Wywiad z Grzegorzem Gortatem: Nie wszystkich to samo uszczęśliwia.

Data: 2017-11-28 22:36:26 Autor: iankark
udostępnij Tweet

Pisarz zostaje w dziele?

Zdecydowanie tak. Ale co zostaje, tego nie dowiemy się z encyklopedii czy ze szkolnych bryków. Szczególnie się burzę, kiedy słyszę np., że Kafka był pisarzem pesymistycznym. Był pisarzem kapryśnym, pisał to, co chciał pisać, nie troszcząc się, czy znajdzie się wydawca. I był przez współczesnych rozumiany. Może dzisiaj jest bardziej nierozumiany niż wtedy, kiedy swoje teksty czytał przyjaciołom, nierzadko w piwiarni, raz po raz wywołując salwy śmiechu. Przecież nawet Proces przesycony jest klimatem czarnego humoru, który określa także myśl przewodnią powieści - mianowicie, że bohater nic złego nie zrobił, a został któregoś dnia aresztowany. Czyż nie było to odbierane jako absurd w świecie tak pedantycznie uporządkowanym, jakim były Austro-Węgry? Sam Kafka zresztą był urzędnikiem na tyle docenianym, że reżimu pracy i biurokracji nie odbierał negatywnie. Dyscyplina pracy była rzeczą oczywistą, ale bywało przecież, że pisał całą noc, a rano wysyłał liścik do pracodawcy, że dziś do biura nie przyjdzie, bo jest niedysponowany. Pracodawcy Kafki akceptowali taki stan rzeczy. Choćby z tego punktu widzenia Franz K. miał dużo lepiej niż dzisiaj niejeden pracownik korporacji.

A Pan w jaki sposób pracuje? Ma Pan plan całości czy spontanicznie opowieść rozwija?

Staram się stworzyć ramy - początek i koniec, ku któremu zmierzam. Nie robię szczegółowego zarysu, scena po scenie. Nie jest moim odkryciem, wiele osób się ze mną zgodzi, że pisząc, tworzymy coś, co zaczyna żyć własnym życiem i dyktuje - i autorowi, i postaciom - kierunek czy wypowiadane kwestie. Nie zdarzyło mi się wprawdzie, żeby bohater stał się odwrotnością samego siebie, ale czasami sam podsuwa rozwiązania, o których wcześniej nie myślałem. Nie byłoby pisanie niczym frapującym, gdyby przypominało pedantyczny terminarz.

Pisząc Patrona, fantazjował Pan czy losy Marlowe'a i Szekspira oparł na dokumentach?

Dokumentowanie to jeden z przyjemniejszych etapów pracy nad książką, bo dostarcza wiedzy również autorowi. Wątki dotyczące Marlowe'a i Szekspira musiałem osadzić w świecie na tyle realnym - nie tylko ze względu na te dwie postaci historyczne, ważne było pokazanie w taki sam sposób życia codziennego - żebym bez poczucia wstydu mógł do tego świata czytelnika zaprosić. Pozwoliłem sobie tam wprowadzić także elementy fikcji, ale fikcji uzasadnionej lukami w wiedzy historycznej; nie wiadomo przecież, czy Marlowe zginął w pijackiej bójce, czy był to zaplanowany mord. A jeśli mord, to czy został zamordowany dlatego, że był szpiegiem, którego należało się pozbyć, czy zagrażał sławie i pozycji Szekspira?

Przenikliwa refleksja o człowieku, zawarta w dziełach Szekspira, nie powstrzymuje Pana przed przedstawieniem go jako niezbyt zdolnego aspiranta, który próbuje się ogrzewać w blasku sławy Marlowe'a i podkrada pomysły?

Jako twórca Szekspir się zmieniał. Stawiał pytania w miarę swojego dojrzewania. Nie chcę brnąć w obrazoburcze obalanie pomników. Już po napisaniu Patrona dalej zbierałem materiały, nosząc się z myślą o stworzeniu powieści o samym Szekspirze. Nie ulega wątpliwości, że wiąże się z nim wiele tajemnic: dlaczego w testamencie nie ma wzmianki, że zapisuje komukolwiek książki, choć wspomina np. o łóżku, o sprzętach domowych. Nie powinno to nas dziwić? Co wynika z tego, że przyglądając się każdemu z sześciu podpisów pozostawionych na dokumentach, widzimy wyraźnie, że te podpisy się znacznie różnią, jakby składały je różne ręce albo ręka niezbyt biegle władająca piórem?

To wprawdzie nie z Szekspira myśl, lecz z Bułhakowa, do którego Pan również nawiązuje w Patronie, że rękopisy nie płoną, a wartość istotna nie przepada...

...w co ja osobiście nie wierzę. Niewiele brakowało, by i powieść Bułhakowa przepadła na zawsze. Stawiam sobie pytanie, czy Homer, Mann to jest to, co w literaturze najlepsze. Może byli od nich lepsi, ale mieli mniej szczęścia i nie udało im się zaistnieć? Nie powinniśmy traktować literatury jako obszaru zamkniętego; to raczej ocean - są zarysy lądów, wyspy, ale i zatopione Atlantydy, które już się nigdy nie wyłonią.

Taka wizja pojawia się i w Patronie. Stosunek do świata krytyków i lansowanych pisarzy jest tam zresztą bardzo prześmiewczy?

Tylko bym pewne rzeczy rozdzielił. Czym innym jest postawa, której daję wyraz w powieści, a czym innym moja postawa jako autora, która z wiekiem uległa również ewolucji. Jako pisarz napisałem, jako autor wydałem, reszta nie do mnie należy. Bo rzeczywiście nie do mnie należy zabieganie o uznanie krytyków, recenzentów ani wdawanie się w jakiekolwiek gry z ważnymi osobami ze środowiska. Jako ojciec zrobiłem, co mogłem, aby to dziecko było urodziwe, mądre, ale musi ono żyć własnym życiem. A że czasem mocno oberwie, trudno, takie jest życie; jeśli książka jest obrazem bytu, jakim jest człowiek, to podlega również podobnym prawom.

Znany jest Pan również jako tłumacz. To tłumaczenia były najpierw?

Tak, tłumaczenia. Nie było to nic, co by mi dawało pozycję wśród luminarzy, nie było nazwisk wielkich, ale tak czy inaczej sam początek był dla mnie niczym wejście w biegu do głębokiej rzeki. Zaczęło się na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy nastąpił boom literatury popularnej do niedawna zakazanej - Ludlum, Clancy, Bagley. Tłumacząc którąś z kolei powieść, pomyślałem nieskromnie, że przecież to nie tak, że mógłbym to i owo poprawić. Aż z tej pyszałkowatości doszedłem do decyzji, żeby samemu pisać. Od początku chciałem, by były to książki w stu procentach moje, podejmujące tematy, które mnie samemu wydają się ciekawe. Były też książki zrodzone jakby pod wpływem chwili. Świt Kambridów napisałem w czasach, kiedy jako czytelnik dawno wziąłem rozbrat z fantasy. Podchwyciłem fantazje mojej pięcioletniej córki, która lubiła rysować. Opowiadała sobie przy tym przeróżne wymyślone historie. Pewnego dnia z tych opowieści zaczęły się wyłania zarysy jakiegoś świata, co rusz padało słowo „kambridd”. Kiedy zapytałem, co to takiego, pokazała mi stwora - skrzyżowanie dinozaura z niedźwiedziem; stwór nie wszedł do książki, ale samo słowo tak, zostało wykorzystane w nazwie ludu żyjącego w świecie, którym rządzą prawa znane ze średniowiecza.

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - katiewa92
katiewa92
Dodany: 2017-12-18 13:41:12
0 +-

Nigdy wczesniej nie czytałam żadnej książki tego autora, ale to się chyba właśnie niedługo zmieni. Bardzo ciekawy wywiad

Avatar uĹźytkownika - emilly26
emilly26
Dodany: 2017-12-09 00:00:29
0 +-

Wywiad musi być ciekawy niezależnie od jego długości.

Avatar uĹźytkownika - dayna15
dayna15
Dodany: 2017-11-29 23:31:51
0 +-

Dłuuuugi wywiad

Avatar uĹźytkownika - martucha180
martucha180
Dodany: 2017-11-29 15:13:01
0 +-

Rozejrzę się za książkami autora.

Avatar uĹźytkownika - monikap
monikap
Dodany: 2017-11-29 07:58:34
0 +-

Ciekawa rozmowa.

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje