiarygodny świat w powieści, żeby czytelnicy zechcieli do niego wejść i jakoś się w nim umościć – wydawało mi się, że na to jestem za krótki.

Dzięki lekturze książek Müller język Łaskoci jest bardzo metaforyczny i obrazowy, a słowa często ułożone w zaskakujące zestawienia, żeby pobudzić wyobraźnię. A o to coraz trudniej. Hanna Krall mawia, że słowa się wycierają. Moim zdaniem, w tych nieoczywistych zestawieniach wybuchają dodatkowymi znaczeniami.

A magiczny wymiar wsi?

Ta cała magia to literacki drag, który ma ponieść czytelnika przez opowieść i zawładnąć jego wyobraźnią. Dać mu trochę odpocząć od codziennego widoku za oknem. Każdy mózg musi sobie czasem pobajkować. Mnie ten drag pozwolił uciec od publicystycznego opisywania rzeczywistości. Bo z jednej strony chciałem opowiadać świat, który widzę, a z drugiej – odejść od niego na tyle daleko, żeby historia nie zamieniła się w tendencyjną ani doraźną.

Ale chyba wszystko w Łaskoci da się wyjaśnić racjonalnie. Jeśli granica między realnym i nierealnym się zaciera, to pod wpływem silnych emocji, które odczuwa rodzina ofiar zamachu. One deformują postrzeganie tego świata.

Bohaterowie powieści to głównie ludzie starzy, młodzi znikają ze wsi. Nie pasują do świętego wiejskiego czasu?

Uciekli, bo nic tam nie mieli do roboty. Jako reporter poznałem wiele takich wsi, gdzie właściwie nie ma młodych. Wyjechali za pracą, miłością, wykształceniem. Za fotkami, które mogą bez obciachu wrzucać na Insta. I za miastowym grzechem, którego nie trzeba w konfesjonale ukrywać za tajemniczymi formułami: „miałem nieskromne myśli i czyny”.

A poważnie: wieś opisana w Łaskoci starzeje się i wymiera. Bohaterowie czują się samotni, ale nie mają języka, żeby o tym sobie opowiedzieć – żeby zbudować wspólnotę opowieści, w której poczują bliskość drugiego człowieka. Język, który odziedziczyli po przodkach, skazuje ich na chropawe, twarde i samotne życie. Nawet gdyby mieli przy sobie młodych, to i tak byliby samotni. Trauma, jaka przychodzi do wsi, tylko podkręca ten stan, bo nie potrafią go przeżyć wspólnie.

Nagle miejscowy strażak, widząc w nich samotność i strach, sączy im do głów nienawiść, każe im szukać wśród siebie obcego. Oczywiście go nie znajdują, bo wszyscy są swojakami, ale – jak już mówiłem – dla nienawiści to żaden problem. Obcego można zobaczyć w sąsiedzie czy dawnym kumplu ze szkoły. Nienawiść żywi się wszystkim, co napotka na drodze – byle plotką albo zadrą sprzed lat. Na każdego coś się znajdzie. Nienawiść daje też poczucie siły i jednoczy. Jest lekarstwem na samotność. Niby działa przez chwilę, ale za to natychmiast.

Bohaterowie mają znaczące nazwiska. Boruta, Zacny, Cnota i Paciorek. To od koralika czy od bakterii? Paciorek jest takim zaczynem zła i choroby we wsi.

Paciorek od koralika różańca. Ponazywałem ich przewrotnie. Poza rodziną ofiar zamachu terrorystycznego (Borutami) reszta mieszkańców wsi ma nazwiska kojarzące się z dobrem i jasnością (Jasełkówna, Serafinka, Zacny). Nawet zwierzęta mają takie imiona (kot Świętek i pies Anioł).

Dużo tu działań, które nie mają szerszego tła. Problem pochowania ofiar zamachu w dalekim świecie urasta do rangi rytuału. W co i jak ubrać rozczłonkowane zwłoki. To bardzo współczesne, bo skupione na tym co widać, i bardzo niewspółczesne, bo nawiązuje to mocno zakorzenionej na wsi tradycji wystawiania zwłok. Czy w tym rytuale jest jeszcze jakaś duchowość?

Nie mogę za wiele mówić o pogrzebie, bo to moment kluczowy w tej historii. Wtedy czytelnik przejmuje całkowitą kontrolę nad opowieścią. Paciorek jest zaczynem zła, ale w decydującym momencie nie zrobi więcej, niż mu czytelnik pozwoli. Ten ostatni decyduje, jak Łaskoci się zakończy. I może poszukać w sobie odpowiedzi na pytanie – co ten wybór mówi o nim i o świecie, który ma za oknem. Dlatego największą zagadką w Łaskoci nie są bohaterowie, ale każdy z czytelników.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - gosiaczek
gosiaczek
Dodany: 2018-10-30 11:40:37
0 +-

Luybię sięgać po debiuty.

Avatar uĹźytkownika - jahunter3012
jahunter3012
Dodany: 2018-09-01 13:33:59
0 +-

Trochę nie moje klimaty.

Avatar uĹźytkownika - emilly26
emilly26
Dodany: 2018-08-26 23:52:39
0 +-

Jestem zainteresowana tą ksiażką. Debiuty zawsze mnie interesowały wnoszą coś nowego. Stanowią one kluczowe odpowiedzi dla Czytelników czy autorowi udał się debiut oraz co chciał przekazać w jej treśći?

Avatar uĹźytkownika - katiewa92
katiewa92
Dodany: 2018-08-23 14:18:35
0 +-

Ciekawie...

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2018-08-23 13:49:30
0 +-

Tematyka książki nie leży w kręgu moich zainteresowań, lecz tytuł... chyba wejdzie do mojego słownika.

Avatar uĹźytkownika - MonikaP
MonikaP
Dodany: 2018-08-23 13:38:34
0 +-

Ciekawie się zapowiada.

Książka
Łaskoci
Konrad Oprzędek;

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje