Nawet nie widzimy, że świat się właśnie kończy. Wywiad z Ałbeną Grabowską
Data: 2019-06-12 09:43:34– Wciąż czekamy na koniec świata, wielki i efektowny, na wydarzenie przypominające II wojny światowej. Tymczasem sądzę, że zmiana, która nadejdzie, nie będzie miała wyraźnego początku. Zorientujemy się, że zaszła, gdy będzie już za późno – mówi Ałbena Grabowska, autorka sagi Stulecie Winnych, która wydała właśnie postapokaliptyczną powieść dla młodzieży Nowy świat. Rozmawiamy o poruszonych w niej problemach, o tym, jak nasz świat będzie wyglądał za kilkadziesiąt lat i jakie wyzwania stoją przed nami już teraz. Zachęcamy Was też do przeczytania rozmowy z autorką na temat powieści Kości proroka oraz wywiadu o Bułgarii, która jest dla pisarki miejscem szczególnie ważnym.
Jak przetrwać apokalipsę?
Proponowałabym przede wszystkim spróbować nie dopuścić do jej nadejścia. A jeśli już nie będziemy mieli wyjścia, szukajmy przyjaciół, bo tylko z bliskimi mamy szansę się uratować.
Jeśli nie apokalipsa, to przynajmniej modyfikacje genetyczne, wszechobecna kontrola o byle jaka, kompresowana żywność. To nie jest atrakcyjna przyszłość…
Ale na taką przyszłość cały czas ciężko pracujemy. Żyjemy coraz bardziej globalnie, masowo. Jeśli ludzie rządzący mają w jakikolwiek sposób masę tę kontrolować, będą musieli sięgnąć po narzędzia inwigilacji, już teraz coraz bardziej powszechne.
Jeśli mamy wyżywić coraz bardziej liczną ludzkość, to jedzenie musi gwarantować nam zaspokojenie wszelkich potrzeb odżywczych przy jednocześnie najniższych kosztach produkcji. Żywność musi być skompresowana, łatwa do wytworzenia, powinna dostarczać organizmowi wszystkie witaminy i składniki odżywcze. Kwestie estetyczne i smakowe będą tu odgrywały drugorzędną rolę.
Nie ma już drogi odwrotu?
Ależ oczywiście, że jest, tylko my nie bardzo chcemy uczyć się na własnych błędach. To, o czym stale mówią ekolodzy, odbierane jest jako „ekoterror” i próba załatwiania własnych interesów. Kiedy dochodzą do nas doniesienia naukowe dotyczące przyrody, żywności, modyfikacji genetycznych, natychmiast pojawiają się głosy obalające te tezy. To nas uspokaja, dzięki temu wydaje nam się, że możemy żyć dalej i wciąż eksploatować naszą planetę bez oporów czy zahamowań. Niestety, nawet jeśli pojawiają się ludzie świadomie wybierający ekologię, to ich głos nie dociera do osób w największym stopniu odpowiedzialnych za niszczenie środowiska naturalnego.
W Pani powieści Nowy świat po wydarzeniach nazwanych ogólnie „buntem maszyn” – ich szczegółów nie znamy – również wydaje się, że ludzkość niczego się nie nauczyła…
Dotychczas książki należące do nurtu post apo dotyczyły albo otwartego buntu maszyn: komputery same się doskonaliły i budowały swoje przyszłe wojska, mające zwyciężyć w wojnie z ludźmi, albo opisywały świat poddany kontroli absolutnej, jak w Igrzyskach śmierci, gdzie tylko elity mają władzę, a przeciętny człowiek nie liczy się zupełnie. Ja uznałam, że możemy zginąć znacznie prościej. Nie trzeba zagłady oceanów, buntu komputerów, sztucznej inteligencji, która nad nami zapanuje. Wystarczy zrobić błąd, który już popełniamy w codziennym życiu: poświęcić wszystko na rzecz własnej wygody. Zaprogramować choćby najprostsze maszyny, które codziennie będą budzić nas kawą, otwierać nam rolety, dbać o nasze bezpieczeństwo.
To znaczy, że mamy na przykład odrzucić smartfony i zaszytą w nich sztuczną inteligencję?
To akurat wydaje się dziś niemożliwe, prawda? Ale poczucie, że przy każdym wyjściu z domu musimy mieć przy sobie telefon jest ułudą. 100 lat temu, ba – kilkanaście lat temu – nie było to nam do niczego potrzebne. Kiedyś notatki o konieczności odebrania prania robiliśmy w kalendarzu, który nosiło się w torbie czy torebce. Teraz mamy je w telefonie wraz z systemem „inteligentnych” przypominajek. To kolejny element naszego uzależnienia, ukryty pod pozorami bycia nowoczesnym. Mnie też czasem wydaje się, że nie potrzebuję komórki, a chwilę później okazuje się, że 3 godziny w ciągu jednego dnia spędziłam online i nawet tego nie zauważyłam. W ten sposób rodzą się nowe uzależnienia, FOMO, brak możliwości oderwania się od sieci, iluzoryczne wrażenie, że naprawdę żyjemy online, brak przyjaciół.
Kiedy byłam dzieckiem, najgorszą karą był zakaz wychodzenia z domu. Dziś odwrotnie: konieczność wyłączenia komputera i wyjścia z domu to najgorsza rzecz, jaka może spotkać nastolatka. Wiem, co mówię: z racji zawodu mam do czynienia z dziećmi w różnym wieku i z uzależnieniami od komórki, tabletu, komputera, których skutki są porównywalne do ciężkiego uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Tak samo zaczynamy być uzależnieni od innych urządzeń, które wyręczają nas w nawet najprostszych czynnościach. Gdy za kilka lat my już nie będziemy mogli bez nich żyć, a one „zauważą”, że nie jesteśmy im do niczego potrzebni, świat naprawdę się skończy.
Bez wielkich wybuchów i fajerwerków?
Bez. Tymczasem my wciąż czekamy na konkretny moment, na nowy Wielki Wybuch, na nagłe, wielkie wydarzenie, przypominające nieco wybuch I czy II wojny światowej. Tymczasem sądzę, że zmiana, która nadejdzie, nie będzie miała wyraźnego początku. Zorientujemy się, że zaszła, gdy będzie już za późno.
Dlatego właśnie antyutopie stały się tak popularne?
Popularność dystopii wynika z powszechnego lęku, że coś się stanie, że nastąpi jakaś gigantyczna zmiana, że zbliża się koniec świata. Oczywiście, chcemy mu zapobiec, ale zazwyczaj kończy się to w naszym życiu większym przykładaniem się do segregacji śmieci. Oczywiście, segregowanie śmieci jest bardzo ważne, ale jeśli chcemy zmienić przyszłość świata, potrzebny jest plan i konkretne działania ludzi większych i ważniejszych od nas, polityków, światowych liderów.
Swoją drogą: ostatnio oglądałam po raz kolejny „Powrót do przyszłości”. Gdy film ten miał swoją premierę, mogło się wydawać, że wizja ta rzeczywiście się ziści – tymczasem świat wygląda dziś zupełnie inaczej. Chcę przez to powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidzieć, w jakim kierunku świat będzie się rozwijał ani co może przynieść mu zagładę. Ale chcemy wyobrażać sobie, że przewidzenie przyszłości jest możliwe – dlatego sięgamy po antyutopie.
Pewne kierunki rozwoju dla ludzkości da się jednak wskazać już teraz.
Tak, starałam się to wykorzystać podczas pisania Nowego świata. Zawsze jako neurolog byłam zafascynowana pracą i możliwościami ludzkiego mózgu, tym, co mózg może nam dać, co możemy osiągnąć czy przekazać innym. Dzięki temu, że obserwuję rozwój neurologii, mogłam sobie pozwolić na wprowadzenie postaci chłopca, który przenosi dane w mózgu. Fascynuje mnie zjawisko pamięci długotrwałej i krótkotrwałej, bardzo ciekawe jest to, jak tę pamięć traktuje sam mózg, jak sam filtruje wiadomości, które posiada, jak – w niektórych przypadkach – je przetwarza. Wszyscy mamy bardzo dużo wspomnień złudnych – chodzi o złudzenia pamięci, swego rodzaju fikcyjne „wspomnienia”, w które sami wierzymy. Po latach trudno powiedzieć, czy coś rzeczywiście dobrze pamiętamy, czy nasze wspomnienia odpowiadają prawdzie, bardzo często bowiem różnego rodzaju tęsknoty przykrywamy złudzeniami.
