Dorastanie to tworzenie samego siebie. Wywiad z Agnieszką Rautman-Szczepańską

Data: 2022-10-21 14:47:07 Autor: Magdalena Galiczek-Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Dorastanie to tworzenie samego siebie. Wywiad z Agnieszką Rautman-Szczepańską z kategorii Wywiad

– Wszystkie moje książki tworzę, wypełniając czytelniczą lukę, jakiej doświadczałam jako dziecko. Brakowało mi bohaterek, z którymi mogłabym się identyfikować. Robię też coś, o czym nikt wtedy nie pisał. Pokazuję dzieciom (a pewnie i niejednemu dorosłemu), jaka siła tkwi w ich własnych umysłach – mówi Agnieszka Rautman-Szczepańska, autorka książki Uniwersytet Pani Bajki.

Uniwersytet Pani Bajki to polski Hogwart czy Akademia Pana Kleksa w wersji 2.0? 

Nie wiem, czy mogę to przyznać publicznie, ale Harry’ego Pottera nie czytałam, natomiast wychowałam się na Akademii Pana Kleksa. Jako dziecko, jeżdżąc z koleżankami po osiedlu na rowerach, śpiewałam piosenki z filmu, mając na twarzy piegi zrobione ze skrawków wycinanek. Już wtedy zastanawiałam się nad tym, dlaczego taką fajną szkołę mieli tylko chłopcy i jakie to było okropnie niesprawiedliwe. Napisałam Uniwersytet… z myślą o mojej córce, ale chyba trochę też dla siebie z tamtych lat, w odpowiedzi na pominięcie mnie i moich koleżanek w szkole pana Ambrożego. Wszystkie moje książki tworzę, wypełniając czytelniczą lukę, jakiej doświadczałam jako dziecko. Brakowało mi bohaterek, z którymi mogłabym się identyfikować. Robię też coś, o czym nikt wtedy nie pisał. Pokazuję dzieciom (a pewnie i niejednemu dorosłemu), jaka siła tkwi w ich własnych umysłach.

Prymusi są nudni?

„Prymus” i „nieuk” to tylko szkolne etykietki, które stygmatyzują i segregują dzieci. Dobrzy uczniowie są po prostu często bardzo obowiązkowymi perfekcjonistami, zwykle wynoszącymi te cechy z domu. Nie mają czasu na spontaniczność (no chyba, że są geniuszami i chłoną wiedzę w dwie minuty). Ale jak im dać więcej przestrzeni, nie obciążać tym, że muszą być we wszystkim najlepsi, tylko pozwolić znaleźć to, co lubią, są w stanie zadziwić fantazją. Myślę, że to od nas, rodziców, zależy, czy będziemy tworzyć „maszynki do uczenia się”, czy też myślących i szczęśliwych ludzi.

Dlaczego wielu dorosłych odbiera dzieciom fantazję i spontaniczność? Czy zapomnieli już, jak to jest być dzieckiem?

Żyjemy w świecie produktywności i wiecznego braku czasu, a jednocześnie pokazowej rzeczywistości social mediów, gdzie wszystko musi być perfekcyjne. Nie ma tu miejsca na zbieranie szarych kamyków, bo są niefotogeniczne, a tak zwane „kreatywne mamy” godzinami przygotowują rekwizyty do zabaw i realizują piękne scenariusze z użyciem tysiąca gadżetów i pomocy pedagogicznych. Tam nie ma przestrzeni na spontaniczną zabawę patykiem czy pacynką ze szmatki. Rzeczy „na niby” są zastępowane gotowymi zabawkami, które są miniaturami wziętymi żywcem z dorosłego świata. Z kolei szkoła realizuje treści nie zawsze przystające do nowoczesności i często ma za zadanie ociosać młodzież, by stała się posłusznym społeczeństwem.

Magia i nauka mają ze sobą dużo wspólnego?

Oczywiście. Nauka to magia. Nieograniczony potencjał ludzkiego mózgu to magia. Ilość informacji, jaką może on przyswoić i wykorzystać, jego plastyczność, są po prostu urzekające. Oglądałam ostatnio filmik wykonany z użyciem jakiejś ultraszybkiej kamery i hipernowoczesnego mikroskopu elektronowego (udostępniony przez Uniwersytet w Berkeley), obrazujący wyładowania w neuronach myszy – wypustki komórki nerwowej rozświetlały się jak kolorowe, fluorescencyjne błyskawice. To było piękne i niepojęte zarazem. Magia.

Co bardziej przydaje się w życiu: wiedza czy wyobraźnia?

Jedno i drugie. Wiedza bez wyobraźni będzie tylko stosem reguł, wzorów czy wytycznych. Bez kreatywnego myślenia nie da się jej zastosować w życiu, gdzie trzeba wiedzę przełożyć na praktyczne działania, nie mówiąc już o sytuacjach, gdy jesteśmy zmuszeni improwizować, radzić sobie z nieprzewidzianymi zdarzeniami. Poza tym wyobraźnia przydaje się do kalkulacji ryzyka podejmowanych działań i oceny konsekwencji. No i jeszcze ważna funkcja fantazji – może być naszą odskocznią od codzienności, farbką do pokolorowania zwykłych dni, dzięki czemu będą pełne małych zachwytów.

Na Uniwersytecie Pani Bajki uczy się nie tylko tego, jak korzystać z wyobraźni, ale – przede wszystkim – jak uwierzyć w siebie...

To podstawowa umiejętność, której brakuje również tak wielu dorosłym. I nie chodzi tu o frazesy typu „jesteś super” i „możesz wszystko”, tylko o taki rodzaj spokojnego zaufania do siebie, który często nabywamy dopiero z wiekiem, a który przydałoby się zaszczepiać już dzieciom. Taką pewność, że dadzą sobie radę. Najlepiej przez wyposażenie ich w poczucie sprawstwa. A także przez uczenie, w jaki sposób mogą same regulować swoje myśli.

Wyjazd Basi na Uniwersytet Pani Bajki to okazja do podróży w głąb siebie? To dla dziewczynki lekcja odkrywania, kim tak naprawdę jest?

Dokładnie tak. Na tym polega dorastanie. Ale użyłabym tutaj raczej słowa „tworzenie” zamiast „odkrywanie”, ponieważ sami jesteśmy w stanie zbudować siebie. Podobnie, jak sami piszemy scenariusz własnego życia.

Pani Bajka to świetna psycholożka?

Tak Pani sądzi? Dla mnie to przyjazna, trochę zakręcona opiekunka dziecięcych umysłów. Rodzaj czarodziejki, pokazującej moc myśli i słów.

Jak sprawić, by każde dziecko trafiło na jej Uniwersytet?

Podarować mu książkę od Zielonej Sowy. A tak na serio: być rodzicem, który nie stara się na siłę dziecka formować, ale po prostu mu towarzyszy. Mając samemu otwartą głowę. Wybierając szkołę, w której dziecko będzie mogło się realizować, a nie tylko zbierać punkty. Samemu pozwolić sobie na spontaniczność, ubłocone buty czy gafy. Pokazać, jak cieszyć się światem. Nie proponować kolejnego gadżetu, tylko wspólny spacer. Być. I słuchać, a – przede wszystkim – usłyszeć.

Pani Bajka jest feministką? Uczy dziewczynki jak powinny walczyć o swoje prawa?

Przywraca po prostu zaburzoną równowagę. Połowa ludzkości to kobiety, a w literaturze dziecięcej (oprócz książek o postaciach historycznych czy współczesnych osobowościach) ciągle brakuje zdrowych dziewczęcych wzorców. Nie chcę, by w XXI wieku moja córka nadal czytała bajki o księżniczkach czekających na królewicza albo też o złych królowych czy wiedźmach w rodzaju zjadającej dzieci, Baby Jagi. Wolę, gdy w baśniach dziewczyny same nabierają siły, a z pomocą przychodzą im mądre kobiety. No i jeszcze uczą się przy tym siostrzanej solidarności.

Umiejętność skupienia na sobie, nauka poczucia własnej wartości, wiara w siebie, wolność i swoboda myślenia, niczym nieograniczona kreatywność - tego uczy Pani Bajka. Czy tego uczy się też w polskich szkołach?

Na pewno nie uczono tego, gdy ja byłam w wieku Basi, bohaterki Uniwersytetu... Jak jest obecnie, nie wiem, bo moja córka chodzi do szwedzkiej szkoły, ale z tego, co słyszę i obserwuję z daleka, nie są to chyba – zwłaszcza w ostatnim czasie – wartości nadrzędne. Sądzę jednak, że coraz więcej jest dobrych, choć ciągle prywatnych, miejsc realizujących te zasady. Pojawiają się szkoły w modelu podobnym do Summerhill, które buduje się na fundamentalnej zasadzie, by zaufać dzieciom, na ich naturalnej ciekawości świata i kreatywności. Chociaż nie musimy wcale zerkać w stronę Wielkiej Brytanii, mamy przecież swój rodzimy wzorzec w postaci pedagogiki Janusza Korczaka, z której powinniśmy czerpać garściami. Jest w Polsce wielu zapalonych nauczycieli z prawdziwego zdarzenia, pracujących w systemie oświaty, dających dzieciom to, co najlepsze, na przekór systemowi właśnie. Rodzice często też wybierają edukację domową, więc jest chyba nadzieja na lepsze.

Czy Twardogłowy i Minister – negatywni bohaterowie Pani książki – mają swoje pierwowzory w rzeczywistości?

Smutne jest to, jak się wielu czytelników domyśli, że nie są to pojedynczy ludzie. Wielu z nich znamy z bliższego czy dalszego otoczenia, a nawet z telewizji. Zarówno obecnie, jak i w przeszłości, na różnych etapach historii. Każde czasy mają swoich Twardogłowych.

„Kuźnie" Twardogłowego to zatem nie tylko wytwór Pani wyobraźni? 

Właśnie.

Czasem dajemy się omamić poglądom, rządzący wmawiają nam nieprawdziwe informacje. Nasz myślenie staje się „kanciaste", a my sami zamieniamy się w marionetki. Jak nie dać tak sobą manipulować?

Mój nauczyciel historii w szkole średniej powiedział ważną rzecz, którą zapamiętałam na całe życie: sprawdzajcie zawsze źródła, z których korzystacie. Nie ufajcie wszystkiemu, co napisano czy powiedziano. Moją córkę sztokholmska szkoła uczyła o byciu krytycznym w stosunku do źródeł informacji już w trzeciej klasie podstawówki (no, ale to pewnie z powodu tego, że żyjemy w świecie internetu). Najważniejsze jest staranne wybieranie tego, czym karmimy swoje oczy i uszy. Trzeba nauczyć się trudnej sztuki oddzielania faktów od interpretacji, zwłaszcza gdy coraz częściej bezpardonowo mówi nam się, jaka jest rzeczywistość, nieustannie ją komentując w ten czy inny sposób. Powinniśmy częściej zadawać sobie pytanie, czy to, co słyszymy, na pewno jest prawdą? Poddawać w wątpliwość. A – przede wszystkim – zdobyć się na odwagę posiadania własnego zdania.

Wielokrotnie podkreśla Pani, że słowa mają wielką moc. Gdyby miała Pani w kilku słowach wyjaśnić, co chciałaby Pani przekazać swoim czytelnikom, powiedziałaby Pani…

Twoje życie to Twoja bajka.

Właśnie: każdy z nas pisze własną bajkę. Jak sprawić by miała ona szczęśliwy przebieg?

Zaufać sobie. Wszystko, czego potrzebujemy do szczęścia jest już w nas. Reszta to tylko okoliczności i scenografie.

Czy wrócimy jeszcze na Uniwersytet Pani Bajki? Czy poznamy kolejne przygody Basi? 

Bardzo na to liczę…

Agnieszka Rautman-Szczepańska jest lekarką, specjalistką w zakresie medycyny rodzinnej, ale też poetką, pisarką, rysowniczką, która często ilustruje własne publikacje. Dotychczas wydała m.in. książki: Królowa wróżek, Trzecie oko, Wyprawa po magiczny lek, Drużyna szeptunek czy Niezwykła podróż Aurory.

Powieść Uniwersytet Pani Bajki kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.