Starcie cywilizacji. Recenzja filmu „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu"

Data: 2022-11-11 15:56:25 Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu to filmowe pożegnanie aktora Chadwicka Bosemana. To hołd złożony człowiekowi, który stał się ikoną popkultury i symbolem, z którym mogły utożsamić się miliony ludzi na całym świecie. 

Przyczyny, dla których fabuła nowego filmu Marvela jest taka, a nie inna, są czysto merkantylne. W dzisiejszych czasach obsadzanie nowych aktorów w kultowych rolach jest czymś, co widz bardzo niechętnie wybacza. Po śmierci Chadwicka Bosemana, twórcy wybitnej ekranowej kreacji Czarnej Pantery, producenci nie zdecydowali się więc na to, by podjąć opowieść o Wakandzie z nowym aktorem w roli głównej. Uśmiercili więc herosa praktycznie poza kadrem i postanowili opowiedzieć o tym, jak to niezwykłe afrykańskie państwo radzi sobie z kolejnymi wyzwaniami po śmierci swojego obrońcy. Co ciekawe, mogło to wyjść produkcji na dobre. 

Jak pamiętamy z Marvel Cinematic Universe, po latach funkcjonowania w izolacji i udawania biednego, afrykańskiego państewka Wakanda w końcu otwarła się na świat, przy okazji ujawniając własną siłę. Odtąd na wibranium – surowiec o ogromnym potencjale – ostrzą sobie zęby niemal wszystkie światowe potęgi. Nie dziw, że śmierć władcy, będącego zarazem – być może ostatnim – obrońcą królestwa skłania pożądających tej niezwykłej broni do działania. Czy Wakanda może opierać się naporowi całego świata? 

Równolegle trwa wojna wywiadów, poszukujących alternatywnych źródeł wibranium. Prowokuje to do działania potęgę, której istnienia nikt dotąd nie był świadomy. Cywilizację, która również czuje się zagrożona. I której władca wie, że najlepszą obroną jest atak. 

Zaznaczyć trzeba, że Ryan Coogler i Joe Robert Cole bardzo sprawnie żonglują kartami, które pozostały im w rękach po śmierci Chadwicka Bosemana. Fabularnie ich filmowi nie sposób zbyt wiele zarzucić – jest dość spójny (choć nie pozbawiony dłużyzn) i logiczny. Motywacje protagonistów są całkowicie zrozumiałe, a zarazem – to już chyba pewien znak czasów – i racjom antagonisty nie sposób zbyt wiele zarzucić. Główny szwarccharakter, choć jest istotą niemal przedwieczną, posiada skrzydełka u stóp, potrafi latać i dysponuje nadludzkimi mocami, nie jest postacią przerysowaną. Scenarzyści nie przesadzają z gagami, choć miejscami potrafią odpowiednio rozładować patos i napięcie poczuciem humoru. 

Nie poradzono sobie za to z odpowiednim filmowym rytmem, pacingiem. Przeskoki między kolejnymi lokacjami – zwłaszcza w środkowej części filmu – przywodzą na myśl Netflixową Czerwoną notę – i zdecydowanie nie jest to komplement. Całość wydaje się zdecydowanie za długa – choć nie jest to winą scen, dzięki którym lepiej poznajemy cywilizacje, które za chwilę wezmą udział w wielkim starciu. 

Przeciwnie – sceny, gdy wracamy do Wakandy czy poznajemy świat filmowych antagonistów, należą do najlepszych w filmie. Rytuały pogrzebowe, fragmenty ukazujące codzienne życie tutejszych mieszkańców potrafią robić większe wrażenie niż sceny akcji. Choć i tu mamy kilka pojedynków bijących na głowę to, do czego przyzwyczaiło widzów filmowe uniwersum Marvela. Sceny walki mają zresztą i metaforyczne znaczenie – odzwierciedlają wewnętrzne starcia bohaterów, próbujących jakoś radzić sobie ze stratą bliskich. Te zaś doskonale oddają aktorzy (a zwłaszcza – aktorki). Angela Bassett niemal na pewno otrzyma za rolę pogrążonej w żałobie królowej-matki nominację do Oskara, a Letitia Wright, która zachwycała jeszcze niedawno swą rolą w kameralnym filmie Silent Twins bardzo zgrabnie łączy w swej kreacji bunt młodej księżniczki wobec skostniałych tradycji przodków, kreatywność i geniusz miłośniczki technologii z żałobą młodej kobiety, która może stracić wszystko, co było jej drogie i czuje się współodpowiedzialna za śmierć brata.  

Czarna Pantera. Wakanda w moim sercu to opowieść o godzeniu się – ze stratą, z własną niemocą, z przemijaniem, postępem i tradycją. To także opowieść o tym, że każda legenda ma swój ciąg dalszy. Nawet jeśli tworzący ją bohaterowie umierają, a film o nich trwa tylko nieco ponad dwie godziny. 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Czarna Pantera
autor zbiorowy
Autor

Warto przeczytać

Reklamy