Egzamin z egoizmu oblaliśmy już dawno. Wywiad z Renatą Deusing Chaczko
Data: 2021-05-28 13:16:11– Gdy pisałam Połówki księżyca, przez kilka tygodni żyliśmy kompletnie odcięci od świata w małym hotelu na Bali. Byliśmy tam z kilkoma osobami, których w większości nawet wcześniej nie znaliśmy. Ten klimat izolacji, paniki, klaustrofobii, niepewności oraz strachu o przyszłość nie jest efektem researchu, ale uczuć i emocji, które mi wówczas towarzyszyły. To był kwiecień 2020 roku, przerażeni śledziliśmy sytuację we Włoszech i naprawdę myśleliśmy, że nadchodzi koniec świata. Te emocje oraz te uczucia, które mi wówczas towarzyszyły, są właśnie w moich bohaterach – mówi Renata Deusing Chaczko, autorka powieści Połówki księżyca, opowiadającej o grupie ludzi zamkniętych w futurystycznym pomieszczeniu i całkowicie odciętych od świata, zmuszonych do podjęcia decyzji, której konsekwencje mogą być niewyobrażalne.
Wszyscy mamy swoje grzechy i grzeszki, sprawy, o których wolelibyśmy nie mówić innym?
Tak, myślę, że każdy z nas ma choć jeden sekret, którego nikomu nie chce lub czasem nawet nie może zdradzić. Niekoniecznie muszą to być grzechy, mogą to być wstydliwe bądź bardzo bolesne dla nas historie, które – wypowiedziane na głos – nabierają niszczycielskiej mocy, stąd często głęboko skrywamy je w środku.
Tyle, że niektórzy z nas mają ich jakby nieco więcej.
Zgadza się. Są ludzie, którzy mają wręcz całą kolekcję sekretów, a i przy tym sporo grzechów na sumieniu. Zastanawiam się, jak ich psychika może to wszystko udźwignąć… To nawet niekoniecznie muszą być źli ludzie. Weźmy na przykład żołnierzy wracających do domów z wojny. Dla nich raczej nie ma pełnego powrotu do „normalności”. Każdy z nich zapewne na swój sposób próbuje poradzić sobie z demonami przeszłości, z PTSD. Niektórzy z pomocą rodziny, inni z pomocą psychologów, a jeszcze inni chodząc na grupowe spotkania dla weteranów. Mam znajomego, który służył w Iraku, a teraz mieszka na Bali i regularnie występuje w klubie komediowym. Myślę, że stand-up to dla niego pewna forma terapii, bo jeśli opowiada o wojnie, to tylko w anegdotach. To bardzo pogodny człowiek, ale ile w tym wszystkim jest fasady, to wie jednie on sam…
Ale nie za swoje grzechy bohaterów powieści Połówki księżyca spotkało to, co spotkało?
Za swoje grzechy również, w końcu bohaterowie Połówek księżyca to ludzie, więc grzeszą tak samo, jak my wszyscy. Nasze grzechy to ich grzechy. I na odwrót, ich grzechy to również nasze grzechy.
Trzeba przyznać, że znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia…
Tak, myślę, że nie jest to sytuacja, w której ktokolwiek z nas chciałby się znaleźć. Z grupą obcych ludzi, w dziwnym, futurystycznym pomieszczeniu, nie wiedząc, w jaki sposób i po co się tam znaleźliśmy ani kto właściwie nas tam umieścił. To paranoidalna sytuacja, która całkowicie pozbawia bohaterów Połówek księżyca poczucia kontroli, dlatego jedna po drugiej spadają noszone przez nich maski.
10 osób w miejscu zupełnie odciętym od świata. I 10 zupełnie różnych osobowości. Ludzie młodzi, starzy, doświadczeni i naiwni. Co – poza tym, że wszyscy oni mają jakieś grzeszki – ich łączy?
Odpowiedź na to pytanie próbują właśnie znaleźć bohaterowie Połówek księżyca, wierząc, że to, co ich łączy, będzie również odpowiedzią na inne pytania – dlaczego znaleźli się w tym miejscu i dlaczego to właśnie oni muszą podjąć tak trudną decyzję?
A co ich dzieli?
Dzieli ich niemal wszystko. To świadomy zabieg, ponieważ pochodząc z różnych środowisk, z różnych krajów czy warstw społecznych, mają kompletnie inne poglądy oraz spojrzenie na świat, co czyni ich dyskusje ciekawymi oraz burzliwymi.
Jest wśród nich ktoś, z kim potrafiłaby Pani znaleźć wspólny język?
Myślę, że z Arianą. Głównie ze względu na wiek, płeć oraz pochodzenie. Obie również doświadczyłyśmy życia na emigracji, stąd z nią najprędzej znalazłabym wspólny język.
A ktoś, z kim nie chciałaby Pani znaleźć się w jednym pomieszczeniu?
Raczej nie miałabym tu żadnych preferencji. Każdy z bohaterów ma swoje grzechy i grzeszki, ale każdy z nich ma również swoją dobrą, jasną stronę. U jednych jest ona bardziej widoczna, u innych mniej. Trochę jak z jasną oraz ciemną stroną Księżyca.
Myśli Pani, że niektórzy z nich na co dzień są całkiem przyzwoitymi ludźmi – tylko w zamknięciu, w obliczu sytuacji skrajnej wychodzi z nich to, co najgorsze?
Większość z nas na co dzień zachowuje się inaczej niż w skrajnych sytuacjach. Skrajne sytuacje sprawiają, że wychodzi z nas prawdziwa natura. Czasem wyjdzie z nas to, co najgorsze, a czasem to, co najlepsze. Tak, jak w przypadku bohaterów Połówek księżyca oraz ich ostatniego głosowania. Sama do końca nie wiedziałam, jak będą głosować, a niektórzy z nich naprawdę zaskoczyli mnie swoją decyzją.
Myśli Pani, że możemy ich jakoś oceniać?
Staram się wstrzymywać od wszelkich ocen, zarówno jeśli chodzi o moich bohaterów, jak i ogólnie innych ludzi. Nigdy nie żyłam życiem innej osoby, więc nie wiem, przez co przeszła, co widziała, co ją wzmocniło, a co osłabiło, więc jakim prawem miałabym oceniać? A jako pisarz muszę mieć takie podejście do moich bohaterów, jakie ma aktor do odgrywanej roli. Muszę zrozumieć motywy stojące za takim, a nie innym postępowaniem. Nawet, jeśli jest to działanie karygodne, wręcz niezgodne z prawem, muszę znaleźć argumenty za i przeciw. Muszę być oskarżycielem i zarazem obrońcą, a w takiej sytuacji nie ma miejsca na oceny.
Myśli Pani, że to motywy decydują o ocenie naszego postępowania?
Tak, myślę, że jest w tym bardzo dużo prawdy. Motyw to może nie wszystko, bo są jeszcze inne czynniki, ale z pewnością jest on kluczowy, jeśli chodzi o ocenę naszego postępowania.
Tylko dojść do tych motywów nie zawsze jest łatwo – wydaje się bowiem, że bardzo często udajemy przed innymi, a niemal równie często – przed samymi sobą.
Tak, to jest bardzo złożona kwestia, bo moralność ludzi jest bardzo skomplikowana. Weźmy na przykład moją znajomą, która pracuje jako obrońca i jakiś czas temu broniła gwałciciela. Zgadza się, kobieta-adwokat broniła gwałciciela, bo każdy z nas ma prawo do obrony. I w trakcie jednej rozmowy z klientem wyszło, że jako dziecko ten chłopak był wielokrotnie gwałcony przez dwóch członków swojej rodziny. To trwało lata… Czy ten fakt usprawiedliwia gwałt? Nie, ale myślę, że w jakiś sposób wyjaśnia, dlaczego zrobił to, co zrobił. Nikt nigdy nie pomógł mu z jego traumą, sam żył z tym przez lata i to eskalowało w nim, co zakończyło się tragedią dla zgwałconej dziewczyny. To jest spirala zła. Ktoś doświadczył okrucieństwa oraz przemocy, więc zadaje je innym, „przekazuje je” dalej. Przerwać ten błędny krąg jest niesamowicie trudnym zadaniem i wymaga ogromu pracy…
Ale jednak ludzie mogą się zmienić?
My nawet nieświadomie zmieniamy się pod wpływem innych ludzi i to nie jest tak, że gramy, udajemy, zakładamy maski. Po prostu inaczej reagujemy na różne osoby. Inaczej zachowuję się przy moich dziadkach, a inaczej przy moich znajomych. I w obu przypadkach nie gram nikogo, jestem sobą. To samo może być w związkach. W jednym związku możemy być szaleni, spontaniczni, a w innym wyciszeni, wręcz leniwi. To nie znaczy, że w jednym czy drugim związku udawaliśmy. Po prostu tak jest. Nasz charakter też się zmienia. Co pięć lat jesteśmy składnią pięciu najbliższych nam osób. Również skrajne sytuacje mogą nas zmienić, jak nagły sukces, wygrana na loterii albo śmierć kogoś bliskiego. Zmieniamy się ciągle, bo nieustannie zmieniają się okoliczności. Jak choćby to, co stało się teraz z naszym światem po wybuchu pandemii. COVID-19 nie tylko zmienił dynamikę naszego życia, ale z pewnością wpłynął na psychikę oraz na postrzeganie świata wielu ludzi. Nie powiedziałabym, że przybieramy wówczas nową twarz. Raczej to ciągle nasza „stara” twarz, która ewoluuje w jedną czy w drugą stronę. Oczywiście są i ludzie, którzy mają twarz na każdy dzień tygodnia i inną w zależności od spotkanej osoby, ale tacy ludzie zazwyczaj ocierają się mniej lub bardziej o osobowość psychopatyczną.
Czy myśli Pani, że mamy prawo decydować o życiu i śmierci innych lub własnej?
O śmierci własnej tak. Jestem za eutanazją i za tym, jak ten proces działa w Holandii. Jeśli zaś chodzi o innych, jest to bardziej skomplikowana kwestia. Czy morderca, który wszedł do szkoły i zaczął strzelać, zabijając przy tym kilkanaście osób, zasłużył na karę śmierci? Być może, ale ja na pewno nie byłabym osobą, która wstrzyknęłaby mu truciznę bądź nacisnęła guzik na krześle elektronicznym. Ale, jeśli bliska mi osoba byłaby wśród ofiar tego mordercy, to już tej pewności nie mam…
Istnieje tylko jedna moralność?
Uważam, że nie. Nawet w tak podstawowej kwestii, jak choćby właśnie zabijanie, mamy inne spojrzenie. Weźmy na przykład wspomnianą przed chwilą eutanazję. Jeden kraj na nią pozwala, w innych kategorycznie odmawia się nawet dyskusji na jej temat. Obecnie Polska jest bardzo podzielona jeśli chodzi o aborcję i nawet w jednym domu będą skrajne opinie na ten temat. Kto ma więc rację? Zwolennik czy przeciwnik aborcji? Kto ma rację w temacie eutanazji? Polska czy Holandia? Nie ma zatem jednej moralności, bo każdy z nas ma jej indywidualny obraz, który powstawał w naszej głowie latami malowany przez bardzo osobiste doświadczenia.
A czy jest w ogóle coś takiego jak „normalność”?
Sądzę, że z normalnością jest podobnie jak z moralnością. „Normalność” to abstrakcja, nie istnieje jedna jedyna słuszna definicja „normalności”, więc trzeba ją stworzyć. Jednak tyle będzie jej definicji, ilu mamy ludzi na świecie. A ludzie, którzy poświęcają całe swoje życie oraz energię na stworzenie tej definicji, chcą zazwyczaj później narzucać ją innym. Mówią: „to jest normalne, a to jest nienormalne” i każdy musi dostosować się do tych podziałów. Tacy właśnie ludzie nigdy nie powinni być u władzy, co jest paradoksem naszych czasów. Nie uczymy się na błędach. Hitler też próbował stworzyć „normalność” dla swojego narodu, dla swojej rasy i wszyscy wiemy, jak to się skończyło… Zamiast skupić się na podziałach, lepiej skupmy się na swoim życiu, na swoim szczęściu oraz na swojej „normalności”.
Wie Pani, jak zachowałaby się Pani na miejscu swoich bohaterów? Jakie decyzje by Pani podjęła, jakich odpowiedzi udzieliła?
Mogę gdybać i gdybać, ale paradoksalnie pewnie zachowałabym się oraz decydowała inaczej, niż w moim wyobrażeniu. Ale jestem bardzo ciekawa, jaką Pan podjąłby decyzję, jeśli chodzi o ostatnie głosowanie? To było takim moim skrytym zamiarem, by każdy Czytelnik po lekturze Połówek księżyca zadał sobie właśnie to pytanie, jak on by zadecydował?
Wielkie problemy współczesnego świata odbijają się w Pani powieści echem dyskusjach bohaterów
Zgadza się. Piszę o tym, co aktualnie obserwuję i co mnie boli. Najbardziej boli mnie egoizm ludzi. Mam ogromne obawy, że to on nas właśnie zgubi jako gatunek, stąd sporo rozmów w Połówkach księżyca oscyluje wokół tego tematu.
Wszystko jest egzaminem – nie tylko w Pani powieści, ale też w życiu?
W życiu raczej nie wszystko jest egzaminem. Egzaminy kończą się ocenami, a my nie na każdym kroku musimy być poddawani ocenie. Zawsze jednak warto zachować balans. Sądzę, że naszym największym codziennym egzaminem powinno być to, jak traktujemy innych. Myślmy o ludziach, jak o naszym odbiciu lustrzanym. Chcemy, by ludzie traktowali nas dobrze oraz z szacunkiem, więc my też tak traktujmy innych. To, co dajemy, dostajemy w zamian. I na odwrót.
Myśli Pani, że jako ludzkość podobny egzamin zdalibyśmy? A może zdajemy go na co dzień?
Egzamin w sensie naszego egoizmu? Myślę, że ten egzamin już dawno oblaliśmy jako całość. Jako jednostka warto co jakiś czas zrobić sobie podsumowanie, bo kto wie, może jeszcze nie wszystko jest stracone.
Bardzo poważne problemy równoważy Pani formą powieści – formą po trosze sensacyjną, po trosze thrillera. Całość naprawdę mocno trzyma w napięciu.
Dziękuję, taki właśnie miałam zamiar. Bohaterowie poruszają dość trudne tematy, forma rzeczywiście ma równoważyć ich kaliber oraz sprawić, by Czytelnik przeczytał powieść do ostatniej strony, w napięciu. W końcu dopiero w ostatnim rozdziale rozwiązuje się największa i najważniejsza zagadka Połówek księżyca.
Odwołuje się Pani również do wielu eksperymentów społecznych. Przypatrywała się im Pani bliżej, by lepiej ukazać zachowanie swoich bohaterów?
Tak, od lat interesuję się psychologią. Efekt Lucyfera profesora Zimbardo to moja ulubiona lektura w tej tematyce. Jednak zachowanie moich bohaterów jest w dużej mierze efektem tego, co sama przeżywałam w czasie, w którym pisałam Połówki księżyca. Zasiadłam do pisania powieści na samym początku pandemii, zaraz po tym, jak z moim mężem podjęliśmy decyzję o wyjeździe z Dżakarty na Bali. Obawialiśmy się, że w tak dużym mieście, jak Dżakarta sprawy mogą przybrać bardzo dramatyczny obrót, stąd zdecydowaliśmy się wyjechać na Bali. Przez kilka tygodni żyliśmy kompletnie odcięci od świata w małym hotelu na południu wyspy. Byliśmy tam z kilkoma osobami, których w większości nawet wcześniej nie znaliśmy. Ten klimat izolacji, paniki, klaustrofobii, niepewności oraz strachu o przyszłość nie jest efektem researchu, ale uczuć i emocji, które mi wówczas towarzyszyły. To był kwiecień 2020 roku, przerażeni śledziliśmy sytuację we Włoszech i naprawdę myśleliśmy, że nadchodzi koniec świata. Te emocje oraz te uczucia, które mi wówczas towarzyszyły, są właśnie w moich bohaterach.
Gdy czytałem Pani powieść, przypomniał mi się film „Cube”…
Słuszne skojarzenie. „Cube” to film mojego dzieciństwa, nie przesadzając, oglądałam ten film kilka, jeśli nie kilkanaście razy. Po skończeniu Połówek księżyca obejrzałam go jeszcze raz po wielu latach, by zobaczyć, jakie emocje w nim odnajdę i jak daleko zaszła moja inspiracja. Emocje były mniejsze niż kiedyś, bo jak dla mnie „Cube” ciut się zestarzał, zaś inspiracja jest tylko pod tym względem, że grupa obcych ludzi budzi się w futurystycznym pomieszczeniu, nie wiedząc, jak się tam znaleźli i po co. Podobny początek ma „Piła” czy serial „Zagubieni”, nie jestem więc pierwszą osobą, która umieściła swoich bohaterów w takiej sytuacji, ale mam nadzieję, że jestem pierwszą osobą, która kazała im podjąć tak trudną decyzję.
Odwołuje się Pani w Połówkach księżyca również do Finchera. Ta powieść do hołd dla jego kina? A może efekt pewnej inspiracji?
Uwielbiam filmy Finchera, więc z pewnością klimat jego filmów przemycam do swoich powieści nawet nieświadomie. Jednak Połówki księżyca nie do końca są hołdem dla jego twórczości, ale trailer powieści już owszem. Jest on zainspirowany intro do filmu Siedem, także bardzo dobre spostrzeżenie! Ukończyłam szkołę filmową, stąd pisząc książki „myślę” językiem filmowym. Już przy mojej pierwszej powieści Gracze słyszałam, że jest to niemal gotowy scenariusz na film. Tu, jako że „Połówki księżyca” składają się głównie z dialogów myślę, że jest podobnie.
To jaki film przypominać będzie kolejna Pani książka?
Jedz, módl się, kochaj – i to nawet nie przez to, że akcja powieści ma miejsce głównie na Bali. Chodzi bardziej o ten sam etap w życiu, przez który przechodziła bohaterka i książki, i filmu z Julią Roberts. Ten etap to szukanie odpowiedzi, szukanie swojego miejsca na Ziemi oraz szukanie samego siebie. Czasem szukasz i szukasz, żyjesz to tu, to tam, walczysz sam ze sobą, aż w końcu odkrywasz, że to wszystko zacząłeś od końca. Poszukiwania samego siebie tak naprawdę zaczynają się tam, gdzie… to wszystko się zaczęło. W korzeniach.
Książkę Połówki księżyca kupicie w popularnych księgarniach internetowych: