Anielskie interwencje. Wywiad z Grzegorzem Felsem
Data: 2022-11-03 14:22:19– Z aniołami spotykamy się nie tylko w chrześcijaństwie czy religiach monoteistycznych, ale i w zdecydowanej większości tradycji religijnych świata. Powiem więcej – jak pokazują badania socjologiczne, w istnienie aniołów wierzy również niejeden ateista, choć myślę, że nie zawsze się do tego przyznaje – mówi Grzegorz Fels, autor książki Wielkie cuda aniołów.
Kogo jak kogo, ale Pana pytać o to, czy wierzy Pan w anioły, chyba po prostu nie wypada?
Hmm – chyba nie (śmiech).
Co skłania Pana do tego, by wierzyć w istnienie aniołów bardziej niż na przykład w kosmitów?
Cóż – zdecydowanie większa ilość konkretnych argumentów, przemawiających za istnieniem aniołów. Już sama Biblia aż 314 razy wspomina o tych niebiańskich bytach. Oczywiście własne doświadczenia w tym temacie sprawia, że ja już nie tyle wierzę w istnienie aniołów – co po prostu WIEM, że istnieją. Gdyby nie bezpośredni ratunek ze strony mojego Anioła Stróża, to bym już tu z Panem nie rozmawiał, pochłonięty przez wody Bałtyku. Pisałem zresztą o tym szerzej w swej pierwszej „anielskiej” książce: Uwierzcie w Anioła krakowskiego wydawnictwa Rafael. Zresztą przypomniałem też tę ważną dla mnie historię w najnowszej pozycji, czyli książce Wielkie cuda Aniołów, opublikowanej przez warszawskie wydawnictwo Fronda.
W tej książce świadectw potwierdzających istnienie aniołów przytacza Pan wiele – co do niektórych z nich, sam Pan przyznaje, że są legendą lub bardzo mocno nią obrosły. Dlaczego zatem warto o nich mówić?
Przytaczam też świadectwa współczesne – podpisane prawdziwym nazwiskiem ich autorów. Zależało mi na tym, bo może to bardziej przemawiać za ich wiarygodnością. Zaczynam jednak tę małą prezentację świadectw właśnie od tych najstarszych, wręcz legendarnych. Przykładowo mało kto chyba dziś zna opowieść Galla Anonima o dwóch aniołach odwiedzających Piasta Kołodzieja i przepowiadających mu przyszłość Polski, choć w czasach zaborów była ona dosyć popularna i podnosiła wielu Polaków na duchu. Doczekała się ona nawet swego miejsca w kilku pozycjach książkowych, jak i obrazach.
Musimy mieć świadomość, że często te stare anielskie historie przekazywane były tylko z ust do ust, zanim ktoś je zapisał. Oczywiście mógł coś tu od siebie dołożyć, „upiększyć”. Tego do końca nie wiemy. Pomyślałem jednak, że i tak warto je znać, bo nawet gdyby było w nich tylko malutkie ziarenko prawdy, są one interesujące i dotyczą naszej historii.
Anioły są obecne tylko w religii chrześcijańskiej?
Nie – i dlatego jest to dla mnie również kolejny dowód na ich istnienie. Biblia wspomina, że istniały już one, gdy Bóg stwarzał Ziemię. Dlatego z aniołami spotykamy się nie tylko w chrześcijaństwie czy religiach monoteistycznych, ale i w zdecydowanej większości tradycji religijnych świata. Powiem więcej – jak pokazują badania socjologiczne, w istnienie aniołów wierzy również niejeden ateista, choć myślę, że nie zawsze się do tego przyznaje. (śmiech)
Myśli Pan, że wiara w istnienie niebiańskich obrońców jest w człowieku tak mocno zakorzeniona, jak i wiara w Boga?
Chyba już sam fakt istnienia ateistów wierzących w anioły może być odpowiedzią na to pytanie. Oczywiście w różnych religiach różnie są one pojmowane. Przykładowo dla muzułmanów wiara w anioły jest jednym z pięciu filarów islamu. Tam najważniejszym aniołem w anielskiej hierarchii jest Gabriel, bo – jak wierzą muzułmanie – był on Bożym posłańcem do wszystkich proroków, w tym Mahometa. Z kolei w tak popularnym także u nas neopogańskim nurcie New Age wszelakie (odpłatne, oczywiście) anielskie wróżby, kursy czy karty mają niby pomóc w nawiązaniu kontaktu z tymi niebieskimi duchami. Duchami, które są – jak tam czytamy – posłańcami Boga Stwórcy, rozumianego jednak jako uniwersalna energia sprawcza, a nie osoba. New Age bezkrytycznie przyjmuje też niechrześcijańską wiarę w reinkarnację, łącząc ją na swój sposób z wiarą w Anioła Stróża. W myśl tej filozofii swoich stałych Aniołów Stróżów mają również zwierzęta, rośliny, wielkie firmy czy szpitale. O ile z jakimś aniołem czuwającym nad szpitalem mógłbym się jakoś od biedy pogodzić, o tyle zastanawiałem się kiedyś nad tym, jaki jest sens istnienia anioła, który strzeże, powiedzmy, patyczaka czy kaktusa stojącego na naszym parapecie? Do dziś nie znalazłem sensownej odpowiedzi na to pytanie (śmiech).
W każdym bądź razie w literaturze New Age występuje istny zalew aniołów o przypisywanych im nietypowych zajęciach, jak na przykład praca nad „zwiększeniem wibracji naszej planety”. Wyczytałem też, że anioły mają w pewnych konkretnych miejscach świata pełnić swe dyżury. W Polsce takim miejscem są Tatry, gdzie we wtorki można rzekomo spotkać dyżurującego Archanioła Uriela. Jak dotąd jednak nie udało mi się go tam spotkać (śmiech).
Zdarzało się, że anioły wspierały jedną ze stron bitew toczonych przez dwie chrześcijańskie armie?
W czasach biblijnych takie bezpośrednie interwencje aniołów po jednej z walczących stron miały mieć miejsce. Przykładowo wspomina o tym prorok Elizeusz w drugiej Księdze Królewskiej. Aniołowie stanęli również po stronie Machabeusza w wojnie Żydów z Tymoteuszem, o czym możemy przeczytać w drugiej księdze Machabejskiej. Po tylu jednak latach od tych wydarzeń trudno jednoznacznie odpowiedzieć, na ile dosłowne, a na ile symboliczne są te opisy. To trochę chyba podobnie jak ze starymi legendami, opisującymi obrazowo anielską pomoc jednemu z walczących ze sobą oddziałów.
To nie jest tak, że (jak się już zdarzyło w historii) jakaś armia, mając na klamrach swych pasów wybity napis: „Gott mit uns” – czyli „Bóg z nami”, będzie mogła bezkarnie popełniać zbrodnie, bo rzekomo strzeże jej sam Bóg i Jego anioły. Wspomniane klamry miały być dla niemieckich żołnierzy swego rodzaju „ochronnym talizmanem”, zapewniającym niby Bożą ochronę. Był to jednak czysto propagandowy element munduru, który nie miał nic wspólnego z Bożym wsparciem i pomocą.
Zadaniem aniołów jest raczej ochrona konkretnych, poszczególnych osób – szczególnie, kiedy same się tej opiece powierzają. Ja w swym małym zbiorze starych anielskich pocztówek mam m.in. jedną austriacką z czasów pierwszej wojny. Widoczny na niej anioł towarzyszy ciężko rannemu żołnierzowi i, wskazując mu Niebo, zdaje się go przygotować na ostatnią drogę. Tym żołnierzem w austrowęgierskim mundurze mógł być wówczas Austriak, Węgier, Czech, Słowak czy polski legionista. Dlatego pocztówka podpisana jest z tyłu w języku niemieckim, węgierskim, czeskim i polskim. Polski napis głosi: „Ufaj Bogu! On Cię nie opuści!”. Niemcy z kolei podczas I wojny światowej mieli całe serie pocztówek z aniołami opiekującymi się ich żołnierzami. W niemieckiej armii walczyli wówczas również m.in. Ślązacy czy Kaszubi. Na pewno wielu z żołnierzy walczących po różnych stronach frontu było bardzo religijnych i jestem przekonany, że mogli liczyć na anielską pomoc. Ilu z nich zawdzięcza swoim duchowym opiekunom życie? Tego już się nie dowiemy.
