Wenecja jest jak czarodziejka. Wywiad z Jolantą Kosowską wokół powieści „Deja vu”

Data: 2024-07-23 10:53:03 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet

Wenecja jest jak czarodziejka. Stanowi odbicie tego, co każdy czuje w sobie, a to przecież doświadczenie indywidualne. To miejsce jest jak zwierciadło odbijające i potęgujące nasze nastroje, emocje, pragnienia i uczucia – mówi Jolanta Kosowska, której książka Deja vu ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Zaczytani.

Jolanta Kosowska autorkafot. Marytka Czarnocka / mat. prasowe

Deja vu to powieść niezwykła, zawierająca w sobie jednocześnie miłość, żałobę i tęsknotę. Teraz doczekała się wznowienia. To powrót ważnej dla Ciebie powieści?

To prawda, ta powieść jest dla mnie wyjątkowa i, jak mi się zdaje, różni się od wszystkich innych moich powieści. Dlatego bardzo cieszę się, że ta powieść doczekała się wznowienia w nowej odsłonie. Nowa redakcja, nowa szata graficzna. Od premiery pierwszego wydania minęło jedenaście lat, a to bardzo dużo czasu.

Wspominałaś o wyjątkowości tej powieści. Na czym ona – Twoim zdaniem – polega?

Wydaje mi się, że nie trzeba dużo, by szybko przekonać się, że tak właśnie jest. Wystarczy nie bronić się przed tą opowieścią i dać się jej porwać. To dla mnie opowieści o miłości silniejszej od śmierci i o pewnym wyjątkowym miejscu, gdzie czas płynie jakby zupełnie inaczej, setki lat splatają się ze sobą, powodując dziwne wrażenie, że w tym mieście może wydarzyć się wszystko. Świat jest bardziej złożony, niż nam się wydaje. Istnieje wiele rzeczy, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. A może każdy z nas tłumaczy je sobie po swojemu. Chciałabym, by czytelniczki i czytelnicy spróbowali chłonąć tę opowieść wszystkimi zmysłami – wraz z bohaterami usiedli na weneckim campo, zamknęli na chwilę oczy, wsłuchali się w napływające z otoczenia dźwięki…

No właśnie, akcja powieści częściowo toczy się w Wenecji. Wybór tego miasta chyba nie był przypadkowy?  

Wenecja jest dla mnie miejscem szczególnym. Ciągnie do niej każdy, kto jest ciekawy świata i każdy znajduje tutaj coś dla siebie. I chyba ja też taka jestem, bo i mnie przyciąga bez końca. Byłam w niej kilkanaście razy na przestrzeni wielu lat, widziałam to miasto o różnych porach roku i o różnych porach dnia. Byłam w Wenecji gwarnej, pełnej turystów, ale także i niemalże opuszczonej w trakcie pandemii. Do dzisiaj pamiętam też, co czułam, gdy spacerowałam opustoszałymi uliczkami jesienną nocą… Wiosną tego roku pojawiłam się tam z egzemplarzem sygnalnym Deja vu, a w przyszłym roku planuję pojechać w trakcie karnawału.

Wenecja ma zatem wiele twarzy?

Zdecydowanie to miasto za każdym razem wydaje mi się inne. Powracam do niej, bo za każdym razem odkrywam ją na nowo. Wenecja jest jak czarodziejka. Stanowi odbicie tego, co każdy czuje w sobie, a to przecież doświadczenie indywidualne. To miejsce jest jak zwierciadło odbijające i potęgujące nasze nastroje, emocje, pragnienia i uczucia. Z kolei dla moich bohaterów jest jeszcze bardziej wyjątkowa – Marco i Paolo w końcu pochodzą z Wenecji, mają zatem wobec niej zupełnie inny stosunek niż przyjezdni. Dla Paola Wenecja jest jak ukochana kobieta, którą można podziwiać i kochać, nie oczekując nic w zamian.

Jednak Wenecja bywa nie tylko piękna, ale też trudna. Miłość do tego miasta jest wymagająca?

O tak, nawet bardzo. Szczerze mówiąc, mimo moich powrotów do Wenecji, chyba nie zdecydowałabym się, by w niej zamieszkać. Trzeba mieć zdrowe serce i płuca, by wytrzymać letnią wilgoć i duchotę, zimowe mgły i chłód, wszechobecny kurz, pleśń i stęchliznę, nieustannie wiejące i dokuczające wiatry. Trzeba być niesamowicie wyrozumiałym, żeby znosić tłumy wszędobylskich turystów, bezgranicznie cierpliwym, żeby latami akceptować najwyższe we Włoszech ceny i najwyższe podatki… Kiedy pisałam Deja vu, miałam wrażenie, że w Wenecji stracę życie.

Zaskoczyłaś mnie. Powiesz coś więcej?

Cóż, tamtego dnia nie czułam się najlepiej, a upał dokuczał mi bardziej niż zwykle. Popłynęliśmy do Wenecji z Punta Sabbioni. Było popołudnie, wysiedliśmy na Nabrzeżu Słowiańskim, a ja chciałam tylko sprawdzić jedną rzecz do mojej książki. Nie spodziewałam się, jak mogę zareagować na bardzo wysoką temperaturę w tamtym miejscu. Budynki nagrzały się i oddawały ciepło, a ja nagle miałam wrażenie, że trafiłam do piekła. Wiatr znad laguny nie docierał do wąskich uliczek prowadzących w kierunku Canal Grande i Ponte Rialto. Próbowałam więc sama schłodzić się na wszelkie możliwe sposoby, ale na próżno. W pewnym momencie usiadłam na schodach prowadzących do małego kościółka i naprawdę miałam poczucie, że zaraz umrę. Po tych doświadczeniach teraz zazwyczaj płynę do Wenecji wczesnym rankiem, a najchętniej bywam w niej wiosną albo jesienią.

