Kocha... nie kocha! Kiedy miłość popycha do zbrodni
Data: 2021-11-10 17:42:10Film Kocha... nie kocha! można (ale tylko – można) obejrzeć – jeśli nie dla fabuły, to przynajmniej dla cudnych oczu i wdzięku odtwórczyni głównej roli.
Kocha... nie kocha! – opis filmu
Kocha... nie kocha! z Audrey Tatou to film irytujący. Nie więcej i – nie mniej. Zaczyna się słodko, jak w najgorszej i najbardziej sztampowej komedii romantycznej – śliczna młoda dziewczyna (Tatou), stojąc pośród czerwonych róż, wybiera kwiat, który wyśle ukochanemu w rocznicę spotkania. On po otrzymaniu jest bardzo szczęśliwy, ale – niestety – jako mężczyzna żonaty, swój romans z Angelique musi ukrywać.
Czytaj także: Kapryśna chmura. Film pornograficzny zmieszany z musicalem
Ta opowiada zakochanemu w niej przyjacielowi o deklaracjach kardiologa, który zaręcza, że rozwiedzie się, weźmie z nią ślub, wreszcie – że wyjadą razem w piękną podróż. Umawiają się nawet na lotnisku, by spełnić ten ostatni zamiar. Niestety, okazuje się, że Angelique czeka na próżno, ukochany zaś przez wiele kolejnych dni nie daje znaku życia. Dziewczyna, przekonana, że została porzucona, postanawia się zemścić.
Czytaj także: Dom woskowych ciał. Horror klasy "B"
W tym samym czasie żona, przekonana o romansie obdarowywanego prezentami kardiologa, żąda separacji, zaś on, mocno rozdrażniony zaistniałą sytuacją, uderza jedną z pacjentek. Ta planuje wytoczyć mu sprawę sądową i całą sprawę nagłaśnia w mediach. Gdy Angelique widzi twarz ukochanego w telewizji, jej żal do lekarza mija. Miłość pcha ją do zbrodni... Gdy jednak ukochany nadal nie ma ochoty rzucić się w jej ramiona, dziewczyna próbuje popełnić samobójstwo...
Kocha... nie kocha! – recenzja filmu
I w tym momencie następuje zaskakujący zwrot akcji. Zaskakujący mile – jako jedna z niewielu scen filmu. Całą historię oglądamy od początku oczami zupełnie innego bohatera i zaczynamy rozumieć, dlaczego w tej „przesłodzonej” historii coś nam nie pasowało... Trudno powiedzieć, czym miał być ten obraz. Komedią? Jeśli tak, to zdecydowanie niezbyt śmieszną. Tragifarsą? Dramatem? Też nie całkiem, bo sposób narracji jest lekki, wręcz żartobliwy, momentami pozostający w zdecydowanym kontraście z wydarzeniami, o których filmowcy opowiadają.
Kocha... nie kocha! – czy warto obejrzeć film?
Pierwsze 40 minut dłuży się widzom nieziemsko i swą schematycznością budzi wręcz niesmak. Jednak po zmianie obserwatora, którego oczami oglądamy tę opowiastkę, całość zaczyna być interesująca. Dlatego też, jeśli skupimy się na wątku subiektywnego postrzegania rzeczywistości, te 90 minut może upłynąć nam całkiem przyjemnie. Film Kocha... nie kocha! można (ale tylko – można) obejrzeć – jeśli nie dla fabuły, to przynajmniej dla cudnych oczu i wdzięku odtwórczyni głównej roli.