O zbrodniach trzeba mówić. Wywiad z Pauliną Stępień

Data: 2023-11-09 15:18:57 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla O zbrodniach trzeba mówić. Wywiad z Pauliną Stępień z kategorii Wywiad

– Winnym zbrodni jest zawsze ten, który ją popełnił. O zbrodniach trzeba mówić, trzeba je nagłaśniać, trzeba w ten sposób przestrzegać, uczyć, ale można to robić kulturalnie i delikatnie, co zostało już dowiedzione przez wielu polskich podcasterów kryminalnych, którzy wspaniale wykonują swoją pracę i rzetelnie podchodzą do tematu – mówi Paulina Stępień, autorka książki Piękna Zośka. Sztuka zbrodni z serii True Monsters.

Fascynacja prawdziwymi zbrodniami jeszcze nigdy nie była zjawiskiem tak szerokim. Jednak Ty podchodzisz do tematu z dużym wdziękiem, nie epatujesz brutalnością, ale wciągasz czytelnika czarem opowieści. Bo nic nie uwodzi równie mocno, jak śmierć?

W przypadku Very Renczi istotnie, zależało mi na tym, by ukazać ciągnące się za nią widmo śmierci, narracją oddać sposób, w jaki zabijała – subtelny, pozbawiony brutalności, wyrachowany, metodyczny. Jednak na istnienie Very i popełnianych przez nią zabójstw nie ma żadnych solidnych dowodów, w przeciwieństwie do spraw, którymi były inspirowane kolejne opowiadania z antologii. W ich przypadku pozbawiłam narrację brutalności, by nie szargać pamięci ofiar, nie przykładać wagi do samego zabójstwa i odwzorowania go, a skupić się na ofiarach jako ludziach, na ich radościach, bolączkach, sile. Chciałam, by moje teksty były historiami nieoczekiwanie przerwanego życia, nie historiami o śmierci. Bez gloryfikowania zbrodni. To dość kontrowersyjny temat w kontekście true crime.

Każde opowiadanie jest zainspirowane faktami, ale z rozmysłem wybierasz te opowieści, w których sporo jest luk i niejasności. Uzupełniasz je swoją wyobraźnią. Jak poczułaś się w tej roli „uzupełniaczki“, która skleja wszystko w całość?

Kiedy słucham podcastów true crime, w przypadku niewyjaśnionych spraw albo spraw niejasnych najbardziej lubię segmenty z teoriami na temat tego, co mogło się wydarzyć. Uwielbiam też czytać komentarze użytkowników portali, w których przedstawiają swoje domysły i teorie. Projektowanie teorii, by „zaskoczyły" w kontekście całości było dla mnie czystą przyjemnością, ale robiłam to ostrożnie, by nie nadużyć prawdy i nie otrzeć się o wrażliwe wątki zbrodni. Pisząc te opowiadania, ciągle miałam na względzie bliskich ofiar – zawsze zadawałam sobie pytanie, czy gdybym była osobą bliską dla ofiary, takie ujęcie tematu sprawiłoby mi przykrość. Moje teksty nie są materiałami dokumentalnymi, to opowiadania fikcyjne inspirowane prawdziwymi zbrodniami, jednak wciąż jest to temat delikatny i zależało mi, by odpowiednio go poruszyć. Bycie „uzupełniaczką” niewyjaśnionych zbrodni sprawiało mi zatem zarówno przyjemność, jak i trudność, bo wyważenie fikcji literackiej i faktów będących inspiracją wymagało ostrożności.

Muszę przyznać, że jesteś mistrzynią małej formy. Opowiadania to trudna materia, bo niewiele jest miejsca i czasu, by złapać czytelnika za serce. Tobie się to udaje. Dlaczego właśnie opowiadania? Każde z nich jest materiałem na powieść…

Bardzo dziękuję za te miłe słowa, jestem naprawdę poruszona, bo nie spodziewałam się aż tak ciepłego przyjęcia, ale – niestety – muszę przyznać, że sama nie jestem fanką opowiadań. Nie czytam krótkich form i nie napisałabym ich dla siebie samej. Wydawnictwo Oficynka zaprosiło mnie do udziału w projekcie True Monsters, który zakładał przygotowanie kilku opowiadań inspirowanych prawdziwymi zbrodniami z określoną liczbą znaków. Może przez to, że były to sprawy true crime, łatwiej było mi się zmieścić w takiej formie – znałam te sprawy, znałam ich początek, rozwinięcie i zakończenie, wiedziałam, ile czasu mogę poświęcić każdemu segmentowi. To był wyjątek, gdy planowałam i projektowałam tekst. Jako autorka praktycznie nigdy tego nie robię – do pisania powieści siadam z nikłym zarysem fabuły, wszystko musi się okazywać na bieżąco, wychodzę zaledwie kilka kroków naprzód, bardzo często zmieniam zamysł w zależności od tego, jak „siądzie” cała reszta, muszę się ciągle zaskakiwać, bo inaczej szybko się nudzę i porzucam pomysł. Najlepiej czuję się w długich i rozbudowanych formach, bo moja narracja jest bardzo gawędziarska. Muszę dogłębnie poznać każdą postać, wyeksplorować każdy wątek, wrzucić kilka anegdotek, które po drodze przyjdą mi do głowy. Krótkie formy duszą mnie w tym względzie, hamują kiedy próbuję się rozpędzać. Tak czy inaczej, bardzo miło usłyszeć, że opowiadania mi się udały, to naprawdę dodaje skrzydeł!

Chyba najbardziej lubię pierwsze opowiadanie – Kolekcja cynkowych trumien. Pewnie dlatego, że przypomina baśń. Vera – młoda żona, matka. Kwintesencja niewinności. I jednocześnie potwór, morderczyni. Choć Vera jest czarująca, zdradza pewne symptomy swojej prawdziwej natury. Trudno podejrzewać słodką dziewczynę o najgorsze?

Myślę, że w czasach, jakie zostały opisane – a jest to początek XX wieku – mało kto w ogóle podejrzewałby kobietę o możliwość popełnienia zbrodni. Zbrodnię uważano za domenę mężczyzn. Gdy do tego wszystkiego kobieta była zamożna, piękna, czarująca i pochodziła z dobrej rodziny, nikt nie doszukiwałby się w niej morderczyni – bo i po co miałaby mordować? W tamtych latach kryminologia dopiero raczkowała, a złym ludziom łatwiej było ukryć swoje prawdziwe oblicze. Choć mam pewne podejrzenia, że i dziś Vera poradziłaby sobie całkiem nieźle…

A które opowiadanie jest szczególnie bliskie Tobie? A może wszystkie historie są dla Ciebie równie mocne i ważne?

To trudne pytanie, bo wszystkie te cztery sprawy wstrząsnęły mną do głębi, mam je w sercu, odkąd o nich usłyszałam, każda z innego powodu zapadła mi w pamięć. Powiem zatem o sprawie dla mnie najtrudniejszej, którą inspirowałam się w opowiadaniu pod tytułem Krzyżyk na drogę. Słuchając podcastu o tej sprawie, przez pół nagrania łykałam łzy. Krew mnie zalewała, kiedy autor podcastu opowiadał o krzywdach i niesprawiedliwościach, jakich chłopcy doświadczali w życiu. Pisząc opowiadanie – w którym, swoją drogą, spośród wszystkich tekstów pojawia się chyba najmniej nawiązań do prawdziwej sprawy – męczyłam się potwornie. Samo pisanie nie było trudne, trudne było przeżywanie tej sprawy, wgryzanie się w nią, wniknięcie do środowiska, które jest złe, obce, brudne, groźne, w którym na każdym kroku trzeba na siebie uważać. Po raz pierwszy w życiu byłam tak zmęczona tematem, że musiałam zrobić sobie długą przerwę od tematyki okołokryminalnej. Ta sprawa złamała mi serce, pisanie inspirowanego nią tekstu otworzyło rany na nowo. Nie znamy jeszcze jej zakończenia – naprawdę mam nadzieję, że doczekam dnia, w którym bliscy chłopców dowiedzą się, co się z nimi stało, bo zasługują na prawdę po latach nierównej walki z systemem.

Choć o zbrodni można pisać pięknie, zawsze jest ona szpetna. Porusza cię prawdziwość tych wszystkich zdarzeń, które opisałaś? Czy jednak wolisz emocjonalnie trzymać dystans?

Jestem bardzo emocjonalna, łatwo się wzruszam, łatwo wściekam, różne rzeczy wchodzą mi do głowy i już w niej na zawsze zostają, nie potrafię zachować dystansu. Jak wspominałam wcześniej, słuchając podcastów o sprawach kryminalnych, potrafię płakać, nieważne czy siedzę akurat w domu, czy na przykład jadę autobusem. Sprawy, które wybrałam, poruszają mnie do dziś, choć znam je od lat. Zbrodnię można opisać pięknie, można ją pięknie przedstawić na wielkim ekranie, wybrać odpowiednie kadry, odpowiednie kolory, dobrać odpowiednie słowa, które wstrząsną do głębi i zmuszą do namysłu, ale nie zmienia to nigdy faktu, że ten okrutny czyn, którego ktoś się kiedyś dopuścił, jest przekroczeniem wszelkich granic człowieczeństwa i powinien być potępiany. Jest bardzo cienka granica pomiędzy gloryfikowaniem zbrodni a opisywaniem jej w sposób artystyczny – boję się, że nie znam tej granicy lub źle ją odczytuję, boję się, że ktoś inny odbiera ją inaczej i moje teksty sprawią mu przykrość lub go rozzłoszczą. 

Fascynują Cię seryjni mordercy. Studiowałaś także kryminologię i kryminalistykę. Jak ta specjalistyczna wiedza zmieniła twoje postrzeganie morderców? Czy wyłania się tu jakiś schemat, klucz?

Im mocniej zgłębiałam temat, tym bardziej postrzegałam prawdziwych seryjnych morderców przez pryzmat typów osobowości. Zaczęłam ich zamykać w opracowanych przez kryminologów klasyfikacjach. Osobne historie i przejścia nie zatraciły się przy tym na rzecz naukowego pojmowania sprawy, bo wciąż najbardziej sobie cenię historie ludzi, ale te schematy i klucze rzeczywiście działają bardzo silnie na wyobraźnię. Mam wrażenie, że dzięki temu łatwiej pisać swoje autorskie teksty – kiedy przez tyle lat zgłębiało się naukowe i dokumentalne opracowania dotyczące morderców, łatwiej automatycznie dopasować jakieś zachowania czy cechy do wymyślonego mordercy.

Wokół całej otoczki true crime nie brakuje kontrowersji. Padają zarzuty, że rodziny ofiar muszą przez to rozgrzebywanie spraw jeszcze raz przeżywać katusze. Twoim zdaniem w jaki sposób powinno się podchodzić do spraw tak świeżych i medialnych?

Bardzo ostrożnie i z zachowaniem maksymalnej wrażliwości. Najlepiej opisywać fakty sucho, bez prywatnych komentarzy, absolutnie nie obwiniać ofiar, bo i takie słowa padały chociażby przy świeżej wciąż sprawie Anastazji z Grecji. Winnym zbrodni jest zawsze ten, który ją popełnił. O zbrodniach trzeba mówić, trzeba je nagłaśniać, trzeba w ten sposób przestrzegać, uczyć, ale można to robić kulturalnie i delikatnie, co zostało już dowiedzione przez wielu polskich podcasterów kryminalnych, którzy wspaniale wykonują swoją pracę i rzetelnie podchodzą do tematu.

Tytuł True monsters przywodzi na myśl właśnie seryjnych morderców, psychopatów, szaleńców. Ale opowiadasz także historię, w której morderstwo to impuls, zbieg okoliczności, przerażające uniesienie. Czy te instynkty drzemią w wielu osobach? Uważasz, że statystycznie wśród nas chodzi więcej potencjalnych zabójców, niż nam się wydaje?

Myślę, że wiele zbrodni nie miałoby miejsca, gdyby nie nieszczęśliwe zbiegi czasu i okoliczności, czego doskonale dowodzi sprawa, którą inspirowałam się przy pisaniu opowiadania Sztuka jest wieczna. Często sprawcami zbrodni są ludzie, którzy w normalnych okolicznościach nie dopuściliby się takiego czynu. Nie sądzę jednak, że wśród nas jest więcej potencjalnych zabójców, niż nam się wydaje. Być może przeczę właśnie samej sobie, bo przed chwilą stwierdziłam, że wypadkowa pewnych okoliczności może uczynić człowieka zabójcą – podtrzymuję to, jednocześnie uważając, że normalny człowiek w zwykłych okolicznościach psychicznie nie byłby zdolny do popełnienia zbrodni, bo nie pozwoliłaby mu na to moralność. Człowiek o rozwiniętej dojrzałości emocjonalnej nie traktuje zabójstwa jako sposobu na rozwiązanie jakiegokolwiek problemu czy zaspokojenie jakiejkolwiek potrzeby, a jeśli się tego dopuści, musi to być ostateczność (na przykład samoobrona) lub impuls związany z jakimiś zaburzeniami psychicznymi – takie jest moje zdanie. Nie sądzę jednak, żebyśmy mijali wielu potencjalnych zabójców na ulicy, przynajmniej mam taką nadzieję.

Jakie są Twoje dalsze plany literackie? Zostaniesz przy zbrodni?

To była moja pierwsza i ostatnia przygoda z kryminałem, bo duszę zaprzedałam horrorom, a serce oddałam thrillerom. Te dwa gatunki czuję najmocniej, odnajduję się w nich jak ryba w wodzie. W „szufladzie” mam już kilka napisanych powieści – jak tylko uda mi się nawiązać porozumienie z odpowiednim wydawcą, ujrzą światło dzienne. Piszę kolejną powieść grozy, a dziś wpadł mi do głowy pomysł na rozbudowany domestic thriller i być może będzie to mój następny tekst. Mam nadzieję, że niedługo znów będę się mogła pochwalić jakąś premierą.

Książkę Piękna Zośka. Sztuka zbrodni kupicie w popularnych księgarniach internetowych: 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.