Dlaczego Schulz? Wywiad z prof. Pawłem Próchniakiem i prof. Józefem Olejniczakiem
Data: 2018-09-25 10:44:37Oglądanie, czytanie, słuchanie, obcowanie ze sztuką prowadzi do budowania w sobie przestrzeni wolności, do pełniejszego istnienia w świecie, do życia z głębszym oddechem. Świetnie w tej roli sprawdza się sztuka Brunona Schulza – także dlatego po nią sięgamy. Rozmawiamy z prof. Pawłem Próchniakiem, redaktorem serii Granice Wyobraźni Wydawnictwa Pasaże oraz prof. Józefem Olejniczakiem, redaktorem książki Przed i po. Bruno Schulz.
Dlaczego Bruno Schulz?
Paweł Próchniak: Bo to bardzo ważny dla polskiej literatury pisarz, także współcześnie wart czytania, ponownego odczytywania. W jego twórczości wciąż istnieją przestrzenie, w które warto wchodzić, by otwierać wyobraźnię. Żyjemy dziś w świecie wyobraźni mocno sformatowanej, którą wzięto za kark za sprawą kilku prostych zabiegów marketingowych; w świecie, w którym głównym motorem wszystkiego, co dzieje się pomiędzy ludźmi, są mechanizmy żywcem wzięte z socjotechniki; w świecie, w którym trzecie już pokolenie zostało wychowane nie przez dom czy szkołę, nie przez taki czy inny kościół, ale przez reklamę. W efekcie i w nas jest równie płytko i beznadziejnie kiczowato, jak w większości reklam. Te wewnętrzne przestrzenie w nas trzeba otwierać – i po to między innymi istnieje sztuka. Oglądanie, czytanie, słuchanie, obcowanie ze sztuką prowadzi do budowania w sobie przestrzeni wolności, do pełniejszego istnienia w świecie, do życia z głębszym oddechem. Świetnie w tej roli sprawdza się sztuka Brunona Schulza – także dlatego po nią sięgamy.
Profesor Paweł Próchniak podczas tegorocznego Festiwalu im. Brunona Schulza w Drohobyczu (z lewej strony dr Wiera Meniok - organizator Festiwalu)
Bruno Schulz po niemal stu latach bardzo mocno wpływa kształt współczesnej kultury – nie tylko prozy. Schulz przeniknął także do kultury popularnej – dość powiedzieć, że rockowi muzycy wykorzystali jego imię i nazwisko, by nazwać rozwiązany w tym roku zespół. Co współczesnego czytelnika może w Schulzu pociągać i intrygować? Z czego wynika tak duża siła jego prozy? Dlaczego właściwie wracamy do Schulza?
Paweł Próchniak: Ze względu na siłę wyobraźni, która pracuje w tym, co Schulz nam pozostawił. Nie ma tego wiele: dwie cieniutkie książki prozatorskie, garść prasowych publikacji, trochę listów, nieduży plik grafik i rysunków, jednak siła wyobraźni, która ożywia te teksty i prace plastyczne, wciąż inspiruje, porusza, daje do myślenia, bo nadal jest żywa.
Józef Olejniczak: W sensie objętościowym Bruno Schulz jest fenomenem na skalę światową. Gdyby pokusić się o porównanie liczby stron zapisanych przez Schulza do liczby stron, które jego twórczości dotyczą, próżno byłoby szukać w polskiej literaturze autora, który tak mocno inspiruje badaczy i po prostu literaturę.
Zastanawiałem się, z czego wynika siła dziedzictwa Schulza i żywotności jego dzieł. Odpowiedzi prostej na tak postawione pytanie nie ma. Siła wyobraźni, o której mówimy, na pewno jest jedną z przyczyn. Wyobraźni ukształtowanej przez doświadczenie kulturowe Austro-Węgier, wielokulturowości – dalekiej wprawdzie od idylli, ale z pewnością inspirującej. Popularność Schulza może jednak wynikać także z tęsknoty za światem nie tak dawno minionym. Niestety, za sprawą tego, co się w polskiej humanistyce zdarzyło po tak zwanej transformacji, ciągle nie przepracowaliśmy jako zbiorowość czarnej dziury, jaką pozostawiła Zagłada. Lektura prozy Schulza to ciągłe odkrywanie miejsc, które już nie istnieją, które nie są już takie, jak dawniej. To poznawanie ludzi, których już nie ma.
Trzecim powodem może być niebywały styl, który uwodzi niezależnie od metryki. Gdy moja córka miała kilkanaście lat i wpadł jej przypadkiem w ręce Schulz, z miejsca odkryła, jak ciekawa, inna, tajemnicza to proza.
Jest też powód bardziej doraźny – potrzeba przeciwstawienia się wszystkiemu temu, co przynosi tak zwana „dobra zmiana” i jej próby zmiany hierarchii w polskiej kulturze, znacjonalizowania jej. To bardzo niepokojące i niebezpieczne zabiegi. Schulz jest świetnym argumentem przeciw tej nacjonalizacji. Nie musiał pisać po polsku. Polski nie był jego pierwszym językiem, a jednak dokonał w pełni świadomego wyboru istnienia w polskiej kulturze.
I – wreszcie – dotycząca przede wszystkim literaturoznawców, choć wynikająca z obserwacji tego, co dzieje się w szkołach na lekcjach języka polskiego – próba przewartościowania spuścizny polskiego modernizmu. Konieczna, choć niełatwa, bo sprzeciwiająca się temu, czego od dziesiątek lat nas uczono.
Właśnie: mówiąc „Schulz”, myślimy bardzo często: „modernizm”.
Paweł Próchniak: I słusznie, bo Bruno Schulz swoim dziełem, swoim aktem wyobraźni, artystycznym gestem współtworzył główny nurt europejskiego modernizmu – jest twórcą, który może stanąć ramię w ramię z największymi i dużo bardziej znanymi od niego artystami tamtego czasu. Był jedną z najjaśniejszych postaci swojego pokolenia – pokolenia niesamowitego, różnorodnego, odważnego; pokolenia artystów, którzy zmienili nasz sposób rozumienia nie tylko sztuki, ale i świata.
Był jedną z postaci najjaśniejszych, ale niekoniecznie chyba za życia najbardziej rozpoznawalnych…
Paweł Próchniak: Często bywa tak, że za życia największą estymą cieszą się grafomani lub po prostu artyści, którzy mówią nam to, co już wiemy, co chcielibyśmy usłyszeć, i czynią to w formie atrakcyjnej, ale nieszczególnie wymagającej. Łykamy to jak lekkostrawną papkę i czujemy, że jesteśmy kulturalni, bo modna obecnie sztuka porusza nas, przemawia do nas. Gdy mija kilka lat od śmierci takiego artysty, szybko o nim zapominamy. Zwykle wartość sztuki najlepiej weryfikuje czas – my sami jesteśmy nieco zbyt łasi na to, co łatwe i dobrze opakowane.
Józef Olejniczak: Bruno Schulz był rozpoznawany przede wszystkim przez ludzi wrażliwych na sztukę. Nie był, wbrew pozorom, szeroko akceptowany, nie czytywano go powszechnie – to przede wszystkim jego grafiki od czasu do czasu wywoływały całkiem spore obyczajowe skandale, twórczość literacka nie była tak bardzo znana.
Skoro mówimy o grafikach, to – podobnie jak w przypadku twórczości literackiej – bardzo ważny jest w nich kontrast.
Paweł Próchniak: Sztuka i wyobraźnia Schulza są rozpięte na antynomiach, na biegunowo ustawionych przeciwieństwach. Zasadniczo Schulz operuje kreską i rozjaśnieniem, czernią i bielą, ale pomiędzy tymi biegunami rozciąga się bardzo złożona paleta odcieni. Oczywiście, biel jest radykalnie różna od czerni, ale zarazem to właśnie ich współistnienie tworzy pełny, wewnętrznie spójny obraz – wyrazisty, uderzający, a jednocześnie pełen niuansów i tajemniczy jak labirynt.
Podobnie jest w literaturze Schulza. Jeden przykład: w opowiadaniu Nawiedzenie problemy Jakuba, ojca głównego bohatera, związane są z dolegliwościami gastrycznymi, a zarazem – w groteskowym skrócie i jednocześnie bardzo serio – pozostają otwarte na metafizykę, na oddech tajemnicy, na jakąś nieokreśloną grozę, która przenika istnienie. Dobrze widać to w obrazie wylewania zawartości nocnika przez okno, w ciemność. Z jednej strony mamy wypełniony fekaliami nocnik, z drugiej – otchłań kosmicznej nocy, która otwiera się przed nami i nad naszymi głowami, ilekroć uświadomimy sobie, że ta milcząca, przeraźliwie zimna zamieć gwiazd to w istocie nieludzka, nieskończona przepaść. Nocnik i otchłań nocnego nieba – Schulz jest artystą, który potrafi przekonująco zestroić takie bieguny i nadać temu zestrojeniu rangę sztuki.
Jest u Schulza jeszcze jedna – fundamentalna – antynomia, która przekłada się na pełnię. Jego dzieło to dzieło doskonale integralne, spoiste, ale tworzą je dwa autonomiczne żywioły: żywioł słów, układających się w opowieść, dotykających rzeczywistości z siłą metafory, i żywioł światła, który uobecnia się w pracach graficznych. Istnieje więc organiczny związek pomiędzy pisarstwem Schulza a jego twórczością plastyczną. Jak każdy wielki artysta, Schulz ma do wyartykułowania jedną kluczową metaforę, myśl, intuicję – gdyby dało się ją łatwo wypowiedzieć, ująć w prostych słowach, nie mielibyśmy do czynienia z prawdziwą sztuką. Cała jego twórczość krąży więc wokół jednej intuicji, w pewnym sensie jest monotematyczny, żeby jednak uchwycić to, co ma do powiedzenia, używa dwóch języków – słowa i kreski, literatury i grafiki. Te dwa aspekty jego dzieła – pisarstwo i twórczość plastyczna – oświetlają się nawzajem, ale nie dzieje się to w prosty sposób, nie ilustrują się w dosłownym sensie, choć oczywiście Schulz artystycznie wykorzystywał fakt, że w druku – w książce, w czasopiśmie – grafiki bardzo często zyskiwały rację bytu przede wszystkim jako ilustracje do tekstu. Jego prace graficzne grają z tą konwencją i w jakiejś mierze są „ilustracjami”, ale nie przestają przy tym być autonomicznymi dziełami sztuki.
Skupiając się na pierwiastku metafizycznym, na micie u Schulza, często zapominamy, że był on twórcą opisującym konkretne czasy. Schulz żył w okresie bardzo dynamicznego postępu technicznego, doświadczając zjawisk nieco podobnych do tych, których świadkami jesteśmy dzisiaj. To znajduje odzwierciedlenie w jego twórczości.
Paweł Próchniak: Tym sposobem wracamy w pewnym sensie do początku naszej rozmowy. Wbrew pozorom, świat, w którym żył Schulz, nie różnił się radykalnie w swojej mechanice, w swojej strukturze, od tego świata, w którym żyjemy współcześnie. Mówiąc wprost: używamy innych gadżetów i te gadżety w naszych rękach szybciej się zmieniają niż w czasach Schulza, ale też dużo szybciej nam się banalizują. Gdy Schulz tworzył, prawdziwą nowością w prowincjonalnym mieście był – na przykład – elektryczny dzwonek do drzwi, my co chwila zmieniamy nie tylko dzwonki w telefonie, ale i same telefony, różne gadżety wdzierają się coraz mocniej w nasze życie, zmieniają nas, przejmują nad nami kontrolę. Na każdym kroku – podobnie jak w czasach Schulza – powierzamy coś urządzeniom, których nie rozumiemy, więc nie możemy być pewni, czy powinniśmy im ufać, czy nie oddajemy im zbyt wiele z siebie, czy sami nie stajemy „urządzeniem peryferyjnym” dla naszego komputera, telefonu albo zegarka. W prozie Schulza widać jak w soczewce różne mechanizmy rządzące także naszą rzeczywistością i naszym sposobem istnienia w świecie. Może nawet u Schulza widać je lepiej, bo nie są tak zamazane, jak te migające nam przed oczami obrazki, które dziś tak łatwo bierzemy za realność.
Andrzej Zieniewicz pisze o Schulzu wprost jako o „dawcy stylu prozy współczesnej”, przywołując między innymi przykłady Jerzego Pilcha, Magdy Tulli czy Pawła Huelle. „Wszyscyśmy z niego” – pisał o Mickiewiczu Krasiński. Możemy dziś – upraszczając – o Schulzu powiedzieć, że „wszyscyśmy z niego”?
Józef Olejniczak: Mówimy nie tylko o prozie, bo w naszej publikacji jest też odwołanie do świetnego wiersza Różewicza. Sam starałem się pokazać, jak Schulz „pracuje” w miejscach zupełnie nieoczekiwanych, na przykład w Nagim sadzie Myśliwskiego. A przykłady podobne można by było mnożyć niemal bez końca – także wśród pisarzy młodego pokolenia.
Od trzech lat pracuję w kapitule Nagrody Gombrowicza, przyznawanej za debiut i drugą książkę. Co roku otrzymujemy około setki propozycji, czasem trafiamy na prozę niedobrą, czasem – znakomitą, tu przykładem niech będą Andrzej Muszyński czy Maciej Płaza. I u nich również odsłaniamy Schulza, odnajdujemy go jako żywe źródło tradycji, języka, wyobraźni.
Chodzi o tę specyficzną prowincjonalność, o pewien mit wsi i małych miasteczek, a także miejsc, które już nie istnieją?
Józef Olejniczak: Powiedzmy przede wszystkim, że choć Drohobycz nie był miastem wielkim, to nie był także prowincjonalny. Ale u Myśliwskiego inspiracje Schulzem wyrażają się w dramatycznej relacji ojca i syna. Ważne jest także – podobnie jak u Schulza – doświadczenie seksualności – tej wybujałej, jak u Adeli, ale znacząca jest też seksualność samego narratora tej prozy. Dla mnie natomiast najbardziej Schulzowski jest Piotr Szewc, autor Tryptyku Zamojskiego. Jego Zmierzchy i poranki to powieść, w której niemal słyszy się Schulza – to palimpsestowa historia zagłady Żydów zamojskich, ukazana przez pryzmat zapachu, który po ich odejściu się zmienił.
Nie mogę nie zapytać o czytanie Schulza w szkołach…
Józef Olejniczak: Bez wątpienia Bruno Schulz to twórca trudny w przekładzie na język szkolny. Wydaje mi się, że może być prezentowany nie przez typową formę lekcji czy wykładu, ale przez samodzielne tworzenie sztuki przez uczniów, przez ich aktywizację. Tradycyjne szkolne wykłady bywają nudne i po prostu spłycają odbiór Schulza. Można byłoby – choć to wymaga dużej odwagi ze strony nauczyciela – pokazywać Schulza przez pryzmat plastyki – tam jego wyobraźnię najłatwiej chyba dostrzec i jest ona najbardziej przekonująca dla młodzieży.
Najważniejsze jednak jest to, byśmy nie starali się ująć Schulza w sztywne ramy „jedynie słusznej” interpretacji. Jeśli chcemy, by młodzi ludzie w ogóle czytali – a uważam, że to nasz obowiązek jako nauczycieli, wykładowców, badaczy czy – wreszcie – humanistów, musimy pozwolić nastolatkom na samodzielną lekturę. Muszą sami odkryć smak czytania i interpretacji tekstu, bez narzucanych przez nauczyciela regułek. W twórczości Schulza jest mnóstwo lęków, niepokojów, popędów, marzeń – to doświadczenia, zapewne, bliskie młodym ludziom w okresie dojrzewania. Zarówno Schulz, jak i Gombrowicz w zasadzie w całej twórczości eksplorują problem dramatu, jaki rozgrywa się w okresie dojrzewania, inicjacji, ukazują dramat wykluczenia i odmienności. Pozwólmy nastolatkom na samodzielne nazywanie tych spraw, problemów, doświadczeń, na ich przeżywanie. Zasługują na to bardziej niż na sztywne regułki rodem z popularnych „Notatek z lekcji…”
Dodany: 2018-10-30 11:33:38
Chyba nie dla mnie.
Dodany: 2018-10-17 08:51:35
Pamiętam, że gdy czytalam to w szkole, nie przypadł mi do gustu. Za dziwne to było. Ale teraz coraz bardziej myślę, żeby spróbować kolejnego podejścia. Może bylam wówczas za młoda, moze to nie był ten czas.
Dodany: 2018-09-25 17:20:22
Mnie interesują grafiki Schulza.
Dodany: 2018-09-25 15:45:18
Dobry wywiad. Ciesze się, że piszecie o Schulzu, to pisarz wart tego, żeby znało go jak najwięcej osób.
Dodany: 2018-09-25 14:44:02
Nie wspominam dobrze z czasów szkolnych...
Dodany: 2018-09-25 13:14:52
Po co te polityczne wtręty?