Po rozstaniu. Recenzja filmu "Historia małżeńska"
Data: 2019-12-15 17:33:48Dlaczego Historia małżeńska Noah Baumbacha wywołuje tyle emocji i wzbudza duże zainteresowanie? Na to pytanie odpowiada Jarosław Czechowicz, autor bloga Krytycznym okiem, w recenzji filmu Historia małżeńska od Netfliksa.
Dlaczego Historia małżeńska Noah Baumbacha wywołuje tyle emocji i wzbudza duże zainteresowanie? Nie tylko dlatego, że od Sprawy Kramerów nie pojawiło się chyba tak sugestywne kino będące anatomią rozpadu związku przy jednoczesnym nakreśleniu więzi z dzieckiem, przy którym ten rozpad nie jest taki oczywisty. Myślę, że każdy z nas był, jest albo będzie w sytuacji, w której jego związek z drugą osobą stanie się czymś nieoczywistym przez to, że zagrożonym. U Baumbacha jest już w zasadzie po wszystkim. Jego bohaterowie rozstali się i od początku widzimy – choć może czujemy inaczej – że ich wspólne życie to przeszłość. Pozostaje jednak syn jako smutny wyrzut sumienia, a może to właśnie dziecko staje się katalizatorem złych emocji, które narastały latami i uderzają nagle jak tsunami po tym, kiedy formalnie już wolno wszystko z siebie wyrzucić, kiedy nie jest się już parą, nie trzeba subtelności ani tym bardziej tłumienia w sobie tego, co boli. Duet aktorski Scarlett Johansson i Adama Drivera unosi trudność problematyki filmu. Odnoszę jednak wrażenie, że Historia małżeńska to jednak popis ról drugoplanowych, a Driver tylko w scenie gwałtownej kłótni zaciera mi w pamięci obraz pokornego flegmatyka i wrażliwca utrwalony na lata w Patersonie.
Nic nie zapowiada skrywanych emocji, które ujawniane są tu stopniowo, z odpowiednim przygotowaniem widza do tego. Sam początek jest idyllicznym opisem zalet. Nicole i Charlie spisują to, co w partnerach jest najważniejsze, za co może kochają najbardziej. Szybko dowiadujemy się jednak, że to symulowane podsumowania, a rozpoczynająca film scena w gabinecie terapeuty nie pozostawia złudzeń – oni już razem nie będą. Baumach udowadnia jednak, że bycie razem nie kończy się w momencie faktycznego rozstania. Wspólne dziecko buduje oczywiście płaszczyznę, na której odnajdują się gdzieś stłumione przez gorycz rozstania emocje, ale w Historii małżeńskiej chodzi o coś więcej. Ten film świetnie pokazuje, jak niewiele dzieli gniew od czułości. Opowieść rozpięta jest między tym, gdzie i z jakich powodów narasta furia, a tym, jak niedaleko bohaterowie odchodzą od takiego pojmowania siebie, jakie choćby stoi za ich wymuszonymi przez terapeutę pracami.
Nic nie jest w tym filmie oczywiste i bardzo mi się to podoba. Rozstająca się para jest majętna, a każde z nich bardzo skupione na sobie, bo przecież w momencie rozstania na nic innego już nie mogą sobie pozwolić. Wcale nie dają się lubić ani nie wywołują tym samym prostego współczucia. Są artystami, co wpływa na ich sposób widzenia rzeczywistości oraz samych siebie. Widać, że łączy ich dużo więcej niż dzieli, ale podziały stają się bardziej wyostrzone. Przez pewien czas sympatia widza jest po stronie Johansson – kreowana przez nią postać ucieka od ograniczeń, by realizować siebie. Reżyser tak nas jednak prowadzi, że dość wyraźnie widzimy, co było istotą rozstania, i kiedy dostrzeżemy to z różnych punktów widzenia… wchodzi do gry kreacja aktorska Drivera, który nie jest – jak sugeruje prawniczka jego żony – wcale tym gorszym i na bardziej uprzywilejowanej pozycji, bo choć mężczyzna u Baumbacha przypomina trochę swojego ośmioletniego syna, on także nosi w sobie uzasadnione cierpienie i sporo zarzutów do chcącej rozwodu żony. To wszystko odsłaniane jest stopniowo, a kumulacja emocji wyłania się ze wspomnianej sceny kłótni, po której wreszcie wierzę Driverowi jako aktorowi. Wierzę, że wszystko, co przeżywają Charlie i Nicole, nie jest tak proste, jak chcieliby widzieć ich prawnicy.
Tu wracam do podziwu dla ról drugoplanowych, gdyż Laura Dern i Ray Liotta są świetni, choć wiele w zasadzie dawać z siebie nie muszą. Tym niemniej to doskonale zagrana para agresywnych prawników, którzy po godzinach dają sobie buziaki i pytają o to, co u drugiego, a na sali sądowej wydobywają na światło dzienne wszystko, co wywołuje albo zażenowanie (Charlie), albo ostre reakcje nerwowe (Nicole). A jednak skonfliktowana dwójka pozwala na podniesienie napięcia, wynajmując charyzmatycznych specjalistów od punktowania i charakteryzowania każdej złej emocji i każdego złego działania, do których często wstyd się przyznać. Podziwiam kreacje Dern i Liotty, bo oni tak naprawdę otrzymali tutaj rolę… roli. Wspierający rozwodzących się małżonków prawnicy grają w znaną im grę, dodając czasem kilka ocierających się o truizmy mądrości. Sam dramat jednak przenosi się z sali sądowej w przestrzeń bardzo intymną. I tu już mamy wiele nieoczywistych rozwiązań fabularnych.
Historia małżeńska sprawiać może wrażenie filmu przegadanego, jednak każda wypowiedź ma tu swoje znaczenie oraz swój kontekst. Bohaterowie muszą stosować skróty myślowe, bo odnosi się wrażenie, że Baumbach chce to małżeństwo zbyt drobiazgowo opowiedzieć. Nie wpada jednak w pułapkę dydaktyzmu. Chociaż zakończenie filmu może rozczarowywać tym, że mimo wszystko jest bardzo przewidywalne, nieoczywiste rzeczy dzieją się na oczach widza wcześniej. Świetne jest to stałe balansowanie między wyrażanymi wprost pretensjami a skrywanymi, bo już niestosownymi przejawami wzajemnego przywiązania; to jest w tym obrazie najciekawsze.
Ten film to interesujące kino absolutnie dla każdego. Każdy z nas konfrontuje się z tym że relacja sprawia trudność. I każdy chciałby trochę przekornie podejrzeć, jak to u innych może być gorzej, bo u niego wszystko gra i związek funkcjonuje doskonale. Obraz opowiada o tym, co stać się może nagle, jeśli długofalowo zaniedbamy komunikację z bliską osobą. Przedstawia model zniszczonej bliskiej relacji, ale to zniszczenie to nie zgliszcza i nienawiść. Nieco manipuluje widzem postać ośmioletniego zagubionego chłopca, którego pozorną nonszalancję świetnie odgrywa Azhy Robertson, ale to właśnie dziecko ujawnia, co dla bohaterów jest naprawdę ważne. Historia małżeńska pokazuje, że wspólne życie nigdy nim nie przestaje być. Ukazując ironicznie bezduszny amerykański system prawny, pokazuje jednocześnie bohaterów z krwi i kości, którzy płaczą prawdziwymi łzami i złoszczą się najbardziej wyrazistą złością. Szkoda jedynie, że pośród wielu nieoczywistych rozwiązań na ekranie twórcy zdecydowali się na element musicalowy, bo dość żenująca piosenka Charliego to najsłabsze pięć minut tego filmu. Na szczęście już pod sam jego koniec.
Dodany: 2019-12-22 18:41:52
Fabuła brzmi ciekawe. Na pewno obejrzę dla Adama, to świetny aktor z wielkim talentem.
Dodany: 2019-12-18 22:55:19
Zachęca do obejrzenia.
Dodany: 2019-12-17 12:33:57
Mam spore zaległości w filmach, ale ten chętnie obejrzę ;)
Dodany: 2019-12-16 12:48:10
Zainteresował mnie ten film.
Dodany: 2019-12-16 09:44:58
Brzmi kusząco.
Dodany: 2019-12-15 21:01:46
Nie mam N.
Dodany: 2019-12-15 19:50:25
Zaciekawił mnie artykuł. Film z chęcią obejrzę...