Genem w łeb czyli spór o GMO

Data: 2008-07-18 11:11:05 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

I choć jego wejście w życie odsunięto na 2012 rok, wokół przepisu trwa nieustająca wojna. Środowisko przemysłu mięsnego się burzy, naukowcy grzmią o powszechnej głupocie, Unia Europejska straszy karami, a rząd nie może sobie poradzić z problemem, który z każdą chwilą staje się coraz bardziej palący. Problem ten to GMO, czyli organizmy genetycznie modyfikowane

 

Polskie prawo mówi jasno – GMO to rośliny, zwierzęta i bakterie, których materiał genetyczny został celowo zmodyfikowany przez człowieka w sposób niezachodzący w warunkach naturalnych. W wielu krajach zachodnich, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, od lat manipuluje się materiałem genetycznym i uprawia tego typu rośliny – m.in. kukurydzę, pomidory, ziemniaki, bawełnę, melony, rzepak czy soję. W Unii Europejskiej nie wolno ustawowo zakazywać upraw roślin genetycznie modyfikowanych. Tymczasem w naszym kraju w 2006 roku przygotowano projekt tak zwanej „ustawy o paszach”, zakazującej używania GMO w produkcji pasz. Pierwotnie miał on wejść w życie w sierpniu tego roku. Minister Środowiska, Maciej Nowicki, zadeklarowany przeciwnik GMO, na skutek alarmujących doniesień specjalistów z branży mięsnej zdecydował się jednak przygotować moratorium, zgodnie z którym zakaz ten zacznie obowiązywać dopiero od 2012 roku. Do tego czasu – tak, jak dzieje się i dziś – zwierzęta będzie wolno karmić paszami zawierającymi organizmy genetycznie modyfikowane.

 

Kwestia zdrowia?

W lutym wielką debatę na temat GMO przeprowadziła „Gazeta Wyborcza”. Zainaugurowała ją tekstem Profesora Macieja Nowickiego. „W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej wyników badań dotyczących szkodliwego wpływu roślin transgenicznych, ich pyłków i produktów spożywczych na zdrowie zwierząt doświadczalnych oraz – co znacznie groźniejsze – na ludzi. Doświadczenia te wskazują na możliwość powstawania różnego rodzaju alergii, chorób układu pokarmowego, a nawet chorób nowotworowych" – podkreślał obecny Minister Środowiska.

 

„Uważamy, że organizmy modyfikowane genetycznie nie powinny być wprowadzane do środowiska naturalnego, ponieważ nie ma odpowiedniej wiedzy naukowej na temat ich wpływu na środowisko i zdrowie człowieka” – tak głosi oficjalne stanowisko Greenpeace Polska, zamieszczone na stronach tej organizacji. Jej członkowie wskazują na wiele przykładów szkodliwego wpływu żywności genetycznie zmodyfikowanej na środowisko. Mówią o zmianach wykrytych we krwi, nerkach i wątrobach zwierząt karmionych modyfikowaną kukurydzą.

 

- Wykonano bardzo liczne doświadczenia po to, aby sprawdzić, czy karmienie roślinami GMO wpływa niekorzystnie na stan zdrowia zwierząt laboratoryjnych – mówi prof. Piotr Węgleński, dyrektor Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego. - Pod tym względem Amerykanie są niezwykle skrupulatni i nie dopuściliby do obrotu jakichkolwiek produktów spożywczych (farmaceutycznych i innych), które zagrażają człowiekowi. Przeciwnicy GMO powołują się na doświadczenie wykonane w Rosji, polegające na karmieniu szczurów surowymi ziemniakami GMO. Nie było to dla szczurów korzystne, ale zapomniano dodać, że identyczne, również niekorzystne wyniki zaobserwowano wtedy, gdy szczury karmiono normalnymi ziemniakami (czemu nie należy się dziwić).

 

Nieco bardziej skomplikowana wydaje się sprawa alergii powodowanych przez rośliny GMO. - Należałoby sprecyzować zarzut, czy alergie u konsumenta wywołuje sam proces transgenezy przeprowadzony na roślinie, czy raczej odpowiedzialny za nią jest produkt ekspresji, czyli białko syntetyzowane na podstawie sekwencji nowowprowadzonego genu." – mówi mgr inż. Piotr Łapa z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. - Jeśli ktoś jest uczulony na orzeszki brazylijskie, a gen odpowiadający za produkcję alergicznych białek zostanie wprowadzony do jakiejś odmiany soi, wówczas rzeczywiście u człowieka spożywającego produkty sojowe z tej konkretnej odmiany reakcja alergiczna może nastąpić. Należałoby więc rośliny genetycznie modyfikowane po prostu odpowiednio znakować, wskazując na możliwość wystąpienia reakcji alergicznych.

 

Z kolei argument, jakoby geny mogły „przeskakiwać” z rośliny GMO do organizmu człowieka budzą już tylko pusty śmiech naukowców. - Na co dzień jemy przecież wieprzowinę, a nikomu z tego powodu nie wyrósł ogonek – żartuje prof. Węgleński. Temat rozwija dr Piotr Łapa: - Dieta człowieka nie może być pozbawiona genów. Jedyne produkty bez materiału genetycznego, jakie spożywamy, to oczyszczona sól kamienna wysokooczyszczony cukier i... wódka. A – nawet w naszym kraju – nie zdarzyło się, by ktoś przeżył, wyłącznie pijąc wódkę. Każdy produkt, jaki spożywamy, posiada DNA, a jednak na przestrzeni wieków nie wykształciły się u człowieka liście czy czerwona skórka albo nasiona. Spożywając geny, nigdy ich nie wbudowujemy w nasz materiał genetyczny i zawsze powstaje on z podstawowych jednostek budulcowych.

 

Niewinne z braku dowodów?

W Polsce kampanię przeciwko GMO rozpoczęła ICPPC – Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Polskiej Wsi. Jeden z jej przedstawicieli, Paweł Połanecki, w rozmowie z nami podkreślał: - Twierdzi się, że pasze zawierające GMO są bezpieczne, ponieważ nie udowodniono, że żywność z GMO posiada negatywny wpływ na ludzkie zdrowie. Moim zdaniem to piramidalna hipokryzja – żaden poważny naukowiec nie udowodni swego twierdzenia, mówiąc, że nie ma dowodów na jego nieprawdziwość. To, że jak dotąd nie udowodniono zgubnego wpływu GMO na ludzkie zdrowie, nie oznacza jeszcze, że organizmy genetycznie modyfikowane są bezpieczne. Przed wprowadzeniem do powszechnego użytku kosmetyków czy leków najpierw są one długo testowane, przeprowadzane są odpowiednie badania zgodnie z określonymi procedurami, następnie rozpatruje się, czy odnotowano skutki uboczne oraz jakie są ich rozmiary, a dopiero później na tej podstawie decyduje się, czy dany specyfik można wprowadzić do użytku. W przypadku GMO takich procedur brak, bo uznaje się, że organizmy genetycznie modyfikowane są ekwiwalentne wobec gatunków naturalnych. Tymczasem również mięso krów chorych na BSE uważano za ekwiwalentne wobec mięsa krów zdrowych – posiada ono bowiem takie same właściwości i wartości, co zwykłe mięso. Ale działo się tak tylko do czasu odnalezienia prionów odpowiedzialnych za powstawanie choroby szalonych krów.

 

- Dowodem na to, że GMO nie są szkodliwe, pozostaje fakt, że od ponad 10 lat miliony Amerykanów spożywają mięso zwierząt karmionych GMO i nie zaobserwowano pojawienia się jakichkolwiek szkodliwych skutków korzystania z tej żywności – mówi Profesor Piotr Węgleński, który był inicjatorem listu otwartego do premiera Donalda Tuska. Naukowiec zaproponował w nim, że wraz ze środowiskiem akademickim wesprze podjęcie szerokiej akcji informacyjnej, która powinna zmienić stosunek społeczeństwa do GMO. Pod listem podpisało się już ponad 1500 osób – w tym wielu profesorów uczelni wyższych. Sygnatariusze piszą w nim:

„(...)chcielibyśmy zapewnić Pana Premiera, że zgodnie z naszą wiedzą nie istnieją jakiekolwiek racjonalne podstawy uprzedzeń w stosunku do GMO. W szczególności:

