Kryminały powinny być najważniejszym sortem literatury. Wywiad z Beatą i Eugeniuszem Dębskimi
Data: 2022-12-09 14:43:43– Kryminały powinny być najważniejszym sortem literatury, bo naprawdę dotyczą ogromnej części ludzkości: wilków i owiec. Nie powieści psychologiczne, opisujące dramaty jednostek, powinny otrzymywać Noble i Bookery, tylko dobre kryminały, uświadamiające ludzkości, że przeważająca liczebnie większość jest stale ciągle i okrutnie wykorzystywana przez bezwzględnych cwaniaków. Owce powinny sobie to uświadomić i bronić się. A wiedzę czerpać właśnie z kryminałów! – mówią Beata i Eugeniusz Dębscy, autorzy książki Śmierć druga.
fot. Łukasz Giza, Wydawnictwo Agora
Istnieje jakiś prosty sposób na to, by rozwiązać sprawę morderstwa?
To zależy, jak się morderca postarał (śmiech). Jak twierdzą zawodowcy, kluczowe są oględziny miejsca zbrodni i przesłuchanie świadków. No i, oczywiście, ten słynny „nos”, intuicja, umiejętność kojarzenia faktów, nieszablonowe myślenie i mamy zabójcę za kratkami.
Motyw, sposobność i główny podejrzany to nie wszystko? Czego jeszcze potrzeba, żeby dojść do prawdy na temat zabójstwa?
Dowodów. W końcu historia zna przypadki ludzi, którzy przypisali sobie najohydniejsze zbrodnie i trzeba było im udowodnić, że to nieprawda. Na pewno przyda się wiedza: kim była ofiara, jak żył domniemamy sprawca… Nie od rzeczy byliby świadkowie. Autor załatwia to łatwo-prosto, gorzej w realu!
W Śmierci drugiej, Państwa najnowszej powieści, bohaterowie próbują rozwikłać sprawę śmierci pewnego studenta. Często śledztwa, które początkowo wydają się dość proste, ostatecznie okazują się tymi najbardziej zawiłymi?
No pewnie! Musimy rozróżnić zabójstwo przypadkowe, incydentalne, popełnione w afekcie od zaplanowanych skrupulatnie morderstw. Zdradzana żona przejeżdża męża wziętym z wypożyczalni samochodem, nikt nie wie, że – mając swoją brykę – pożyczyła w określonym celu inną. Zdradzający mąż chce się pozbyć upierdliwej w swej miłości żony – wyskakuje z letniskowego domku na zakupy, a domek akurat w tym momencie wylatuje w powietrze, bo żona nie poczuła gazu sączącego się z butli. No i co z tego, że prowadzący sprawę podejrzewa męża czy jest przekonany, że żona jest sprawczynią? Trzeba doprowadzić do przyznania i sypnąć dowodami na stół.
Rozwiązując śledztwa najważniejsze jest, to być otwartym na nawet najmniej prawdopodobne scenariusze? A może odwrotnie – to właśnie najprostsze rozwiązania często okazują się tymi najlepszymi?
Sherlock Holmes mawiał: Drogi Watsonie, jeśli odrzucimy wszystko, co niemożliwe to to, co zostanie, choćby było nie wiadomo jak dziwne, musi być prawdą. Kryminał jest specyficznym gatunkiem i autorzy muszą się postarać, żeby trochę zagmatwać scenariusz, pograć z czytelnikiem w zgadywankę, podsuwać mu tak zwane „zimne tropy” i właśnie najmniej prawdopodobne scenariusze. Nasi czytelnicy są bardzo inteligentni i ciężko się z nimi gra, ale udało nam się kilku przechytrzyć.
Jak wygląda to w przypadku zamordowanego Rafała Góry ze Śmierci drugiej? Jego sprawa okazuje się zagwozdką dla służb, bo opiera się na poszlakach?
Bardziej chodzi o to, że służby są zawalone innymi sprawami, a Winkler, kompletnie przypadkowo, ale jednak, miał styczność z podejrzanym i denatem w firmie swojej partnerki Iwy. Malicki proponuje wypożyczenie sobie zdolnego dochodzeniowca, na dodatek uczciwego i, jak napisałem wyżej, w jakiś sposób zaangażowanego w sprawę. Maciej Malicki zdaje sobie sprawę z tego, że Winkler będzie bardzo pomocny dla śledczych.
Dlatego też ostatecznie dochodzi do tej współpracy.
Policja – uznajmy, że to organizm żywy, coś jak kolonia pszczół – ma świadomość, że skrzywdziła Tomasza i korzysta z okazji do naprawienia swojego błędu, nie przyznając się jednocześnie do niego. W literaturze kryminalnej policja nigdy nie przyznaje się do swoich błędów, wypaczeń i wykroczeń. No, taka już jest. Rój pszczół też nie odsuwa się, gdy miś sięga po miód.
W amerykańskich kryminałach policja wręcz sekuje prywatnych „człapów”. Przez połowę akcji bohater tłucze się z oprychami i ucieka policjantom, dopiero na końcu, gdy ratuje życie koleżance z komendy, posterunku czy biura – o, wtedy się go docenia! Może winą jest szeroki, obszerny i skomplikowany system amerykańskich służb wspierających sądy, nie sposób przebić się przez te wszystkie agencje, służby, departamenty, zrzeszenia, komisje i inne takie, co powoduje, że rywalizują ze sobą usilnie. Czasem wydaje się, że owa rywalizacja jest nadrzędnym celem istnienia służb, a to przenosi się na rywalizację prywatny łaps – państwowy policjant/agent/szeryf.
Tomasz w przeszłości pracował w policji, jednak musiał odejść z „firmy”. Mimo skomplikowanej przeszłości, wciąż współpracuje z policją. Policjantem pozostaje się cały czas – z odznaką czy bez niej?
Tak, to jest typ szeryfa, który nie otrzymuje wynagrodzenia, wsparcia, pomocy, ale sam, uzbrojony w dwa złote colty i gwiazdę, idzie w samo południe na spotkanie z bandą zapitych szczurów. Winkler stał się policjantem, bo chciał prostować te międzyludzkie relacje, które od pierwszych chwil świadomego współżycia ludzi, pierwotnych, rzecz jasna, były często, za często, takie: ktoś miał, bo pracował, inny nie pracował, a chciał mieć. Zatem zabijał i zabierał, bił i gwałcił/kradł/szantażował/wykorzystywał.
Kryminały powinny być najważniejszym sortem literatury, bo naprawdę dotyczą ogromnej części ludzkości: wilków i owiec. Nie powieści psychologiczne, opisujące dramaty jednostek, powinny otrzymywać Noble i Bookery tylko dobre kryminały, uświadamiające ludzkości, że przeważająca liczebnie większość jest stale ciągle i okrutnie wykorzystywana przez bezwzględnych cwaniaków. Owce powinny sobie to uświadomić i bronić się. A wiedzę czerpać właśnie z kryminałów!
W nowej sprawie pojawia się pewien problem – a może atut? – Winkler osobiście zna zarówno podejrzanego, jak i ofiarę. Personalne zaangażowanie śledczego w sprawę może pomóc czy zaszkodzić w jej rozwikłaniu?
Dokładnie nie wiadomo. Jeśli Winkler uzna, że zabił znajomy i ukryje to – będzie afera. Jeśli odkryje, że to nie znajomy zabił – będzie święto. Cóż… Poczytajmy?
Czy jednak nie jest tak, że śledczy nigdy nie są w stu procentach obiektywni, bo ich ocenę przesłaniają doświadczenia, stereotypy, kultura?
Tego nie wiemy. To indywidualna sprawa. Na pewno muszą pamiętać, że są w Policji nie po to, żeby raz w miesiącu odbierać wpływ na konto, zresztą te wpływy są takie, że nie mogą jedynym powodem pracy w organach ścigania. Skoro więc ktoś decyduje się na pracę w Policji, musi być świadomy, że oczekuje się od niego obiektywizmu, poświęcenia, poczucia sprawiedliwości, przedkładania interesu ogółu nad własny. Sądzę, że większość to potrafi.
Dobry detektyw potrafi oddzielić swoje emocje od twardych faktów i wskazówek, jakie czerpie z dowodów i poszlak?
Gdyby nie potrafił, to byłby przekonany o swojej wielkości i wyższości, a taki satrapa-szeryf raczej się społeczeństwu nie przyda. Zresztą Policja też ich nie lubi, przykładem są mandaty dla kierowców, którzy – zirytowani sposobem jazdy innych – usiłują sami „wyprostować” drogi tych gorszych. A tu zza krzaka patrol, i co? Pochwała? Nie, mandacik!
W Śmierci drugiej nie tylko Tomek i policjant Maciek Malicki mają nosa do zagadek kryminalnych. W śledztwo zaangażowane zostaje też… babcia Tomasza, Roma, a także jego druga połówka, Iwa. Ten duet ma zupełnie inne podejście do śledztwa niż policja?
To po prostu chwyt, mający ubarwić powieść, dać czytelnikowi chwilę oddechu, ale nie przerwy w czytaniu. Czytając, nie można – jak podczas reklam w serialach – pobiec do kuchni po kanapki czy piwo. Trzeba czytać, ale nerwom należy się odprężenie, a potem znowu – bach! Zresztą, kiedyś rozważaliśmy pseudonim Bezz Noody. Ksywki nie używamy, ale pamiętamy o naczelnym zaleceniu dla lekarzy: Najważniejsze – nie nudzić! Ktoś nazwał ostatnio Romę i Iwę aniołkami Winklera. Tak, czuwają nad nim po angielsku.
Detektywom-amatorom – zwłaszcza w powieściach kryminalnych – często udaje się dostrzec więcej niż stróżom prawa? W czym tkwi ich siła?
Nie mają nieudolnego szefa, który wdrapał się na stołek przy pomocy ojca-dziadka-żony-teścia. Są rozliczani od zadań, muszą więc działać. Mają jedną sprawę, a nie jedenaście włamów w dzielnicy i dwa pobicia w pociągu pełnym kiboli. Taki luz poszerza horyzonty.
Roma bardzo aktywnie angażuje się w śledztwo! Tę bohaterkę można byłoby nazwać polską panną Marple?
Mamy nadzieję, że nie. Bycie drugim Sherlockiem, drugą Miss Polonia, drugim Nickolsonem… To zawsze już niżej, prawda? Lepiej być pierwszą babcią Romą.
Zresztą, panna Marple jest główną postacią powieści, a Roma tylko amatorką, mocną aktorka drugoplanową.
Udział w powieści tej bohaterki, a przede wszystkim jej niepozbawiony ironii humor nie jest przypadkowy. To próba rozładowania napięcia typowego dla kryminałów?
To znowu krojenie intrygi „w piłę”: silne emocje – uspokojenie – wyluzowanie – kopniak w psyche! Czytelnika huśtamy, to wzmaga jego czujność, to go emocjonalnie buja, to powoduje (tak sądzimy), że kończy knigę i myśli: „Kurczę, ale było!”
W powieści nie brakuje także wątków typowo sensacyjnych, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach powieści. Na końcu zaś czytelnik otrzymuje… przepis kulinarny! Można powiedzieć, że Śmierć druga to poniekąd także swego rodzaju zabawa z gatunkiem, rozluźnianie sztywnych ram kryminału?
Wszystko już było, rzekł Ben Akiba… Jeśli wydaje się w Polsce 450 kryminałów w roku, a każdy autor chce być sławny, bogaty, kochany – co robi? Szuka dla siebie pola, wymyśla albo przerażające zbrodnie, albo paskudnych zboków/dewiantów/psychopatów, albo kosmiczne intrygi, albo pisze w pierwszej, drugiej, trzeciej osobie, w czasie przeszłym, teraźniejszym… Każdy robi coś, co ma go wypchnąć z masy 450 autorów i ustawić na czele tego tłumu. My postanowiliśmy wykorzystać to, co mamy: nasze kulinarne umiejętności – bo je mamy, to widać. Dlatego Winkler będzie serwował w każdym tomie przepisy, jak to się modnie nazywa: „nieoczywiste” albo takie, które nam służą czy nie służą. Taki mikroskopijny bonus dla cierpliwego czytelnika. Podkreślam: czytelnika, bo okazało się, że w audiobooku nie bardzo można po finałowej emocjonującej scenie kazać lektorowi lekkim głosem intonować: Kupujemy więc kilogram ładnej pieczeniówki… Uwaga więc: kto chce przepisu, musi go przeczytać – albo na papierze, albo w czytniku. W słuchawkach przepisu na ragout nie ma!
W podobnej konwencji utrzymane będą kolejne Państwa powieści?
Na razie uważamy, że nic lepszego do głowy nam nie przychodzi, będziemy więc szyli wedle dobrze, chyba, skrojonego szymla, a jak coś innego, równie nam miłego wykroimy – podzielimy się. Zresztą, nie było tradycyjnego pytania o kolejne tomy, więc odpowiemy: kolejny Winkler w drugiej połowie 2023 roku, a w przerwie między Winklerami inna powieść, równie gatunkowa, w tym samym czasie się dziejąca, z postaciami, które już gdzieś kiedyś wystąpiły, ale i bez postaci, które gdzieś kiedyś wystąpiły. Dla zwierzolubnych czytelników będzie coś naprawdę specjalnego! Stay tuned!
Powieść Śmierć druga kupicie w popularnych księgarniach internetowych: