O przeszłości w teraźniejszości (o poezji Adama Zagajewskiego)

Data: 2008-04-19 20:11:49 Autor: Sabina Strózik
udostępnij Tweet

O północy

 

Rozmawialiśmy długo w noc, w kuchni;

lampa naftowa miękko świeciła

i przedmioty, ośmielone jej delikatnością,

wyłaniały się z mroku, zdradzając

swoje imiona: stół krzesło, solniczka.

 

O północy powiedziałaś, żeby wyjść

przed dom. Nagle zobaczyliśmy niebo

i wybuchały gwiazdy, gwiazdy sierpnia.

Jasny ogień nocy sierpniowej drżał

nad nami, nieposkromiony, wieczny.

 

Świat palił się, bezgłośnie, objęty

białym pożarem, w którym spały wioski,

kościoły i stogi siana, pachnące miętą

i koniczyną. Płonęły drzewa i wieże,

woda i powietrze, wiatr i płomienie.

 

Czym jest cisza tej nocy, skoro wulkany

mają szeroko otwarte oczy, a przeszłość

jest obecna i groźna, wynurza się z ukrycia

tak samo jak księżyc lub krzak jałowca?

Chłodne są twoje usta i chłodny będzie świt,

ręcznik rzucony na rozpalone czoło.


Na tę "niepoetyckość" dobitnie wskazywał sam tytuł pierwszego tomu- Komunikat, ale nie da się nie zauważyć, ze dalsza twórczość odcina się od tego programowego założenia. A mianowicie- zyskała swoistą, wyjątkową poetyckość.[1] Doskonałym tego przykładem jest omawiany przeze mnie wiersz O północy, pochodzący z tomiku Płótno z 1990 roku.

O północy jest właściwie splotem najczęściej występujących w twórczości Zagajewskiego motywów. Najbardziej ewidentny jest wszechobecny ogień oraz, szczególnie w drugiej części utworu, przestrzeń, powietrze: „Twórczość Zagajewskiego znajduje się pod znakiem ognia i powietrza, tych dwóch najbardziej niematerialnych, duchowych i związanych z wyobraźnią elementów (…)”[2].
Bardzo charakterystyczna jest także wielość płaszczyzn, którychróżnorodność służy autorowi do oddawania dwoistości i równoczesności zjawisk, przez co lepiej chce wyrazić Wszystko, odnaleźć Pełnię, przezwyciężyć sprzeczności.[3]

Elementem, który najbardziej zakorzenił się w twórczości pisarza, jest przeszłość. Wszyscy biografowie i badacze twórczości autora Jechać do Lwowa koncentrują się na jego powrotach i ucieczkach od tego, co minione, i czego nie da się już odnaleźć. Wiersz O północy w całości jest podszyty przeszłością. Podmiot liryczny wręcz nią oddycha, płonie- ta wszechobecność przeszłości, która ma wciąż otwarte oczy, pozwala przypuszczać, że, choć nie utożsamiamy go z samym autorem, to jednak posiada wiele jego cech, a nade wszystko trawią go lęki Zagajewskiego.

Dla twórcy Płótna dość nietypowy jednak jest zwrot ku miłości dwojga ludzi, wspólnocie. Z większości utworów wyziera obraz samotności. Głównie samotności człowieka, który nie może podzielić się swymi przeżyciami z kimś bliskim (nie może czy nie potrafi, powinno być przedmiotem innych rozważań). Ale czy na pewno widzimy tylko jedność kochanków? Po kilkakrotnej lekturze można zauważyć, że choć wiersz przepełniony jest obecnością dwojga ludzi, pojawia się tu cień samotności. Nie tylko odosobnienia pary w świecie uśpionym, którego są jakby nocnymi jedynymi obywatelami, ale także swoistej samotności człowieka w związku. Kwestia ta była już poruszana w Płótnie, w Obecności, gdzie podmiot liryczny zauważa

”Wiem, że jestem sam i jednocześnie złączony
z tobą, trwale, szczęśliwie i boleśnie.”[4]

Związek jest więc połączeniem dwóch, przenikających się samotności? Być może.

Tak więc, w rezultacie, w „odstępstwie od reguły” odnajdujemy jej potwierdzenie, częsty motyw w twórczości- dwie przenikające się płaszczyzny.

Dość nietypowa jest budowa wiersza. Utwór podzielony jest na cztery strofy, każda licząca pięć wersów. Strofy są zamknięte, każda tworzy osobną całostkę, znacznie różniącą się od pozostałych. Język jest oszczędny (rzadko występują środki stylistyczne- nieliczne przerzutnie, epitety), ale jednocześnie pełen treści, znaków, nawiązań. Rzecz typowa dla Adama Zagajewskiego- to nie forma jest poetycka- cały „ciężar gatunkowy” spoczywa na treści. To rzeczywistość kształtuje język, nigdy nie odwrotnie. Można jednak dopatrzeć się metaforyczności, której autor Płótna kiedyś unikał, a teraz służy mu ona właśnie do lepszego oddania rzeczywistości. Jak zauważa Nyczek „Wraz z odkryciem świata większego(…), nieogarnionego, świata wschodów i zachodów księżyca (…) musiał się zmienić język. Tamten szorstki, męski język umiał nazwać tylko część prawdy. Teraz znów przydała się metafora, ten stary wynalazek poetów lubiących świat.”[5]

W utworze tym kolejność wersów, strof ma szczególnie duże znaczenie, sytuacja rozwija się powoli, aby dojść do punku kulminacyjnego i rozwiązać się. Następujące po sobie fazy w pełni oddają nastrój wiersza, nie sposób ich „pomieszać”, czytać w innym porządku. Ten czas, który dzielimy z podmiotem lirycznym, ma swój cykl, i to kolejność następowania jest najważniejsza.

Wiersz rozpoczyna się przedstawieniem powszedniości. Dwoje ludzi- mężczyzna i kobieta, rozmawia ze sobą w kuchni. Niby nic niezwykłego. A jednak. Pokój pełen jest jasności, miękkości, czuje się, chciałoby się powiedzieć, „wewnętrzność”. Ten mikroświat jest znajomy, bezpieczny. Kuchnia jest znakiem codzienności, to przecież tu znajdujemy „chleb powszedni” w sensie dosłownym i metaforycznym. „Miękko” świecąca lampa naftowa jest znakiem zatopienia, wtulenia w to ciepłe, domowe światło, światło jak tkanina, jak ukochany sweter, w którym czujemy się bezpieczni. To ta jasność tworzy nastrój, rozgarnia mrok, a także „ośmiela” przedmioty, aby „zdradziły” swe imiona. Personifikacja często pojawia się w utworach Zagajewskiego. Sam zresztą przyznaje to w Dwóch miastach: „Więcej czułości okazywałem przedmiotom niż ludziom (…). Wciąż chciałem podziwiać ich rzeczy i ich rytmy(…)”[6].

Przedmioty, które zostają wyliczone w wierszu mają swą symbolikę. Przy kuchennym stole rozmawia się i je, natomiast sól to symbol czegoś elementarnego, najważniejszego, w domu wita się, według tradycji, chlebem i solą.
Wyraźnie da się zauważyć, że przeważają słowa zabarwione delikatnością, tworzące wrażenie domowego ciepła. Pojawiają również pierwsze dwoistości, różne współistniejące perspektywy- cisza nocy i tocząca się rozmowa, a także ta najbardziej ewidentna, która przewijać się będzie przez cały utwór- jasność i ciemność. Jasność panująca w pomieszczeniu i mrok za oknami- dzienna sytuacja w otoczeniu nocy. Rozmowa kochanków odbywa się w otoczeniu rzeczy codziennych, profanum, dalekich od miłosnego sacrum.
Strofa druga przynosi zmianę perspektywy- z wewnętrznej na zewnętrzną-

„O północy powiedziałaś, żeby wyjść
przed dom. (…)”,

a także dynamizm w postaci wybuchających gwiazd (znaczące, że wybuchy odbywają się na linii od wewnątrz na zewnątrz) sierpnia. Czy ktoś z nas nie wypatrywał w sierpniu na niebie tych spadających światełek? Gdyby nie ogólna „ostrość” wyrazu tej strofy (a także i słów w niej występujących- „sierpień”, „drżał”, „nieposkromiony”), jej, jeszcze ukryta, groza, można by zauważyć analogię do pięknego erotyku Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Gwiazdy spadające:

„widać dzisiaj niebem jest ziemia
dlatego się gwiazdy przenoszą”[7]

Pierwszy raz pojawia się ogień, który jest „nieposkromiony, wieczny” i drżący. Ogień gwiazd, w które wpatrują się kochankowie. Ogień, którego najważniejszym określeniem jest to, że jest wieczny, w kontraście do mgnienia, którym jest ta noc. Czym więc ona jest wobec jego nieprzemijalności?

Niebiański ogień przenosi się na ziemię, zapala cały świat „białym pożarem”- jest cichą, spektakularną, paradoksalnie niepozorną katastrofą, która jest także katastrofą „intymną”, bo tylko kochankowie są jej świadomi. W krajobrazie na który patrzą, śpią

„ (…) wioski,
kościoły i stogi siana”- zamknięte całostki zajęte snem, będące jakby odbiciem nieba, obojętne na to, co dzieje się globalnie. Ogień jest niczym władca absolutny, objął w swe panowanie nie tylko niebo, ziemię, a także rzeczy znajdujące się pomiędzy- „drzewa i wieże”, a również „wodę i powietrze”, czyli zjawiska, które w racjonalnym świecie nie płoną, a w tym utworze wydają się odbijać blask płomieni. Cały świat odbiega tu od typowości, jest jak wizja, pomiędzy snem a …sennym koszmarem. Podmiot liryczny postrzega świat jako jeden wielki pożar, ale wszechobecne płomienie te nie zmieniają naturalnej, codziennej kolei rzeczy- jest noc i wszyscy ludzie są uśpieni. Czuwający kochankowie są w swym trwaniu samotni.

Ostatnia strofa znacząco odcina się od pozostałych- zbudowana jest z rozbudowanego pytania i dwóch ostatnich wersów, zupełnie „nie pasujących” do konwencji, w jakiej utrzymany jest wiersz. Zaczyna się pytaniem, które stawia podmiot liryczny:

”Czym jest cisza tej nocy, skoro wulkany
mają szeroko otwarte oczy, a przeszłość
jest obecna i groźna, wynurza się z ukrycia
tak samo jak księżyc lub krzak jałowca?”

Pytanie to jest retoryczne, odpowiedź jest dość oczywista. Ta noc jest chwilą, mgnieniem, tworzącym jedynie wrażenie spokoju. Przecież wulkany nie śpią, ale „mają szeroko otwarte oczy” i w każdej chwili grożą wybuchem (wybuch wulkanu przypomina pomieszanie, tak ważnych, gwiazd i ognia- tym razem przechodzących z ziemi do nieba), który byłby tragiczny, a nie piękny i romantyczny jak sierpniowy gwiezdny seans. Tak samo jak przeszłość, która jest wiecznie „obecna”, i zawsze „groźna”. Może wybuchnąć, powrócić… Porównana jest także do księżyca lub krzaku jałowca- nigdy nie wiadomo, kiedy nagle zaboli powracające wspomnienie, pozornie ukryte jak kolec rośliny, wyłaniające się nagle jak księżyc…

Można inaczej postawić pytanie podmiotu lirycznego: czym jest ta noc wobec bezmiaru bólu? Czym jest szczęście i spokój tej chwili, skoro nawet w niej nie można się skryć? Co spowodowało ten ból- nie wiemy. Być może jest to zadra między tymi kochającymi się ludźmi? Na przykład zdrada, którą, co prawda, jedno z nich wybaczyło, ale nie zapomniało, nie zdołało wyrwać tego kolca z serca. Czy może chodzi o ból całej ziemi, poranionej w licznych historycznych zawieruchach?

Tego nikt nam nie mówi. Podmiot liryczny zdaje się wyrażać jedynie żal nad znikomością chwil pięknych i idyllicznych wobec wielkości bólu przeszłości, która nieustannie nas nęka. Z własnego doświadczenia wnioskuję, że niestety, cierpienia czasu minionego uderzają nas głównie wtedy, gdy chcemy się cieszyć tym, co jest „tu i teraz”.

Ostanie dwa wersy wybijają nas z rytmu wiersza. Są zupełnie inne, nie tyle sprzeczne, o ile jakby oderwane od całości. Brakuje w nich tej atmosfery, która, choć zmieniała się kilkakrotnie, była jakby utrzymana w jednym tonie. Te dwa wersy są swoistą wypowiedzią podmiotu lirycznego. Dlaczego jednak nie udzielił odpowiedzi na swe pytanie? Dlaczego tak nagle zwrócił się do chłodu (przecież jeszcze przed chwilą władał nami ogień), do świtu (przecież byli zatopieni w nocy)?. Zostawia nam tylko „rozpalone czoło”. Czoło, które zapewne trawi jeszcze gorączka mijającej nocy, na którą jedynym panaceum jest świt, który nie jest już nocą, ale jeszcze nie jest dniem. Jest chwilą wytchnienia, spokoju przed powrotem do codzienności, zanim, ponownie w kuchni, zacznie się codzienna gonitwa. A jednak podmiot udziela odpowiedzi na swe pytanie. Rutyna dnia powszedniego jest jedynym miejscem, gdzie, w nawałnicy myśli, można skryć się przed minionym. Nie w chwilach wzniosłych, ale tych między poranną kawą pitą w biegu i zatłoczonym tramwajem. To ten brak czasu na myślenie jest ratunkiem. Myślę, że zdecydowanie można się zgodzić z tą tezą. Wydaje mi się jednak, że dla ciągłego ukrywania się, nie watro tracić tych chwil magicznych, o których mowa była w reszcie utworu. Przecież wciąż uciekając, nie tworzymy własnej, nowej, pięknej przeszłości. Przeszłości wspomnień migotliwych i błyszczących, nie tylko strasznych. Czy Zagajewski, który tak ucieka przed minionym, zgodziłby się ze mną? Może nie. A ja chciałabym mu zadać jedno pytanie- skoro to schronienie jest tak ważne, dlaczego swój wiersz zatytułował O północy? Przecież to wtedy wydał się na pastwę przeszłości, wybierając magiczny czas spędzony z ukochaną…

Według mojej oceny, wierszem, który koresponduje z O północy jest Dla M. (czy autor z premedytacją nadał taki tytuł, abyśmy mimowolnie przypomnieli sobie rozterki podmiotu lirycznego w znanym utworze A. Mickiewicza? Wszak tam także poruszany był problem niemożności dokonania rozrachunku z przeszłością…)

 

Dla M.

 

Północ oddychała powoli i leniwie
a ja myślałem o tobie, o nas,
o chwilach błyszczących i ostrych,
wyjętych z wyobraźni jak kolec
wyjęty z wąskiej stopy atlety.
(…)
Staliśmy długo na wiadukcie nad torami
i chyba przejechał pod nami pociąg;
w jego niezliczonych oknach
odbijało się tylko jedno suche słońce.
To jest śmiech, powiedziałaś, to jest żelazo,
sól, piasek, szkło.
I przyszłość,
sukno twojej sukni, życie, które dzielimy
jak posiłek w podróży[8]

 

Łatwo można dostrzec podobieństwa: północ, wspólne trwanie, rozmowa, a także to znamienne rozbicie na „ja” i „ty”, które złączone jest w „my”. Wszechobecna jest przeszłość, która także jest ostra „jak kolec”, błyszcząca. To samo? Inne „zredagowanie” tego samego wiersza? Wysunięcie takiego wniosku byłoby rażącym uproszczeniem, niedopuszczalnym błędem. Zasadnicza różnica kryje się w trzech ostatnich wersach. Wiersz pochodzący z Ziemi ognistej, wydanego cztery lata po Płótnie tomiku, zawiera jeszcze jedną perspektywę: przyszłość. Nie ogranicza się tylko do relacji przeszłość- teraźniejszość, oraz ucieczki przed tym, co było, w codzienność. Jak pisze Klejnocki: „Trauma (…) zostaje przezwyciężona, wiązadła uczuć potrafią być wystarczającym bastionem przeciw grozie świata.”[9].
Dla M. zawiera nadzieję, zapowiedź zmiany, szczęśliwą podróż. Wspólną. I miłość jak codzienny posiłek. Nie jako coś rutynowego, ale jako coś, bez czego nie można żyć…


BIBLIOGRAFIA PODMIOTOWA:

1)Pawlikowska- Jasnorzewska M.: Wiersze. Toruń 1994.

2)Zagajewski A.: Dwa miasta. Paryż- Kraków 1991.

3)Zagajewski A.: Płótno. Warszawa 2002.

4)Zagajewski A.: Ziemia ognista. Poznań 1994.

 

BIBLIOGRAFIA PRZEDMIOTOWA:

1)Czabanowska- Wróbel A.: Poszukiwanie blasku. O poezji Adama Zagajewskiego. Kraków 2005.

2)Klejnocki J.: Bez utopii? Rzecz o poezji Adama Zagajewskiego. Wałbrzych 2002.

3)Kucewicz P.: Leksykon polskich pisarzy współczesnych. Warszawa 1995.

4)Nyczek T.: Kos. O Adamie Zagajewskim. Kraków 2002.



[1] P. Kucewicz: Leksykon polskich pisarzy współczesnych. Warszawa 1995.

[2] A. Czabanowska- Wróbel: Poszukiwanie blasku. O poezji Adama Zagajewskiego. Kraków 2005, s. 59-60.

[3] A. Czabanowska- Wróbel: Poszukiwanie blasku. O poezji Adama Zagajewskiego. Kraków 2005,s. 40

[4] A. Zagajewski: Płótno. Warszawa 2002, s. 13.

[5] T. Nyczek: Kos. O Adamie Zagajewskim. Kraków 2002, s. 68.

[6] A. Zagajewski: Dwa miasta. Paryż- Kraków 1991, s. 30.

[7] M. Pawlikowska- Jasnorzewska: Wiersze. Toruń 1994, s. 22.

[8] A. Zagajewski.: Ziemia ognista. Poznań 1994, s. 7.

[9] J. Klejnocki: Bez utopii? Rzecz o poezji Adama Zagajewskiego. Wałbrzych 2002, s. 116.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Avatar uĹźytkownika - marius_marcus
marius_marcus
Dodany: 2008-07-28 21:15:26
0 +-
Czekam na kolejną publikację!

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje