- Gdzieś się ta kartka zapodziała. Mała, żółta, samoprzylepna. Klej słaby, wszystko teraz chińskie, czego się dotkniesz, to się ryż wysypuje...
- To ja ci powiem, gdzie jest ta karteczka.
- Gdzie?
- W tym twoim bajzlu na biurku. Przeszukaj go.
- Mylisz pojęcia. To nie jest bajzel, tylko system, dzięki któremu nie gubię się w swoich sprawach.
- Nie łudź się, Mateusz. Bajzel nazywany systemem i tak wciąż jest bajzlem. Przeszukaj.
- Nie marudź. Napiszę sobie nową.
- Tak, a ona pójdzie do bajzlu szukać tamtej starej.
Następne dziesięć minut upłynęło mu na przekazywaniu go sobie przez pewną panią i dwóch młodych księży. Najdziwniejsze, że każde z nich wiedziało, kim jest i do kogo się udaje. Mimo to droga do biskupa przypominała drogę ku zbawieniu; była długa, mozolna i towarzyszył jej narastający brak nadziei na osiągnięcie celu.
Krugły pomyślał, że kobiety na zawsze pozostaną dla niego zagadką. Zwłaszcza te, które są w ciąży.
Krugły nie lubił gościa. Poznali się na kursie doszkalającym w szkole policyjnej w Szczytnie. Kurs jak kurs, kwestia jego przydatności była dyskusyjna, jak wiele rzeczy w policji, ale chlanie po godzinach pozwalało na nawiązywanie kontaktów. To nie interesy łączą ludzi. To wóda.
Nie chciała o niczym myśleć. Kiedy tylko to robiła, natychmiast zaczynała się zastanawiać, z jakiego powodu tam trafiła. Była mądrą dziewczynką. Wiedziała, że leki, które bierze, zmieniają jej postrzeganie świata. Ale wierzyła lekarzom. Wierzyła, że ktoś chce dla niej dobrze.
- A jak nie zadzwonię?
- Zadzwoni pan. Jestem tego pewien. Kryguje się pan, jak napalona dziewica przed jurnym młodzieńcem, która nie zdaje sobie sprawy, że i tak natura zaplanowała wszystko za nią. Nie oprze się pan.
- Najlepsze lody w mieście. - Twarz Sokołowskiego rozjaśnił uśmiech dziecka. - Ręcznie robione. I nigdy nie ma pewności, jaki smak akurat dziś będzie w ofercie. Wizyta tu jest trochę jak pudełko czekoladek; nigdy nie wie pan, na co trafi.
Krugły nigdy wcześniej nie był tak blisko śmierci, jak w tamtym momencie. W dodatku był kompletnie nieświadomy, że kostucha nadchodzi, a w zasadzie nadjeżdża. Spotkał ją na przejściu dla pieszych, na które wtargnął w niemal katatonicznym stanie zamyślenia.
Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego, jeśli tylko osiągnie odpowiedni stopień uległości.
Cisza; kojąca i przytulna. Czasem taka cisza jak teraz budziła w niej niepokój i bolesne wspomnienia tego czasu, który minął.
Cisza. Niemal żadnego dźwięku, choć nie było jeszcze późno. Niebo na zachodzie płonęło ostatnimi promieniami słońca odbijającymi się w podstawie nadciągających wraz ze zmierzchem poszarpanych chmur. Jak na tak wczesny wieczór ta cisza była niezwykła.
- Gdzieś się ta kartka zapodziała. Mała, żółta, samoprzylepna. Klej słaby, wszystko teraz chińskie, czego się dotkniesz, to się ryż wysypuje...
- To ja ci powiem, gdzie jest ta karteczka.
- Gdzie?
- W tym twoim bajzlu na biurku. Przeszukaj go.
- Mylisz pojęcia. To nie jest bajzel, tylko system, dzięki któremu nie gubię się w swoich sprawach.
- Nie łudź się, Mateusz. Bajzel nazywany systemem i tak wciąż jest bajzlem. Przeszukaj.
- Nie marudź. Napiszę sobie nową.
- Tak, a ona pójdzie do bajzlu szukać tamtej starej.
Książka: Cień
Tagi: bałagan, system, porządek, bajzel