Przyszła pora na pingwiny. Recenzja filmu „Na fali"

Data: 2021-04-20 22:17:05 Autor: Damian Kopeć
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Przyszła pora na pingwiny. Recenzja filmu „Na fali

Ten film, także ze względu na wyjątkowo mokre miejsce akcji, jest jak ożywcza morska bryza. Szczególnie wtedy, gdy na dworze słońce tak smaży ciała, że aż skwierczy na nas lekko nadmiarowy tłuszczyk.

Co chwilę jesteśmy groźnie atakowani reklamami kolejnego niesamowitego arcydzieła z gatunku animacji komputerowej. W reklamach widzimy dynamiczne sceny, czasami najlepsze z całego filmu, które mają sprawić, żebyśmy dla własnego dobra wybrali się do kina i nie żałowali wydanych złociszy. Dystrybutorzy nie dbają już, co prawda, o nasze samopoczucie po seansie, ale przecież nikt tak naprawdę nie jest idealny.

Na fali - dla dzieci w jakim wieku?

W przypadku Na fali lekką przesadą jest oznaczenie filmu jako b/o. Nie, nie żeby w filmie były sceny drastyczne, nieprzyzwoite czy z jakiegoś powodu passe. Po prostu film może być dla małego dziecka niezrozumiały. Widziałem to na własne oczy, a może raczej słyszałem na własne uszy. Pięciolatek po kilkunastu minutach projekcji płaczliwym i znudzonym głosem zapraszał dobrze bawiącą się mamę do wyjścia z kina. Wydaje mi się, że dzieci powinny mieć co najmniej 6-7 lat, zależy to wszakże od danego dziecka. Pozostałym, starszym film powinien się spodobać.

Na fali – o czym jest film?

A zatem co było takiego nowego, panie kolego?! Przede wszystkim nowatorska narracja, przynajmniej jak na animację pełnometrażową. Świat oglądamy okiem ekipy telewizyjnej realizującej program na żywo o karierze młodego surfera-pingwina, zwącego się Cody Maverick. Mamy więc wścibską kamerę, która próbuje zaglądać tam, gdzie jeszcze nikt nie zaglądał. Mamy, jak to w każdym reality show bywa, naturalnie zachowujących się bohaterów. Obecność kamery wpływa na ich wywołującą łzy w oczach i zgrzytanie zębów w ustach szczerość. Kamera próbuje być wszędzie. Nawet na falach i pod nimi. Zdjęcia z bliska dają poczucie namacalnego uczestnictwa w wydarzeniach i tej szczególnej bliskości z kimś znanym, którą daje podglądanie takich osób.

Na fali. Animacja

Animacja jest bardzo dobra. Nieźle oddany jest klimat zarówno Antarktyki jak i bogactwa przyrody tropikalnej wyspy. A już na szczególne uznanie zasługuje animacja wody i wydarzeń mających na niej miejsce. Majstersztyk! Do tego fabuła jest dobrze przemyślana. Opowiada o losach młodego pingwina Cody'ego, który marzy o tym, by być sławnym surferem. Na początek, w każdej wolnej chwili trenuje u siebie, w rodzinnym mroźnym arktycznym klimacie. Kiedy na jego drodze staje poszukiwacz nowych talentów Mikey Abromowitz nasz bohater robi wszystko, by razem z innymi dostać się na wyspę Pen Gu i wziąć udział w Wielkim Memoriale Fali imienia Wielkiego Surfera Big Z. Legendarnego Big Z mały pingwin poznał kiedyś osobiście i od tego czasu stał się jego najwierniejszym wielbicielem. Cody ląduje na wyspie i tu w tłumie innych pingwinów-surferów stara się zdobyć wymarzoną sławę. A czy mu się to uda, o tym, żeby nie zapeszyć, ani mru mru. My, widzowie, możemy czuć się jak wyróżnieni podglądacze, śledzący dzieje Cody'ego, jego przyjaciół i wrogów.

Na fali. Bohaterowie filmu

Postaci są świetnie narysowane, z humorem, wyrazistością, z pazurem bardziej może ptasim niż kocim. I wygadane, większości z nich dzioby nie zamykają się ani na chwilę. Mamy więc niesamowitego surfera-kurczaka o imieniu Joe, chyba najbardziej odlotową postać w filmie. Na drugim planie pojawia się często słynny promotor surfowania Reggie Belafonte wraz ze wspomnianym już współpracownikiem, poszukiwaczem nowych talentów Mikey'em Abromowitzem. Poza tym na ekranie króluje cała zgraja mniej lub bardziej szalonych pingwinów. Jest wśród nim wyjątkowo ładna ratowniczka-pingwin Lani Ohana. Trudno nie wspomnieć o ciekawej, złożonej postaci legendarnego Ezekiela “Big Z” Topani. Świetne są trzy małe pingwiniątka, które co pewien czas wprost do kamery wyrażają swoje zdanie na temat innych. Czarne charaktery dzielnie reprezentuje nie tylko promotor surfingu Reggie Belafonte, ale i mistrz tego sportu Tank Evans. Mamy całą gamę zróżnicowanych postaci, postaw, zachowań. Jest coś i do śmiechu, i do wzruszeń.

Na fali – czy warto zobaczyć?

Polski dubbing jest na całkiem przyzwoitym poziomie. Jak na kino familijne przystało mamy różne pozytywne przesłania. O tym, że warto mieć przyjaciół, a w grze nie samo zwycięstwo jest najważniejsze. O tym, że należy być upartym i dawać sobie i innym drugą i trzecią szansę. Tak to ostatnio jest, że filmy animowane są przeniesieniem w inny, nie wiem czy lepszy, świat naszych codziennych ludzkich problemów i rozterek. Skąd się zatem bierze ich popularność? Może z formy i dystansu, jaki gwarantuje takie spojrzenie? Może z dawki humoru, odnoszącego się do naszej rzeczywistości i przez to jeszcze bardziej swojskiego? Może łatwiej nam śmiać się z przypominających nas animowanych zwierzątek i stworów niż z samych siebie?! Polecam tę zabawną opowieść o marzeniach, które gdy bardzo, ale to bardzo chcemy, spełniają się. Oczywiście, gdy nie tyko chcemy, ale i robimy coś w tym kierunku.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Film

Warto przeczytać

Reklamy