Deja Vu banner promujący książkę

Akcja powieści toczy się dwutorowo. Częściowo przenosimy się do wspomnień, ale granica między jawą a snem zaczyna się zacierać. Ta iluzoryczność podkreśla to, jak możemy gubić się we własnych uczuciach?

To jedno z możliwych spojrzeń na tę powieść, które – muszę przyznać – jest najbliższe mojemu sercu. Bohater mojej powieści, Rafał Wroński, to lekarz i wykładowca etyki zawodowej, który po latach emigracji próbuje na nowo ułożyć sobie życie w Polsce. Na Akademii Medycznej obejmuje stanowisko po uwielbianym przez studentów, niedawno zmarłym wykładowcy Marcu Brzezińskim. Nieświadomie wynajmuje piętro domu, w którym jego poprzednik mieszkał wraz ze swoją ukochaną, Anią. Odnajduje pamiętnik Ani, zaczyna go czytać i tak… przepada.

No tak, czytanie cudzych pamiętników to kusząca, ale też niebezpieczna zabawa.

Właśnie tak. Rafał oddaje się lekturze, ale coraz częściej ma wrażenie, że żyje równolegle życiem swoim i poprzednich lokatorów. Zatraca się gdzieś cienka linia oddzielająca Rafała od Marca i Ani. Rafał pamięta wydarzenia, w których nigdy nie brał udziału, miejsca, jakich nie odwiedził, a nawet obcych sobie ludzi. Pamięta uczucia i emocje, które nigdy nie były jego. Utożsamia się z nimi. Teraźniejszość zaczyna mieszać się z przeszłością, jawa ze snem. Główny bohater zaczyna gubić się w swoich uczuciach, powoli zaczyna tracić swoją tożsamość.

Rafał przeżywa więc tytułowe deja vu? A przy tym balansuje na granicy z popadnięciem w jakiegoś rodzaju obłęd?

Oczywiście, że tak. Myślę, że historia Marca i Rafała zaczyna go osaczać. Coraz trudniej mu weryfikować, co jest tu i teraz, a co działo się w innym życiu, w życiu kogoś zupełnie innego. Ma jakby dwie jaźnie, dwie dusze w jednym ciele. Pamięta tak samo dobrze swój dom w Niemczech jak i dom w Wenecji. Czuje się z tym coraz bardziej zagubiony i nieszczęśliwy. Szuka nazwy dla tego, co się z nim dzieje. Jedzie do swojego dawnego kolegi z pracy, który jest psychiatrą i psychoterapeutą. Ten jednak też nie może mu pomóc.

Trochę wymyka nam się postać Marca, a myślę, że i na nim warto na chwilę się skupić. Jego relacja z Anną to miłość ponad społecznymi konwenansami. To miłość doskonała?

Można powiedzieć, że wokół Marco tworzy się pewna legenda, jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że bohater już nie żyje. Dowiadujemy się o nim tylko tyle, ile znajduje się we wspomnieniach, pamiętniku, na zdjęciach… To, co o ich miłości mówią inni. Ta miłość współtworzy legendę bohatera, co więcej – ta legenda ciągnęła się już parę wieków, związana była z rodziną Marconich i przynależała do Wenecji.

Deja Vu - zdjęcie książki

Czytelnicy uważają, że Deja vu to powieść złożona i wymagająca. Czyta się ją wspaniale, ale nie jest to niezobowiązująca rozrywka, bo pojawia się masa emocji i rozterek. Ja czułam podobnie. To efekt zamierzony?

Tak. W tej powieści poruszyłam wiele ważnych tematów. Pojawiają się jakby obok, uzupełniają fabułę, ale tak naprawdę zmuszają do myślenia, do weryfikacji swoich poglądów. Etyka zawodowa lekarzy, opieka nad pacjentem ciężko chorym, miłość romantyczna, ale też równie cenna i unikatowa miłości do wszystkich ludzi, żałoba, tęsknota, przyjaźń…

Odniosę się jeszcze do innej powieści, którą napisałaś w duecie z córką – Spotkamy się we śnie. Jest coś w tym, że ten motyw oniryczności, zacierania się jawy i snu łączy te dwie książki?

W pewnym sensie. Te powieści powstały w dużym odstępie czasowym. Pierwsze wydanie Deja vu miało swoją premierę w 2013 roku, a Spotkamy się we śnie dziesięć lat później. W przypadku Spotkamy się we śnie motorem fabuły była Marta, interesująca się snami.

Czy zatem Deja vu będzie miało swoją kontynuację?

Szkic kontynuacji jest już gotowy. Muszę go jeszcze przemyśleć. Czekam na reakcje czytelników po przeczytanie wznowienia Deja vu. Koniec powieści jest otwarty. Każdy może dopowiedzieć sobie resztę, zgodnie ze swoją wrażliwością i wyobraźnią. Cały czas walczę ze sobą. Może nie trzeba tego dopowiadać? Może warto to tak zostawić? Jeszcze to przemyślę.

Z pisarką Jolantą Kosowską wokół powieści Deja vu rozmawiała Danuta Awolusi. Książkę będącą tematem wywiadu kupić można w dobrych księgarniach stacjonarnych oraz w księgarniach internetowych poniżej:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.