Oczywiście mogło też się zdarzyć, że na wojennym froncie ingerencje anielskie były jakieś bardziej spektakularne, ale to raczej wyjątki. Ja wspominam w książce m.in. o jednej z potyczek pierwszej wojny światowej – o bitwie pod belgijskim Mons. Wówczas to wielu brytyjskich żołnierzy, jak i oficerów będących w bardzo trudnym położeniu wręcz przysięgało, że widzieli chroniące ich świetliste, anielskie istoty. Nie mam powodów by wszystkie te świadectwa z góry odrzucić.
W Pańskiej książce znajdujemy wiele anielskich wizerunków. Który z nich uważa Pan za najpiękniejszy?
Trudne pytanie. Bardzo mi się podobają dwa secesyjne, bliźniacze anioły autorstwa krakowskiego artysty Stefana Matejki – bratanka słynnego Jana. Spoglądają one z umieszczonych obok siebie witraży kościoła p.w. św. Barbary w Chorzowie. Jeden z nich posłużył mi nawet jako wzorzec do niewielkiej figurki anioła, którą wykonałem z kilku gatunków drewna. Piękne są też dwa klęczące czarne anioły autorstwa prof. Limburga, które możemy podziwiać w sanktuarium św. Józefa w Rudzie Śląskiej. Zachwycał się nimi nawet niemiecki cesarz Wilhelm II. Zresztą więcej na temat tu wymienionych, a także kilku innych anielskich wizerunków, pisałem w swojej najnowszej książce.
Przyzna Pan jednak, że anioły mają trochę niedzisiejszy „image". Myśli Pan, że przydałby się im redesign albo nowa identyfikacja wizualna?
No, nie wiem. Można, co prawda, tym wizerunkom zarzucać, że są może czasem zbyt ckliwe czy „zniewieściałe”. Biblia przecież przedstawia aniołów jako młodzieńców, często wojowników. Musimy jednak pamiętać, że biblijni aniołowie są piękni, a kto jest klasycznym symbolem piękna, jak nie kobieta? Mam rację? Dlatego też artyści malujący anioły, często i świadomie przedstawiali je na swych obrazach, jako piękne uskrzydlone kobiety.
To wszystko są jednak tylko artystyczne wyobrażenia czy pewne symbole duchowej rzeczywistości. Aniołowie to przecież istoty duchowe, nie posiadające ciała (stąd i płci). Mogą jednak z Bożego polecenia i jeśli to byłoby konieczne takie ciało przybrać. Dlatego miało to już miejsce w opisywanych przez Biblię przypadkach, jak też w czasach współczesnych.
Co zaś się tyczy współczesnego redesignu anielskich wizerunków, to zauważyłem, że ostatnimi laty jest to przecież praktykowane w grach komputerowych. Widoczny tam „nowoczesny”, dynamiczny anielski design zdecydowanie odbiega od znanych nam „klasycznych” anielskich wyobrażeń. W tej szerokiej gamie dostępnych dziś anielskich wizerunków każdy dziś może znaleźć coś dla siebie.
Myślę zresztą, że gdyby nieżyjący już słynny hiszpański malarz Pablo Picasso zabrał się za sportretowanie mitologicznej bogini Wenus, to z pewnością wyglądałaby ona zupełnie inaczej niż na znanym nam pięknym posągu z Milo. Wielu byłoby na pewno zachwyconych tym jego „nowoczesnym” jak na owe czasy, kubistycznym spojrzeniem na mitologię. Ja jednak (jeśli chodzi o sztukę) należę do tradycjonalistów i mam pewien sentyment akurat do tych starszych anielskich wyobrażeń. Dlatego też zbieram przedwojenne anielskie pocztówki i nie ciągnie mnie specjalnie do „anielskich supermenów” ze współczesnych gier – choć rozumiem osoby, którym się to podoba. Cóż – o gustach się podobno nie dyskutuje.
Ale i sama koncepcja anioła też wydaje się nieco niedzisiejsza w świecie internetu, rozwoju technologii czy chociażby fizyki kwantowej. Niektóre współczesne świadectwa i Pan podaje w wątpliwość, cytując pewien list z czasów wojny koreańskiej.
Po prostu staram się być krytyczny i zarazem obiektywny w swej ocenie pewnych rzekomych świadectw anielskich ingerencji. Cóż nie zastrzegam tu sobie nieomylności. Po prostu dzielę się z Czytelnikami pewnymi rodzącymi się czasem wątpliwościami. W tej rozmowie również powiedziałem kilka krytycznych uwag o wykładni ruchu New Age na temat rzekomego działania aniołów. To, że się z nią kompletnie nie zgadzam, nie jest dla mnie powodem, by całkowicie odrzucać realne anielskie istnienie i działanie. Byłoby to bowiem z mojej strony przysłowiowym wylewaniem dziecka z kąpielą.
Jeśli zaś chodzi o kwestię rzekomej „niedzisiejszej koncepcji” aniołów w czasach internetu czy fizyki kwantowej, to faktycznie, na pierwszy rzut oka tak to może wyglądać. Tym bardziej, jeśli ktoś patrzy na te duchowe byty tylko przez pryzmat New Age lub ich starych, popularnych, pocztówkowych wizerunków, którym często bliżej do świata baśni z naszego dzieciństwa, niż otaczającej nas, zautomatyzowanej, rzeczywistości.
Dlatego też wielu z nieukrywanym uśmiechem i niedowierzaniem przyjmuje pojawiające się z rzadka informacje, że aniołowie to niesamowicie inteligentne byty, doskonale odnajdujące się w świecie współczesnej technologii. Ja zaś jestem o tym swięcie przekonany. Sam bowiem miałem kilka tego typu doświadczeń z aniołami, ale akurat tymi „z ciemnej strony mocy”. Nie miało to nic wspólnego z „wesołymi rogatymi diabełkami”, jak niektórzy lekceważąco postrzegają szatana. Opisałem zresztą te przypadki w swej książce Demon, mówię jak jest. Aby jakoś bardziej uwiarygodnić opisywane w książce historie, zamieściłem tam również m.in. zdjęcie ekranu mojego laptopa. Niespodziewanie pojawiła się tam bowiem informacja o dziwnej blokadzie na pisany akurat w Wordzie artykuł o satanizmie. Blokada, którą mi zrobił – jak tam czytamy – „inny użytkownik”. Żeby było ciekawiej, ja jestem jedynym użytkownikiem mojego laptopa, a zrobionego komórką zdjęcia ekranu przez dłuższy czas nie dało się nikomu wysłać, dochodziły tylko puste maile. W końcu udało mi się wysłać to zdjęcie wydawcy w formie MMSa – i doszło. Pokażę zresztą Panu, co mi wówczas na to odpisał.
Wysyłałem je też koledze w załączniku do wiadomości na FB. Co prawda doszło, ale było tylko wielkości znaczka i nie dało się go powiększyć.
Dodam, że miałem też okazję czytać sms-y z zalewem bluzgów i przekleństw, jakie od złego ducha otrzymywał znajomy ks. egzorcysta. Nawet miałem wówczas jego zgodę na zrobienie zdjęcia ekranowi jego komórki z tą wiadomością. Po namyśle jednak nie sfotografowałem tego, choć dziś trochę swojej decyzji żałuję. Kiedy, oddając mu wówczas telefon, zasugerowałem, że autorem tych SMS-ów może być nie tyle szatan, co osoba opętana, odpowiedział, iż też tak początkowo myślał. Jednak kiedy sprawdzał ich bilingi u operatora, okazało się, że ich nie ma! Zatem tych SMS-ów nie powinno fizycznie na jego komórce w ogóle być. A były – i to niemało – nawet takie czytane od tyłu…
Robiłem też kiedyś wywiady z egzorcystami, jak i z osobą opętaną, ale to już nieco inny temat. Bliżej nim zainteresowanych odsyłam do wspomnianej „demonicznej” książki, również opublikowanej przez wydawnictwo Fronda.
Oczywiście wiara nie wyklucza nauki i dziś często garściami czerpie z jej zdobyczy. Nie jest tajemnicą, że św. papież Jan Paweł II osobiście interesował się tymi zagadnieniami, a w sposób szczególny kosmologią. Myślę, że znany jest wielu osobom wybitny naukowiec ks. prof. Michał Heller, który w obrębie fizyki teoretycznej zajmuje się m.in. teorią względności Einsteina i kosmologią relatywistyczną. Jest on też wykładowcą, autorem wielu książek i jedynym jak dotąd Polakiem, który otrzymał nagrodę Tempeltona – prestiżowe wyróżnienie, przyznawane za pokonywanie barier między nauką a religią. Dzięki tej nagrodzie, która (nawiasem mówiąc) jest więcej płatna niż nagroda Nobla, ks. Michał Heller został fundatorem i dyrektorem Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych, będącego autonomiczną jednostką Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dlaczego o nim mówię? Otóż powiedział on kiedyś, że gdy wiara nie jest oparta na nauce, bardzo łatwo przeobraża się w zabobon albo w bajkę. Będąc kapłanem i znanym naukowcem, godzi płaszczyznę wiary i nauki ścisłe. Może warto go więc zapytać o anioły i świat duchowy? O to, jak wiara w te niewidzialne byty ma się do nauki? Z pewnością jest w tym temacie bardziej obeznany niż ja.
A czy są takie współczesne anielskie świadectwa, które Pana przekonują?
Głównie moje. (śmiech) Żartuję. Na pewno przekonują mnie m.in. udokumentowane, bardzo bliskie relacje św. o. Pio z aniołem stróżem, o których pisałem zresztą w książce. Jeśli zaś chodzi o Polskę, to dają też do myślenia słowa, które padły w Przemyślu w 1863 roku z ust „natchnionego” młodzieńca, w którym rozpoznano anioła. Prorokując na temat przyszłości Polski, powiedział on wówczas: Polacy, najwyżej Pan Bóg Was wyniesie, kiedy dacie światu Wielkiego Papieża. Te słowa zapisał po latach w swej książce (z 1908 roku) późniejszy błogosławiony, ks. Bronisław Markiewicz. Wtedy jednak był on jeszcze w klasie maturalnej i usłyszał o tym zdarzeniu od przejętego kolegi, który wraz z grupką chłopców był naocznym świadkiem owego niezwykłego spotkania.
Co ciekawe, w roku 1925 na łamach pisma „Powściągliwość i Praca” miała miejsce interesująca polemika pomiędzy prof. Wincentym Lutosławskim i prof. Bartłomiejem Grochem. Prof. Groch uważał, że to anielskie proroctwo już się spełniło w osobie papieża Piusa XI. Papież ten mawiał bowiem, że czuje się nie tylko Włochem, ale i Polakiem, zaś jego słowa wynikały z faktu, że Papież ten był wcześniej pierwszym w odrodzonej Polsce nuncjuszem apostolskim, a sakry biskupiej udzielił mu w warszawskiej archikatedrze arcybiskup metropolita warszawski Aleksander Kakowski. Achille Ratti – bo o nim tu mówimy – zjednał też sobie serca Polaków odmową opuszczenia Warszawy, kiedy nawała bolszewicka w sierpniu 1920 roku zbliżała się do stolicy.
Z kolei drugi z polemistów, prof. Wincenty Lutosławski trwał mocno przy swoim stanowisku, że anioł w swej przepowiedni miał na myśli Polaka i że trzeba jeszcze na spełnienie się tego proroctwa poczekać. Karol Wojtyła z pewnością nie śledził jednak tej profesorskiej wymiany zdań z jednego prostego powodu: miał wtedy zaledwie pięć lat…
Podaje Pan również przykłady anielskich interwencji z historii, która toczy się na naszych oczach – z wojny na Ukrainie.
Jestem przekonany, że takich interwencji jest tam znacznie więcej. Ja wspominam w książce tylko o tych, do których udało mi się dotrzeć. Na Ukrainie toczy się dziś bowiem także walka duchowa. Walka między dobrem i złem. Aniołowie są tu jedną ze stron tego konfliktu i wielu z Ukraińców w to wierzy.
Może więc jeszcze opowie Pan o tym, co anioły mają wspólnego z piłką nożną?
Niech to pozostanie słodką tajemnicą, zarezerwowaną dla przyszłych Czytelników. Przecież nie mogę tu wszystkiego od razu zdradzać! Choć przypuszczam, że czytający te słowa fani niemieckiego futbolu mogą się już domyślać, co za Pańskim pytaniem się kryje. Zakładam, że Robert Lewandowski, będąc niedawno jeszcze piłkarzem Bayernu Monachium, także powinien to wiedzieć. Zwalniam go więc z lektury tego rozdziału…
Książkę Wielkie cuda aniołów kupicie w popularnych księgarniach internetowych: