Rozsadzić schemat. Jaka jest literatura kobieca?
Data: 2014-09-26 23:49:36Mariola Zaczyńska: Na początek muszę przekazać kilka refleksji czytelniczek (to właśnie czytelniczki dokonują wstępnej selekcji tytułów, które następnie trafiają do jurorek, to również one przyznają własną nagrodę podczas Festiwalu Literatury Kobiecej „Pióro i Pazur”), które podsumowując tegoroczną edycję festiwalu stwierdziły, że ten rok był dla nich zdecydowanie trudniejszy niż ubiegły. Do udziału w festiwalu zgłoszono więcej tytułów niż dotychczas bywało (ponad 80 książek). Część z nich napisana była językiem dziwnym – trudnym, mało efektownym, część po prostu męczyła, w przypadku części nie dokonano praktycznie żadnej redakcji. Wydaje się, że w wielu przypadkach wydawcy po prostu zgłosili wszystkie książki, do których przypisać można etykietę: „literatura kobieca”, nie dokonując w ogóle selekcji. A czasem i tę etykietę ignorowano.
Teresa Drozda: Trudno właściwie tu się dziwić wydawcom, w których interesie jest wysłać na konkurs jak najwięcej książek i zrzucić decyzję o wyborze najlepszych na nasze barki. Na tym etapie nie ma selekcji – i nie wiem, czy powinna być.
Bernadetta Darska: Dla mnie niepokojące jest raczej to, że w regulaminie wyraźnie napisane jest, że promujemy popularną literaturę kobiecą, natomiast przysyłane były także książki, które spokojnie mogłyby otrzymać nominację do Nike, polecane zresztą czasem przez laureatów Nike – jedną z rekomendacji pisał na przykład Marian Pilot. Wśród tytułów zgłaszanych przez wydawców były też książki non-fiction, wywiady. Warto pamiętać, że mówimy o Festiwalu Literatury Kobiecej i chcemy nagradzać literaturę kobiecą właśnie – powieści, jak głosi definicja naszych kategorii – najbardziej poruszające lub po prostu książki „z pazurem”. Ale przy tym powieści dobrze napisane, oczywiście.
Mariola Zaczyńska: Może to być wynikiem zbyt długiego łańcucha decyzyjnego w wydawnictwach. Często gdy wysyłam maila zachęcającego do zgłoszenia tytułów, przekierowywany jest on tyle razy, że ostatnia osoba, decydująca o wyborze konkretnych tytułów, dostawać może wiadomość bardzo zmienioną. Na przykład: "wyślij tam książki naszych autorek"
Bernadetta Darska: Powiedzmy przy tej okazji, że wydawcy nie dbają jednakowo o wszystkich autorów - mówię to z punktu widzenia krytycznego odbiorcy literatury. Bardzo psują też rynek same autorki, bo jeśli któraś z nich wydaje 6 książek w roku i deklaruje, że w ciągu 3 najbliższych lat napisze kolejnych 15-20, to nie ma szans, by wszystkie były równie dobre – mogą być ewentualnie równie złe. To, że pozwalają na to wydawcy, jest moim zdaniem skandaliczne, bowiem inne – często lepsze – autorki mają mniejsze szanse na zaistnienie, gdy „etatowe autorki” zalewają rynek swoimi produktami, które nie mają wiele wspólnego z literaturą. Swoją drogą, muszę gorąco pogratulować czytelniczkom gustu, bo w tym roku tego rodzaju książkowych produktów nie zakwalifikowały do oceny jurorskiej. Pytanie więc, czy to gusta czytelniczek kształtują rynek, czy też wydawcy próbują kształtować gust czytelniczek.
Teresa Drozda: Ja z kolei zauważyłam, że w tym roku wydanych zostało kilka interesujących powieści, które można by było uznać za literaturę kobiecą, tyle, że zostały napisane przez mężczyzn. Jednym z największych fenomenów literatury kobiecej jest Janusz Leon Wiśniewski – może więc należałoby zastanowić się nad tym, by do udziału w części konkursowej dopuścić książki pisane przez mężczyzn? Obecny regulamin to wyklucza – a szkoda.
Bernadetta Darska: Porozmawiajmy przez chwilę o okładkach książek. Tu mam złą wiadomość: nic się nie zmieniło. Okładki są nadal koszmarne, z tymi zdjęciami kobiet, kwiatów i mężczyzn obejmujących kobiety. Poza nielicznymi wyjątkami kompletnie nie oddają treści książek, a ich twórcy nie mają też żadnych artystycznych ambicji.
Teresa Drozda: Na większość z tych okładek po prostu nie da się patrzeć. Ja większość ocenianych książek miałam na czytniku, więc przynajmniej ich okładki mnie rzadko straszyły…
Agnieszka Lingas-Łoniewska: Autor ma raczej znikomy wpływ na okładki swoich książek. Najczęściej słyszymy od wydawców: dla mnie książka to produkt, który muszę opakować i sprzedać. W efekcie wszyscy projektują identyczne okładki, a rynek też podobno odrzuca oryginalne pomysły.
Grażyna Jeronim-Gałuszka: Chciałam kiedyś, by na okładce mojej książki znalazła się pusta ławka na peronie. Usłyszałam wówczas, że puste ławki na peronie się nie sprzedają…
Grażyna Musiałek: Myślę, że zwracając uwagę na słaby poziom redakcyjny wielu zgłoszonych w tym roku książek warto zapytać autorek, jak często się zdarza, że w wydawnictwie trafia się redaktor, o którym można powiedzieć, że był naprawdę pomocny, że dzięki niemu powieść zyskała, który dobrze poprowadził ich pracę?
Mariola Zaczyńska: Większość koleżanek chyba potwierdzi, że tu prym wiodą wśród wydawców Nasza Księgarnia i Prószyński. W tych wydawnictwach pracuje się z autorem. I chyba musimy zwrócić uwagę na znakomitą redaktorkę Ewę Witan, która pracowała z wieloma autorkami nominowanymi i nagradzanymi podczas Festiwalu.
Grażyna Musiałek: Wspaniale, że znajdują się naprawdę kompetentni redaktorzy. Szkoda tylko, że jest ich tak niewielu i są często kompletnie niedoceniani.
Bernadetta Darska: Redaktorzy – ale i autorki – mieliby sporo do zrobienia zwłaszcza w zakresie scen miłosnych, „para-erotycznych”. Są one makabrą i przekleństwem literatury kobiecej. Wiele osób uważa, że pisanie scen erotycznych jest proste, że może być „przerywnikiem”, a tak naprawdę najtrudniej w literaturze opisać tego rodzaju wzruszenia. Nawet, jeśli czerpiemy z własnego doświadczenia, efekty bywają śmieszne. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy „pod lupę” słowa używane czasem jako określenia różnych czynności czy części ciała…
Anna Luboń: Co roku zaskakuje mnie, że wśród finalistów są tak dobre książki. Książki, które zapamiętam na zawsze. Niestety, są i takie, w przypadku których nie rozumiem, jak w ogóle mogły zostać wydane. Wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale jest bardzo duża różnica jeśli chodzi o poziom książek, które trafiają do jurorek. Czasami mamy do czynienia z dziełami literackimi z prawdziwego zdarzenia, obok których preselekcję przechodzi kompletna grafomania, książki pamiętnikarskie, pensjonarskie.
Mariola Zaczyńska: Być może dzieje się tak dlatego, że czytelniczki biorą pod uwagę głównie emocje i warstwę fabularną. Być może jest też tak, że wydawcy zgłaszają powieści o określonym charakterze, bo myląca jest nazwa Festiwalu – być może do etykiety „literatura kobieca” przylgnęły już na stałe najgorsze cechy jej przypisywane. Być może w takim wypadku należałoby pomyśleć o zmianie formuły festiwalu?
Bernadetta Darska: To raczej nie jest dobry pomysł, bo tak jak powiedziała Anna Luboń, zdarzają się wśród finalistów prawdziwe perełki, będące nie tylko czymś więcej niż literatura popularna. To nawet nie literatura środka, tylko po prostu literatura wysoka. I podejmując decyzję o wyborze laureatów powinniśmy raczej starać się stereotyp przełamać. Ale powiedzmy też szczerze, że często nie jest tak, że wybieramy spośród 100 świetnych książek powieści najlepsze. Czasem spośród słabych wybieramy takie, które są dobre - albo bardzo dobre.
Anna Luboń: Czego jednak byśmy nie powiedzieli o średnim poziomie tegorocznej edycji, trzeba stwierdzić, że większość finalistek to nie banalne książki o miłości, o tym, że ktoś rzucił pracę w Warszawie, pojechał na prowincję, tam poznał znakomicie wykształconego weterynarza rodem z najlepszych klinik w stolicy i się w nim zakochał. Tego śmiesznego podtrzymywania schematu „księcia z bajki” było stosunkowo niewiele. Pojawiają się za to problemy społeczne: przemoc domowa, u Katarzyny Kołczewskiej wątek negatywnej bohaterki, która pokazuje zupełnie inne oblicze. To może być nowa jakość w literaturze kobiecej – to dzięki temu z powieściami zostaniemy nieco dłużej, zamiast zapomnieć o nich natychmiast po ukończeniu lektury. Literatura kobieca zaczyna pełnić rolę „edukacyjną” – to mocno obiecujące. Serdecznie Wam gratuluję, drogie autorki, przestajecie uciekać w marzenia i sny, a zaczynacie pokazywać kobietę. To duży postęp.
Grażyna Musiałek: Pozostaje tylko kwestia wykonania. W wielu książkach pojawiają się trudne tematy społeczne, ale jedynie zarysowane, potraktowane „po łebkach”, zrobione słabo. Wiadomo – ta problematyka może być ważna dla wielu czytelników, taka literatura może im pomóc, ale potrzeba jeszcze słuchu literackiego, warsztatu. Z tym zaś jest różnie.
Bernadetta Darska: Niektórym autorkom po prostu brakuje świadomości tego, że literatura to nie przepisywanie własnego życia, opowiadanie o sobie, koleżankach, bliskich. Literatura to także fikcja, wymyślanie historii na bazie własnych przeżyć, ale nie w proporcji 1:1.
Katarzyna Czajka: Polscy autorzy, niestety, niezależnie od tego, jaką tematykę podejmują, zapominają o tym, że czytelnik, który sięga po ich książki, prawdopodobnie zna już pewne chwyty, jest oczytany, a także po prostu ogląda telewizję. Niestety, w przypadku wielu książek, które w tym roku przeszły preselekcję czytelniczek, wiedziałam z góry nie tylko, jak cała historia się skończy, ale też… jak będzie wyglądał następny rozdział! Mamy tu rozwiązania fabularne żywcem wzięte z seriali lub literatury. Tymczasem jeśli siadam do pisania książki, muszę mieć pomysł. Pomysł oryginalny. Brak takiego właśnie pomysłu to problem wielu tegorocznych tytułów.
Małgorzata Warda: Rzecz w tym, że my zdajemy sobie sprawę z tego schematyzmu i czasem chciałybyśmy go przełamać, ale wówczas stajemy wobec muru w postaci wydawcy. Słyszymy: „ale to się nie sprzeda”. To jest prawdziwy problem. Podam przykład: wyróżniona w zeszłym roku powieść „Dziewczynka, która widziała zbyt wiele”. Odrzuciły mi ją chyba wszystkie wydawnictwa, Prószyński zdecydował się ją wydać chyba tylko dlatego, że wcześniej współpracowałam już z tym wydawcą. Ale i tak słyszałam, że nikt nie będzie chciał czytać o przemocy domowej, że teraz modne są inne tematy.
Teresa Drozda: Niestety, siedzi w nas inżynier Mamoń: lubimy to, co znamy.
Katarzyna Hordyniec: Inżynier Mamoń rządzi, niestety, także na świecie. W anglojęzycznej literaturze jest dokładnie tak samo.
Bernadetta Darska: Literatura popularna niejako z definicji opiera się na schemacie, ale można go przełamać, rozsadzić, zniszczyć, coś do niego wnieść. Najważniejsze jest to, by nie zakładać, że nasza czytelniczka jest idiotką lub totalną ignorantką, która wcześniej nie przeczytała żadnej książki. Wówczas mamy szansę na tworzenie naprawdę dobrej literatury kobiecej.
Dodany: 2014-09-29 09:34:14