Bronowice po Wyspiańskim

Data: 2013-11-21 09:23:51 Autor: Beata Bednarz
udostępnij Tweet

W ogóle Bronowianie mali to »ludek« bardzo ciekawy

 

Bronowice Małe to dawna podkrakowska wieś, która zasłynęła dzięki literackiemu dziełu Stanisława Wyspiańskiego. Na przełomie XIX i XX w. w tutejszym świecie artystycznym narodziła się Młoda Polska. Malowniczo położoną wieś odwiedzało wtedy wielu artystów. Rozrzucone po pagórkach chaty, pola, dworki, dwa stawy z rechoczącymi żabami... Idealny polski krajobraz. Nic dziwnego, że Bronowice cieszyły się dużą popularnością wśród twórców szukających inspiracji. Mieszkał tu między innymi malarz Włodzimierz Tetmajer, który uwieczniał urodę i zwyczaje tutejszych mieszkańców. W 1890 roku ożenił się z córką chłopa z Bronowic Małych, Anną Mikołajczykówną. Cztery lata później zamieszkali w zbudowanym przez Tetmajera na polu teścia drewnianym dworku. W 1903 roku małżonkowie wyprowadzili się z niego, gdyż kupili w pobliżu stary pofranciszkański dom z gankiem i z dużym ogrodem. To właśnie obecna Tetmajerówka.

Podobnie jak Włodzimierz Tetmajer z córką chłopa, Jacka Mikołajczyka, ożenił się poeta i dramatopisarz młodopolski Lucjan Rydel. W 1912 roku zamieszkał w Bronowicach, w dworku, który zakupił od Tetmajera. Dziś określa się go mianem Rydlówki.

Wdowa po wnuku Lucjana Rydla przytacza w swej książce wiele uroczych i szerzej nieznanych anegdot związanych z rodzinami Tetmajerów i Rydlów. Na przykład po przyjeździe do Tetmajerów (prawdopodobnie po wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku) marszałka Francji i Polski, Ferdynanda Focha, zaginęła solniczka z tamtejszej karczmy, nad czym ubolewał jej właściciel Jan Konarski. Wołał on wówczas za odjeżdżającą świtą: „Foch mi solnickę wziął!”. Rydlowa zastanawia się: może adiutant zostawił solniczkę u Tetmajerów i wróciła do właściciela, a może pojechała z marszałkiem Fochem do Francji - milczy o tym historia. Przypomina też krążące w rodzinie powiedzonka i ich genezę, np. słowa „Ola, Ola, jaka piękna sunia” (nie „suknia”, gdyż oficer francuski, który w ten sposób chwalił krakowski strój Jadwigi Rydlowej w trakcie przyjęcia u Włodzimierza Tetmajera, nie był w stanie wymówić tego wyrazu) albo „Dość, dość tej przeklętej bajki”.

 

Wieś niezwyczajna

 

Bronowice nigdy nie były zwyczajną wsią. Stało się tak z wielu względów - choćby dlatego, że od 1294 roku należały do dóbr kościoła Mariackiego, co zadecydowało o tym, że przez wieki wieś była ściśle związana z Krakowem. Bronowianie mieli wspaniałą parafię, ale brakowało im kościoła aż do 1949 roku, co przyczyniło się do wczesnej laicyzacji mieszkańców wsi. Mimo tego w wielu rodzinach chłopskich, w tym Trąbków, z której pochodzi Maria Rydlowa, dzieci wychowywane były w miarę religijnie. Zapamiętała Rydlowa, jak z okazji sierpniowego Święta Matki Bożej Zielnej, wyruszały z Bronowic złożone przeważnie z kobiet i dziewcząt pielgrzymki piesze do Kalwarii Pacławskiej. Kalwarianki niosły przez wieś splecioną z choiny, przystrojoną bibułkowymi kwiatami girlandę. Obwieszone były różańcami z ciasta udekorowanymi kolorowymi bibułkami. Każde dziecko, marząc o takim różańcu z ciasta, pilnie wypatrywało powrotu pielgrzymów.

O przewrotnej pobożności ludzi bronowickich świadczy opowieść o Józefie, którego nazwisko pani Maria przemilczała, bo, jak pisze, żyją jego wnuki i prawnuki. W niedzielny poranek wyprowadzał w pole bydełko i śpiewając godzinki, pasł je w cudzej koniczynie. Przypolował go właściciel, zaszedł od tyłu i przejechał lagą przez plecy. Po tym niespodziewanym ataku ustał śpiew, a pobożny pasterz wzniósł oczy ku niebu i modlił się za swego prześladowcę: „Panie, odpuść, bo nie wiedzą, co czynią”.

 

Ładne dziewki w Bronowicach 

W przedwojennych Bronowicach Małych na środku wsi znajdowały się staw i Susułowa kapliczka, którą można podziwiać do dziś. Po drugiej stronie gościńca ulokowana była karczma (przy obecnej ulicy Włodzimierza Tetmajera), niegdyś dzierżawiona przez Hirscha Singera. W karczmie Singera rozprawiano o sztuce, polityce lub tańczono, tu artyści nawiązywali znajomości z wiejskimi dziewczynami. W Małopolsce słynne były w Bronowicach ładne dziewki, gosposie z uśmiechem na licach… – czytamy w poemacie Tetmajera Racławice.

Bronowickich chłopów cechowało awanturnicze usposobienie, najczęściej kłócili się o zaoraną miedzę, jedną skibę, czasem dochodziło do bójki. Mimo to wieś była jedną wielką rodziną - i to nie tylko dlatego, że wszyscy się znali. Jej mieszkańcy potrafili być dla siebie nawzajem życzliwi i z przymrużeniem oka patrzeć na ludzkie słabości.

Jeden z bronowskich obyczajów nakazuje składanie wizyt z tradycyjną półlitrówką wyborowej, a obiady składały się na przykład z żura z ziemniakami lub spółki, czyli grochu z kaszą: coś pysznego, zwłaszcza ze skwarkami, jak deklaruje pani Maria.

Bronowianie od zawsze lubili rozprawiać na tematy polityczne. Owo trwałe i duże zainteresowanie polityką to, według Rydlowej, dziedzictwo po Wolnym Mieście Krakowie, w którego obrębie znajdowała się wieś, a także autonomii Galicji i Lodomerii. Było nad czym się zastanawiać, bo otaczająca, czasami złowroga rzeczywistość sama dostarczała pretekstów do politykowania. Gospodynie w kolorowych chustach gawędziły w opłotkach o kwiatach, sianiu czy kwokach, a gospodarze, ubrani w niebieskie kaftany lub sukmany, ciągnęli do zajazdu Stanisława Konarskiego, by tam narozmawiać się o polityce.

 

Karczma miast kościoła

Ze względu na brak kościoła życie we wsi toczyło się koło karczmy, o czym mówi stara bronowska śpiewka: Chwała Panu Bogu, Panu Bogu chwała, kościółek się spolił, a karcma została. W karczmie chłopi popijali „herbatkę”, jak zwali herbatę z rumem lub z odrobiną spirytusu. Ciężkie były jednak koleje losu właścicieli bronowickiej karczmy. Upamiętnionemu przez Wyspiańskiego Hirschowi Singerowi rozpadło się małżeństwo - i to nie z powodu dramatu Wyspiańskiego, który według Romana Brandstaettera miał zrujnować karczmarza materialnie i zniszczyć jego więzi rodzinne. Rozpad ten miał miejsce na tle finansowym, jak twierdziła Helena Rydlowa, która z pewnością miała większą wiedzę na ten temat. Singer zauważył duże manko w karczmie na skutek kradzieży trunków i w związku z tym dochodziło do niesnasek z żoną, którą albo o oskarżał niedopatrzenie, albo nawet o udział w złodziejstwie. W 1905 roku doszło do rozwodu. Hirsch opuścił Bronowice, zabierając ze sobą tylko Pismo Święte, i zamieszkał w domu starców na Kazimierzu, na ulicy Krakowskiej 57, gdzie zmarł w 1916 roku. Inny bronowicki karczmarz, Stanisław Konarski, na oberży również się nie dorobił; po jego śmierci w 1962 roku syn odziedziczył zrujnowany dom.

Warto jeszcze wyjaśnić, jakie były różnice między Bronowicami Małymi i Dużymi. Otóż Bronowice Małe były jedynym w swoim rodzaju plenerem: teren pagórkowaty, pola, malownicze chaty, dworki, dwa stawy... Bronowice Wielkie, zaczynające się po drugiej stronie szlaku prowadzącego na Śląsk, to już był inny świat. Wieś pobudowana na prawie magdeburskim, klasyczna ulicówka. Na tym tle w Bronowicach Małych była… Polska właśnie!

Od pokoleń bronowianie „mali” patrzyli z wyższością na „dużych”. Jak wspomina Maria Rydlowa, „duzi” byli „prymitywni, nieokrzesani”. […] Nawet starsi jedni i drudzy bronowianie patrzyli na siebie wilkiem. Gdy przed wojną jechaliśmy całą szkołą do Ojcowa przez Bronowice Wielkie na majówkę, mali chłopcy rzucali w nas kamieniami, a starsze kobiety zachęcały ich: „A bijciez ich! Bijcie!”. Zadawniona niechęć ustąpiła, kiedy „mali” i „duzi” spotkali się w szeregach Armii Krajowej - wspólny wróg nas połączył.

 

 „Pepka”

Rodzina Singerów porzuciła Bronowice Małe sto lat temu, ale pamięć o nich wciąż trwa. Wdowa po wnuku Lucjana Rydla wspomina także tych Żydów, którzy osiedlili się w Bronowicach tuż przed drugą wojną światową i w czasie straszliwej okupacji niemieckiej. Wtedy wieś stała się dla nich ostatnią przystanią przed Zagładą.

 

Jakie tylko książki są, to czyta,
a i ciasto gniecie wałkiem,
była w Wiedniu na operze,
w domu sama sobie pierze –
no, zna cały Przybyszewski,
a włosy nosi w półkole, jak włoscy w obrazach anieli

- tak mówił w Weselu Żyd o swojej córce, Racheli. Kreśli i Maria Rydlowa portret córki Hirscha Singera - Perel (Perłę), zwaną w rodzinie i na wsi Pepką. Poznała ją w Krakowie, w mieszkaniu Heleny i Zdzisława Rydlów, na ulicy Loretańskiej, gdzie w 1945 roku zamieszkała Perel. Rydlowie po wojnie przenieśli się bowiem do Bronowic. Pepka, wprowadzona przez Wyspiańskiego do dramatu jako Rachel, była niezwykłą indywidualnością. W czasie pierwszej wojny światowej pracowała jako pielęgniarka, w 1919 roku przeszła na katolicyzm (obiecała Lucjanowi Rydlowi, że jak tylko Polska odzyska niepodległość, to złoży Bogu w ofierze swoją religię mojżeszową i przyjmie chrzest katolicki), stąd imię Józefa. Przyjaźniła się z Józefem Kasprowiczem, którego poezję ceniła do tego stopnia, że ofuknęła Marię, gdy ta wyraziła się niepochlebnie o jego wierszach. W okresie międzywojennym znalazła zatrudnienie w Kuratorium Oświaty jako referentka higieny, ale nie pracowała na tym stanowisku długo, bowiem chciała prowadzić prywatną praktykę pielęgniarską. Wraz z wybuchem kolejnej wojny i nadejściem okupacji niemieckiej nie założyła opaski z gwiazdą Dawida. Poruszała się bez niej po mieście, w którym wszyscy ją znali!

Po utworzeniu przez Niemców getta Helena Rydlowa zdobyła dla niej metrykę w kościele Mariackim, a przyjaciel Rydlów, aktor Zdzisław Mrożewski, pracujący wtedy w magistracie, uzyskał dla niej kenkartę. Pod nowym nazwiskiem wyjechała do Warszawy. Mieszkający w latach trzydziestych niedaleko niej Jerzy Zawieyski wspominał ją potem jako kobietę posiwiałą, mówiącą męskim, tubalnym głosem, palącą dużo papierosów, lubiącą dobrą wódkę i kawę. Tak ją z tego okresu zapamiętała również Wisława Szymborska. Józefa Singer przeżyła powstanie warszawskie, a potem obóz w Pruszkowie. Kazimierz Wyka był przekonany, że nie ominął jej Holokaust. Na jednym z wykładów poświęconych okresowi Młodej Polski dowiedział się od Marii Rydlowej, która po wojnie studiowała polonistykę, że Rachela z Wesela jednak żyje. Z całej rodziny Singerów ocalała tylko ona i jej bratanek - Henryk, do którego często jeździła.

Pepka nienawidziła komunizmu. Jak przystało na bronowiankę, uwielbiała dyskusje na tematy polityczne i społeczne. Ofiarnie opiekowała się artystami, chociażby pożyczając im pieniądze. Nie założyła własnej rodziny. U Rydlów i Tetmajerów nikt nie wiedział o jej młodzieńczej miłości do chłopa Antoniego Dzieży. Tę tajemnicę odkryła niejako przypadkowo Maria Rydlowa, której powiedział o tym jej ojciec, Karol Trąbka. Jak wyjaśnia wdowa po wnuku Pana Młodego, Antek i Pepka nie mogli się zdecydować na małżeństwo, dzieliła ich za duża przepaść obyczajowa. Józefa Singer zmarła w 1955 roku w Krakowie. Została pochowana na Cmentarzu Rakowickim.

 

Babcia Hania

 

przecie trza wprzódy wypróbować,

trza coś przecierpieć, coś przeboleć,

żeby móc miłość uszanować.

 

A to ci mądrości włożył w dramacie Wyspiański w usta siostry Pana Młodego - Haneczki! Tak samo jak Józefa Singer, Anna Rydlówna była pielęgniarką i również nie wyszła nigdy za mąż. Poświęciła życie służbie człowiekowi. Maria z Trąbków Rydlowa znała ją doskonale. Rydlówna była współzałożycielką pierwszej w Polsce Uniwersyteckiej Szkoły Pielęgniarek w Krakowie. Podczas pierwszej wojny światowej pracowała jako pielęgniarka w szpitalach wojskowych, w czasie drugiej wojny była żołnierzem Armii Krajowej. Wnuk Lucjana Rydla, Jacek, nazywał ją bardzo familiarnie "babcią Hanią". Jej ojciec był lekarzem okulistą.

Jak wiele dziewcząt pochodzących ze znanych i zasłużonych rodzin, odebrała wykształcenie domowe, ale wszechstronne. Znała kilka języków obcych. W latach 1903-1904 ukończyła Szkołę Gospodarstwa Domowego dla Panien, założoną w Kuźnicach w Zakopanem przez Jadwigę Zamoyską. Program tej placówki obejmował nie tylko praktyczną naukę zawodu, ale także szlif organizatorski i towarzyski. Zdobyte w szkole umiejętności, zwłaszcza społeczne, bardzo się przydały później Annie Rydlównie, gdy została dyrektorką Uniwersyteckiej Szkoły Pielęgniarek. Wicedyrektorkami były równie pracowite, silne i niezależne kobiety: Hanna Chrzanowska - córka profesora UJ Ignacego Chrzanowskiego (w 1998 roku otwarty został jej proces beatyfikacyjny) i Teresa Kulczyńska. Wnuczka Karola Estreichera opowiadała Marii o zwyczaju „kaw u dyrektorki” wprowadzonym przez Annę Rydlówną w kierowanej przez nią placówce. Wszyscy pracownicy po obiedzie schodzili się na kawę do saloniku znajdującego się przy pokoju dyrektorki. Towarzyskie spotkania przy kawie były okazją do lepszego zaznajomienia się z aktualnymi problemami, ich przedyskutowania, a przede wszystkim do zadzierzgnięcia bliższych więzi koleżeńskich. Anna oddana była całkowicie pracy, mieszkała nawet w szkole, jej gabinet zawsze stał otworem, a uczennice ją kochały i podziwiały.

W 1946 roku Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża przyznał jej najwyższe odznaczenie pielęgniarskie, Medal im. Florence Nightingale, jako pierwszej Polce. Odebrała go jednak dopiero około dwadzieścia lat później, gdyż rząd PRL-u uniemożliwił jej wyjazd, domagając się od niej wydania oświadczenia, że nie przyjmuje wyróżnienia, bowiem równocześnie medal przyznano austriackiej pielęgniarce, która w czasie wojny ratowała żołnierzy niemieckich. Rydlówna nie zgodziła się na wydanie tego rodzaju oświadczenia, gdyż uważała, że każda pielęgniarka powinna nieść pomoc wszystkim potrzebującym niezależnie od ich narodowości czy rasy. Ostatnie lata życia Anna spędziła na ulicy Rajskiej w Krakowie. Po wylewie krwi do mózgu była częściowo sparaliżowana. Nawet w czasie choroby nie zapominała o innych i dopytywała się, czy uczennice dyżurujące piły już kawę lub czy opiekująca się Teresa Kulczyńska ma możliwość odpocząć. Anna Rydlówna żyła 85 lat, zmarła w 1969 roku. Jako wybitny pedagog i działaczka społeczna wniosła duży wkład w rozwój polskiego pielęgniarstwa i związanego z tą dziedziną szkolnictwa. Jak podkreśla Maria Rydlowa, cztery kobiety, czyli Anna Rydlówna, Maria Epszteinówna, Hanna Chrzanowska i Teresa Kulczyńska, stworzyły pielęgniarstwo polskie, cenione do dziś dnia w kraju i za granicą. One kształtowały typ pielęgniarki, nie prawej ręki lekarza, ale opiekunki chorych, powierzonych ich pieczy. Dzięki doskonałej znajomości języków obcych zapraszane były na stypendia, między innymi do Stanów Zjednoczonych i Kanady, gdzie mogły doskonalić swoje umiejętności zawodowe.

 

Bronowice w czasach okupacji

 

Pierwsze dwa lata okupacji wspomina pani Rydlowa jako bardzo ciężkie, naznaczone biedą i załamaniem na skutek niespodziewanej klęski: Wierzyłam, że „nie oddamy guzika” - straciliśmy wolność i niepodległość. W trakcie drugiej wojny światowej w Bronowicach stacjonowały wojska niemieckie. W stodole rodziny Trąbków okupanci urządzili kuchnię polową, a do ich domu niemieccy żołnierze zachodzili na pogawędki.

Po inwazji Niemiec na Związek Radziecki latem 1941 roku wojsko niemieckie pospiesznie opuściło Bronowice. W tym czasie w dworku Rydlów nastoletnia Maria znalazła przystań. Rydlówka to szczególne miejsce, w którym wśród wielu rodzinnych pamiątek ożywają wspomnienia. Córka Lucjana Rydla, a matka mojego męża – Helena, nigdy nie zgodziła się na oddanie domu. Choć wielokrotnie było jej bardzo ciężko. Podczas okupacji w każdym pokoju mieszkała tu inna rodzina wysiedlonych. Ona przyjmowała wszystkich, nawet Żydówki tu mieszkały. Później, po 1945 roku, wraz z córką Anną – wnuczką Rydla – chętnie wprowadzały do jednej izby na parterze, którą zajmowały – obecnie izba taneczna – wszystkich zainteresowanych dramatem. A trzeba przyznać, że po wojnie ich liczba stale rosła - tak Maria Rydlowa opowiadała o swojej teściowej Helenie Rydlowej w rozmowie dla czasopisma „Alma Mater” (http://www2.almamater.uj.edu.pl/97/12.pdf).

W opublikowanych niedawno wspomnieniach wdowa po wnuku Pana Młodego dzieli się z czytelnikami szczegółami na temat losów dworu w trakcie drugiej wojny światowej i związanych z nim ciekawych ludzi. To właśnie w czasie okupacji Maria Trąbkowa weszła, jak wyznaje, w krąg Młodej Polski. Co prawda krąg ten już się zapadał za horyzont, ale dla mnie świecił jeszcze czarownym, choć już zamglonym, przygasającym światłem.

 

Z rodziny chłopskiej do Rydlów

 

Helena i Zdzisław Rydlowie mieszkali przed wojną w Krakowie, na ulicy Loretańskiej, naprzeciwko kościoła kapucynów. W pierwszych latach okupacji Helena całe lato spędzała z dziećmi w Bronowicach, a mąż tylko urlopy i niedziele. Coraz bardziej skłaniała sie ku temu, by pozostać w Rydlówce na stałe. W burzliwym i tragicznym okresie wojennym dwór jawił się jej jako oaza, zwłaszcza że mogła tam liczyć na wsparcie Wiktorii Kosoniowej, zwanej Kosońką. Wiktoria pracowała jako pomoc domowa Jadwigi Rydlowej. Darzyła Jadwigę i Lucjana Rydlów szczerym przywiązaniem. Uczucie przyjaźni przelewała potem na ich dzieci, a następnie - wnuków. Jej obecność być może pomogła Helenie w podjęciu decyzji o zamieszkaniu w Bronowicach. Dzięki zaradności Kosońki Helena i Zdzisław mogli utrzymać rodzinę w ciężkich latach wojennych.

W takich okolicznościach poznała ich Maria Trąbka. Zaczęła bywać na Rydlówce od lata 1941 roku w charakterze opiekunki synka zaprzyjaźnionej z Heleną aktorki Hali Mrożewskiej, która z mężem także mieszkała na Rydlówce. O pomoc w niańczeniu poprosiła Marię przypadkowo spotkana w Krakowie nauczycielka polskiego, Ida, która była siostrą Hali. Tak wyglądało wejście dziewczyny pochodzącej z rodziny chłopskiej do szanowanych w Bronowicach Rydlów. Helena deklamowała dla Marii wiersze ojca Lucjana Rydla, całe fragmenty Wesela i Wyzwolenia, strofy poezji Kazimierza Przerwy-Tetmajera, wspominała dzieciństwo spędzone w Toniach, opowiadała o wizytach Tetmajerów, o ciotce Antoninie Domańskiej, o dziadkach Mikołajczykach, szczególnie babce Jadwidze z Czepców.

Babka Jadwiga lubiła tańczyć i wymykała się na zabawy, co dziadkowi bardzo się nie podobało. Raz nawet zamknął żonę w domu, ale ta znalazła sprytny sposób: wyszła na strych, wyrwała ze strzechy parę snopków, zeskoczyła z dachu i poszła tańczyć. O tym, co się działo po je powrocie do domu, historia Bronowic milczy. Maria była wniebowzięta. Miała przecież do czynienia z żywą historią literatury, poznała osobiście postacie upamiętnione w słynnym dramacie. Nic dziwnego, że wsiąkła. Dzięki pobytom na Rydlówce nie tylko znalazła męża, ale także nauczyła się grać w brydża, a także przeczytała dużo książek, co w przyszłości miało zaprocentować zdaniem matury i dostaniem się na studia polonistyczne.

Swoim wizytom w domu Rydlów Maria zawdzięcza także zainteresowanie polityką oraz historią Polski i Europy. Ojciec Jacka, Zdzisław Rydel był wybitnym prawnikiem (sędzią) i historykiem. W niedzielne popołudnia zjawiali się koledzy sędziego i rozmawiali o palących problemach politycznych i wojennych. Maria zachłannie przysłuchiwała się dyskusjom.

Zdzisław Rydel był zagorzałym wielbicielem Napoleona I. Znał dobrze Kodeks Napoleona, który uważał za doskonały pod względem prawnym, świetnie znał także życiorys cesarza, czytał wszystkie publikacje naukowe mu poświęcone, a także wszelkie wspomnienia i pamiętniki.

 

Nie bałam się śmierci

 

Helena Rydlowa często śpiewała, miała dobre serce, ale zarazem ostry język, była bowiem weredyczką, co nie przysparzało jej sympatyków, ale mimo to na brak przyjaciół nie mogła się skarżyć. Po wojnie przez krótki czas udzielała się w Mikołajczykowskim PSL-owskim Kole Kobiet w Bronowicach Małych, za co siedziała na UB, ale bardzo krótko, jak na okres staliznizmu. Działalność partyjną musiała więc porzucić, ale ponieważ nie brakowało jej nigdy energii, udzielała się potem społecznie.

Córka Lucjana Rydla i Jadwigi z Mikołajczyków cieszyła się dużym autorytetem w Bronowicach. W trakcie wojny w dworku odbywały się nie tylko partyjki brydżowe czy dyskusje, ale także wieczory poetycko-muzyczne, których największą gwiazdą była pełna uroku aktorka Wanda Zachorowska. Przy akompaniamencie skrzypiec, na których przygrywał jej mąż, recytowała wiersze Norwida albo liryków Dwudziestolecia tak fascynująco i z takim uczuciem, że Maria Trąbka pokochała polską poezję i nauczyła się ją rozumieć. Ta miłość do polskiej literatury pozostała jej na całe życie.

Patriotyczna atmosfera, w jakiej dorastała, domagała się czynu. Maria zdążyła zostać łączniczką IV I V kompanii Armii Krajowej „Zelbet”: Dzień przysięgi to jeden z najpiękniejszych dni w moim długim życiu – napisała niedawno pani Rydlowa. Za żołnierską postawę w walce prowadzonej z najeźdźcami przez podziemną Armię Polską została odznaczona Brązowym Krzyżem Zasługi z Dwoma Mieczami. Spośród wyróżnień, dyplomów czy tytułów, które otrzymała za zasługi w różnych dziedzinach, odznaczenie wojenne wzrusza ją najbardziej. Nie bałam się śmierci, bałam się aresztowania, śledztwa. Nie wiedziałam, czy i jaki ból wytrzymam. Bóg oszczędził mi tej próby - mówiła. 

Ślub z Jackiem Rydlem wzięła po wojnie, w 1951 roku. Wesele, a jakże by inaczej, odbyło się w Rydlówce. Zamieszkali w Krakowie, na ulicy Rajskiej 10 m. 5, w mieszkaniu przyjaciółki Anny Rydlównej - Teresy Kulczyńskiej. Wnuczka słynnego bibliografa Karola Estreichera została przyszywanym krewnym, kimś niezmiernie ważnym dla Marii i Jacka, ich dozgonnym przyjacielem. To między innymi ona wychowywała kolejne pokolenie rodziny Rydlów.

 

Tego świata już nie ma...

Dziś Bronowice Małe zatraciły dawny urok. Gdy mieszkający od 1947 roku roku we Francji syn Żyda karczmarza z Bronowic, poeta, prozaik i publicysta, Michał Borwicz, przyjechał po latach do „kraju lat dziecinnych”, doznał szoku: Wysiadł z tramwaju na osiedlu Widok, wtedy jeszcze w Bronowicach Nowych, i nie wiedział, gdzie jest. Nie było pól, pastwiska, Młynówki, patrzył na brzydkie bloki - slumsy. To był inny, nie jego, nie tamten świat. Wsiadł z powrotem do tramwaju i wrócił do śródmieścia, które było takie jak przed laty, w którym mógł się odnaleźć.

 

***

 

Na tym zakończymy naszą wędrówkę do Bronowic, gdzie podobno do niedawna nocą słychać było muzykę piekielną - najbardziej w tym miejscu, w którym stała karczma. Dziś pewnie szumy w eterze, sieci z kabli opasujących Ziemię nie pozwalają się przebić głosom piekielnym. Tak przynajmniej uważa Maria Rydlowa, wdowa po Jacku Rydlu, wnuku Pana Młodego z Wesela.

 

Wszystkie zaznaczone kursywą cytaty (oprócz jednego) pochodzą z książki Marii Rydlowej, Moje Bronowice, mój Kraków, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - natanna
natanna
Dodany: 2013-11-21 14:55:30
0 +-
Świetny tekst. A "spółkę" w domu mojej babci nazywano "oba razem" i było to pyszne danie okraszone słoninką - spyrką.
Avatar uĹźytkownika - natanna
natanna
Dodany: 2013-11-21 14:47:18
0 +-
Świetny tekst. A "spółkę" w domu mojej babci nazywano "oba razem" i było to pyszne danie okraszone słoninką - spyrką.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje