Bernard Minier: Lubię gry z czytelnikiem.
Data: 2013-05-23 16:25:36ZS: Pańskie książki cieszą się ogromną popularnością w Polsce, gdzie kryminał francuski jest raczej słabo znany. Czy zaskoczyła pana ta popularność w naszym kraju?
BM: Tak, jestem zaskoczony swoją popularnością, lecz nie tylko w Polsce, ale również w Niemczech, a to z tego powodu, że moje powieści są osadzone w mocno zdefiniowanej przestrzeni geograficznej. Ich akcja toczy się w Pirenejach, na północnym zachodzie Francji i dlatego zainteresowanie moim pisarstwem w tych miejscach Europy, gdzie opisywany przeze mnie rejon Francji nie jest dobrze znany, bardzo mnie dziwi.
ZS: Dwie pańskie książki, Bielszy odcień śmierci i Krąg łączą postaci głównych bohaterów. Porozmawiajmy chwilę o nich. Przyznam, że zaskoczyła mnie kreacja policjanta, Martina Servaza. To nie jest typowy „twardy glina”, raczej melancholik, człowiek o subtelnych zainteresowaniach: muzyka Mahlera (bardzo trudny kompozytor), zamiłowanie do literatury greckiej i łacińskiej… Skąd taki pomysł?
BM: Postać Servaza narodziła się w toku pewnej ewolucji, przychodziła po trochu. Nie chciałem stworzyć bohatera, który byłby typowym gliną - i to jest prawda: on nie patrzy na świat jak policjant. Spotkałem wielu policjantów, którzy wpisywali się w stereotyp, o którym pani mówi – „twardego gliny”, ale uważam, że rolą pisarza jest posługiwanie się czymś więcej niż tylko kliszami, oddawanie świata i ludzi tak skomplikowanymi, jak są oni w rzeczywistości.
Muszę dodać, że Servaza nie można postrzegać w izolacji od jego asystenta Vincenta Espérandieu. Tworząc swoich bohaterów, chciałem nakreślić jak najszerszy portret współczesnego społeczeństwa francuskiego. Planowałem, żeby bohaterowie byli nie tylko ludźmi, ale też symbolami, aby uosabiali pewne archetypy. Zainteresowania, które przypisałem Servazowi, nie są wybrane przypadkowo – on słucha Mahlera, interesuje się poezją starożytną, ponieważ uosabia konserwatystę, taką starą Francję w rozumieniu erudycji i klasycznego wykształcenia. Natomiast Espérandieu to jego druga strona, oni po prostu muszę występować w duecie. Espérandieu jest geekiem, czyta mangę, współczesną literaturę japońską, słucha muzyki Indii. Servaz, Espérandieu i wszyscy inni moi bohaterowie składają się na portret francuskiego społeczeństwa, tak szeroko nakreślony, jak tylko można.
ZS: Czyli ci dwaj bohaterowie, Servaz i Espérandieu to jakby dwie strony tej samej osobowości?
BM: Tak, to jest dychotomia, którą ja odnajduję również w sobie. Z jednej strony fascynuje mnie stary świat erudycji, konkretnego wykształcenie, umiejętności ukształtowanych w toku edukacji, ponieważ sam jestem samoukiem. Jednocześnie czuję przyciągania świata współczesnego, awangardy, ciągnie mnie do wszystkiego, co jest nowe.
ZS: I „wielki przeciwnik” Servaza – czyli Hirtmann, zbiegły ze szpitala psychiatrycznego seryjny morderca. Czy tylko ja mam tu literacko-kinowe skojarzenie z opozycjami Holmes-Moriarty oraz agentka Starling-Hannibal Lecter?
BM: Uważam, że fascynująca historia nie może istnieć bez dobrze napisanej postaci złego. I co ciekawe, kiedy pisałem książkę, postać Hirtmanna pierwsza pojawiła się w mojej głowie, nawet Servaz przyszedł później. Budując tę postać, chciałem pokazać przeciwnika, który nie jest do gruntu zły. Nie chciałem go separować od reszty społeczeństwa. W pewnym momencie powieści padają takie ważne słowa, że nie istnieje szczelna zapora, która odgrodziłaby świat ludzi dobrych od świata złych. To, co chcę przekazać poprzez tę postać, to wrażenie, że te małe grzeszki i te wielkie grzechy tak naprawdę nie bardzo się od siebie różnią. Nie chcę wykluczać morderców ze społeczeństwa, pragnę powiedzieć, że oni żyją wśród nas i są naszą częścią, i może mają z nami więcej wspólnego niż się wydaje.
ZS: Miejscem akcji Kręgu jest fikcyjne miasteczko uniwersyteckie, Marsac. Przyznam, że lubię książki o uczelniach, jak choćby Mały światek Lodge’a czy wiele powieści Johna Irvinga. Czy pan także jest związany ze środowiskiem akademickim? To są pańskie obserwacje? Czytałam, że pański ojciec wykładał…
BM: Tak, mój ojciec był nauczycielem, ale nie wykładał na uniwersytecie, lecz uczył w liceum. O tym świecie akademickim chciałem pisać już od bardzo dawna, choć osobiście na uniwersytecie nie spędziłem dużo czasu, studiowałem kierunki, których nie uważam za chwalebne i nie zostałem tam długo. Fascynuje mnie jednak ten świat erudycji, sam proces przekazywania wiedzy. Żałuję nie miałem na etapie akademickim możliwości poznania go lepiej, ale być może zauważyła pani, że w moich książkach pojęcie młodości jest wszechobecne. Mamy opuszczony ośrodek kolonijny w Bielszym odcieniu śmierci, mamy młodych ludzi, wchodzących w dorosłość w Kręgu. To, o czym chce pisać, to także związek pomiędzy pokoleniami i relacje między nimi, a osadzenie akcji powieści w takim środowisku mi na to pozwala.
Efekt, jaki chciałem osiągnąć w obu książkach, to wykreowanie swoistego mikrokosmosu, takiej małej społeczności, która byłaby odzwierciedleniem całego społeczeństwa. Nauczyciele, uczniowie - ten świat to dla mnie takie społeczeństwo w pigułce.
ZS: Podkreśla pan ciągle, że nie ma pan wykształcenia uniwersyteckiego, a pańskie książki są bardzo głębokie, niezwykle erudycyjne. Ogromnie podobają mi się gry z czytelnikiem, liczenie na jego inteligencję – poprzez odniesienia do literatury (poetów angielskiego romantyzmu chociażby), sztuki, muzyki, nie tylko tej klasycznej, ale i pop. Czy odbiorcy podejmują z panem tę grę? Ja muszę przyznać pod wpływem pańskich książek postanowiłam przekonać się do muzyki Mahlera i Marlin Mansona.
BM: Bardzo mnie cieszy, że pani to mówi, bo mam nadzieję, że moi czytelnicy podejmują ze mną tę grę! Żyjemy dzisiaj w świecie postmodernizmu, polegającym na tym, że powieść konstruują obie strony. Pozwala to połączyć te dwa światy, które wcześniej nie miały ze sobą tak bezpośredniego związku. Żyjemy w rzeczywistości, która jest w sposób naturalny intertekstualna. Tę intertekstualność można obserwować w każdej dziedzinie życia. Pisząc swoje książki, chcę zbudować świat wielostopniowy, w którym każdy czytelnik będzie mógł się odnaleźć i odkryć coś dla siebie, coś odpowiadającego jego kulturze, wychowaniu, wrażliwości czytelniczej. Tak, mam nadzieję, że jest to gra, którą prowadzimy wspólnie – ja i moi odbiorcy.
ZS: Mówi pan również w wywiadach, że bardzo ważna jest pierwsza mocna scena książki. Ta w Kręgu jest bardzo mocna i pozostająca w pamięci – lalki pływające w basenie. Czy to prawda, że taka scena nadaje powieści ton?
BM: Ta pierwsza scena jest dla mnie ważna, ponieważ to ona pozwala wejść do książki. Mogę porównać książkę do domu: najpierw znajdujemy się w sieni, a w hotelu w lobby, i to musi nas zachęcić, byśmy chcieli pójść dalej. Do tego służą mi więc te pierwsze sceny – żeby otworzyć mój dom przed czytelnikiem i wpuścić go "na pokoje". To, co lubię budzić w odbiorcach, to emocje. Wydaje mi się że naprawdę dobra literatura polega na prowokowaniu emocji w czytelniku, i mając taką pierwszą bardzo mocną scenę możemy te emocje łatwiej wywołać. Proszę pomyśleć o filmach, w których otwierająca scena jest zapowiedzią wszystkiego, co się będzie działo później, wprowadza w atmosferę filmu. Taki "film w pigułce". To samo chcę osiągnąć pierwszymi scenami moich książek.
ZS: I na koniec znaczenie tytułu ostatniej powieści – „krąg” to słowo wieloznaczne: kształt, okrąg, ale też grupa przyjaciół, nawet wyznawców lub wzajemnie wspierająca się sitwa. Jak ta wieloznaczność tytułu odnosi się do pańskiej powieści?
BM: Właściwie sama pani odpowiedziała na to pytanie… Wybierając taki tytuł, zależało mi na wydobyciu wieloznaczności tego słowa. Już sama konstrukcja powieści, jej forma, pewne powracające zdarzenia tworzą krąg. Widzę tu jeszcze jedno ważne dla książki znaczenie, związane z piłką nożną, która jak wiadomo też jest okrągła.
ZS: Chciałam jeszcze i o to zapytać. Akcja powieści toczy się podczas mistrzostw świata, mecze, oglądane przez bohaterów przeplatają się z wydarzeniami dotyczącymi tajemniczego i brutalnego morderstwa w Marsac. Zastanawiałam się nad znaczeniem piłki nożnej w pańskiej powieści. Mam wrażenie, że sugeruje tu pan jakieś etnologiczne znaczenie tego zjawiska – z jednej strony łączy ludzi: kibiców tej samej drużyny, a z drugiej wrogo usposabia do siebie fanów przeciwnych zespołów. Czy ta symbolika piłki nożnej ma znaczenie dla bohaterów?
BM: Nie można zapominać o tym, że ta powieść jest zbudowana wokół postaci Servaza, który jest wielkim czytelnikiem literatury starożytnej i jego pierwszą myślą, która otwiera ten temat w mojej książce jest sentencja Juwenalisa Chleba i igrzysk (panem et circenses). To jest konserwatysta, stary erudyta, który patrzy na ten festiwal i jego uczestników, nie rozumiejąc, dlaczego ludzie tyle z siebie wkładają w wydarzenia, zupełnie ich niedotyczące. Obserwuje to z pewnego oddalenie, nie rozumie idei tych zawodów. Ja nie postrzegam piłki nożnej jako czegoś, co ludzi łączy, wręcz przeciwnie. Dla mnie jest to raczej przedsięwzięcie finansowe, w które włożono mnóstwo pieniędzy, a można je było wykorzysta do innych celów. Przywołałem w mojej powieści piłkę nożną, również dlatego, by zaprezentować jedno ze znaczeń słowa „krąg”.
Ale trzeba pamiętać, że ta fascynacja piłką jest stara jak świat - już Seneka opowiadał o grach z użyciem piłki. Nazywał to sferomachią, a dzisiaj i ja o tym piszę.
ZS: Cóż, znakomicie wybrał pan w takim razie miejsce promocji swojej książki. Znajdujemy się na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie odbywały się mecze Mistrzostw Europy…
BM: Istotnie, to prawda. Jak pani widzi, znaczenie tytułu mojej powieści wciąż się rozszerza i gry z czytelnikiem, o których mówiliśmy, nieustannie się toczą, nawet w tej chwili. Bardzo mnie to cieszy.
ZS: Dziękuję za rozmowę!