Jak zostałam polskim self-publisherem, czyli o kłopotach bycia i niebycia
Data: 2017-08-25 13:22:36Rok Anno Domini 2013:
Kończysz pisać dzieło życia. Czujesz się jak Rowling, Brown, Patterson w jednym. Twoja siódma czakra, wibruje na fioletowo niczym latarnia morska, bowiem wiesz, czujesz, że oto osiągnąłeś kontakt z boską cząstką swego jestestwa. Świat niebawem legnie u twoich stóp, o tak, o tak, jeszcze tylko chwila. Duży wydawca po otrzymaniu rękopisu, umawia cię na spotkanie z redaktorem. Gnasz, pędzisz, przekonany o tym, że za chwilę, za kilka poprawionych przecinków i kropek, podbijesz świat. Tymczasem rozmowa ma się tak:
- Czytałam pani rękopis – mówi redaktorka.
- I jak?
- No, trzeba poprawić.
- Co dokładnie? – rozkładasz kartki, papier szeleści, serce wali niczym młot, dygocesz z radości, ekscytacja sięga zenitu. Jeszcze chwila, jeszcze momencik, a świat legnie u twoich stóp.
- Wszystko – odpowiada redaktorka, kończąc spotkanie.
Rok Anno Domini 2015:
Dzieło poprawione. O tak, o tak, teraz to jest dopiero kawał dzieła życia! To jest Harry Potter, Gra o Tron, Kod da Vinci, Mistrz i Małgorzata, Bracia Karamazow w jednym. Po spotkaniach z wydawcami, dużymi wydawcami, naprawdę „grubymi rybami” trzęsącymi rynkiem wydawniczym, decydujesz się jednak, uwaga, tu pauza… tu druga na głęboki wdech… kolejna na wydech… WYDAĆ SAM. O tak, o tak, o TAAAAK!
- Wydajesz sam. Sam. Saaam!
- Uczysz się ile waży dwadzieścia twoich książek, a ile sto.
- Uczysz się ile twojego dawnego pokoju w domu rodziców zajmuje nakład w ilości 1500 egzemplarzy. Uczysz się, że wąski korytarz to naprawdę wąski korytarz. Wiesz już, że kiedy drukarnia wysyła samochód z paletami, naprawdę wysyła samochód z paletami, i to ty, nie oni, musisz te książki z samochodu zdjąć. Rozpakować. Ustawić na podłodze w równe rzędy. I znowu zawinąć folią.
Rok Anno Domini 2016:
- Uczysz się, ale to po czasie, że cena druku nakładu 1500 egzemplarzy, to cena która dla autora wydającego samodzielnie, oznacza katastrofę albo ryzyko śmierci głodowej, i to bez szczególnie dużego instynktu autodestrukcyjnego. Egzemplarz książki w nakładzie 1500 egzemplarzy kosztuje 7 zł (z kosztami składu, łamania, okładki, redakcji i korekty, a zapomniałeś o korekcie swojej książki, no tak).
- Uczysz się, że jako mały wydawca, z nawet najlepszą książką pod względem fabuły, akcji, merytoryki, misji jaką niesiesz jako autor, jesteś na rynku wydawniczym traktowany jak pchła. Upierdliwa i szybka. Albo jak wrzód. Ciągle wracasz. Pojawiasz się i znikasz. I znowu. I tak bez końca, pragnąc tylko, żeby twoje książki były w księgarniach.
- Uczysz się, że format książki jest ważniejszy od jej treści. Duże sieci księgarskie nie biorą cienkich książek, bo te „znikają” na półkach. Dowiadujesz się więc, że książki należy pompować, rozpychać okładką, papierem, czcionką druku. Że to jak gruba jest książka, niezależnie od tego co jest w środku, ma największy wpływ na sprzedaż.
- Uczysz się że wysyłanie książek listem poleconym to trudna robota. I droga. I czasochłonna. I jeśli chcesz robić to sam, musisz zrezygnować z jakiejkolwiek innej pracy. I kiedy wysyłasz do czytelników egzemplarze, każdy powinien mieć autograf. Inaczej czytelnicy czują się zawiedzeni. I na 100% publicznie ci o tym przypomną.
- Uczysz się, że bez dystrybutora który zabiera ci nawet 60% ceny egzemplarza, nie masz szans sprzedać swojej książki w księgarniach. Tak, 60%. Od każdej książki. Nie pytajcie gdzie idą te pieniądze. O tym później.
- Uczysz się, że dla dużych dystrybutorów, dużych sieci księgarskich, jesteś nikim. Nie istniejesz. Nie ma cię. I twojej, choćby nawet dobrej książki, też nie.
- Uczysz się, że nie należy płacić księgarniom za organizację spotkania autorskiego, ani za wystawienie książek w ich witrynie. Bo w wyniku tej współpracy i tak nie zdobędziesz czytelników. Stracisz za to sporo kasy. Pozdrawiam Was, Galerio MiTo!
- Uczysz się, że format elektroniczny książki powędruje do pirackich serwisów, i że niewiele możesz zdziałać żeby im zabronić darmowego rozdawania twojej pracy.
- Cieszysz się, kiedy ebook twojej książki, zajmuje pierwsze miejsce w sprzedaży, wyprzedzając w rankingu nexto.pl „Dziewczynę z pociągu” i najnowszą powieść Stephena Kinga. Świętując, idąc przez las, z braku cierpliwości mieszasz tequilę i prosseco. Uczysz się, że mieszanie alkoholu to zły pomysł.
- Sprzedajesz cały nakład drukowanych książek w 6 miesięcy. Tak, cały nakład.
- Pozyskujesz inwestora. Wreszcie masz pieniądze na to, żeby kontynuować pracę.
- Piszesz drugą część książki. Tak, piszesz. I zaczyna się rok 2017.
Dodany: 2018-07-25 00:12:28
Tyle z tym roboty gdy się samodzielnie wydaje że... że ja bym zupełnie nie dała rady.
Ale trzeba mieć mnóstwo wiary w siebie, rety!
Dodany: 2017-08-28 00:59:25
Dodany: 2017-08-26 22:37:55
Dodany: 2017-08-26 10:42:07
Dodany: 2017-08-25 20:13:30
Dodany: 2017-08-25 17:56:57
Dodany: 2017-08-25 14:30:26
Dodany: 2017-08-25 14:20:55