 

  • Spożywanie produktów wytworzonych z GMO lub mięsa zwierząt lub drobiu karmionego paszami wytworzonymi z GMO nie stanowi jakiegokolwiek zagrożenia dla zdrowia człowieka;

  • Zagrożenie dla środowiska, jakie wynika z wprowadzania GMO do upraw w danym regionie, jest dokładnie takie same, jakie wiąże się z introdukcją każdego nowego gatunku lub odmiany roślin. Należy dokładnie monitorować efekty wprowadzania do środowiska wszystkich nowych odmian, ale

     

    nie ma żadnych powodów, by w stosunku do GMO stosować zasady inne niż w stosunku do odmian otrzymanych metodami tradycyjnymi(...)”

 

Dwa pojęcia

- Trudno sobie wyobrazić szkodliwość spożywania GMO, gdyż białka roślin transgenicznych (czyli takich, którym „dodano” gen z innego organizmu, np. powodujący odporność na owady), są jak wszystkie białka rozkładane do aminokwasów, które pozostają przyswajane przez organizmy – ludzkie czy też zwierzęce – odpiera kolejne zarzuty Prof. Węgleński.

Powierzchnia upraw roślin genetycznie modyfikowanych (GMO) na świecie

 

- To wielka hipokryzja, że twierdzi się, iż nie ma różnicy między przeprowadzaną od lat mutagenezą, a transgenezą – polemizuje Paweł Połanecki. - Mutageneza jest procesem naturalnym, w wyniku którego w sposób spontaniczny losowe osobniki przejmowały niektóre cechy innych. Przy hodowli starano się cechy takie gromadzić i replikować. Naukowcy zaś, nazywający siebie niesłusznie inżynierami genetykami, choć to określenie absolutnie idiotyczne, gdyż ich praca nic wspólnego z inżynierią nie ma, starają się wyciąć pewne fragmenty genów, które – ich zdaniem – odpowiadają za określone cechy, po czym transportują je do innych osobników, często należących do odmiennych gatunków czy nawet królestw. Jest to metoda ściśle inwazyjna. Zależy nam, by tego typu procedury przeprowadzać wyłącznie w celach naukowych w warunkach ścisłej izolacji, a nie w warunkach naturalnych na skalę masową, gdzie komórki roślin zawierających GMO mogą przenosić się swobodnie i rozszerzać zakres swojego funkcjonowania.

 

Profesor Piotr Węgleński dowodzi, że jest dokładnie odwrotnie – to w przypadku mutagenezy nie jesteśmy pewni, jakie geny są zachowywane. - Mutacje zachodzą spontanicznie, ale od niemal 100 lat genetycy potrafią je indukować. Poprzez indukowanie mutacji uzyskano bardzo wiele cennych odmian roślin uprawnych. Transgeneza jest metodą bardzo podobną do mutagenezy, tyle że zmieniamy (wprowadzamy lub usuwamy) konkretny gen, podczas gdy przy mutagenezie działamy na ślepo, wywołując mutację w dowolnych genach i dopiero później selekcjonujemy organizmy, które posiadają cechy nam przydatne. Nie ma żadnych różnic w „inwazyjności” tych metod.

 

Koniec z różnorodnością?

 

Innym argumentem wytaczanym przeciwko GMO jest bardzo często podkreślane zagrożenie dla różnorodności biologicznej. Zdaniem sceptyków wobec żywności modyfikowanej genetycznie, uprawy GMO mogą krzyżować się z gatunkami powstałymi w sposób naturalny, a – jako bardziej odporne na choroby czy szkodniki – następnie rozprzestrzeniać się z wielką szybkością, obejmując nawet bardzo wielkie obszary. Z jednej strony mogą więc niemal całkowicie wyprzeć uprawy naturalne – a przecież to właśnie żywność „ekologiczna” miała być siłą eksportową naszego kraju, z drugiej zaś w wyniku „dzikich krzyżówek” powstawać mogą tak zwane „superchwasty” – a przynajmniej tak twierdzą przeciwnicy GMO.

 

Tu odpowiedzi naukowców również są dosyć stanowcze. Wspominają oni, że na co dzień nie słyszymy, by w parkach miejskich odnajdywano samosiewki kukurydzy czy ziemniaków, nie wiadomo więc, jakim cudem transgeniczna roślina miałaby stać się superchwastem. By większość roślin uprawnych mogła egzystować, potrzebne są rozmaite zabiegi uprawowe, które poza polami uprawnymi nie są wykonywane. Trzeba też jasno powiedzieć, że ani kukurydza, ani soja, nie mogłyby krzyżować się z innymi gatunkami roślin. Jest wprawdzie możliwe, że jeśli uprawy kukurydzy GMO oraz jej odmiany konwencjonalnej będą funkcjonowały w bezpośrednim sąsiedztwie, dojdzie wówczas do wymieszania się pyłków – ale chronić nas przed tym mają strefy buforowe, podobnie jak chronią one przed wymieszaniem się odmian kukurydzy A i B. Jeżeli zaś o niszczenie agrobioróżnorodności chodzi, to jeśli nagle w naszym kraju jedna uprawa staje się dominująca, to zawsze następuje to na skutek decyzji rolników.

 

Kryzys ekonomiczny?

 

To właśnie straty ekonomiczne i upadek gospodarstw nastawionych na żywność ekologiczną są kolejnym spośród argumentów przeciwko uprawom GMO w naszym kraju. Tyle, że argument ten działać może również w drugą stronę. - Zakaz stosowania pasz GMO doprowadzić może do bankructwa sporej części sektora drobiarskiego – mówi Leszek Kawski, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa. - To nie szantaż czy próba gwałtownego wywierania nacisku, po prostu na 1 kg przyrostu wagi kurczaka potrzeba 1,8 kg paszy. Drób ubijamy, kiedy osiągnie on wagę około 2 kg. To prosta matematyka – na wyhodowanie jednego kurczaka potrzeba około 3,4 kg paszy, która stanowi 70 proc. kosztów produkcji. Jakakolwiek więc podwyżka ceny paszy przełoży się bezpośrednio na spory wzrost cen mięsa. Przeciwnikom GMO łatwo powiedzieć, że soja konwencjonalna nie jest o wiele droższa, że dostarczać ją może nam Ukraina. Pytanie tylko, jak długo będziemy musieli czekać na dostawy i jak duże będą później ceny. Poza tym, jeśli mamy być europejską „wyspą”, w której funkcjonował będzie zakaz stosowania pasz GMO, dostawcy z całą pewnością postarają się to wykorzystać i dyktować będą ceny wyższe nawet o 50% niż dotychczas. Obecnie na giełdach europejskich nie można już kupić pasz niemodyfikowanych – wiadomo więc, że spekulanci szykują się do ofensywy i wykorzystania sytuacji, gdyby moratorium na zakaz stosowania pasz nie zaczęło jednak obowiązywać.

 

Równie znaczący jest czynnik ekonomiczny, kiedy mówimy o uprawach na potrzeby przemysłu. W ostatnim czasie uprawa rzepaku, kukurydzy i buraków cukrowych na nowo stała się bardzo opłacalna w obliczu sporego zapotrzebowania na biopaliwa. A pamiętajmy, że uprawa kukurydzy GMO jest przeciętnie o 20% bardziej opłacalna, niż zasiew jej konwencjonalnego odpowiednika. Skoro więc samochodom nie sprawia różnicy, czy korzystają z biopaliw „ekologicznych”, czy też wyprodukowanych z roślin zmodyfikowanych genetycznie, większość rolników zapewne również zdecyduje się na uprawy GMO. Tyle, że może im się to nie udać, bowiem decyzję o tym, czy na danym terenie wolno będzie uprawiać rośliny modyfikowane genetycznie podejmować będą poszczególne sejmiki, z których większość zadeklarowała już swoją niechęć wobec GMO.

 

Prawdziwe motywy?

 

Ekolodzy najczęściej podkreślają, że działający w obronie GMO naukowcy czy publicyści służą interesom wielkich koncernów, są przez nie opłacani lub współpracują z nimi. Inaczej na ten fakt zapatrują się naukowcy. Jeszcze raz prof. Piotr Węgleński: - Prawdziwe powody zwalczania GMO to, moim zdaniem, efekt walki pomiędzy producentami pasz z GMO i z roślin niezmodyfikowanych. Sytuacja ta przypomina nieco wojnę margaryny z masłem. Przeciwnicy GMO wykorzystują niewiedzę szerokich warstw społeczeństwa i cynicznie na niej żerują. GMO atakowane są także przez tzw. „ekologów” obawiających się wprowadzania do środowiska naturalnego nowych odmian roślin, które mogłyby wyprzeć odmiany naturalne (lub nawet pokrewne gatunki), są bowiem od nich bardziej odporne na szkodniki lub herbicydy. Takie obawy są uzasadnione, ale – moim zdaniem – wprowadzanie każdego nowego dla środowiska gatunku czy odmiany powinno być poprzedzone staranną analizą potencjalnych zagrożeń dla środowiska. Dotyczy to zarówno GMO, jak i wszystkich innych niemodyfikowanych roślin. Ziemniak jest rośliną, która nie była naturalnym składnikiem flory europejskiej. Na szczęście, za czasów Kolumba nie istniały jeszcze organizacje, które –nie zważając na jakiekolwiek względy społeczne i gospodarcze – protestowałyby przeciwko wszelkim nowym dla danego środowiska gatunkom. Nie przypisuję ogromnej większości ekologów złej woli, sądzę, że troszczą się oni rzeczywiście o zachowanie środowiska naturalnego, sądzę więc, że w rzeczowej, spokojnej dyskusji można będzie dojść z nimi do kompromisu. Nie wydaje mi się natomiast możliwe porozumienie ze wszystkimi tymi, którzy twierdzą, że zjedzenie kurczaka karmionego soją lub kukurydzą genetycznie modyfikowaną może komukolwiek zaszkodzić.

 

Kompromis niemożliwy?

 

Osiągnięcie kompromisu wydaje się zresztą sprawą wyjątkowo trudną. Producenci mięsa żądają odsunięcia jak najdalej terminu wejścia w życie przepisu zakazującego używania pasz GMO, strasząc groźbą bankructwa całego sektora i brakiem konkurencyjności polskiej żywności względem produkowanej na Zachodzie. Ekolodzy alarmują, że żywienie się przez ten czas mięsem zwierząt tuczonych GMO może doprowadzić do nieodwracalnych zmian chorobowych, a uprawy GMO szybko obejmą cały kraj i zniszczą rolnictwo ekologiczne. Pewne jest tylko to, że przez najbliższe lata rozwój technik genetycznej modyfikacji żywności postępował będzie coraz szybciej. Coraz mniej będzie niewiadomych, coraz dokładniej kontrolować będzie można procesy biotechnologiczne, zaś skutki uboczne – o ile takie występują – będzie można zminimalizować. Pozostaje więc czekać, a w międzyczasie mimo wszystko próbować dojść do kompromisu. Wyzbyć się uprzedzeń, za to zacząć rozmawiać ze sobą nawzajem i informować społeczeństwo o wszelkich aspektach produkcji przy użyciu GMO. W końcu to i tak konsumenci zdecydują, czy kupią żywność wyprodukowaną z użyciem organizmów genetycznie modyfikowanych.

 

Za: „Magazyn Przemysłu Mięsnego”, 6/2008

 


 

Mutageneza, powstawanie i utrwalanie się mutacji w DNA komórek lub RNA wirusów; może być wynikiem samorzutnych błędów w procesach replikacji DNA i reperacji DNA (mutageneza spontaniczna), a także efektem działania mutagenów uszkadzających DNA.

 

Mutageneza ukierunkowana, technika inżynierii genetycznej prowadząca do sztucznego wywoływania mutacji w ściśle określonym miejscu genomu. Zaprogramowaną mutację określonego genu przeprowadza się, stosując przynajmniej jedną z trzech podstawowych metod zmian bezpośrednich DNA: insercję, delecję lub substytucję nukleotydów. W zależności od stosowanych metod wyróżnia się mutagenezę sterowaną oligonukleotydami, kasetową, insercyjną i inne.

Na podstawie Internetowej encyklopedii PWN.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje