Bez lukrowania i „różowych okularów". Wywiad z Anną Stryjewską
Data: 2019-02-15 14:18:18– Wiele osób zarzuca mi, że piszę zbyt smutne historie, zbyt dużo w nich cierpienia i upadania. Ale tak wygląda życie bez lukrowania i „różowych okularów". Zależy mi na tym, aby moje pisanie coś niosło – choćby małą refleksję, zadumę nad życiem… – mówi Anna Stryjewska, autorka powieści Chłopiec z ulicy Wschodniej.
Od czasu naszego ostatniego wywiadu, kiedy rozmawialiśmy przy okazji premiery książki Głowa do góry, Matyldo, minęły trzy lata. W tym czasie chyba sporo się u Pani wydarzyło...
Tak, od Matyldy wszystko się zaczęło. Można powiedzieć, że zaistniałam jako autor – spotkania z Czytelnikami, Targi Książki… aż wreszcie nawiązanie współpracy z Wydawnictwem Szara Godzina, której owocem są trzy kolejne publikacje, tym razem kierowane do dorosłych. Moje wielkie marzenie o pisaniu nie tylko do szuflady zaczęło się spełniać.
Ale nie zmieniło się z pewnością to, że Pani bohaterowie, pomimo trudnej przeszłości, walczą o swoje marzenia... O swoje marzenia mimo własnych ograniczeń walczyła Matylda, z niełatwą przeszłością zmagała się bohaterka Pocałunku morza...
Właśnie ta droga, którą idziemy, dążąc do realizacji marzeń, nas kształtuje. Ta determinacja, upór, drobne sukcesy, wielkie porażki, konsekwencja w tym dążeniu powodują, że stajemy się coraz bardziej świadomi samych siebie, coraz bardziej odporni na ciosy i potknięcia. Patrycja szła do przodu małymi kroczkami, mimo przeciwności losu, Matylda z kolei szukała przyjaźni, pomagała innym choć sama potrzebowała pomocy.
Wiele osób zarzuca mi, że piszę zbyt smutne historie, zbyt dużo w nich cierpienia i upadania. Ale tak wygląda życie bez lukrowania i „różowych okularów". Zależy mi na tym, aby moje pisanie coś niosło – choćby małą refleksję, zadumę nad życiem… Poza tym zawsze zostawiam nutę optymizmu, która czasem wybrzmiewa całą gamą. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie piszę dla wszystkich. Ktoś, kto oczekuje lekkiej, przyjemnej literatury, nie sięgnie po moją książkę.
Powiedziałaby Pani, że wszyscy mamy niełatwą przeszłość?
Wszystko zależy od tego, z jakiego miejsca zaczynamy i czy jest ktoś w pobliżu, kto w danej chwili może nam podać rękę, kiedy się potkniemy. Nie każdy ma skomplikowaną sytuację i trudną przeszłość. Niektórzy mają zdecydowanie łatwiejszy start, lecz to nie znaczy, że zajdą dalej i będą bardziej szczęśliwi od osoby, której los rzucał pod nogi same kłody. To jest ta przewrotność naszego życia. Dużo zależy od charakteru danej osoby, siły woli, determinacji w dążeniu do celu, wreszcie – środowiska, które ją w pewnym stopniu ukształtowało.
W Pani powieści Mistrzowie życia ambicje głównych bohaterów, ich marzenia były zbyt wielkie – tak wielkie, że ich zniszczyły...
Dokładnie to, o czym pisałam wcześniej. Bohaterowie mojej powieści to młodzi ludzie z dobrych domów, którym niczego nie brakowało. Mieli wszystko podane na tacy, a i tak nie ustrzegli się przed błędami. Zniszczyły ich ambicje, próżność, egoizm. W przypadku niektórych – słaby charakter. Ich wyobrażenie o życiu całkowicie nie pokrywało się z rzeczywistością. Może nie zostali na to odpowiednio przygotowani?
A w tle te niezwykłe lata dziewięćdziesiąte... Nostalgia? Dużo swoich wspomnień przeniosła Pani na strony tej powieści?
Lata dziewięćdziesiąte to moja wczesna młodość. Czas transformacji, czas euforii, zachłyśnięcia się kolorowym, plastikowym światem, znanym nam tylko z widokówek, telewizji i opowieści innych. Niektórym wydawało się, że świat leży u ich stóp, zwłaszcza u stóp ludzi nie bojących się ryzyka i przedsiębiorczych. Pieniądze leżą na ulicy, wystarczy się pochylić i je podnieść – to słynne powiedzenie z tamtego okresu. To złudzenie kosztowało czasem wiele gorzkich rozczarowań. Byłam w centrum tych wydarzeń. Jedne firmy odnosiły sukces, inne plajtowały, rozgrywały się wielkie dramaty. Miałam więc gotowy materiał do książki.
Wtedy rodziły się wielkie kariery i biznesy..
Na moich oczach rodziły się wielkie fortuny, które przetrwały do dziś. Ogromne targowiska i centra odzieżowe pod Rzgowem słynne są na całą Polskę. Tam poza codziennym handlem odbywają się pokazy mody, imprezy kulturalne, kwitną biznesy małe i większe. Tamten czas i drobny, raczkujący wówczas handel stał się trampoliną do wielkich karier w biznesie. Ludzie zaczynali od przysłowiowej jednej maszyny w garażu czy stolika na rynku. Dziś to właściciele luksusowych hoteli, eleganckich restauracji czy firm deweloperskich.
O swoje marzenia walczy też Gabriel, bohater Chłopca z ulicy Wschodniej, on jednak jest w szczególnie trudnej sytuacji. Jego ojciec jest alkoholikiem, który swoje frustracje wyładowuje na żonie i synu. W jaki sposób przygotowywała się Pani do zmierzenia się z problemem alkoholizmu? Bo opisuje go Pani w sposób bardzo wiarygodny.
Alkoholizm to, niestety, bardzo powszechny, bolesny problem. Miałam, niestety, okazję się z nim zmierzyć, bo dotknął osoby w moim najbliższym otoczeniu. Alkoholizm ma wiele twarzy, choć nie zawsze jest powiązany z agresją. To straszna choroba, która niszczy nie tylko daną osobę, ale także wszystko wokół: rodzinę, uczucia, wzajemne zaufanie. Trudno pomóc osobie uzależnionej, jeżeli ona sama nie przyzna się do problemu i nie będzie chciała przyjąć tej pomocy. Inaczej jest to walka z wiatrakami.
Ciekawa jest postawa matki Gabriela, która z jednej strony pragnie chronić swojego syna, z drugiej jednak nie ma odwagi, by ostatecznie odciąć się od uzależnionego męża. Zna Pani takie kobiety?
Takich kobiet jest bardzo wiele. Myślę, że to klasyczny przykład współuzależnienia, czyli nieświadomego przejęcia odpowiedzialności za nałóg, co jest spowodowane wyolbrzymionym poczuciem winy, wstydem, niską samooceną, a także lękiem przed nieznanym. Taka osoba wypracowuje w sobie cały system rozwiązań, które w nienormalnej sytuacji umożliwią jej przetrwanie. Jednocześnie łatwo ulega manipulacji, usprawiedliwia agresję męża, poświęca własne aspiracje, biorąc całą odpowiedzialność na siebie, a – co gorsza – zaprzecza temu, co się dzieje. Mimo toksycznej relacji, nie wyobraża sobie innego życia dla siebie i swojego dziecka.
O wiele bliższy właściwej oceny sytuacji jest sam Gabriel, będący – wydawałoby się – tylko dzieckiem.
Gabryś od początku potrafił odróżnić dobro od zła. Nie mógł zrozumieć wielu decyzji matki, która nie umiała wyrwać się z piekła, choć los dał jej szansę. Jako dziecko nie miał jednak wyboru, poza tym był zbyt silnie związany z matką.
Dzieci w ogóle widzą dużo więcej niż myślimy?
Tak, są bardzo wnikliwymi obserwatorami, dlatego dorośli powinni kontrolować swoje zachowania, aby nie dawać dzieciom złych wzorców. Środowisko, w którym się wychowują, ma ogromny wpływ na ich rozwój. Szybko się uczą, naśladują, a przy tym są rozbrajająco szczere.
Sąsiedzi też widzą więcej, ale nie reagują. A jednak nie potępia ich Pani do cna...
W swoich powieściach kreślę postaci, pewne zachowania, ubieram w słowa wydarzenia, sytuacje wynikające z obserwacji i własnych przeżyć. Opisuję to, co mnie inspiruje, porusza do głębi, z czym wiele razy nie mogę się pogodzić. Staram się przy tym nie potępiać, nie osądzać, nie wydawać wyroków. Sądy i opinie pozostawiam Czytelnikom.
Ale myśli Pani, że interwencja sąsiadów mogłaby w tym przypadku coś zmienić?
Na pewno, ale ludzie z założenia nie chcą się wtrącać – z różnych powodów. Jedni są zajęci swoimi sprawami i wolą udawać, że niczego nie dostrzegają, inni boją się zemsty oprawcy, a jeszcze inni nie chcą donosić na „swoich”. W niektórych środowiskach panuje zmowa milczenia i w pewnym sensie przyzwolenie na takie zachowania. Okrutne, ale prawdziwe. Ludzie interweniują dopiero wówczas, kiedy dochodzi do tragedii. Tylko że wtedy zwykle bywa za późno. Wcześniejsza reakcja mogłaby zapobiec niejednemu nieszczęściu. Zdarza się jednak, że osoba współuzależniona nie przyznaje się do przemocy, a wszelką interwencję z zewnątrz odbiera jako atak na jej rodzinę. Z takimi przypadkami również się spotkałam.
W Chłopcu z ulicy Wschodniej pojawiają się elementy metafizyczne czy magiczne. Czy to jedynie Pani odpowiedź na realizm magiczny, zabieg literacki, czy raczej coś więcej?
Taki zabieg zastosowałam w konkretnym celu. Chciałam w ten sposób powiedzieć, że kiedy wydaje nam się, że nie ma już nic, kiedy zaciskamy zęby z bezsilności, wtedy istnieje jeszcze coś więcej. Jakaś nadprzyrodzona siła, która pozwala nam wznieść się ponad całe zło tego świata i uwierzyć, że kiedyś przyjdą dobre chwile. I ta wiara, ta nadzieja jest tą niewiarygodną mocą przetrwania nawet najgorszego. W tym wypadku to anioł, który wyprzedza pewne wydarzenia i pojawia się dokładnie wtedy, kiedy Gabryś potrzebuje tego najbardziej, kiedy zawodzą go najbliżsi. Bohater mojej książki to nadwrażliwy, mądry chłopiec, którego siła marzeń zawiodła dalej, niż mógł przypuszczać. Dlatego zawsze miejmy odwagę marzyć i walczyć o to, co wydaje nam się niemożliwe.
Chłopiec z ulicy Wschodniej to bardzo „łódzka” historia – dużą wagę przykłada Pani do opisania konkretnego wycinka tego miasta i jego charakteru...
W tej powieści skupiłam się na konkretnym środowisku i pewnej enklawie nie cieszącej się dobrą sławą – robotniczej dzielnicy, która po wielkich zmianach gospodarczych, w tym zamknięciu łódzkich fabryk, została bez pracy. Szerzyły się bieda i bezrobocie, szerzyła się przestępczość. Opisane wydarzenia są sprzed ponad dekady. Może właśnie dlatego wizerunek Łodzi nieco ucierpiał, choć jednocześnie chciałam tu przemycić parę ciekawostek o tym mieście. A jest ich naprawdę dużo.
Łódź za sprawą literatury popularnej raczej ostatnio nie cieszy się dobrą sławą. To już nie jest „ziemia obiecana”, niedawno pół miasta spaliła Katarzyna Bonda w Lampionach, u Pani również dawne robotnicze dzielnice nie są bezpieczne ani dla obcych, co nie byłoby dziwne, ani nawet dla mieszkańców – także tych, którzy są zaangażowani w pomoc innym...
Obecnie Łódź to dynamicznie rozwijające się miasto, które z dnia na dzień piękniejące w oczach. Odnawia się zaniedbane przez lata kamienice, zabytkowe pałace, odkurza się jego piękną fabrykancką historię. Napisałam o tym w swojej najnowszej powieści.
Ulica Wschodnia i dochodzące do niej boczne uliczki znalazły się w projekcie rewitalizacji miasta. Niedługo po dawnych, zaniedbanych podwórkach, obdrapanych klatkach schodowych i elewacjach nie będzie już śladu, kamienice będą podłączone do sieci ciepłowniczej, niektóre miejsca dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych. Zrobi się ładnie, czysto i ekologicznie. Na pewno przy okazji nastąpi wymiana pewnych grup społecznych. Ale czy zmieni się mentalność niektórych mieszkańców, czy zmaleje przestępczość? To się dopiero okaże…
Dodany: 2019-02-22 00:06:06
Czas zapoznać się z twórczością tej pani.
Dodany: 2019-02-18 11:45:54
Jeszcze nie miałam okazji poznać twórczości autorki :)
Dodany: 2019-02-18 08:30:25
Nie znam twórczości autorki.
Dodany: 2019-02-16 15:07:59
Nie znam twórczości tej autorki, ale z chęcią przeczytałabym "Chłopca z ulicy Wschodniej".
Dodany: 2019-02-15 18:18:48
Nie czytalam, ale plan jest na "chłopca z ulicy Wschodniej"
Dodany: 2019-02-15 17:28:13
Nie znam pisarki ale mam w planach przeczytać "Chłopca z ulicy Wschodniej".
Dodany: 2019-02-15 15:35:41
Nie znam jeszcze twórczości autorki, ale po przeczytaniu wywiadu zapewne zdecyduję się na powieść pani Anny. Jestem szczerze zaintrygowana.
Dodany: 2019-02-15 14:25:04
Właśnie skończyłam "Chłopca z ulicy Wschodniej" - przepiękna książka, niezwykle prawdziwa i wzruszająca.
Bardzo polecam!