Problem pamięci pojawia się też w Pani książce – w Nowym świecie to rząd pod pretekstem wymazywania traumy Tamtych Dni odbiera mieszkańcom Nowego Świata, sierotom dorastającym w Kolebce i wybrańcom z Wyżyny dawne wspomnienia, doświadczenia, tożsamość i pamięć o uczuciach.
To, co robią rządzący w mojej powieści, jest niebezpieczne i nieetyczne. Poruszyłam ten temat z uwagi na głośne do dziś badania i dyskusje dotyczące traumy wojny – szczególnie II wojny światowej. Okazuje się, że trauma ta dotyczy nie tylko milionów osób, które wojnę przeżyły, ale też ich potomków, kolejnych pokoleń. Na marginesie publikacji poświęconych temu problemowi pojawiają się pytania: a może lepiej byłoby po prostu te wspomnienia wymazać? Może lepiej byłoby nie pamiętać?
Tyle, że byłoby to odbieranie człowiekowi jego tożsamości…
Człowiek bez wspomnień, bez tożsamości, bez przodków, jest po prostu kaleki, niepełny. Dlatego właśnie ludzie, którzy dowiedzieli się, że zostali adoptowani, najczęściej rozpoczynają poszukiwania biologicznych rodziców. Wiąże się to z bardzo głęboko zakorzenionym atawizmem. Wszyscy mamy mocną potrzebę przynależności. Może to być pragnienie przynależności do grupy niewielkiej – rodziny, ale też dużej – społeczności, społeczeństwa. Niegdyś wykluczenie ze społeczności oznaczało śmierć, człowiek wygnany umierał, w pojedynkę nie mógł przeżyć. Ciekawe jest to, że współcześnie – choć wykluczenie jest już tylko symboliczne, na przykład gdy usuwamy kogoś z grona znajomych na Facebooku – konsekwencje mogą być równie poważne, bo takie sytuacje czasem kończą się próbami samobójczymi.
A wracając do wspomnień, myślę, że wymazywanie komuś zarówno dobrych, jak i złych wydarzeń z pamięci, zawsze będzie prowadziło do nadużyć. Nie wolno nam nikogo uszczęśliwiać „na siłę”. Oczywiście, bywa, że czasem sami się chronimy i pewne wspomnienia, traumy z przeszłości blokujemy – w psychologii to zjawisko określane jest mianem fugi – ale to już nasza decyzja. Albo – naszego mózgu, nie zaś osoby z zewnątrz. Inna sprawa to pewna wybiórczość pamięci: teoretycznie bowiem pamiętamy wszystko, co przeszliśmy, ale możliwość „wyjęcia” z pamięci konkretnego wspomnienia jest minimalna. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się dzieje – prawdopodobnie łączy się to z emocjami, przeżyciami czy genetyką.
A skoro rozmawiamy o genetyce…
To pewnie chce mnie Pan zapytać o opisywane w książce eksperymenty genetyczne? Kiedyś wydawało nam się, że genetyka to sprawa wrodzona. Że już na poziomie połączenia komórki jajowej i plemnika jest „pozamiatane” i niczego w kwestii genów nie jesteśmy w stanie zmienić. Dzisiaj uważa się, że tak nie jest, że można pewne rzeczy na poziomie części komórek zmienić. Badania na ten temat dopiero się zaczynają, ale sprawa jest fascynująca i niesie mnóstwo nowych możliwości dla nauki.
Chcielibyśmy, by ludzie z możliwości tych korzystali we właściwy sposób, by na przykład u chorego na marskość wątroby można było wyhodować nowy narząd z jego własnych komórek macierzystych. Ale do tego na razie jeszcze daleka droga. I dobrze, bo mamy czas na rozważenie względów etycznych. Kto powinien decydować o legalizacji tego rodzaju zabiegów? Ja? Rząd – nawet ten wybrany przez społeczeństwo? Coraz częściej zaczynamy zadawać sobie te pytania – i tak właśnie być powinno.
Pani powieść to ostrzeżenie?
Prawdę mówiąc, zupełnie nie mam moralizatorskich zapędów – ani jako osoba prywatna, ani jako pisarka. Zawsze kiedy przystępuję do pisania nowej książki, chcę po prostu opowiedzieć pewną historię. Jeśli ktoś pozostanie na poziomie powieści przygodowej, postapokaliptycznej, jeśli interesuje go przede wszystkim wciągająca fabuła – to świetnie. Ale nie ukrywam, że na marginesie opisywanych wydarzeń chciałabym trochę czytelników prowokować do dyskusji. Jeśli więc ktoś potraktuje Nowy świat jako powiastkę filozoficzną, w której pojawiają się pytania o tożsamość, o to, czy można przekraczać granice możliwości neurofizjologii, to również będę bardzo szczęśliwa. Jeśli ktoś chce dowiedzieć się, czy etyka to tylko przedmiot w szkole, którego uczymy się zamiast religii, czy raczej pojęcie, które może okazać się bliskie, potrzebne, aktualne, ważne we współczesnym świecie – znakomicie. Jeśli ktoś chce się nie zgadzać z bohaterami, mówić, że postąpiłby inaczej – bo moi bohaterowie raczej nie wybierają takiej, o jakiej marzyliby czytelnicy – zapraszam do lektury. Ja tylko otwieram czytelnikom drogę do nowego świata, ale nie narzucam im niczego.
Mam wrażenie, że po tym, gdy w jakiejś książce wybiega Pani w przyszłość, niejako dla równowagi dość szybko lubi Pani powrócić do czasów minionych…
Rzeczywiście, zaczynam zbierać materiały do sagi historycznej, której akcja toczyć się będzie około 1850 roku. Ale w mojej twórczości przeskoki czasowe mają jeszcze inne znaczenie. Na przykład w Stuleciu Winnych mamy narratora wszechwiedzącego, który zna przyszłość bohaterów. Pojawiają się w tych książkach przeskoki czasowe i stosując je, stawiałam pytanie o Los: czy nasze życie jest zdeterminowane jak w greckiej tragedii? Czy istnieje fatum, przeznaczenie? Czy możemy go uniknąć? Wykraczanie w przyszłość jest dla mnie sposobem na prowokowanie pytań, na skonfrontowanie się z czytelnikiem: czy nasze wizje przyszłości są podobne? Czy można zapobiec katastrofie? Czy w ogóle powinniśmy starać się jej zapobiec? Jeszcze inaczej jest w Alicji w krainie czasów, gdzie zadaję pytanie, czy nieśmiertelność to szczęście, czy raczej największa tragedia, jaka może spotkać człowieka?
Właśnie skończyłam pisać książkę, która jest dla mnie powrotem do konwencji powieści obyczajowej i relacji pomiędzy kobietami należącymi do różnych pokoleń. Mamy tu opowieści czterech różnych kobiet: prababki, babki, matki i córki, przy czym trzy narratorki to nieżyjące osoby. Perspektywa niewiedzy, nieświadomości najmłodszej narratorki nie będzie tu zobiektywizowana przez osoby żyjące – czegoś takiego nie robiłam jeszcze w swoich książkach. Tak przesiąkłam tą historią, tak mnie ona zmęczyła – ale w dobrym tego słowa znaczeniu – że choć myślę już o sadze, to tak naprawdę ciągle jeszcze odpoczywam. I czekam na premierę Strumienia nieświadomości, który ukaże się jesienią nakładem Wydawnictwa Marginesy.
Dodany: 2019-06-23 09:46:54
Jeszcze nie poznałam twórczości autorki, ale chcę to nadrobić :)
Dodany: 2019-06-16 19:36:16
Swiat jeszcze potrwa z miliardy lat, potem należy się martwić
Dodany: 2019-06-14 02:22:30
Zaskoczyło mnie to, że Autorka napisała powieść dla młodzieży i to z gatunku postapo. Ale chętnie ją przeczytam, jeśli wpadnie mi w ręce :)
Dodany: 2019-06-13 21:01:27
Zainteresowała mnie ta rozmowa. Na pewno sięgnę po książkę.:)
Dodany: 2019-06-12 22:02:06
Ciekawi mnie ten "Nowy świat". Bardzo ciekawy wywiad.
Dodany: 2019-06-12 17:57:26
Wciąż nie przeczytałam żadnej książki tej autorki, choć od jakiegoś czasu mam w płanach. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać choć "Stulecie winnych".
Dodany: 2019-06-12 12:19:03
Nie miałam przyjemności zapoznać się z twórczością Pani Grabowskiej.
Serial podoba mi się, a książka nie czytałam.
Dodany: 2019-06-12 10:56:27
"Kości proroka" - świetne! Przede mną na pewno saga o Winnych.
Dodany: 2019-06-12 10:01:07
Nie zanam twórczości ale może warto to zmienić.... interesujący wywiad :)