Każde pokolenie potrzebuje „swojego” filmu o Holokauście? Recenzja filmu "Jojo Rabbit"
Data: 2020-01-25 11:33:38Kiedy w Nowy Rok kolejni znajomi oświadczali, że oto wchodzimy w lata dwudzieste, pewnie większość z nas – szczególnie rozmiłowanych w polskim kinie tego okresu – po prostu się uśmiechnęła. Nowy Rok – nowy początek – zdecydowanie nie był to moment na głębszą refleksję dotyczącą przeszłości. A jednak te słowa wracały i wraz z kolejnymi doniesieniami ze świata, dotyczącymi coraz większej siły ruchów skrajnych czy nacjonalistycznych – szczególnie wśród osób młodych, pojawiała się myśl, że przecież historia lubi się powtarzać – a wszyscy wiemy, co przyszło po latach dwudziestych XX wieku.
Może dlatego Jojo Rabbit Taki Waititiego nie mógł wejść na ekrany kin w lepszym momencie? Może każde pokolenie potrzebuje „swojego” filmu o Holokauście, fanatyzmie i niebezpieczeństwach płynących z daleko idącego zaślepienia? Jedno jest pewne: Jojo Rabbit to film raczej dla młodszych widzów. Do widzów otwartych, takich, którzy nie burzą się na sam pomysł robienia „feel good movie” o II wojnie światowej.
Dziesięcioletni Johannes Betzler (Roman Griffin Davis) mieszka z mamą (Scarlett Joansson) na niemieckiej prowincji, w niewielkim miasteczku. Johannes mówi o sobie, że jest nazistą. Należy do Hitlerjugend, a jego niewidzialnym przyjacielem jest sam Adolf Hitler (Taika Waititi). Johannes bardzo chce spełnić wysokie oczekiwania, jakie stawia mu Führer. Może dlatego, że na co dzień jest raczej przegrywem – mimo zaczadzenia nazizmem, nie potrafi zdobyć się na czyny, których czasem od niego wymaga się w Hitlerjugend. Jego fanatyzm jest kaleki, karmiony jedynie wszechobecną propagandą. I samotnością: Johannes stracił siostrę, a jego ojciec walczy w niemieckiej armii. Wypadek, któremu ulega na własne życzenie, potwierdza tylko jego status outsidera. A Johannes pragnie poczucia przynależności. Tyle tylko, że wybiera niewłaściwą wspólnotę.
Z pewnością Jojo Rabbit nie byłby tak dobrym filmem, gdyby nie kreacja głównego bohatera. Obsadzony w tytułowej roli Roman Griffin Davis radzi sobie znakomicie – w jego kreacji dziecięca naiwność i niewinność zderza się z fanatyzmem, wynikającym z tego, że jeśli dzieci w coś się angażują, to na 1000%. Świat oglądamy niejako jego oczami – to czas pięknego, cudownego dzieciństwa, nawet jeśli za drzwiami bezpiecznego domu rozpościerał się niebezpieczny, straszny świat. W rzeczywistości tej jest miejsce na magię i fantastyczne potwory – Żydów, tak właśnie portretowanych przez oficjalną propagandę. Na obrazie tym tylko chwilami pojawiają się skazy – w postaci ludzi powieszonych na ryneczku czy rannych żołnierzy. Ale w świecie filmu Taiki Waitiego jest też miejsce na nadzieję. Na nadzieję, że są ludzie mimo wszystko zdolni do dobrych czynów. Że wystarczy rozmowa, by przełamać wszystkie mury. I że kiedyś świat ten się zmieni.
Oprócz ciepła i nostalgii mamy w filmie Waititiego również ostrze satyry (zwłaszcza w pierwszej części) i poczucie humoru. Humoru dużo mocniejszego niż chociażby w filmie Życie jest piękne, ale chyba nie tak szalonego, jak zwykle u tego reżysera. Jednak Jojo Rabbit w pewnym sensie jest komedią, o czym warto bardziej konserwatywnych widzów uprzedzić. Humor nie powoduje tu jednak pustego, głupawego rechotu. Raczej ujawnia absurd wojny i okrucieństwa ideologii, w którą wierzyło tak wielu ludzi.
Wszystko to składa się w bardzo spójną całość, bowiem Waititi jest nie tylko oryginalnym artystą, ale też szalenie sprawnym rzemieślnikiem. I potrafi dobierać sobie współpracowników. Utrzymane w ciepłej kolorystyce zdjęcia są znakomite. Kostiumy Mayes C. Rubeo zachwycają oryginalnością. Mamy tu grę zarówno z popkulturą, jak i estetyką niemieckich filmów propagandowych. Uwagę zwraca umiejętne wykorzystanie wielkich przebojów, które w Jojo Rabbit są po prostu znaczące. Aktorstwo Johansson i Rockwella zasługuje na wszelkie pochwały, a sam Waititi wydaje się stworzony do parodiowania Hitlera.
Jojo Rabbit jest jedną z najbardziej oryginalnych produkcji ostatnich lat. Ale to także bardzo szczera opowieść o mechanizmach propagandy i fanatyzmu, o rodzinie i przyjaźni, o stracie, pozbywaniu się złudzeń i o dorastaniu. Ale to także film o tym, że choć rozpościerający się za drzwiami rodzinnego domu świat jest straszny, to łatwiej mierzyć się z nim, gdy jest się razem. Trzeba tylko wybrać odpowiednie towarzystwo.
Dodany: 2020-02-03 15:27:02
Mam wrażenie, że temat holocaustu jest w ostatnich czasach za bardzo eksploatowany. Trudno w natłoku publikacji i filmów znaleźć te wartościowe, bo giną wśród taniej sensacji... Ta recenzja mnie jednak zaciekawiła.
Dodany: 2020-01-28 11:06:26
Zdecydowanie obejrzę.
Dodany: 2020-01-28 08:16:30
Chcę obejrzeć.
Dodany: 2020-01-26 11:38:31
Idę w przyszłym tygodniu na ten film, mam nadzieję, że nie zawiedzie moich oczekiwań.
Dodany: 2020-01-25 17:33:10
Chętnie obejrzę. Jeszcze nie spotkałam się z tematyką nazizmu z punktu widzenia dzieci...
Dodany: 2020-01-25 17:14:17
Raczej nie dla mnie.
Dodany: 2020-01-25 15:16:10
Chyba nie dam się namówić.
Dodany: 2020-01-25 15:01:41
Bardzo ładna matka.
Dodany: 2020-01-25 14:07:17
Też jestem zainteresowana....
Dodany: 2020-01-25 13:46:32
A ja jestem ciekawa podejścia do tematu II wojny światowej.
Dodany: 2020-01-25 12:41:47
Raczej nie dla mnie.