Miłość to pierwszy krok. Wywiad z Wiolettą Milewską
Data: 2023-04-05 14:56:11 | artykuł sponsorowany– Człowiek, który kocha siebie – ale kocha naprawdę – kocha też innych ludzi. Przestaje żyć w trwodze przed mitycznym potworem, zbudowanym z przekonań. Jest wolną istotą – mówi Wioletta Milewska, autorka powieści Mazurka.
Rolnik nie jest człowiekiem?
Tak napisałam?
Nie, choć po lekturze Mazurki przez dłuższą chwilę się nad tym zastanawiałem – i mam wrażenie, że nie bez powodu. A żona rolnika?
Żona rolnika jest tym, z kim się ją utożsamia i z kim utożsamia się sama. Z kim Pan utożsamia kobietę – żonę kogoś, kto trudni się dowolnym zajęciem? W powieści mamy trzy główne bohaterki. Wiktoria i Sylwia nie są żonami rolników.
A jednak po lekturze powieści Mazurka można dojść do wniosku, że żona rolnika człowiekiem nie jest – przynajmniej w niektórych urzędach. I – na przykład – nie ma żadnych praw.
Oczywiście, że ma prawa. W Mazurce Malwina mieszka na wsi. Jej mąż ma gospodarstwo. Miał Pan wrażenie, że Malwina nie ma praw? Pan wychwycił to, co z Panem rezonuje. Dla kontrastu – i jest to nagminnie spotykane – obserwowałam również kobiety, które niemal zupełnie poddają się woli męża. Oboje pracują na gospodarstwie, ale to on o wszystkim decyduje.
Czy wieś to dobre miejsce dla kobiet?
Wieś to doskonałe miejsce dla kobiet i Malwina jest tego wspaniałym przykładem. W tej części serii jednak najwięcej uwagi poświęcam Sylwii, bo w Mazurce to do niej uśmiecha się szczęście. Zamieszkuje na peryferiach małego miasteczka. W dużym mieście nie czuła się komfortowo. Ale nie o to Pan pyta.
Odniosłem jednak wrażenie, że kobiety na wsi nie zawsze zostają z własnej woli.
Czasami kobiety zostają, bo tu czują się dobrze. Czują się połączone z naturą.
Ale czasem zostają z przymusu, któremu nie mają siły się przeciwstawić. Bywa, że są uwikłane w przeróżne zobowiązania. Na przykład wobec dziadków lub rodziców, którzy mają taką właśnie wizję życia swojej pociechy. A czasem zostają z zupełnie innej przyczyny.
Pisze Pani w powieści o przekonaniu, że na wsi pieniądze należy przeznaczać na produkcję rolną, nie na siebie. Człowiek jest tu na najniższym szczeblu drabiny?
To rzecz przekonania, a ja przecież o przekonaniach piszę. Człowiek jest na najniższym szczeblu drabiny tam, gdzie panuje wiara w to, że człowiek jest prochem i nic niewartym stworzeniem. Gospodarstwo rolne można porównać do dowolnej firmy, prawda? Moim zdaniem człowiek jest wspaniałą istotą. Twórczą, mądrą, inteligentną, uczuciową i piękną.
Chciała Pani zdemitologizować polską wieś?
Moim zdaniem nie chodzi o miejsce, ale o system przekonań. Osadziłam akcję powieści na wsi, ale równie dobrze mogłaby to być zupełnie inna przestrzeń. Chciałam zachęcić czytelników do samodzielnej analizy, do zweryfikowania własnych przekonań.
I to się Pani znakomicie udało. Tyle, że istnieją pewne przekonania szeroko kojarzone z przestrzenią wiejską. Ukazuje Pani w powieści swego rodzaju teologię wsi, gdzie chłop (albo mąż) nader często nazywany jest bogiem.
Spotkałam się z określeniem: „pan mąż” i ujęłam to w książce. Moja bohaterka nie zgadza się na takie określenie.
Patriarchat jest wpisany w wiejską kulturę? I utrwalany również za sprawą dominującej w Polsce wiary?
Patriarchat wpisany jest w polską kulturę, a w książce piszę dokładnie, dlaczego tak jest.
Trochę Pani tę wiarę w swojej książce „odczarowuje". Bohaterki Mazurki stopniowo wiarę „odkłamują", szukają drugiego dna poszczególnych terminów, nowych (lub właśnie – starych, oryginalnych) znaczeń słów zawartych w Biblii. Jak Pani tworzyła tę nową teologię?
Nową teologię? Ciekawe pojęcie.
Postanowiłam podzielić się w książce spostrzeżeniami, jakie miewają kobiety. Bywa, że nawet żartobliwe, a czasem ironiczne aluzje dotyczące systemu przekonań nabierają sensu, gdy poddamy je analizie. Tu posługujemy się sercem, spostrzegawczością, intuicją i zdrowym rozsądkiem.
W chrześcijaństwie istniał nurt nazywany teologią feministyczną. Zastanawiała się Pani nad tym, jak Pani książka ma się do jego postulatów i co powiedziałaby na jej temat na przykład Elżbieta Adamiak?
Dotąd się nad tym nie zastanawiałam. Nie chodziło mi, bynajmniej, o zdeprecjonowanie mężczyzn i mam nadzieję, że jest to czytelne w moich książkach. Moim zamiarem była zachęta do zharmonizowania pierwiastków żeńskiego i męskiego w każdym z nas, bo dopiero wówczas kobieta i mężczyzna mogą się spotkać jako równe sobie istoty.
Bohaterki Pani powieści Mazurka stopniowo się emancypują, domagają się swoich praw, szukają szczęścia – nawet, jeśli jest to droga bardzo wyboista.
Emancypacja to długi proces. Zaczął się wieki temu. Wyboistą drogą moje bohaterki szły już wcześniej, mają więc doświadczenie. Dzięki temu wiedzą, jakie przeszkody do pokonania mogą na nie czekać i jak się z nimi obejść.
Łamanie stereotypów wciąga?
Proszę spróbować!
Myśli Pani, że podobną drogę musi przejść każda kobieta?
I każdy mężczyzna?
Nie. Tak jest tylko tam, gdzie rządzi strach, wstyd, poczucie winy, żal, brak zrozumienia. Kiedy otwieramy się na siebie i potrafimy wyrażać nasze potrzeby oraz obawy, kiedy możemy mówić o trudnych doświadczeniach, wszystko się zmienia. Mam nadzieję – i szczerze na to liczę – że kolejne pokolenie będzie wolne od wielopokoleniowych traum.
Jaki powinien być pierwszy krok?
Miłość. O tym są przecież moje książki. Na początek miłość do siebie, bo człowiek, który kocha siebie – ale kocha naprawdę – kocha też innych ludzi. Przestaje żyć w trwodze przed mitycznym potworem, zbudowanym z przekonań właśnie. Jest wolną istotą.
Książkę Mazurka kupicie w popularnych księgarniach internetowych: