Małomiasteczkowe traumy. Recenzja serialu „Ostre przedmioty"
Data: 2018-07-30 13:27:08Zwykle na naszych łamach piszemy „najpierw książka, potem film”. Ewentualnie zaznaczamy, że film wypada wyraźnie słabiej niż literacki pierwowzór. W przypadku nowego miniserialu HBO „Ostre przedmioty” jest dokładnie odwrotnie. Produkcja w reżyserii Jeana-Marka Valee, odpowiadającego wcześniej za inny telewizyjny hit, „Wielkie kłamstewka” bierze z debiutanckiej, mocno niedopracowanej powieści Gillian Flynn to, co najlepsze. I stanowi przerażającą opowieść o tym, jak traumy z przeszłości potrafią zniszczyć ludziom przyszłość.
Wind Gap, niewielkie, senne miasteczko w stanie Missouri. Większość mieszkańców pracuje tu w ubojni należącej do niejakiej Adory Preaker (Patricia Clarkson), nieliczni - w niewielkich sklepikach, knajpkach czy zakładach usługowych. Nikt się tu nie wybije, pozycja nikogo znacząco się nigdy nie zmieni. Życie toczy się tu niespiesznie, a większe zmiany praktycznie nie mają szans mieć miejsca. Wind Gap to miejsce głęboko pogrążone w przeszłości – w domach bogatszych mieszkańców nikogo nie dziwi obecność czarnoskórych służących, a dziewczętom każe się tu nosić staromodne sukienki. Oczywiście, młodzież buntuje się tu, jak wszędzie, i usiłuje za wszelką cenę przełamać rutynę, ale to jedynie pozory. W końcu każdy wpada w ten sam schemat – mężczyźni trafią do pracy „przy świniach", kobiety będą im usługiwać, zadowalając się prowadzeniem domu. Do czasu. Do czasu, gdy następują dwa morderstwa na nastoletnich dziewczynkach.
To właśnie wtedy Camille Preaker (Amy Adams), której udało się stąd wyrwać do nie aż tak odległego St. Louis, dziennikarka, otrzymuje od szefa zadanie odwiedzenia rodzinnej mieściny i przygotowania kilku reportaży na temat prowadzonej przez policję sprawy. Teksty mają być odpowiednio pogłębione – kto w końcu lepiej ujawni przerażające oblicze nikomu nieznanej mieściny niż „dziewczyna stąd”? Przed kim innym mieszkańcy będą mogli się otworzyć, komu ujawnią swe najskrytsze tajemnice?
Rzecz w tym, że Camille mocno niechętna jest temu zadaniu. Powrót do Wind Gap oznacza dla niej konieczność konfrontacji z matką. I – jak się okazuje – z aż nadto licznymi traumami z przeszłości, przed którymi usiłowała uciekać, choć okazało się to niemożliwe. Jej obawy przed wyjazdem okazują się zresztą w pełni uzasadnione. Miejscowy szef policji nie zamierza współpracować z dziennikarką z nie-aż-tak-wielkiego miasta, zaś matka, obwiniająca Camille za pewne wydarzenia z przeszłości, torpedować będzie jej dziennikarskie śledztwo. Pozostaje pytanie: czy to już koniec morderstw w tej niewielkiej, zamkniętej społeczności? Czy uda się odkryć przyczyny zbrodni i tożsamość zabójcy?
Produkcja HBO liczy ledwie osiem odcinków i w pierwszych spośród nich kwestia śledztwa – i tego dziennikarskiego, i policyjnego – zdaje się schodzić na zdecydowanie dalszy plan. Jean-Marc Valee równolegle prowadzi dwa wątki, ukazując wszystkie oblicza i tajemnice Wind Gap, a także portretując główne bohaterki tej historii, przede wszystkim Camille. Ta zaś okazuje się kobietą autentycznie intrygującą.
Wydaje się, że Preaker będzie kolejną kobietą sukcesu z miasta, powracającą do małego miasteczka. Niestety, jej sukces jest raczej wątpliwy. Już na początku szef wyjaśnia Camille, że reportaż z Wind Gap to dla niej wielka szansa na pokazanie, co naprawdę potrafi, bo jak dotąd zdecydowanie jej się to nie udało. Z czasem wychodzą na jaw kolejne tajemnice głównej bohaterki – uzależnienie od alkoholu, autodestrukcyjne skłonności, a także wydarzenia, które wpłynęły na ich pojawienie się. W powieści Flynn historia Camille została wyłożona aż nadto bezpośrednio, w serialu zaś ukazywana jest w postaci zaskakujących, krótkich scen, powrotów do przeszłości, flashbacków, do których impulsem staje się odwiedzanie miejsc znanych z młodości. Momentami trudno zorientować się, które sceny rozgrywają się współcześnie, które zaś są jedynie wspomnieniami. Z czasem jednak składają się na przerażającą, mroczną całość. Całość, którą dopełnia wyjątkowo trudna relacja z neurotyczną matką, która de facto rządzi otoczeniem, domem, a i całym miastem, ale nie potrafi poradzić sobie z własnym życiem i przyrodnią siostrą, Ammą, przerażająco zmienną trzynastolatką. Eliza Scanlen znakomicie radzi sobie z ukazaniem wszystkich jej twarzy – zarówno gdy mówimy o niej jak o ukochanej, rozpieszczanej córeczce mamusi, jak i nastoletniej buntowniczce czy odkrywającej swą seksualność i możliwości, jakie ta niesie, młodej kobiecie. Relacje pomiędzy trzema głównymi bohaterkami, ich tajemnice, motywacje, traumy i plany, ich wzajemna gra ze sobą to siła napędowa pierwszych odcinków produkcji HBO. To także po prostu znakomicie wykorzystany materiał na fascynującą historię, przy której fakt, że śledztwo w sprawie morderstw wydaje się zupełnie nie posuwać do przodu, zupełnie nie przeszkadza widzowi. Napięcie pomiędzy Camille, Ammą i Adorą w pierwszych odcinkach skutecznie zastępuje to wynikające ze śledztwa. Oczywiście, wielka w tym zasługa aktorek – wspomnianej już młodziutkiej Scanlen, wybitnej Patricii Clarkson w roli despotycznej, lecz niezrównoważonej matrony i Amy Adams, która w końcu otrzymała do zagrania materiał godny jej talentu.
Yves Bélanger i Ronald Plante jako operatorzy sprawiają się świetnie, ukazując senne, z pozoru – idylliczne przestrzenie Wind Gap na przemian z nieco przerażającymi, pełnymi dynamiki i niedopowiedzeń scenami z przeszłości i mrocznymi, alkoholowymi wizjami. Sporą rolę w tworzeniu atmosfery odgrywa także muzyka, której słucha główna bohaterka, jeżdżąc ulicami miasteczka i popijając kolejne litry alkoholu. Z czasem ta nieco odrealniona atmosfera ustępuje autentycznemu napięciu, gdy „Mroczne przedmioty” stają się thrillerem z prawdziwego zdarzenia.
Trudno nie odnieść się także do scenariusza, który wypada o niebo lepiej niż powieść Gillian Flynn. Marti Noxon wybrała to, co w książkowych Mrocznych przedmiotach najciekawsze – motywacje bohaterek, ich traumy, źródła i skutki przemocy – zarówno tej fizycznej, jak i psychicznej. Wraz ze współscenarzystami oparła serial na relacjach pomiędzy bohaterkami, śledztwo w sprawie zabójstw początkowo pozostawiając jedynie jako wątek poboczny. To właśnie dzięki jej świetnym decyzjom serialowe „Mroczne przedmioty” nie są po prostu kolejną przeciętną produkcją kryminalną czy sensacyjną. Są pasjonującą opowieścią o prawdziwych ludziach i ich skomplikowanym, zdecydowanie niepięknym życiu, trzymającą w napięciu do ostatniego odcinka. Czyli wszystkim tym, czym historia Gillian Flynn zdecydowanie nie była.
Dodany: 2018-10-30 11:50:43
Zaciekwił mnie.
Dodany: 2018-07-31 14:32:42
Oglądałam już pierwsze odcinki tego serialu i jestem zachwycona. Myślałam, że ciężka atmosfera tej produkcji mnie przytłoczy, ale myliłam się. Klimat serialu jest duszny, ale to zdecydowanie jest zaleta.
Dodany: 2018-07-31 02:00:44
Recenzja napisana przekonywująco.Dokładnie jest ujęte to co chciałoby się zwrócić uwagę : muzyka.
Dodany: 2018-07-30 21:54:26
Świetna recenzja!!!
Dodany: 2018-07-30 19:43:03
Nie słyszałam o tym serialu.
Dodany: 2018-07-30 13:35:24
Miałam w planach książkę, ale teraz sama nie wiem...